Napisz na czym polega złamanie konwencji w opowiadaniu Sławomira Mrożka
,,Śpiąca Królewna"
Praca musi być długa na jedną stronę zeszytu A5.
Na łożu wśród kwiatów, pod wiekiem z kryształu spała Śpiąca Królewna.
Była piękna, dobra i rozumna, lecz jej uroda, dobro i rozum spały wraz z nią. Była, lecz spała, więc jakby jej nie było. Tylko jej uroda ukazywała się przez wieko przezroczyste, ale nie zalety jej charakteru. Od niepamiętnych czasów pogrążona była we śnie, a życzliwe krasnoludki otaczały ją kołem, broniły przystępu zbójcom i dzikim zwierzętom. One wiedziały, że tylko Wędrowny Królewicz miał prawo zbliżyć się do niej. Ale to nie było pewne, że Królewicz przyjdzie ani też, że nie przyjdzie.
Jakaż więc to była ich radość, kiedy pewnego majowego ranka zobaczyły wierne krasnoludki Królewicza, co wędrując, szczęśliwym trafem zapuścił się w te okolice. „Tutaj! Tutaj!”- zaczęły wołać i już zdejmują wieko kryształowe.
Zbliżył się Królewicz. Patrzy i widzi - jakże piękna jest ta Śpiąca Królewna. Ulegając przemożnemu odruchowi, nachylił się i złożył pocałunek na jej ustach bladoróżanych. Tak właśnie, jak było przewidziane.
Królewna otwiera oczy, budzi się i widzi pochylonego nad nią Królewicza. Zarzuca mu na szyję ramiona, a krasnoludki dookoła tańczą z radości. A również z zadowolenia, że skończył się ich dyżur przy królewnie i nareszcie będą mogły się zająć swoimi sprawami.
Kiedy krasnoludki oddaliły się w podskokach, Królewicz nadal trwał w objęciach Królewny, a ona go obejmowała. Aż zaczęły go plecy boleć, nieznacznie przysiadł więc na krawędzi łoża kryształowego, lecz wciąż przez nią obejmowany - zasadniczo pozycji zmienić nie mógł. Więc po jakimś czasie zapytał:
- Co teraz będzie?
- Teraz pozostaniemy tak na zawsze - odparła Królewna.
- Na zawsze?- zdziwił się Królewicz.
- Oczywiście. Czy nie po to mnie obudziłeś, składając pocałunek na moich ustach bladoróżanych?
- Ależ Królewno moja, czy nas to nie znudzi?
- Nie rozumiem, o czym mówisz. Przecież to jest szczęście.
Stropił się Królewicz i już nie dyskutował, bo mu nie wypadało. Aż po jakimś czasie znowu spróbował, lecz tym razem starając się swój subiektywny punkt widzenia przedstawić niejako obiektywnie.
- Widzisz, moja droga Królewno, subiektywnie najzupełniej się z tobą zgadzam, ale obiektywnie rzecz przedstawia się tak: jestem Wędrownym Królewiczem, tak zaprogramowanym, to znaczy do tego przeznaczonym, żeby wędrować po świecie w poszukiwaniu Śpiących Królewien. Jak tylko jakąś Śpiącą Królewnę widzę, zbliżam się i składam pocałunek na jej ustach bladoróżanych. Wtedy ona się budzi, ale co potem, to już nie jest w moim zakresie. Więc mnie od początku w drogę by trzeba.
- Jakich Śpiących Królewien?... Przecież to ja jestem Śpiąca Królewna.
- O, tak! Oczywiście. To znaczy Królewna jak najbardziej, ale już nie Śpiąca. Ty już nie śpisz, podczas kiedy inne, biedaczki, wciąż jeszcze pogrążone są w głębokim śnie i czekają na przebudzenie.
- Jakie inne? – zapytała Królewna tonem, że Królewicz wolał już nie rozwijać tematu.
- A, jakieś tam. Mniejsza z tym.
Królewna poprzestała na tej niewystarczającej odpowiedzi, ponieważ - jako się rzekło - była rozumna. Więc tylko, teraz z kolei, postarała się przedstawić Królewiczowi swój subiektywny punkt widzenia niejako obiektywnie.
- Masz rację, że jestem Królewną, ale już nie Śpiącą. Ale przecież to ty właśnie mnie obudziłeś i teraz już nie zasnę. Więc jeżeli teraz ty sobie pójdziesz i nie będę cię już trzymać w moich ramionach, to kim mam być i co ze sobą zrobić?
Zafrasował się Królewicz.
- To jest rzeczywiście problem i coraz silniejsze mam wrażenie, że ta bajka jest fatalnie napisana. Autor zaprogramował nas w taki sposób, że wszystko się zgadza tylko do pewnego momentu, a potem zaczynają się sprzeczności. Potrwajmy więc w tej pozycji, a może autor się zreflektuje, coś skreśli, coś doda, coś zmieni.. I może rzecz się wyjaśni.
Tak powiedział Królewicz, choć plecy bolały go coraz bardziej, lecz rozumiał położenie Królewny i szczerze z nią sympatyzował. Trwali więc, lecz ani Królewna nie był szczęśliwa, bo nie miała pewności, że będą tak trwali wiecznie, ani Królewicz, bo nie był pewien, że tylko tymczasowo. Aż po pewnym czasie Królewicz tak się odzywa:
- Zapaliłbym sobie, ale skończyły mi się zapałki. Czy pozwolisz, że po zapałki sobie skoczę?
- Ale czy wrócisz? - zapytała Królewna, ponieważ była mądra.
- Oczywiście, że wrócę. Ja tylko po zapałki i z powrotem. Okropnie palić się chce.
Zamyśliła się Królewna. Z jednej strony mądrość nakazywała jej sceptycyzm, z drugiej strony dobroć - a była dobra, jako się rzekło - sprawiała, że było jej żal królewicza gnębionego głodem nikotyny. Jakże tu tak męczyć ukochanego. Więc powiedziała ze smutkiem, bo mądrość z dobrocią się nie pogodziły:
- Idź.
Poszedł Królewicz. Palić mu się rzeczywiście chciało i zapałek rzeczywiście potrzebował - więc pod tym względem był prawdomówny. Co do reszty… miał nadzieję, że przy pomocy tej częściowej prawdy uda mu się zagłuszyć wyrzuty sumienia w sprawie całości. Bo cała reszta była kłamstwem. Więc Królewicz miał nadzieję, że częściową prawdą odkupi w sumieniu swoim kłamstwo całościowe. Płonną, oczywiście. Jak płonna była ta nadzieja, zaraz się przekonał. Bo za karę został zamieniony w żabę, w ohydną ropuchę. Tak długo ma tą ropuchą pozostać, aż - według innej już bajki- spotka pewną Królewnę, która będzie miała aż tak dobre serduszko, że nie zważając na ohydę płaza złoży swoimi ustami bladoróżanymi pocałunek na jego zawrzodziałej mordzie. Wtedy dopiero z powrotem się w Królewicza zamieni.
Za dobrą odpowiedź dam naja.
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
ZŁAMANIE POLEGAŁO NA TYM że ten książe chcial zapalić a w tych czasach nie było jeszcze papierosów
2.Królewna nie chciała go póścić z swoich ramion
3.Oszukał królewnę że idzie po zapalniczkę
5.Został zmieniony w żabę
6.BYł nieszczęścviwy ze już nie zapali
7.i tutaj ci już nie pomgę bo musiałem dokończyć część w do mu MYŚLĘ ŻE POMOGŁEM