O diable Borucie powiadają, że nie ma żony, choć niejedną pannę starał się zbałamucić. Zawsze jednak przebiegła białogłowa odkrywała, schowane pod czapką, rogi, wystający kosmaty ogonek lub przytarte kopytka.
A szkoda… Śmiem twierdzić, że ten diabeł byłby wcale niezgorszym mężem. Potrafił poświęcić się dla kobiety,
a to wcale niełatwa rzecz. Opowiada o tym jedna z wersji tumskiej legendy, ta wersja, którą lubię najbardziej.
Otóż w pobliskim Tumie diabeł poznał niezwykle urodziwą niewiastę i zapragnął się ożenić. Panna jednak poprosiła konkurenta o wykonanie pewnego niełatwego zadania – Boruta miał wznieść wielki i piękny budynek w jak najszybszym czasie. Dla zakochanego diabełka nie ma nic trudnego, natychmiast rozpoczął budowę i przed zachodem słońca oczom zebranych ukazał się wspaniały widok. Panna przyszła, pochwaliła pracę Boruty, ale w jej oczach nie było tego miodku, który wprost kapał z oczu diabełka. Powiedziałabym nawet, że wzrok miała kpiący i cokolwiek złośliwy. Kazała bowiem diabłu zbudować kościół, tumską kolegiatę, okpiła go jednym słowem. Zawył Boruta ze złości
i upokorzenia. Spojrzał ostatni raz na ukochaną, zarył pazurami w ścianę budynku, zakręcił ogonem i zniknął.
Osobiście w ogóle nie pojmuję , dlaczego o tej pannie piszemy dobrze, a w legendach zyskuje wręcz poklask
i aprobatę. Szkoda mi Boruty, biedny, trafił na wredną babę i tyle.
A ślady jego pazurów do dziś widnieją na ścianach tumskiej kolegiaty. Wcale nie trzeba się przyglądać, są tam bardzo wyraźne, mocne, przerażające. Biedny Boruta nie dość, że stał się pośmiewiskiem ludzi i całego piekła, to jeszcze musiał przeżyć zdradę ukochanej.
Mają sympatię zyskał ogromną, choć ma na koncie wiele, wcale niepięknych, grzeszków.
Zanim bowiem Boruta osiadł na stałe w łęczyckim zamku, prowadził ciekawe życie. Razem ze swoim koleżką - diabłem Rokitą spalił drewnianą Łódź, płacąc karczmarzowi za pitny miodek czerwonymi, ognistymi dukatami. Wypić lubił, a ponoć trunku zabrakło…
Kiedyś można go było spotkać na mokradłach
i w lesie, a nawet na zwykłej drodze niejednemu stracha napędził.
Teraz zdziadział i niewielu już straszy, raczej swego skarbca pilnuje, ukrywając się w lochach łęczyckiego zamku.
Myślę, że siedzi i wspomina. A ma co. Choćby kosmiczną przygodę, bo i takowe miewał. Pewnego razu udał się w kosmos i wylądował na dziwnej Białej Planecie. Tam go obejrzano dokładanie i podano „wybielaniu”. Podobno musiał wiele dobrego zrobić zanim uzyskał wymagany kolor…
Biedny Boruta nie wiedział, gdzie oczy podziać, kiedy wrócił na Ziemię. Podobno przez pewien czas straszył jako Biała Dama zanim wrócił do swojej dawnej postaci. Oczywiste jest, ze musiał niejeden figiel spłatać i trochę złego popełnić, żeby znów się „oczernić.”
Jest wiele legend o tym skądinąd sympatycznym diabełku. Starsi mieszkańcy Łęczycy wiele opowiadają
o niezwykłych z nim spotkaniach, a artyści nadal rzeźbią figurki Boruty, niestraszne, zabawne raczej.
Ta postać budzi we mnie tyle pozytywnych skojarzeń, ale przecież to stworzony „amant” – całkiem (jak na diabła) przystojny, o smolistym spojrzeniu, ubrany w szlachecki kontusz… Kochać potrafił mocno i pięknie. A że przygody miewał… Szaleć lubił, zabawny i zwariowany był, nudzić się
z nim nie można było… Głupie te panny, że go nie chciały…
Że diabeł? A nasi mężczyźni niby anioły? Ech…
P. S. Są oczywiście rozmaite wersje ludowych legend
sugerujące, że jednak udało się Borucie poślubić jakąś straszną heterę.
Chętnie wierzę, że znalazła się niewiasta, która uległa czarciemu urokowi, ale dlaczego, jeśli tak rzeczywiście było, po raz kolejny to kobietę uczyniono odpowiedzialną
Odpowiedź:
O diable Borucie…
O diable Borucie powiadają, że nie ma żony, choć niejedną pannę starał się zbałamucić. Zawsze jednak przebiegła białogłowa odkrywała, schowane pod czapką, rogi, wystający kosmaty ogonek lub przytarte kopytka.
A szkoda… Śmiem twierdzić, że ten diabeł byłby wcale niezgorszym mężem. Potrafił poświęcić się dla kobiety,
a to wcale niełatwa rzecz. Opowiada o tym jedna z wersji tumskiej legendy, ta wersja, którą lubię najbardziej.
Otóż w pobliskim Tumie diabeł poznał niezwykle urodziwą niewiastę i zapragnął się ożenić. Panna jednak poprosiła konkurenta o wykonanie pewnego niełatwego zadania – Boruta miał wznieść wielki i piękny budynek w jak najszybszym czasie. Dla zakochanego diabełka nie ma nic trudnego, natychmiast rozpoczął budowę i przed zachodem słońca oczom zebranych ukazał się wspaniały widok. Panna przyszła, pochwaliła pracę Boruty, ale w jej oczach nie było tego miodku, który wprost kapał z oczu diabełka. Powiedziałabym nawet, że wzrok miała kpiący i cokolwiek złośliwy. Kazała bowiem diabłu zbudować kościół, tumską kolegiatę, okpiła go jednym słowem. Zawył Boruta ze złości
i upokorzenia. Spojrzał ostatni raz na ukochaną, zarył pazurami w ścianę budynku, zakręcił ogonem i zniknął.
Osobiście w ogóle nie pojmuję , dlaczego o tej pannie piszemy dobrze, a w legendach zyskuje wręcz poklask
i aprobatę. Szkoda mi Boruty, biedny, trafił na wredną babę i tyle.
A ślady jego pazurów do dziś widnieją na ścianach tumskiej kolegiaty. Wcale nie trzeba się przyglądać, są tam bardzo wyraźne, mocne, przerażające. Biedny Boruta nie dość, że stał się pośmiewiskiem ludzi i całego piekła, to jeszcze musiał przeżyć zdradę ukochanej.
Mają sympatię zyskał ogromną, choć ma na koncie wiele, wcale niepięknych, grzeszków.
Zanim bowiem Boruta osiadł na stałe w łęczyckim zamku, prowadził ciekawe życie. Razem ze swoim koleżką - diabłem Rokitą spalił drewnianą Łódź, płacąc karczmarzowi za pitny miodek czerwonymi, ognistymi dukatami. Wypić lubił, a ponoć trunku zabrakło…
Kiedyś można go było spotkać na mokradłach
i w lesie, a nawet na zwykłej drodze niejednemu stracha napędził.
Teraz zdziadział i niewielu już straszy, raczej swego skarbca pilnuje, ukrywając się w lochach łęczyckiego zamku.
Myślę, że siedzi i wspomina. A ma co. Choćby kosmiczną przygodę, bo i takowe miewał. Pewnego razu udał się w kosmos i wylądował na dziwnej Białej Planecie. Tam go obejrzano dokładanie i podano „wybielaniu”. Podobno musiał wiele dobrego zrobić zanim uzyskał wymagany kolor…
Biedny Boruta nie wiedział, gdzie oczy podziać, kiedy wrócił na Ziemię. Podobno przez pewien czas straszył jako Biała Dama zanim wrócił do swojej dawnej postaci. Oczywiste jest, ze musiał niejeden figiel spłatać i trochę złego popełnić, żeby znów się „oczernić.”
Jest wiele legend o tym skądinąd sympatycznym diabełku. Starsi mieszkańcy Łęczycy wiele opowiadają
o niezwykłych z nim spotkaniach, a artyści nadal rzeźbią figurki Boruty, niestraszne, zabawne raczej.
Ta postać budzi we mnie tyle pozytywnych skojarzeń, ale przecież to stworzony „amant” – całkiem (jak na diabła) przystojny, o smolistym spojrzeniu, ubrany w szlachecki kontusz… Kochać potrafił mocno i pięknie. A że przygody miewał… Szaleć lubił, zabawny i zwariowany był, nudzić się
z nim nie można było… Głupie te panny, że go nie chciały…
Że diabeł? A nasi mężczyźni niby anioły? Ech…
P. S. Są oczywiście rozmaite wersje ludowych legend
sugerujące, że jednak udało się Borucie poślubić jakąś straszną heterę.
Chętnie wierzę, że znalazła się niewiasta, która uległa czarciemu urokowi, ale dlaczego, jeśli tak rzeczywiście było, po raz kolejny to kobietę uczyniono odpowiedzialną
za stworzenie mężowi piekła na ziemi?
Sam diabeł do ładu z tym chyba nie dojdzie…
Wyjaśnienie:
mam nadzieję że pomogłam.