Jest piękny jesienny czas. Słońce zagląda przez okiennice i zachęca do wyjścia na spacer. Gałęzie uginają się pod ciężarem jabłek. Zaglądają do pokoju.
Telimena leży jeszcze w łóżku. Ma na sobie piękną koszulę nocną i francuski szlafroczek. Na stoliczku stoi karafka z winem, filiżanka z kawą i świeże bułeczki. Choć wybiła już dwunasta, Telimena nie kwapi się do wstawania, czyta książkę – romans nadesłany właśnie w paczce z Petersburga.Zagląda do pokoju jej podopieczna, bawiąca tu w gościnie Zosia. Jak trudno uwierzyć, że to już kobieta, narzeczona…
– Ciocia jeszcze nie wstała? – pyta swym szczebiotliwym, przymilnym głosem.– Cóż pozostaje samotnej kobiecie, jeśli nie lektura – teatralnie wzdycha Telimena. – Pozostają książkowi kochankowie, kiedy mąż z kompanami, na łowach… Sprowadzałabym lektury z Paryża, ale pan mąż mówi, że to za drogo… Krytykuje nawet nieliczne abonowane pisma i z trudem zgadza się na sprowadzanie romansów z Rosji – Telimena ciężko wzdycha. – Ach, z Hrabią, który – jak wiesz, Zosiu, też starał się o moją rękę, byłoby inaczej… Jeździlibyśmy do Paryża i Petersburga na wystawy i do teatru, do opery – marzy… – Hrabia umiał zrozumieć duszę kobiety. No i byłabym hrabiną, nie Rejentową – popuszcza wodze fantazji.
– Co też ciocia opowiada? – dziwi się Zosia. – Pan Bolesta to miły, uczciwy człowiek. I w ciocię zapatrzony jak w tęczę. Tylko patrzeć, jak wrócą z polowania. A pan Hrabia i tak na wojnie – dodaje przekornie.
– Polowania, polowania w lesie, miód z barci, jabłka z sadu… Jakież to strasznie nudne…
– Nudne? Ależ, ciociu. Byłam rano w sadzie. Jakież te jabłka piękne, zebrałam cały kosz… Pobiegłam zanieść dzieciom włościańskim. Wie ciocia, jak się cieszyły? Rano też ptactwo nakarmiłam: ileż zniesionych nowych jaj. Pogoniłam trochę kucharkę, bo kłóciła się z kawiarką, zamiast smażyć jajecznicę dla panów na polowanie. To dzięki mnie, nie chwaląc się, i kawę na czas ciocia dostała, i panowie śniadanie… Tylko ich patrzeć… Może na święta dziczyznę wyborną przywiozą. I na dzisiejszy późny obiad ptactwa trochę. Ale wie ciocia, trochę mi szkoda tych upolowanych ptaków. No, ale na święta mięso potrzebne..
– A dajże spokój, dziewczyno, z tymi świętami. Święta tu lub znów w Soplicowie, z tymi samymi, wybacz, Zosiu, twarzami. Sędzia, Podkomorzy… A ja bym chciała świata, powietrza.
W sobotę zadzwoniła do mnie moja koleżanka Ania. Bardzo zależało jej na spotkaniu. Byłam zaskoczona jej uporem, ponieważ niedawno się widziałyśmy. Powiedziała jednak, że ma mi coś bardzo ciekawego do powiedzenia. Wspomniała coś na temat „Pana Tadeusza”, dlatego byłam naprawdę zaintrygowana. Nie wiedziałam, że Ania pasjonuje się szkolnymi lekturami. Z radością udałam się więc do jej mieszkania, żeby dowiedzieć się, jaka przygoda ją spotkała. Ania już czekała na mnie z gotową herbatą i ciastkami. Przeprosiła, że poczęstunek jest tak skromny. Byłam zaskoczona, ponieważ podczas naszych spotkań zawsze pojawiały się wyłącznie niewielkie przekąski. Ania rzeczywiście wydawała się odmieniona. Zauważyłam, że nie może skupić się na rozmowie na błahe tematy. Zapytałam ją więc, co chciała mi powiedzieć. Moja koleżanka odetchnęła z ulgą, że wreszcie może zabrać głos. Wydawała się jednak niepewna, jakby obawiała się, że jej nie uwierzę. Stwierdziła, że po prostu opowie mi, co ją spotkało, ponieważ musi się z kimś tym podzielić. Ania oznajmiła, że podczas lektury „Pana Tadeusza” niespodziewanie znalazła się w XIX-wiecznym Soplicowie. W pierwszym momencie myślałam, że żartuje, ale jej poważna i nieco przestraszona mina sugerowała coś innego.
Moja koleżanka zaczęła opowiadać, jak nagle znalazła się na uczcie z okazji zaręczyn trzech par. Początkowo czuła się onieśmielona, ponieważ nie znała szlacheckich obyczajów, a jej strój znacznie wyróżniał ją wśród innych. Wszyscy przyjęli ją jednak bardzo przyjaźnie. Inicjatywę przejął Wojski, pełniący rolę marszałka dworu. Wskazał Ani miejsce przy stole. Uczta miała miejsce na zamku Horeszków. Ania usiadła obok Hrabiego, który podziwiał piękno gotyckiego budynku. Rolę gospodarzy pełniła pierwsza para narzeczonych: Zosia i Tadeusz. Sumiennie wywiązywali się ze swoich obowiązków, dbając żeby nikomu nie zabrakło jedzenia ani napitku. Pozostałe dwie pary, czyli Telimena i Rejent oraz Tekla Hreczeszanka i Asesor, trzymały się raczej na uboczu, żeby nie przyćmić gospodarzy. Rejent przykuwał jednak uwagę swoim francuskim strojem, co wywołało oburzenie Maćka nad Maćkami, przywódcy szlachty zagrodowej.Ania była niezwykle poruszona pięknem serwisu, który pojawił się na stole. Co prawda, czytała jego opis na kartach „Pana Tadeusza”, ale nie mogło się to równać zobaczeniu naczyń na własne oczy. Artysta przedstawił na nich sceny z życia szlachty. Wojski objaśniał, co oznacza każdy z obrazków. Ania dowiedziała się wiele na temat narad, głosowań, sejmików, zwycięstw i porażek. Za każdym razem, gdy podawano nowe potrawy, zmieniał się też serwis. Ania porównała kolorystykę kolejnych naczyń do zmieniających się pór roku. Na obiad podano barszcz królewski, rosół staropolski, gorące pieczenie i ryby na półmiskach. Moja koleżanka była pod wrażeniem tych dań. Chociaż doskonale znała polską kuchnię, nigdy nie jadła jej w tak wyśmienitym wydaniu. Wojski z dumą opowiadał o wszystkich potrawach. Sędzia włączył się do rozmowy. Mężczyźni wychwalali polską kuchnię i jej wyższość nad zagranicznymi daniami. Siedzący obok Ani Hrabia nie był o tym przekonany, ale nie zamierzał sprzeciwiać się gospodarzom.
Gdy uczta dobiegła końca, Ania poczuła się zaniepokojona. Nie wiedziała, w jaki sposób znalazła się w Soplicowie, dlatego nie miała też pojęcia, jak wróci do domu. Okazało się jednak, że to jeszcze nie czas na pożegnanie. Rozpoczął się koncert Jankiela. Stary karczmarz doskonale grał na cymbałach. Ania była zdziwiona, że Zosia tak długo musiała go prosić, aby dał koncert. Żyd powinien chwalić się tak wielkim talentem przy każdej okazji. Ania po raz pierwszy słyszała grę na cymbałach, ale była naprawdę wzruszona. Nie miała pojęcia, że za pomocą muzyki można wyrazić tak wiele emocji. Ania rzeczywiście słyszała, że gra Jankiela ma opisywać historię Polski, wraz z jej lepszymi i gorszymi momentami. W towarzystwie zapadła cisza, nikt nie miał odwagi zabrać głosu, słuchając tak niezwykłej muzyki. Dopiero, gdy Jankiel skończył swój występ, rozległy się gromkie brawa. Ania dostrzegła w oczach zgromadzonych łzy wzruszenia. Zdała sobie sprawę, że wśród ludzi XXI wieku tak głęboki patriotyzm jest rzadko spotykany.Po koncercie Jankiela, nadszedł czas na tańce. Rozległy się dźwięki poloneza. Ania chciała się wycofać, ponieważ nie znała tego tańca zbyt dobrze. Niespodziewanie, Hrabia podał jej ramię. Zdawała sobie sprawę, że nie wypada odmówić, dlatego postanowiła z nim zatańczyć. W pierwszej parze kroczyli Podkomorzy i Zosia. Ania była pod wrażeniem tego, jak lekko i swobodnie tańczą. Po chwili jednak, sama również odnalazła odpowiedni rytm i zaczęła tańczyć z radością. Miała nawet nadzieję, że uda jej się zostać w Soplicowie na dłużej, żeby lepiej poznać obyczaje lokalnej szlachty. Pary tańczące poloneza coraz bardziej przyspieszały. Ani zaczęło kręcić się w głowie. Myślała, że to efekt tańca, ale po chwili znalazła się w swoim pokoju, Moja koleżanka nie miała pewności, czy jej wizyta w Soplicowie była tylko snem, czy wydarzyła się naprawdę. Dla mnie nie ma to jednak znaczenia. Zazdroszczę jej przygody, którą przeżyła, nawet jeśli to wszystko nie działo się na jawie.
Wyjaśnienie:
Starałam się, mam nadzieję że pomogłam i że chodziło o to.
Odpowiedź:
Jest piękny jesienny czas. Słońce zagląda przez okiennice i zachęca do wyjścia na spacer. Gałęzie uginają się pod ciężarem jabłek. Zaglądają do pokoju.
Telimena leży jeszcze w łóżku. Ma na sobie piękną koszulę nocną i francuski szlafroczek. Na stoliczku stoi karafka z winem, filiżanka z kawą i świeże bułeczki. Choć wybiła już dwunasta, Telimena nie kwapi się do wstawania, czyta książkę – romans nadesłany właśnie w paczce z Petersburga.Zagląda do pokoju jej podopieczna, bawiąca tu w gościnie Zosia. Jak trudno uwierzyć, że to już kobieta, narzeczona…
– Ciocia jeszcze nie wstała? – pyta swym szczebiotliwym, przymilnym głosem.– Cóż pozostaje samotnej kobiecie, jeśli nie lektura – teatralnie wzdycha Telimena. – Pozostają książkowi kochankowie, kiedy mąż z kompanami, na łowach… Sprowadzałabym lektury z Paryża, ale pan mąż mówi, że to za drogo… Krytykuje nawet nieliczne abonowane pisma i z trudem zgadza się na sprowadzanie romansów z Rosji – Telimena ciężko wzdycha. – Ach, z Hrabią, który – jak wiesz, Zosiu, też starał się o moją rękę, byłoby inaczej… Jeździlibyśmy do Paryża i Petersburga na wystawy i do teatru, do opery – marzy… – Hrabia umiał zrozumieć duszę kobiety. No i byłabym hrabiną, nie Rejentową – popuszcza wodze fantazji.
– Co też ciocia opowiada? – dziwi się Zosia. – Pan Bolesta to miły, uczciwy człowiek. I w ciocię zapatrzony jak w tęczę. Tylko patrzeć, jak wrócą z polowania. A pan Hrabia i tak na wojnie – dodaje przekornie.
– Polowania, polowania w lesie, miód z barci, jabłka z sadu… Jakież to strasznie nudne…
– Nudne? Ależ, ciociu. Byłam rano w sadzie. Jakież te jabłka piękne, zebrałam cały kosz… Pobiegłam zanieść dzieciom włościańskim. Wie ciocia, jak się cieszyły? Rano też ptactwo nakarmiłam: ileż zniesionych nowych jaj. Pogoniłam trochę kucharkę, bo kłóciła się z kawiarką, zamiast smażyć jajecznicę dla panów na polowanie. To dzięki mnie, nie chwaląc się, i kawę na czas ciocia dostała, i panowie śniadanie… Tylko ich patrzeć… Może na święta dziczyznę wyborną przywiozą. I na dzisiejszy późny obiad ptactwa trochę. Ale wie ciocia, trochę mi szkoda tych upolowanych ptaków. No, ale na święta mięso potrzebne..
– A dajże spokój, dziewczyno, z tymi świętami. Święta tu lub znów w Soplicowie, z tymi samymi, wybacz, Zosiu, twarzami. Sędzia, Podkomorzy… A ja bym chciała świata, powietrza.
Pozdrawiam <3
Odpowiedź:
W sobotę zadzwoniła do mnie moja koleżanka Ania. Bardzo zależało jej na spotkaniu. Byłam zaskoczona jej uporem, ponieważ niedawno się widziałyśmy. Powiedziała jednak, że ma mi coś bardzo ciekawego do powiedzenia. Wspomniała coś na temat „Pana Tadeusza”, dlatego byłam naprawdę zaintrygowana. Nie wiedziałam, że Ania pasjonuje się szkolnymi lekturami. Z radością udałam się więc do jej mieszkania, żeby dowiedzieć się, jaka przygoda ją spotkała. Ania już czekała na mnie z gotową herbatą i ciastkami. Przeprosiła, że poczęstunek jest tak skromny. Byłam zaskoczona, ponieważ podczas naszych spotkań zawsze pojawiały się wyłącznie niewielkie przekąski. Ania rzeczywiście wydawała się odmieniona. Zauważyłam, że nie może skupić się na rozmowie na błahe tematy. Zapytałam ją więc, co chciała mi powiedzieć. Moja koleżanka odetchnęła z ulgą, że wreszcie może zabrać głos. Wydawała się jednak niepewna, jakby obawiała się, że jej nie uwierzę. Stwierdziła, że po prostu opowie mi, co ją spotkało, ponieważ musi się z kimś tym podzielić. Ania oznajmiła, że podczas lektury „Pana Tadeusza” niespodziewanie znalazła się w XIX-wiecznym Soplicowie. W pierwszym momencie myślałam, że żartuje, ale jej poważna i nieco przestraszona mina sugerowała coś innego.
Moja koleżanka zaczęła opowiadać, jak nagle znalazła się na uczcie z okazji zaręczyn trzech par. Początkowo czuła się onieśmielona, ponieważ nie znała szlacheckich obyczajów, a jej strój znacznie wyróżniał ją wśród innych. Wszyscy przyjęli ją jednak bardzo przyjaźnie. Inicjatywę przejął Wojski, pełniący rolę marszałka dworu. Wskazał Ani miejsce przy stole. Uczta miała miejsce na zamku Horeszków. Ania usiadła obok Hrabiego, który podziwiał piękno gotyckiego budynku. Rolę gospodarzy pełniła pierwsza para narzeczonych: Zosia i Tadeusz. Sumiennie wywiązywali się ze swoich obowiązków, dbając żeby nikomu nie zabrakło jedzenia ani napitku. Pozostałe dwie pary, czyli Telimena i Rejent oraz Tekla Hreczeszanka i Asesor, trzymały się raczej na uboczu, żeby nie przyćmić gospodarzy. Rejent przykuwał jednak uwagę swoim francuskim strojem, co wywołało oburzenie Maćka nad Maćkami, przywódcy szlachty zagrodowej.Ania była niezwykle poruszona pięknem serwisu, który pojawił się na stole. Co prawda, czytała jego opis na kartach „Pana Tadeusza”, ale nie mogło się to równać zobaczeniu naczyń na własne oczy. Artysta przedstawił na nich sceny z życia szlachty. Wojski objaśniał, co oznacza każdy z obrazków. Ania dowiedziała się wiele na temat narad, głosowań, sejmików, zwycięstw i porażek. Za każdym razem, gdy podawano nowe potrawy, zmieniał się też serwis. Ania porównała kolorystykę kolejnych naczyń do zmieniających się pór roku. Na obiad podano barszcz królewski, rosół staropolski, gorące pieczenie i ryby na półmiskach. Moja koleżanka była pod wrażeniem tych dań. Chociaż doskonale znała polską kuchnię, nigdy nie jadła jej w tak wyśmienitym wydaniu. Wojski z dumą opowiadał o wszystkich potrawach. Sędzia włączył się do rozmowy. Mężczyźni wychwalali polską kuchnię i jej wyższość nad zagranicznymi daniami. Siedzący obok Ani Hrabia nie był o tym przekonany, ale nie zamierzał sprzeciwiać się gospodarzom.
Gdy uczta dobiegła końca, Ania poczuła się zaniepokojona. Nie wiedziała, w jaki sposób znalazła się w Soplicowie, dlatego nie miała też pojęcia, jak wróci do domu. Okazało się jednak, że to jeszcze nie czas na pożegnanie. Rozpoczął się koncert Jankiela. Stary karczmarz doskonale grał na cymbałach. Ania była zdziwiona, że Zosia tak długo musiała go prosić, aby dał koncert. Żyd powinien chwalić się tak wielkim talentem przy każdej okazji. Ania po raz pierwszy słyszała grę na cymbałach, ale była naprawdę wzruszona. Nie miała pojęcia, że za pomocą muzyki można wyrazić tak wiele emocji. Ania rzeczywiście słyszała, że gra Jankiela ma opisywać historię Polski, wraz z jej lepszymi i gorszymi momentami. W towarzystwie zapadła cisza, nikt nie miał odwagi zabrać głosu, słuchając tak niezwykłej muzyki. Dopiero, gdy Jankiel skończył swój występ, rozległy się gromkie brawa. Ania dostrzegła w oczach zgromadzonych łzy wzruszenia. Zdała sobie sprawę, że wśród ludzi XXI wieku tak głęboki patriotyzm jest rzadko spotykany.Po koncercie Jankiela, nadszedł czas na tańce. Rozległy się dźwięki poloneza. Ania chciała się wycofać, ponieważ nie znała tego tańca zbyt dobrze. Niespodziewanie, Hrabia podał jej ramię. Zdawała sobie sprawę, że nie wypada odmówić, dlatego postanowiła z nim zatańczyć. W pierwszej parze kroczyli Podkomorzy i Zosia. Ania była pod wrażeniem tego, jak lekko i swobodnie tańczą. Po chwili jednak, sama również odnalazła odpowiedni rytm i zaczęła tańczyć z radością. Miała nawet nadzieję, że uda jej się zostać w Soplicowie na dłużej, żeby lepiej poznać obyczaje lokalnej szlachty. Pary tańczące poloneza coraz bardziej przyspieszały. Ani zaczęło kręcić się w głowie. Myślała, że to efekt tańca, ale po chwili znalazła się w swoim pokoju, Moja koleżanka nie miała pewności, czy jej wizyta w Soplicowie była tylko snem, czy wydarzyła się naprawdę. Dla mnie nie ma to jednak znaczenia. Zazdroszczę jej przygody, którą przeżyła, nawet jeśli to wszystko nie działo się na jawie.
Wyjaśnienie:
Starałam się, mam nadzieję że pomogłam i że chodziło o to.