Napisz opis przeżyć wewnętrznych Odyseusza Podczas podróży do Ziemi Feakow .
synowcowa
Pewnwgo słonecznego dnia rozmyślałem nad dotarciem do ziem Feaków. Pomyślałem sobie już o dotaciu do wyspy i ujrzeniu ludu. Może wkońcu poczuję się lepiej? Więc następnego dnia, zgromadziłem pokarm i wodę, bo niegdy nie wiadomo, co się może zdarzyć na morzu. Rozpiąłem żagle i ruszyłem w drogę. Nagle poczułem wielką ulgę i radość, że niedługo ujrzę moją kochaną ziemię. Zgodnie z nakazem nimfy Kalipso, płynąłem w stronę gwiazd. Pewnej nocy oznajmiłem sobie, że będę się w domu czuł bezpiecznie i wreszcie uspokoję złe myśli. Szczęśliwy, usnąłem na tratwie. Gdy się obudziłem, spojrzałem w kartkę, gdzie zapisywałem dni mojej wyprawy. Cała podróż trwała siedemnaście dni, a osiemnastego dnia dostrzegłem ziemię Feaków, która wyglądała jak okrągła tarcza na mglisym morzu. Moje serce biło spokojniej, a w duchu czułem wielką radość. Gdyż tu nagle zza chmur wydostał się władca mórz-Posejdon. Wiedziałem, że on jest złym człowiekiem i daje każdemu surową karę. Poczułem wielki strach i ogarnęło mnie przerażenie. Posejdon chciał mnie ukarać za oślepnienie jego syna-cyklopa Polifema. Spędził wielkie chmury i wiatr nad moją tratwę. Ruszył swoim trójzębem wodę, wtedy rozszalała się gwałtowna burza. Przerażony tą sytuacją, nie wiedziałem, co mam robić, czy uciekać lub wskoczyć do wody. Poczułem ogromny strach i lęk. Sądziłem, że wszystko na marne. Już nie ujrzę mojej ziemi utęsknionej, kochanych ludzi i domowników. Pomyślałem przez chwile o tym, ale oznajmiłem sobie, że będę dzielny i nie poddam się. Zacząłem głośno krzyczeć, że powinnem zginąć bohaterską śmiercią, wtedy gdy nadchylałem się nad ciałem Achillesa, a Trojanie mierzyli do mnie włócznią. Nagle ogromna fala uderzyła w moją tratwę. Pomyślałem, że to już koniec. Utraciłem nadzieję na lepsze. Morze złamało cały maszt, niszcząc żagle i reje. Wpadłem do wody, a szaty, które otrzymałem od Kalipso swoim ciężarem ściągały mnie do dna morza. Bogowie wiatrów wyrządzali mi krzywdę. Bawili się moim ciałem-pędzili mnie z miejsca na miejsce. Byłem zmęczony i brakowało mi sił. Uratowała mnie Leukoteta. Zapaliła się we mnie iskierka nadziei. Kazała mi zdjąć te szaty, porzucić tratwę i popłynąć ku ziemi Feaków. Podarowała mi czarodziejską przepaskę, która ma mi pomóc do dotarcia do brzegu. A tam wrzucić chustkę do morza, odwracając się tyłem. Zdobyłem chęć do życia. Lecz nie potrwało to długo. Posejdon zemścił się jeszcze raz. Fala uderzyła w moją lichuteńką łódź. Rosypała się cała. Nie mogłem uwierzyć, że mogło mnie takie coś spotkać. Wszystko upadło. Ale przypomniało mi się o chusteczce. Uwierzyłem w siebie i zdecydowałem dotrzeć do wyspy. Pomagała mi Atena. Wyciszyła morze i uspokoiła wiatry. Podziękowałem jej i odpłynąłem z wielką nadzieją i zadowoleniem. Mój rejs trwał jeszcze dwa dni i dwie noce, a rankiem trzeciego dnia ujrzałem ziemię Feaków. Wtedy obudziła się we mnie radość i uświadomiłem sobie, że dla cennej rzeczy, można zrobić i pokonać wszystko.
Rozpiąłem żagle i ruszyłem w drogę. Nagle poczułem wielką ulgę i radość, że niedługo ujrzę moją kochaną ziemię. Zgodnie z nakazem nimfy Kalipso, płynąłem w stronę gwiazd.
Pewnej nocy oznajmiłem sobie, że będę się w domu czuł bezpiecznie i wreszcie uspokoję złe myśli. Szczęśliwy, usnąłem na tratwie. Gdy się obudziłem, spojrzałem w kartkę, gdzie zapisywałem dni mojej wyprawy. Cała podróż trwała siedemnaście dni, a osiemnastego dnia dostrzegłem ziemię Feaków, która wyglądała jak okrągła tarcza na mglisym morzu. Moje serce biło spokojniej, a w duchu czułem wielką radość.
Gdyż tu nagle zza chmur wydostał się władca mórz-Posejdon. Wiedziałem, że on jest złym człowiekiem i daje każdemu surową karę. Poczułem wielki strach i ogarnęło mnie przerażenie. Posejdon chciał mnie ukarać za oślepnienie jego syna-cyklopa Polifema. Spędził wielkie chmury i wiatr nad moją tratwę. Ruszył swoim trójzębem wodę, wtedy rozszalała się gwałtowna burza. Przerażony tą sytuacją, nie wiedziałem, co mam robić, czy uciekać lub wskoczyć do wody. Poczułem ogromny strach i lęk. Sądziłem, że wszystko na marne. Już nie ujrzę mojej ziemi utęsknionej, kochanych ludzi i domowników.
Pomyślałem przez chwile o tym, ale oznajmiłem sobie, że będę dzielny i nie poddam się. Zacząłem głośno krzyczeć, że powinnem zginąć bohaterską śmiercią, wtedy gdy nadchylałem się nad ciałem Achillesa, a Trojanie mierzyli do mnie włócznią.
Nagle ogromna fala uderzyła w moją tratwę. Pomyślałem, że to już koniec. Utraciłem nadzieję na lepsze. Morze złamało cały maszt, niszcząc żagle i reje. Wpadłem do wody, a szaty, które otrzymałem od Kalipso swoim ciężarem ściągały mnie do dna morza.
Bogowie wiatrów wyrządzali mi krzywdę. Bawili się moim ciałem-pędzili mnie z miejsca na miejsce. Byłem zmęczony i brakowało mi sił. Uratowała mnie Leukoteta. Zapaliła się we mnie iskierka nadziei. Kazała mi zdjąć te szaty, porzucić tratwę i popłynąć ku ziemi Feaków. Podarowała mi czarodziejską przepaskę, która ma mi pomóc do dotarcia do brzegu.
A tam wrzucić chustkę do morza, odwracając się tyłem. Zdobyłem chęć do życia. Lecz nie potrwało to długo. Posejdon zemścił się jeszcze raz.
Fala uderzyła w moją lichuteńką łódź. Rosypała się cała. Nie mogłem uwierzyć, że mogło mnie takie coś spotkać. Wszystko upadło. Ale przypomniało mi się o chusteczce. Uwierzyłem w siebie i zdecydowałem dotrzeć do wyspy. Pomagała mi Atena. Wyciszyła morze i uspokoiła wiatry. Podziękowałem jej i odpłynąłem z wielką nadzieją i zadowoleniem.
Mój rejs trwał jeszcze dwa dni i dwie noce, a rankiem trzeciego dnia ujrzałem ziemię Feaków. Wtedy obudziła się we mnie radość i uświadomiłem sobie, że dla cennej rzeczy, można zrobić i pokonać wszystko.