Napisz opowiadanie (20-30 zdań) w którym opiszesz wizytę śmierci w twoim domu, uwzględnisz cel jej wizyty oraz zachowanie. Śmierc- w postaci chudej, bladej kobiety. dDam naj!
To był cieplły sobotni poranek. Nic nie wskazywało na przybycie niespodziewanego gościa. Obudziłam się rano z poczuciem, ze zdarzy się coś niezwykłego, jednak zignorowałam je. Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni. Moja mama już wstała. Siedziała z kubkiem parującej kawy w ręce i przeglądała gazetę. - Cześć, mamo - powiedziałam sennie. - Dzień dobry kochanie - mama uśmiechnęła się do mnie. - Jak ci się spało? - Źle... kilka razy budziłam się w nocy. Mam dziwne przeczucie, że zdarzy się coś niezwykłego. Może złego. - Czasem tak po prostu jest. Nie przejmuj się tym.- pocieszała mnie mama. Poszłam do łazienki. Gdy załatwiłam wszystko co chciałam, wróciłam do kuchni. Dzień mijał jak zwykle. Po zjedzonym śniadaniu skierowałam się do pokoju. Postanowiłam, że odrobię lekcje. Właśnie skończyłam, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Moja mama sie zdrzemnęła, więc poszłam zobaczyć kto to. Na mojego tatę było za wcześnie, a nikogo innego się nie spodziewaliśmy. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam chudą postać. Nie byłoby przesadą, gdybym powiedziała " Sama skóra i kości." Była też bardzo blada. Patrzyła na mnie oczami bez wyrazu znad wystających kości policzkowych. Czarny, potargany płaszcz powiewał na wietrze, który zerwał się nagle. W tedy dotarło do mnie kogo widzę. "To śmierć" pomyślałam ze strachem i zadrżałam. - D...d... dzień dobry... - powiedziałam niepewnie - pa...pani do kogo? Śmierć tylko rozejrzała się po domu. - Aleksandro, już czas! - krzyknęła nagle zachrypniętym głosem - Przyjdź tutaj! - Aleksandra? - zdziwiłam się - nie znam nikogo takiego... Czy... Czy pani nie pomyliła przypadkiem domów? Na mojej ulicy wszystkie domy były takie same. Zaświtała we mnie nadzieja. - Czy to (twoja ulica) (jakiś numer)? - śmierć była zbita z tropu - Nie to (twoja ulica) (twój nr). - odpowiedziałam z nutką pretensji w głosie. - Ojć... Bardzo przepraszam... Nie pojawię się tutaj długo... Żegnam! I... zniknęła! Dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. "Dziwne... " pomyślałam. Wciąż sie trzęsłam. Pocieszyło mnie jednak to, że śmierć się u nas długo nie pojawi. Chyba, że znów pomyli numery...
1 votes Thanks 0
vivianne96
Wczorajszej nocy bardzo źle się czułam. Byłam ostatnio u lekarza, który przepisał mi antybiotyk. Nie byłam odpowiedzialna, ponieważ nie przyjmowałam tego leku. Stwierdziłam, że bez niego też sobie poradzę. Znajomi ciągle mi powtarzali bym próbowała regenerować swoje zdrowie naturalnymi domowymi sposobami. Tak też zrobiłam i piłam herbatę z miodem, jadłam chleb z czosnkiem. Jednak czułam, że coś jest nie tak, ale nie jestem osobą z tych co panikują, więc zignorowałam swoje złe samopoczucie. Wieczorem po kąpieli położyłam się prosto do łóżka i zaczęłam czytać książkę. Kilka razy miałam wrażenie, że zemdleję, ale zrzuciłam całą winę na to, że w moim pokoju było bardzo gorąco. Otworzyłam więc okno i nalałam do szklanki chłodnego soku z lodówki. Z powrotem położyłam się pod kołdrą i wpatrywałam się w swoją lustrzaną szafę, która stoi naprzeciwko mojego łóżka. Gdy rodzice poszli spać, zgasiłam nocną lampkę i leżałam na wznak wpatrując się nadal w mebel. Przypomniałam sobie, że dziś pełnia, więc pewnie długo nie zasnę. Po chwili przez okno wpadło do mojego pokoju światło księżyca. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, w to co zobaczyłam. W lustrze odbijała się chuda, blada kobieta, o długich kruczoczarnych włosach i lśniących zielonych oczach. W jednej chwili zamarłam, ona stała tuż za mną. Czułam, że całe moje ciało jest sparaliżowane i nie mogę wykonać żadnego ruchu. Kobieta zaczęła się nade mną nachylać i zaczęła szeptać mi do ucha 'Czy wiesz jak źle postępujesz? Nie chcę dla Ciebie źle. Jesteś młodą dziewczynką, masz przed sobą całe dzieciństwo. Nie lekceważ tego co mówią do ciebie dorośli i dostosuj się do ich poleceń. Teraz się z tobą żegnam i życzę spokojnej nocy.' Po tych słowach natychmiast wstałam z łóżka, spojrzałam na zegarek i była godzina druga w nocy. Przed położeniem się sprawdzałam godzinę i było kilka minut przed północą. Zastanawiałam się jak to możliwe, i pełna nadziei pomyślałam, że to wszystko mi się tylko śniło. Nad ranem czym prędzej połknęłam przepisane antybiotyki. Mama na mnie dziwnie patrzyła i powiedziała, że w nocy słyszała jakąś rozmowę z mojego pokoju i zwróciła mi tylko uwagę, bym o tak późnych porach już nie rozmawiała przez telefon ze znajomymi. Już wtedy wiedziałam, że to co się wydarzyło to nie był sen. To była wizyta śmierci, która pouczyła mnie bym zmieniła swoje postępowanie. Od tej pory nigdy nie ignoruję tego co mówią do mnie inni i zawsze już będę się stosować do tego co mi radzą.
To był cieplły sobotni poranek. Nic nie wskazywało na przybycie niespodziewanego gościa.
Obudziłam się rano z poczuciem, ze zdarzy się coś niezwykłego, jednak zignorowałam je. Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni. Moja mama już wstała.
Siedziała z kubkiem parującej kawy w ręce i przeglądała gazetę.
- Cześć, mamo - powiedziałam sennie.
- Dzień dobry kochanie - mama uśmiechnęła się do mnie. - Jak ci się spało?
- Źle... kilka razy budziłam się w nocy. Mam dziwne przeczucie, że zdarzy się coś niezwykłego. Może złego.
- Czasem tak po prostu jest. Nie przejmuj się tym.- pocieszała mnie mama.
Poszłam do łazienki. Gdy załatwiłam wszystko co chciałam, wróciłam do kuchni.
Dzień mijał jak zwykle. Po zjedzonym śniadaniu skierowałam się do pokoju. Postanowiłam, że odrobię lekcje. Właśnie skończyłam, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Moja mama sie zdrzemnęła, więc poszłam zobaczyć kto to. Na mojego tatę było za wcześnie, a nikogo innego się nie spodziewaliśmy. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam chudą postać. Nie byłoby przesadą, gdybym powiedziała " Sama skóra i kości." Była też bardzo blada. Patrzyła na mnie oczami bez wyrazu znad wystających kości policzkowych. Czarny, potargany płaszcz powiewał na wietrze, który zerwał się nagle. W tedy dotarło do mnie kogo widzę. "To śmierć" pomyślałam ze strachem i zadrżałam.
- D...d... dzień dobry... - powiedziałam niepewnie - pa...pani do kogo?
Śmierć tylko rozejrzała się po domu.
- Aleksandro, już czas! - krzyknęła nagle zachrypniętym głosem - Przyjdź tutaj!
- Aleksandra? - zdziwiłam się - nie znam nikogo takiego... Czy... Czy pani nie pomyliła przypadkiem domów?
Na mojej ulicy wszystkie domy były takie same. Zaświtała we mnie nadzieja.
- Czy to (twoja ulica) (jakiś numer)? - śmierć była zbita z tropu
- Nie to (twoja ulica) (twój nr). - odpowiedziałam z nutką pretensji w głosie.
- Ojć... Bardzo przepraszam... Nie pojawię się tutaj długo... Żegnam!
I... zniknęła! Dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. "Dziwne... " pomyślałam. Wciąż sie trzęsłam. Pocieszyło mnie jednak to, że śmierć się u nas długo nie pojawi. Chyba, że znów pomyli numery...