Naturalne planowanie rodziny - czy naturalna antykoncepcja?
Na początek parę słów o tym, co rozumiemy poprzez tzw. naturalne planowanie rodziny (dalej: NPR). Wolno nam dyskutować o samej metodzie – jedyne oficjalne ograniczenie nałożone przez Kościół dotyczy jej nauczania i polecania. Zbyt długo milczeliśmy, podczas gdy nieroztropni i gorliwi zwolennicy rozpropagowali ją na całym świecie. (...) Metoda oparta jest na rytmie płodności i niepłodności, występującym w miesięcznym cyklu menstruacyjnym kobiety. Mówiąc krótko, wydaje się dziś pewne z medycznego punktu widzenia, że w niektóre dni miesiąca jest całkiem prawdopodobne, że kobieta pocznie nowe życie, w inne natomiast jest to mało prawdopodobne. Dni, w które poczęcie jest prawdopodobne, nazwano dniami "płodnymi", pozostałe zaś – "niepłodnymi". Metoda "cyklu" polega na spełnianiu powinności małżeńskich jedynie w dni "niepłodne". Stosuje się ją w celu uzyskania odstępów pomiędzy kolejnymi poczęciami lub wprost dla unikania potomstwa. Niezależnie od tego, czy metoda ta stosowana jest przez kilka miesięcy, lat, czy przez cały okres naturalnej płodności, pobudka zostaje ta sama – jest nią zapobieżenie poczęciu i ciąży.
Przestańmy mówić o "wstrzemięźliwości", to tylko slogan służący do skierowania rozumowania na inny tor. Ludzie, którzy stosują tę metodę, nie troszczą się w pierwszym rzędzie o wstrzemięźliwość, próbują po prostu uniknąć poczęcia. To dlatego ograniczają akty małżeńskie jedynie do dni niepłodności – tzw. okresów bezpiecznych.
Praktyka ta stwarza problem moralny jedynie wówczas, jeśli traktowana jest jako system, w którym każdy akt współżycia płciowego lub abstynencji staje się elementem pomysłowego planu uniknięcia normalnej i naturalnej konsekwencji zjednoczenia małżonków, jakim jest poczęcie. Dopóki rozważamy odosobnione akty małżeńskie w dni bezpłodności czy wstrzemięźliwość w dni płodne, obowiązują nas zwykłe reguły prawa moralnego. Kiedykolwiek mamy do czynienia ze stosunkiem małżeńskim, musi on być dokonany właściwie i kompletnie. Wszystkie nienaturalne i sztuczne metody unikania poczęcia, stosowane przed, w trakcie czy zaraz po akcie małżeńskim określa się jako antykoncepcję – ciężki grzech przeciwko naturze. Musimy więc ocenić moralność NPR jako systemu. Czy małżonkowie mogą przez świadomy wybór stosować tę metodę, aby uniknąć poczęcia?
Wbrew szeroko rozprzestrzenionemu przekonaniu, metoda "cyklu" nie jest tym samym, co antykoncepcja. To prawda, że czasem cel małżonków jest ten sam: stosują oni tę metodę, aby uniknąć poczęcia – ale nie jest to to samo, co sztuczna kontrola urodzin. Praktykowanie antykoncepcji jest wbrew naturze, jest zboczeniem takim samym jak homoseksualizm. Jednak z samego tylko powodu, że "cykl" jest czymś naturalnym, nie wynika, że stosowanie NPR jest moralnie dobre i dozwolone. Stosowanie tej metody wynika z wolnej i rozumnej woli – woli uniknięcia posiadania dzieci, która jest wprost sprzeczna z pierwszym celem stosunków małżeńskich. Czy taki wolny wybór jest grzeszny i sprzeczny z wolą Boga?
Naturalne planowanie rodziny - czy naturalna antykoncepcja?
Na początek parę słów o tym, co rozumiemy poprzez tzw. naturalne planowanie rodziny (dalej: NPR). Wolno nam dyskutować o samej metodzie – jedyne oficjalne ograniczenie nałożone przez Kościół dotyczy jej nauczania i polecania. Zbyt długo milczeliśmy, podczas gdy nieroztropni i gorliwi zwolennicy rozpropagowali ją na całym świecie. (...) Metoda oparta jest na rytmie płodności i niepłodności, występującym w miesięcznym cyklu menstruacyjnym kobiety. Mówiąc krótko, wydaje się dziś pewne z medycznego punktu widzenia, że w niektóre dni miesiąca jest całkiem prawdopodobne, że kobieta pocznie nowe życie, w inne natomiast jest to mało prawdopodobne. Dni, w które poczęcie jest prawdopodobne, nazwano dniami "płodnymi", pozostałe zaś – "niepłodnymi". Metoda "cyklu" polega na spełnianiu powinności małżeńskich jedynie w dni "niepłodne". Stosuje się ją w celu uzyskania odstępów pomiędzy kolejnymi poczęciami lub wprost dla unikania potomstwa. Niezależnie od tego, czy metoda ta stosowana jest przez kilka miesięcy, lat, czy przez cały okres naturalnej płodności, pobudka zostaje ta sama – jest nią zapobieżenie poczęciu i ciąży.
Przestańmy mówić o "wstrzemięźliwości", to tylko slogan służący do skierowania rozumowania na inny tor. Ludzie, którzy stosują tę metodę, nie troszczą się w pierwszym rzędzie o wstrzemięźliwość, próbują po prostu uniknąć poczęcia. To dlatego ograniczają akty małżeńskie jedynie do dni niepłodności – tzw. okresów bezpiecznych.
Praktyka ta stwarza problem moralny jedynie wówczas, jeśli traktowana jest jako system, w którym każdy akt współżycia płciowego lub abstynencji staje się elementem pomysłowego planu uniknięcia normalnej i naturalnej konsekwencji zjednoczenia małżonków, jakim jest poczęcie. Dopóki rozważamy odosobnione akty małżeńskie w dni bezpłodności czy wstrzemięźliwość w dni płodne, obowiązują nas zwykłe reguły prawa moralnego. Kiedykolwiek mamy do czynienia ze stosunkiem małżeńskim, musi on być dokonany właściwie i kompletnie. Wszystkie nienaturalne i sztuczne metody unikania poczęcia, stosowane przed, w trakcie czy zaraz po akcie małżeńskim określa się jako antykoncepcję – ciężki grzech przeciwko naturze. Musimy więc ocenić moralność NPR jako systemu. Czy małżonkowie mogą przez świadomy wybór stosować tę metodę, aby uniknąć poczęcia?
Wbrew szeroko rozprzestrzenionemu przekonaniu, metoda "cyklu" nie jest tym samym, co antykoncepcja. To prawda, że czasem cel małżonków jest ten sam: stosują oni tę metodę, aby uniknąć poczęcia – ale nie jest to to samo, co sztuczna kontrola urodzin. Praktykowanie antykoncepcji jest wbrew naturze, jest zboczeniem takim samym jak homoseksualizm. Jednak z samego tylko powodu, że "cykl" jest czymś naturalnym, nie wynika, że stosowanie NPR jest moralnie dobre i dozwolone. Stosowanie tej metody wynika z wolnej i rozumnej woli – woli uniknięcia posiadania dzieci, która jest wprost sprzeczna z pierwszym celem stosunków małżeńskich. Czy taki wolny wybór jest grzeszny i sprzeczny z wolą Boga?