W poniedziałek rano listonosz szedł z pocztą do jego znajomych. Przechodząc koło śmietnika zauważył tam psa owczarka . Listonosz Antoni bardzo się zszokował tym co zobaczył . Pies wyciągał jedzenie ze śmietnika bo był głodny. Antoni nieuważnie uderzył torbą o jeden z pojemników na śmieci i pies gwałtownie się odwrócił i przestraszony uciekł za pojemnik ze śmieciami . Męszczyzna nie wiedząc co robić podszedł do psa , wyciągnął z torby kanapki i podał je psu na ręce . Pies zjadłszy wszystko co mu Antoni podał zaczął szczekać i podskakiwać z radości .W pewnym momencie skoczył męszczyźnie na ręce i zaczął oblizywać go po twarzy . Listonosz wzruszony zabrał psa ze sobą i po skończeniu pracy udał się do domu , gdzie nakarmił psa do syta . Męszczyzna zaprzyjaźnił się z psem , a pies z nim . Antoni wychodził do pracy zazwyczaj bardzo wcześnie , a pies często razem z nim , ale kiedy tak nie było pies witał po pracy swojego pana w drzwiach .Od znalezienia psa na śmietniku listonosz nigdy nie rozstawał się ze swoim przyjacielem .
Ta historia, którą teraz opowiem może wydawać się dziwna, trochę niemożliwa, ale wydarzyła się naprawdę.
Pewnego dnia wybrałam się z rodzicami na spacer po parku. Wstaliśmy o 7:00, zabraliśmy koszyk pełen jedzenia i wyruszyliśmy w drogę.
Szło się wspaniale. Wiosenne słońce przygrzewało dość mocno, rośliny powoli budziły się do życia. Czułam się wspaniale wśród otaczającej mnie przyrody. Ponadto już od dawna marzyłam, aby zapomnieć o niekończących się pracach domowych, sprawdzianach i nieustannych kartkówkach. Zresztą każdy z nas powinien znaleźć czas na odrobinę odpoczynku.
Po kilkugodzinnej wędrówce wreszcie usiedliśmy pod drzewem i zabraliśmy się za przygotowywanie pikniku.
Nagle usłyszałam donośny pisk. Coś zaszeleściło w krzakach. Nie ukrywam, przestraszyłam się nie na żarty. Przecież to mogło być jakieś groźne zwierze!
Szybko zawołałam rodziców. Razem rozchyliliśmy gałęzie i ujrzeliśmy... małego, przestraszonego szczeniaczka. Miał złamaną łapkę i kilka ran na pyszczku.
W tempie ekstremalnym wydobyłam z kieszeni komórkę i zadzwoniłam po weterynarza. Pojechałam razem z pieskiem do gabinetu.
Lekarz stwierdził, że nic mu nie będzie i na pewno wyzdrowieje. Niestety, zwierzak musiał zostać na obserwacji.
Tymczasem wróciłam do domu i ze wszystkich sił przekonywałam rodziców, żeby pozwolili mi zatrzymać psiaka. Musiałam się nieźle natrudzić, żeby się na to zgodzili.
Szczeniak zdrowiał na moich oczach. Wkrótce zaczął nawet psocić. Niezmiernie się z tego cieszyłam.
Następnego dnia odebrałam zwierzaka z kliniki. Odtąd stał się moim przyjacielem. Byliśmy nierozłączni.
W poniedziałek rano listonosz szedł z pocztą do jego znajomych. Przechodząc koło śmietnika zauważył tam psa owczarka . Listonosz Antoni bardzo się zszokował tym co zobaczył . Pies wyciągał jedzenie ze śmietnika bo był głodny. Antoni nieuważnie uderzył torbą o jeden z pojemników na śmieci i pies gwałtownie się odwrócił i przestraszony uciekł za pojemnik ze śmieciami . Męszczyzna nie wiedząc co robić podszedł do psa , wyciągnął z torby kanapki i podał je psu na ręce . Pies zjadłszy wszystko co mu Antoni podał zaczął szczekać i podskakiwać z radości .W pewnym momencie skoczył męszczyźnie na ręce i zaczął oblizywać go po twarzy . Listonosz wzruszony zabrał psa ze sobą i po skończeniu pracy udał się do domu , gdzie nakarmił psa do syta . Męszczyzna zaprzyjaźnił się z psem , a pies z nim . Antoni wychodził do pracy zazwyczaj bardzo wcześnie , a pies często razem z nim , ale kiedy tak nie było pies witał po pracy swojego pana w drzwiach .Od znalezienia psa na śmietniku listonosz nigdy nie rozstawał się ze swoim przyjacielem .
Ta historia, którą teraz opowiem może wydawać się dziwna, trochę niemożliwa, ale wydarzyła się naprawdę.
Pewnego dnia wybrałam się z rodzicami na spacer po parku. Wstaliśmy o 7:00, zabraliśmy koszyk pełen jedzenia i wyruszyliśmy w drogę.
Szło się wspaniale. Wiosenne słońce przygrzewało dość mocno, rośliny powoli budziły się do życia. Czułam się wspaniale wśród otaczającej mnie przyrody. Ponadto już od dawna marzyłam, aby zapomnieć o niekończących się pracach domowych, sprawdzianach i nieustannych kartkówkach. Zresztą każdy z nas powinien znaleźć czas na odrobinę odpoczynku.
Po kilkugodzinnej wędrówce wreszcie usiedliśmy pod drzewem i zabraliśmy się za przygotowywanie pikniku.
Nagle usłyszałam donośny pisk. Coś zaszeleściło w krzakach. Nie ukrywam, przestraszyłam się nie na żarty. Przecież to mogło być jakieś groźne zwierze!
Szybko zawołałam rodziców. Razem rozchyliliśmy gałęzie i ujrzeliśmy... małego, przestraszonego szczeniaczka. Miał złamaną łapkę i kilka ran na pyszczku.
W tempie ekstremalnym wydobyłam z kieszeni komórkę i zadzwoniłam po weterynarza. Pojechałam razem z pieskiem do gabinetu.
Lekarz stwierdził, że nic mu nie będzie i na pewno wyzdrowieje. Niestety, zwierzak musiał zostać na obserwacji.
Tymczasem wróciłam do domu i ze wszystkich sił przekonywałam rodziców, żeby pozwolili mi zatrzymać psiaka. Musiałam się nieźle natrudzić, żeby się na to zgodzili.
Szczeniak zdrowiał na moich oczach. Wkrótce zaczął nawet psocić. Niezmiernie się z tego cieszyłam.
Następnego dnia odebrałam zwierzaka z kliniki. Odtąd stał się moim przyjacielem. Byliśmy nierozłączni.
Mam nadzieję, że pomogłam ;>