To chyba moje ostatnie słowa, które teraz napisze... Brakuje pożywienia, to co miało być "na później" zgniło tak jak resztki martwego ciała Thomasa. Biedy Tom, tak bardzo chciał tu przylecieć... całe szczęście był słabszy ode mnie, ale (ślad po łzie) gdyby nie to, że jest pulchny cały czas żyję... Myślałem, że to będzie świetna podróż. Mówili: "Podróż do o koła świata, przystanki w Ameryce Południowej..." Nienawidzę tych piep*onych naciągaczy. Złapała mnie jakaś dziwna choroba. Całe ciało jest w bąblach, a temperatura sięga zenitu. Balon jest cały poszarpany to cud, że jeszcze nie pękł. Jestem taki zmęczony, że ciężko dojrzeć kolory... Jest chyba czerwono-żółty, tak - czerwono-żółty. Teraz wiszę sam w tym balonie nad przepaścią bez możliwości wyjścia - cholerne gałęzie, rosną nawet na pionowych górach. Ameryka - nowy świat, wszyscy się zachwycają tą florą i fauną, ale tylko przed telewizorami. To cholerna dzicz, nieprzyjazna dla nikogo włącznie z tutejszymi zwierzętami. Los się chyba mną bawi...hahah, właśnie znalazłem rewolwer Thomasa z jednym nabojem... To wszystko jest nie fair. John powinien lecieć z Thomasem, a nie ja - cholera (nadszarpnięta kartka). Jak bym nie miał lęku wysokości to bym już wczoraj, czy przedwczoraj skoczył z balonu w niezbadaną głębie lasu Amaznki... nie - Amazki, cholera jestem tak zmęczony, że zapomniałem. No cóż, nie będę się dalej męczył... Czas wykorzystać ten pistolet... Śmieszne, bo właściwie to czuje tą nikłą nadzieję, ale za długo czekałem. W sumie może ktoś znajdzie ten zasrany balon... Mam aparat, o dziwo się jeszcze nie wyładował. Chyba naprawdę los się mną bawi. Zrobię sobie jeszcze jedno zdjęcie... na koniec, ostatni uśmiech... (duża plama krwi).
To chyba moje ostatnie słowa, które teraz napisze... Brakuje pożywienia, to co miało być "na później" zgniło tak jak resztki martwego ciała Thomasa. Biedy Tom, tak bardzo chciał tu przylecieć... całe szczęście był słabszy ode mnie, ale (ślad po łzie) gdyby nie to, że jest pulchny cały czas żyję... Myślałem, że to będzie świetna podróż. Mówili: "Podróż do o koła świata, przystanki w Ameryce Południowej..." Nienawidzę tych piep*onych naciągaczy. Złapała mnie jakaś dziwna choroba. Całe ciało jest w bąblach, a temperatura sięga zenitu. Balon jest cały poszarpany to cud, że jeszcze nie pękł. Jestem taki zmęczony, że ciężko dojrzeć kolory... Jest chyba czerwono-żółty, tak - czerwono-żółty. Teraz wiszę sam w tym balonie nad przepaścią bez możliwości wyjścia - cholerne gałęzie, rosną nawet na pionowych górach. Ameryka - nowy świat, wszyscy się zachwycają tą florą i fauną, ale tylko przed telewizorami. To cholerna dzicz, nieprzyjazna dla nikogo włącznie z tutejszymi zwierzętami. Los się chyba mną bawi...hahah, właśnie znalazłem rewolwer Thomasa z jednym nabojem... To wszystko jest nie fair. John powinien lecieć z Thomasem, a nie ja - cholera (nadszarpnięta kartka). Jak bym nie miał lęku wysokości to bym już wczoraj, czy przedwczoraj skoczył z balonu w niezbadaną głębie lasu Amaznki... nie - Amazki, cholera jestem tak zmęczony, że zapomniałem. No cóż, nie będę się dalej męczył... Czas wykorzystać ten pistolet... Śmieszne, bo właściwie to czuje tą nikłą nadzieję, ale za długo czekałem. W sumie może ktoś znajdzie ten zasrany balon... Mam aparat, o dziwo się jeszcze nie wyładował. Chyba naprawdę los się mną bawi. Zrobię sobie jeszcze jedno zdjęcie... na koniec, ostatni uśmiech... (duża plama krwi).