wojo090
Toruń słynie na całym świecie z wypieku doskonałych pierników. Tak naprawdę nie wiadomo, który z toruńskich mistrzów jako pierwszy wyrobił i wypiekł ten przysmak.
Ale już od wieków w Toruniu pracowało wielu piernikarzy, którzy na co dzień mieszali mąkę żytnią z miodem i przyprawami. Jeden z nich cieszył się największym szacunkiem.
Oczywiście jego pierniki były najlepsze – smakowite i oryginalne. A do tego piernikarz miał córkę, Kasię, która często pomagała mu przy pracy.
Pewnego razu mistrz zaniemógł. Choroba złożyła go do tego stopnia, że wypiek pierników przekraczał jego siły. Do domu zaczęła zaglądać bieda.
Piernikarz poprosił zatem Kasię, żeby sama kontynuowała jego dzieło. Córka szybko przypomniała sobie recepturę, o resztę wypytała ojca i stanęła przy stole. Wyrobiła ciasto, rozpaliła w piecu, ale nie mogła znaleźć drewnianych foremek, do których ojciec wkładał pierniki.
Zamiast nich wzięła kubek, którym wycinała okrągłe medialony. Układała je obok siebie, po sześć i wkładała do pieca. Kiedy minął odpowiedni czas, wyjęła pierniki i zobaczyła, że się zlepiły. Bardzo się zmartwiła, bo myślała, że nikt ich nie kupi.
Niepotrzebnie! Jeszcze tego samego dnia wszystkie ciastka zostały sprzedane. Mieszkańcy Torunia nie mogli ich nachwalić – były tak dobre, że prześcigano się w wymyślaniu receptury. Wreszcie wszyscy zgodzili się ze starą przekupką, według której Kasia dodała do nich dobre serce i miłość do ojca.
I takie właśnie pierniki można jeść w Toruniu do dzisiaj. Nazywają się – „katarzynki”.
1 votes Thanks 1
K09
Krzywa Wieża w Toruniu O Flisaku i żabach O piernikarzu i jego córce Katarzynie O toruński dzwonie O ratuszowym kalendarzu O tym, jak anioł w herbie Torunia się znalazł
Ale już od wieków w Toruniu pracowało wielu piernikarzy, którzy na co dzień mieszali mąkę żytnią z miodem i przyprawami. Jeden z nich cieszył się największym szacunkiem.
Oczywiście jego pierniki były najlepsze – smakowite i oryginalne. A do tego piernikarz miał córkę, Kasię, która często pomagała mu przy pracy.
Pewnego razu mistrz zaniemógł. Choroba złożyła go do tego stopnia, że wypiek pierników przekraczał jego siły. Do domu zaczęła zaglądać bieda.
Piernikarz poprosił zatem Kasię, żeby sama kontynuowała jego dzieło. Córka szybko przypomniała sobie recepturę, o resztę wypytała ojca i stanęła przy stole. Wyrobiła ciasto, rozpaliła w piecu, ale nie mogła znaleźć drewnianych foremek, do których ojciec wkładał pierniki.
Zamiast nich wzięła kubek, którym wycinała okrągłe medialony. Układała je obok siebie, po sześć i wkładała do pieca. Kiedy minął odpowiedni czas, wyjęła pierniki i zobaczyła, że się zlepiły. Bardzo się zmartwiła, bo myślała, że nikt ich nie kupi.
Niepotrzebnie! Jeszcze tego samego dnia wszystkie ciastka zostały sprzedane. Mieszkańcy Torunia nie mogli ich nachwalić – były tak dobre, że prześcigano się w wymyślaniu receptury. Wreszcie wszyscy zgodzili się ze starą przekupką, według której Kasia dodała do nich dobre serce i miłość do ojca.
I takie właśnie pierniki można jeść w Toruniu do dzisiaj. Nazywają się – „katarzynki”.
O Flisaku i żabach
O piernikarzu i jego córce Katarzynie
O toruński dzwonie
O ratuszowym kalendarzu
O tym, jak anioł w herbie Torunia się znalazł
Mam nadzieję że pomogłam ; )