Jak codzień Skawińskiemu przywieziono na wyspe paczkę z pożywieniem. Kiedy zszedł, po nią, zauważył jeszcze jeden pakunek zawinięty w żagiel. Z zaciekawieniem otworzył go. Znajdowały się tam ksiązki, przysłane przez Polskie Towarzystwo z Nowego Jorku. Wziął do ręki jedną z nich. Była to epopeja narodowa pt. "Pan Tadeusz". Zaczął czytać pierwsze słowa : "Litwo! Ojczyzno moja! ... " . Serce starca zaczęło bić szybciej. Zdawało mu się, że akcja książki toczy się na jego małej wysepce. Był szczęśliwy, że może czytać książke w ojczystym języku i czuł duże wzruszenie. Łzy same płynęły mu z oczu, ale uparcie czytał dalej. Upadł na ziemię i leżał tak dłuższą chwilę płacząc.W tych łzach była tęsknota za domem, rodziną i rodakami, do których mu serce rwało. Wstał i czytał dalej. Nadszedł zmierzch. Skawiński oparł się o skałę i wtedy powróciły wspomnienia. Widział polskie pola, łąki, lasy i wioski. A przygrywał mu szum lasów i rzek. Ciałem był obecny na wyspie,a duszą i umysłem w rodzinnych stronach. Jego piękny sen pełen wspomnień przerwał jakiś głos. Tej nocy starzec nie zapalił latarni morskiej , czego skutkiem było rozbicie się statku na mieliźnie. Skawiński został zwolniony z pracy i pozostała mu tylko ksiązka, która zawierałą jego wspomnienia o Polsce. Była jego jedyną dumą.
Dni na latarni były podobne do siebie, praktycznie niczym się nie różniły. Tydzień mijał za tygodniem. Jednak pewnego dnia łódka przywiozła wodę i jedzenie oraz zostawiła coś jeszcze. Byłem bardzo ciekawy co to jest, więc otworzyłem paczkę i zobaczyłem książki. Ręce mi drżały, ale wziąłem jedną z nich i zobaczyłem, że książka jest polska. Przetarłem oczy, bo nie mogłem w to uwierzyć. Moje zdziwienie było ogromne. Myślałem, że to wszystko, to tylko piękny sen, który zniknie, gdy otworze swe oczy. Ale nic podobnego się nie stało, książka była, a ja słyszałem bicie własnego serca. Zobaczyłem stronę tytułową i wiedziałem, że autor jest mi znany i, że jest on wielkim poetą. W ciszy jaka panowała, zacząłem czytać drżącym, głośnym głosem. Brakowało mi go, wydawało mi się, że litery są coraz bliżej moich oczu, abym je czytał, jednak mnie coś ściskało za gardło. Po chwili odpoczynku, zacząłem znów czytać. Przeczytałem kawałek treści i rzuciłem się na ziemię, głośno krzycząc. Płakałem, bo byłem zdziwiony, że przez tyle lat nie słyszałem języka ojczystego, a teraz on sam przyszedł do mnie. W płaczu, nie wyrażałem żadnego bólu, lecz tęsknotę, która się we mnie wzbudziła i miłość do ojczyzny. Wstałem z ziemi, a we mnie był ogromny spokój i poczułem natchnienie, więc zacząłem czytać dalej. Zmierzch zatarł litery, a ja przymknąłem oczy i się rozmarzyłem. To znaczy przeniosłem się do ojczyzny, do mojej rodzinnej wsi. Obraz przelatywał mi szybko, jednak ja pamiętałem wieś, jakbym był tam dzisiaj. Z moich myśli wyrwał mnie głos jakiegoś człowieka. Był to Johns, który oznajmił mi, że nie zapaliłem latarni przez co rozbiła się łódź. Na tę wiadomość pobladłem.
Jak codzień Skawińskiemu przywieziono na wyspe paczkę z pożywieniem. Kiedy zszedł, po nią, zauważył jeszcze jeden pakunek zawinięty w żagiel. Z zaciekawieniem otworzył go. Znajdowały się tam ksiązki, przysłane przez Polskie Towarzystwo z Nowego Jorku.
Wziął do ręki jedną z nich. Była to epopeja narodowa pt. "Pan Tadeusz". Zaczął czytać pierwsze słowa : "Litwo! Ojczyzno moja! ... " . Serce starca zaczęło bić szybciej. Zdawało mu się, że akcja książki toczy się na jego małej wysepce. Był szczęśliwy, że może czytać książke w ojczystym języku i czuł duże wzruszenie. Łzy same płynęły mu z oczu, ale uparcie czytał dalej. Upadł na ziemię i leżał tak dłuższą chwilę płacząc.W tych łzach była tęsknota za domem, rodziną i rodakami, do których mu serce rwało.
Wstał i czytał dalej. Nadszedł zmierzch.
Skawiński oparł się o skałę i wtedy powróciły wspomnienia. Widział polskie pola, łąki, lasy i wioski. A przygrywał mu szum lasów i rzek. Ciałem był obecny na wyspie,a duszą i umysłem w rodzinnych stronach.
Jego piękny sen pełen wspomnień przerwał jakiś głos. Tej nocy starzec nie zapalił latarni morskiej , czego skutkiem było rozbicie się statku na mieliźnie. Skawiński został zwolniony z pracy i pozostała mu tylko ksiązka, która zawierałą jego wspomnienia o Polsce. Była jego jedyną dumą.
Dni na latarni były podobne do siebie, praktycznie niczym się nie różniły. Tydzień mijał za tygodniem. Jednak pewnego dnia łódka przywiozła wodę i jedzenie oraz zostawiła coś jeszcze. Byłem bardzo ciekawy co to jest, więc otworzyłem paczkę i zobaczyłem książki. Ręce mi drżały, ale wziąłem jedną z nich i zobaczyłem, że książka jest polska. Przetarłem oczy, bo nie mogłem w to uwierzyć. Moje zdziwienie było ogromne. Myślałem, że to wszystko, to tylko piękny sen, który zniknie, gdy otworze swe oczy. Ale nic podobnego się nie stało, książka była, a ja słyszałem bicie własnego serca.
Zobaczyłem stronę tytułową i wiedziałem, że autor jest mi znany i, że jest on wielkim poetą. W ciszy jaka panowała, zacząłem czytać drżącym, głośnym głosem. Brakowało mi go, wydawało mi się, że litery są coraz bliżej moich oczu, abym je czytał, jednak mnie coś ściskało za gardło. Po chwili odpoczynku, zacząłem znów czytać. Przeczytałem kawałek treści i rzuciłem się na ziemię, głośno krzycząc. Płakałem, bo byłem zdziwiony, że przez tyle lat nie słyszałem języka ojczystego, a teraz on sam przyszedł do mnie. W płaczu, nie wyrażałem żadnego bólu, lecz tęsknotę, która się we mnie wzbudziła i miłość do ojczyzny. Wstałem z ziemi, a we mnie był ogromny spokój i poczułem natchnienie, więc zacząłem czytać dalej.
Zmierzch zatarł litery, a ja przymknąłem oczy i się rozmarzyłem. To znaczy przeniosłem się do ojczyzny, do mojej rodzinnej wsi. Obraz przelatywał mi szybko, jednak ja pamiętałem wieś, jakbym był tam dzisiaj.
Z moich myśli wyrwał mnie głos jakiegoś człowieka. Był to Johns, który oznajmił mi, że nie zapaliłem latarni przez co rozbiła się łódź. Na tę wiadomość pobladłem.