Napisz historyjkę o żółwiu, jaskółce,wiewiórce i żubrze.proszę o szybką odpowiedż.
2lulu
O żłówiu ! Pewien żółw żył sobie spokojnie na wsi.Któregoś dnia kuzynka mieszkająca w mieście zaprosiła go do siebie. Ponieważ żółw bardzo pragnął zobaczyć trochę świata, przyjął zaproszenie. Odległość nie była duża - wynosiła nie więcej niż kilometr, lecz dla żółwia stanowiło to prawdziwą wyprawę. Łudził się jednak, że dotrze w miarę prędko i dopiero rankiem wyruszył w drogę. "Idąc pewnym i niezmiennym krokiem - myślał - dojdę na miejsce na pewno jeszcze przed południem. A więc w samą porę, by zasiąść do stołu".
Wyruszył podśpiewując... Szedł, szedł i szedł... Do południa żółw przebył zaledwie kilkaset metrów. Gdy usłyszał dzwon bijący godzinę dwunastą, mruknął ze złością: "Co to za głupi dzwon! Nie minęła jeszcze godzina od czasu, gdy wyszedłem z domu, a ten już wydzwania południe. Ten zegar na pewno jest zepsuty".
Szedł, szedł... Słońce już skryło się za horyzontem, a na niebie zabłysły gwiazdy, lecz żółw nie przebył jeszcze nawet połowy drogi. Zdenerwowany jak nigdy dotąd zaczął pomstować:
"Świat nie jest już taki jak kiedyś! Słońce zachodzi szybciej, gwiazdy pojawiają się za wcześnie. Zegary wciąż się psują. A dni są krótsze niż te przepisowe dwadzieścia cztery godziny!" I tak złorzecząc pod nosem, podjął dalszą wędrówkę, nieustannie przeklinając drogę, która wydawała mu się kręta i zbyt gęsto porośnięta krzewami.
Zawsze znajdzie się dobry powód, aby źle myśleć o innych.Miłość to wierność wyborowi!! O wiewiórce W pięknym parku, z ogromnymi, starymi drzewami, razem ze swoimi braćmi oraz rodzicami, mieszaka mała Wiewiórka Jolka. Sympatyczna rodzinka zajmuje cichy zakątek tego parku gdzie, oprócz wysokich drzew, rośnie dużo niskich krzewów, przez które trudno jest się przedostać. Dlatego nikt tam nie zagląda i nie przeszkadza wiewiórkom.Jolka, razem ze swoim rodzeństwem Bartkiem i Grzesiem, biega po parku codziennie rano, zanim na parkowe alejki wejdą dzieci. Małe wiewióreczki chętnie pobawiłyby się z odwiedzającymi, ale mama przestrzegała, żeby nie podchodziły zbyt blisko ludzi. Dlaczego, gdy tylko na alejkach robi się tłoczno, wiewiórki chowają się w głąb zarośli, w dalsze, bardziej spokojne, rejony parku.Pewnego dnia, gdy Jolka skakała po gałęziach wysokich drzew, zauważyła dużą dziuplę. Nieśmiało zaglądnęła do środka. Okazało się, że dziupla jest pusta, nie było też śladów, żeby do kogoś należała. Musiała zostać opuszczona jeszcze na wiosnę, kiedy ptaki łączą się w pary i przenoszą do nowego gniazda.Wiewiórce bardzo spodobało się to miejsce. Dziupla znajdowała się wysoko w konarze grubego drzewa, osłonięta od wiatru. Była miejscem bezpiecznym i ciepłym. Jolka pomyślała, że mogłaby tu zamieszkać. W końcu jest już dorosła i pora zamieszkać samodzielnie.Postanowiła ogłosić w rodzicom, że znalazła nowe mieszkanko. Szybko zbiegła na ziemię i kilkoma długimi susami przeskoczyła odległość dzielącą ją od domu. Zawołała mamę i tatę oraz braci i opowiedziała im o swoich planach. Z nowego domku Jolki najbardziej ucieszyli się Bartek i Grześ. Bartek, że będzie mógł ją odwiedzać, a Grześ, że zwolni się posłanie Jolki i w końcu będzie miał swoje miejsce do spania, gdyż do tej pory musiał spać razem z bratem.Tato z dumą pogratulował Jolce nowego domku, ale mama wcale nie wyglądała na szczęśliwą. Wiedziała, że teraz nie będzie już widziała swojej małej wiewióreczki tak często jak dotychczas. Uśmiechnęła się tylko i przytuliła mocno Jolkę.Na drugi dzień już z samego rana wiewiórka Jolka pobiegła do swojej dziupli. Musiała ją uporządkować i przygotować do zamieszkania. Wyniosła stare liście, które nawiał wiatr, i wszystko co zostawił po sobie poprzedni mieszkaniec.Zgarniając ostatnią warstwę śmieci, zauważyła, że ściana jest bardzo podrapana. Przetarła łapką po rysach, w nadziei, że gdy odpadnie przyklejone tam błoto, ukarze się równa powierzchnia. Ku jej zaskoczeniu coraz wyraźniej było widać, że z rysy na drewnie zaczynają układać się w rysunek.Jolka stojąc na dwóch łapkach przyglądała się tajemniczemu dziełu. Nagle z tyłu odezwał się głos:- Co tam masz?Zamyślona Jolka, aż podskoczyła ze strachu.- Ale mnie przestraszyłeś – powiedziała z ulgą, gdy zobaczyła Grzesia. – Zobacz, ktoś tu coś narysował. Pewnie jakiemuś maluchowi się nudziło.Grześ przyglądał się uważnie rysom na ściance i mruknął:- A mnie to wygląda na jakąś wskazówkę, mapę czy coś w tym stylu.- A po co ktoś by miał w dziupli mapę rysować – prychnęła Jolka.- Nie wiadomo, może coś ukrył i nie chciał zapomnieć gdzie, albo zostawił informację dla innych – upierał się Grześ.- Jakby tak było to dziupla nie byłaby pusta, tylko ktoś by tu mieszkał – odparła Jolka.- Pewnie się wydarzyło coś ważnego, że mieszkaniec ją opuścił, a ponieważ my znaleźliśmy informację od niego, to musimy ą sprawdzić.Jolka popatrzyła na brata i z politowaniem pokiwała głową.- Poszukiwanie skarbów ci się marzy?- Już się nie marzy, bierzemy się do pracy. Patrz tu – powiedział Bartek wskazując na rysunek – to chyba nasze drzewo. Dalej linia prowadzi między kasztanowcem a bukiem, przecina alejkę, te dwie kreski to chyba mostek, a to obok, to co to może być?- To pewnie ten duży kamień – włączyła się w śledztwo Jolka - na którym często siadają ludzie. Wiem gdzie to jest, możemy tam pójść wieczorem. Tylko nie wiem po co.- Popatrz – zawołał Bartek, jakby nie słyszał uwagi siostry, odsłaniając kolejny fragment – to nie koniec. Linia idzie dalej, zakręca za dębem, przecina strumyk i nagle, za starym tulipanowcem, kończy się.- Chodźmy zobaczyć co tam jest – nie wytrzymała Jolka.Zbiegli na dół i zgodnie ze wskazówkami, pobiegli między bukiem a kasztanowcem, następnie przeskoczyli alejkę, przebiegli pod mostkiem i znaleźli się w okolicy dużego kamienia. Siedziała na nim jakaś pani i przeglądała czasopismo. Bartek obiegł kamień z jednej strony, Jolka z drugiej.- I co? – zapytał Bartek. – Masz coś?- Nic – przecząco pokiwała główką Jolka. – Chodźmy dalej.Pobiegli w stronę dębu, który wskazywała mapa, dotarli do strumyka. Najpierw Jolka, potem Bartek długimi susami, bez problemu, przeskoczyli wodę. Zatrzymali się, rozglądnęli wokoło. Wokół nie było nic co przykułoby ich uwagę.- To chyba tu – powiedziała niepewnie Jolka.- Na pewno tutaj, tylko że nie wiem czego mam szukać – odpowiedział Bartek rozglądając się. – Może powinniśmy przekopać ziemię.- A jak chcesz tego dokonać, siłaczu? – zaśmiała się Jolka. – Myślę, że to czego szukamy nie jest bardzo schowane.- Tylko żebyśmy wiedzieli czego szukamy – dodał Bartek.Szukali wszędzie – za drzewem, pod kamieniami, za krzewami, ale nic nie znaleźli.Zrezygnowana Jolka położyła się pod tulipanowcem i powiedziała:- Ja już zakończyłam poszukiwania. To pewnie jakiś żart, a my daliśmy się nabrać.Bartek dołączył do siostry i patrząc w górę odpoczywał. Nagle poderwał się na równe nogi i pokazał Jolce wysoko w konarach dziuplę.- Patrz – powiedział – zamiast patrzeć w górę, my szukaliśmy na ziemi. Chodź!Przeskakując z gałęzi na gałąź już po chwili byli koło dziupli. Bartek ostrożnie wsadził głowę do środka i kiwnął na siostrę:- Droga wolna.Weszli do środka, rozglądnęli się. Dziupla nie wyglądała na opuszczoną, ale na lekko zaniedbaną. Nagle Bartek wykrzyknął:- Jolka, patrz! Taka sama mapa jak u nas.Jolka przyglądnęła się rysunkowi i odparła:- Nie do końca taka sama. Mapa prowadzi w odwrotnym kierunku, do mojego drzewa – popatrz – najpierw wskazuje strumień, potem dąb, duży kamień.- A dalej – wtrącił się Bartek – jest alejka, kasztanowiec i…- I druga dziupla – niespodziewanie dodał ktoś z tyłu.Małe wiewiórki podskoczyły ze strachu, odwróciły się, a tam w otworze stała duża, szara wiewiórka.- Przepraszamy, że weszliśmy tutaj bez pytania, ale.. – zaczęła tłumaczyć się Jolka.- Ale szliście za mapą, która was tutaj przyprowadziła – powiedziała stara wiewiórka, wchodząc do środka. – Ciekawa byłam kiedy dotrze tu ktoś w ten sposób.- A skąd Pani wie o mapie? – z niedowierzaniem zapytał Bartek.- To stara historia, pozwólcie, że usiądę to wam opowiem – powiedziała szara wiewiórka, usiadła wygodnie i zaczęła opowiadać. – Przeprowadziliśmy się tu całą rodziną kilka lat temu. Moje dzieci bardzo zaprzyjaźniły się z dziećmi rudych wiewiórek, mieszkających w pobliżu, mimo, że wszyscy byli temu przeciwni. Gdy tylko mogły, to całe dnie spędzały razem. Pewnego dnia, gdy wróciliśmy do domu, okazało się, że sąsiedzi musieli się wyprowadzić, gdyż na ich terenie zaczęto budować ścieżkę. Wycięto drzewo, w koronie, którego mieli gniazdo. Nie zdążyli się nawet pożegnać. Znaleźliśmy tylko tę oto mapę pokazującą dokąd zamierzają pójść. Dzieci bardzo się zmartwiły, że straciły serdecznych przyjaciół, ale wkrótce okazało się, że nowy dom rudych wiewiórek wcale nie jest tak daleko. Odszukaliśmy przyjaciół, a dzieci, na pamiątkę, wydrapały na ścianie ich nowej dziupli, mapę jak do nas dotrzeć.- Ale w tamtej dziupli ostatnio mieszkały jakieś ptaki – zaoponowała Jolka. – Jest tam pełno ich śladów.- Nie wykluczone – odparła szara wiewiórka. – Dzieci dorosły, wyprowadziły się. Rodziców też już nie ma. Ja również zostałam sama. Pustą dziuplę przejęli kolejni mieszkańcy.- Nie wiedziałam, że kiedyś mieszkały tam wiewiórki – zamyśliła się Jolka. – Teraz będzie mi się całkiem inaczej mieszkać.- Na pewno będzie bardzo dobrze. Naszym przyjaciołom było tam bardzo przyjemnie.- Proszę mnie kiedyś odwiedzić – zaproponowała Jolka.- Dziękuję za zaproszenie – odparła szara wiewiórka i dodała z uśmiechem: – Drogę znam, a jakbym zapomniała, to zerknę na mapę.Małe wiewiórki pożegnały się i wróciły do własnego domku. Popatrzyły na mapę wydrapaną ścianie i razem powiedziały:- Ale historia!Jolka mogła teraz spokojnie wrócić do porządkowania dziupli. Potem przyniosła suche źdźbła traw i niewielkie gałązki, aby przygotować sobie miękkie i ciepłe posłanie. Pracowała wytrwale cały dzień, za to wieczorem domek był całkowicie odmieniony – czyściutki i przytulny. Kiedy wszystko było gotowe zaprosiła na uroczysty obiad całą swoją rodzinę i nową znajomą – szarą wiewiórkę. Wszyscy się cieszyli, że Jolka ma ładny, ciepły i bezpieczny dom. Podobało się nawet mamie wiewiórki, która przekonała się, że dziupla Jolki wcale nie jest tak daleko i będą mogły się odwiedzać.W ten sposób wiewiórka Jolka zamieszkała w swoim nowym domku, niedaleko rodziny i przyjaciół, którzy również zamieszkiwali ogromny stary park. O jaskółce Jakie to ptaszki odlatują na zimę do ciepłych krajów? Jaskółki? Niech więc będzie to bajka o jaskółce. Była piękna, słoneczna i ciepła jesień. Prawdziwa Złota Polska Jesień. Jaskółki zbierały się już na drutach telegraficznych i na drzewach na sejmiki, przygotowywały się do odlotu do ciepłych krajów. Ale jedna z nich nie chciała wraz z wszystkimi zbierać się do odlotu. - Popatrzcie – wołała – jaka piękna pogoda, jakie słońce! Przecież owadów też jest jeszcze w bród! Nie chce mi się lecieć, same lećcie. Ja później do was dołączę. Inne jaskółki kręciły główkami i mówiły: - To już zima za pasem! Chodź z nami, bo nawet nie wiesz kiedy zrobi się zimno i nie dasz sobie rady! - Nieprawda – odpowiadał krnąbrny ptaszek – lećcie same, ja tu jeszcze zostanę. Namowy, prośby i przestrogi nie pomogły. Cóż było robić? Popiskując z oburzenia inne jaskółki odleciały. Krnąbrny ptaszek został sam. Miał teraz cały świat dla siebie! Pogoda faktycznie była prześliczna, pożywienia w bród. Istny raj. Samotna jaskółka zapomniała, że nie przeżyje samotnie zimy, która zbliżała się ogromnymi krokami. Codziennie przekładała decyzję o odlocie na następny dzień, na jeszcze następny, i jeszcze następny. A dni stawały się coraz krótsze, noce coraz zimniejsze. Coraz częściej zacinał zimny deszcz. Owady gdzieś się pochowały i coraz trudniej było znaleźć pożywienie. Wreszcie warunki zmusiły ptaszka do odlotu. Wzbił się wysoko w niebo i leci. A tu coraz zimniej i zimniej, i zimniej. Wiatr coraz mocniejszy, deszcz zacina, nie sposób lecieć tak zbyt długo. A w brzuszku pusto, burczy. Głód i zimno pozbawiają ptaszka sił. Usiadł gdzieś na polnej drodze, pomiędzy koleinami wyżłobionymi przez wozy i myśli: - Przyjdzie mi już tu umrzeć! Och dlaczego nie posłuchałem moich sióstr i braci?! Och dlaczego?! Już na pewno tu umrę z zimna. Widzisz ptaszku. Czasami warto jednak posłuchać starszych jaskółek, bardziej doświadczonych. Może one dobrze wiedzą, co może cię spotkać i jakie są konsekwencje? Niezbadane są jednak wyroki losu. Czasami przypadek zrządza o być albo nie być, pomaga przetrwać w dziwny sposób nawet najtrudniejsze chwile. Tak było i tym razem. Drogą przechodził koń i jak to koń zwykle nie przejmujący się gdzie i na kogo robi, tym razem narobił na naszą jaskółeczkę. Ta w pierwszej chwili omal się nie udusiła, ale nagle czuje ciepło... Coraz cieplej… Coraz lepiej. Już nowe siły wstępują w wątłe ciałko, już zaczyna myśleć, że jednak przeżyje tę noc. Czyżby nie całe gówno, które na nas leci było złe? Jaskółeczka odżyła, jednak jak tu się ruszyć, gdy ciężar przygniata? Zaczęła rozpaczliwie szamotać się pod warstwą „kompostu”. Nie sposób jednak było uwolnić się od ciężaru i ptaszek znowuż zaczął obawiać się śmierci: - Cóż za ironia losu! Zginę to uduszony łajnem, podczas gdy już myślałem, że zaczyna mi przybywać sił i że los się do mnie uśmiechnął! Jednak traf chciał, że drogą przechodził kot. Szamotanina nie uszła jego uwadze, bo przecież był czujny tak, jak potrafią tylko koty. - Któż to może szamotać się pod tą stertą łajna? – zastanowił się. Delikatnie, jak to potrafią tylko koty, łapką odgarnął łajno na bok i dostrzegł jaskółkę. - Ach to ty się tak szamoczesz! – powiedział – poczekaj, poczekaj momencik. Pomogę ci i wyciągnę z tego gówna. - Och będę ci dozgonnie wdzięczna – odparła jaskółka – nawet nie wiesz, że życie mi ratujesz! Kot pomalutku, delikatnie wyciągnął ptaszka spod sterty łajna na świeże powietrze. Łapką oczyścił mu piórka, uśmiechnął się pod wąsem, zamiauczał z zadowolenia i pożarł ptaszka. Tak, tak drogi ptaszku. Odebrałeś kolejną wartościową lekcję. Ach jaka szkoda, że już z niej nie skorzystasz! Niestety drogi ptaszku, nie każdy, kto wyciąga cię z gówna to twój przyjaciel…
O żubrze !! Witajcie w puszczy - świecie małego żubra Pompika.
"Urodził się jesienią, nieco później niż jego kuzyni, którzy przyszli na świat wiosną i teraz byli już duzi, samodzielni i pewni siebie. Pompik był najmniejszy z całego stada i nie bardzo miał się z kim bawić...".
Tak zaczyna się ta opowieść. Ale nie myślcie, że będzie to smutna historia. Pompik to wyjątkowy żubr: pogodny, przyjacielski i chętny do pomocy. Szybko zjednuje sobie mieszkańców lasu i poznaje ich zwyczaje, dostrzegając to, czego nie widzą dorosłe żubry. Zaskakuje trafnymi spostrzeżeniami, choć zdarzają mu się śmieszne pomyłki.
Ponieważ żółw bardzo pragnął zobaczyć trochę świata, przyjął zaproszenie.
Odległość nie była duża - wynosiła nie więcej niż kilometr,
lecz dla żółwia stanowiło to prawdziwą wyprawę.
Łudził się jednak, że dotrze w miarę prędko i dopiero rankiem wyruszył w drogę.
"Idąc pewnym i niezmiennym krokiem - myślał
- dojdę na miejsce na pewno jeszcze przed południem.
A więc w samą porę, by zasiąść do stołu".
Wyruszył podśpiewując... Szedł, szedł i szedł...
Do południa żółw przebył zaledwie kilkaset metrów.
Gdy usłyszał dzwon bijący godzinę dwunastą, mruknął ze złością:
"Co to za głupi dzwon!
Nie minęła jeszcze godzina od czasu, gdy wyszedłem z domu,
a ten już wydzwania południe.
Ten zegar na pewno jest zepsuty".
Szedł, szedł...
Słońce już skryło się za horyzontem,
a na niebie zabłysły gwiazdy, lecz żółw nie przebył jeszcze nawet połowy drogi.
Zdenerwowany jak nigdy dotąd zaczął pomstować:
"Świat nie jest już taki jak kiedyś!
Słońce zachodzi szybciej, gwiazdy pojawiają się za wcześnie.
Zegary wciąż się psują.
A dni są krótsze niż te przepisowe dwadzieścia cztery godziny!"
I tak złorzecząc pod nosem, podjął dalszą wędrówkę,
nieustannie przeklinając drogę,
która wydawała mu się kręta i zbyt gęsto porośnięta krzewami.
Zawsze znajdzie się dobry powód, aby źle myśleć o innych.Miłość to wierność wyborowi!! O wiewiórce W pięknym parku, z ogromnymi, starymi drzewami, razem ze swoimi braćmi oraz rodzicami, mieszaka mała Wiewiórka Jolka. Sympatyczna rodzinka zajmuje cichy zakątek tego parku gdzie, oprócz wysokich drzew, rośnie dużo niskich krzewów, przez które trudno jest się przedostać. Dlatego nikt tam nie zagląda i nie przeszkadza wiewiórkom.Jolka, razem ze swoim rodzeństwem Bartkiem i Grzesiem, biega po parku codziennie rano, zanim na parkowe alejki wejdą dzieci. Małe wiewióreczki chętnie pobawiłyby się z odwiedzającymi, ale mama przestrzegała, żeby nie podchodziły zbyt blisko ludzi. Dlaczego, gdy tylko na alejkach robi się tłoczno, wiewiórki chowają się w głąb zarośli, w dalsze, bardziej spokojne, rejony parku.Pewnego dnia, gdy Jolka skakała po gałęziach wysokich drzew, zauważyła dużą dziuplę. Nieśmiało zaglądnęła do środka. Okazało się, że dziupla jest pusta, nie było też śladów, żeby do kogoś należała. Musiała zostać opuszczona jeszcze na wiosnę, kiedy ptaki łączą się w pary i przenoszą do nowego gniazda.Wiewiórce bardzo spodobało się to miejsce. Dziupla znajdowała się wysoko w konarze grubego drzewa, osłonięta od wiatru. Była miejscem bezpiecznym i ciepłym. Jolka pomyślała, że mogłaby tu zamieszkać. W końcu jest już dorosła i pora zamieszkać samodzielnie.Postanowiła ogłosić w rodzicom, że znalazła nowe mieszkanko. Szybko zbiegła na ziemię i kilkoma długimi susami przeskoczyła odległość dzielącą ją od domu. Zawołała mamę i tatę oraz braci i opowiedziała im o swoich planach. Z nowego domku Jolki najbardziej ucieszyli się Bartek i Grześ. Bartek, że będzie mógł ją odwiedzać, a Grześ, że zwolni się posłanie Jolki i w końcu będzie miał swoje miejsce do spania, gdyż do tej pory musiał spać razem z bratem.Tato z dumą pogratulował Jolce nowego domku, ale mama wcale nie wyglądała na szczęśliwą. Wiedziała, że teraz nie będzie już widziała swojej małej wiewióreczki tak często jak dotychczas. Uśmiechnęła się tylko i przytuliła mocno Jolkę.Na drugi dzień już z samego rana wiewiórka Jolka pobiegła do swojej dziupli. Musiała ją uporządkować i przygotować do zamieszkania. Wyniosła stare liście, które nawiał wiatr, i wszystko co zostawił po sobie poprzedni mieszkaniec.Zgarniając ostatnią warstwę śmieci, zauważyła, że ściana jest bardzo podrapana. Przetarła łapką po rysach, w nadziei, że gdy odpadnie przyklejone tam błoto, ukarze się równa powierzchnia. Ku jej zaskoczeniu coraz wyraźniej było widać, że z rysy na drewnie zaczynają układać się w rysunek.Jolka stojąc na dwóch łapkach przyglądała się tajemniczemu dziełu. Nagle z tyłu odezwał się głos:- Co tam masz?Zamyślona Jolka, aż podskoczyła ze strachu.- Ale mnie przestraszyłeś – powiedziała z ulgą, gdy zobaczyła Grzesia. – Zobacz, ktoś tu coś narysował. Pewnie jakiemuś maluchowi się nudziło.Grześ przyglądał się uważnie rysom na ściance i mruknął:- A mnie to wygląda na jakąś wskazówkę, mapę czy coś w tym stylu.- A po co ktoś by miał w dziupli mapę rysować – prychnęła Jolka.- Nie wiadomo, może coś ukrył i nie chciał zapomnieć gdzie, albo zostawił informację dla innych – upierał się Grześ.- Jakby tak było to dziupla nie byłaby pusta, tylko ktoś by tu mieszkał – odparła Jolka.- Pewnie się wydarzyło coś ważnego, że mieszkaniec ją opuścił, a ponieważ my znaleźliśmy informację od niego, to musimy ą sprawdzić.Jolka popatrzyła na brata i z politowaniem pokiwała głową.- Poszukiwanie skarbów ci się marzy?- Już się nie marzy, bierzemy się do pracy. Patrz tu – powiedział Bartek wskazując na rysunek – to chyba nasze drzewo. Dalej linia prowadzi między kasztanowcem a bukiem, przecina alejkę, te dwie kreski to chyba mostek, a to obok, to co to może być?- To pewnie ten duży kamień – włączyła się w śledztwo Jolka - na którym często siadają ludzie. Wiem gdzie to jest, możemy tam pójść wieczorem. Tylko nie wiem po co.- Popatrz – zawołał Bartek, jakby nie słyszał uwagi siostry, odsłaniając kolejny fragment – to nie koniec. Linia idzie dalej, zakręca za dębem, przecina strumyk i nagle, za starym tulipanowcem, kończy się.- Chodźmy zobaczyć co tam jest – nie wytrzymała Jolka.Zbiegli na dół i zgodnie ze wskazówkami, pobiegli między bukiem a kasztanowcem, następnie przeskoczyli alejkę, przebiegli pod mostkiem i znaleźli się w okolicy dużego kamienia. Siedziała na nim jakaś pani i przeglądała czasopismo. Bartek obiegł kamień z jednej strony, Jolka z drugiej.- I co? – zapytał Bartek. – Masz coś?- Nic – przecząco pokiwała główką Jolka. – Chodźmy dalej.Pobiegli w stronę dębu, który wskazywała mapa, dotarli do strumyka. Najpierw Jolka, potem Bartek długimi susami, bez problemu, przeskoczyli wodę. Zatrzymali się, rozglądnęli wokoło. Wokół nie było nic co przykułoby ich uwagę.- To chyba tu – powiedziała niepewnie Jolka.- Na pewno tutaj, tylko że nie wiem czego mam szukać – odpowiedział Bartek rozglądając się. – Może powinniśmy przekopać ziemię.- A jak chcesz tego dokonać, siłaczu? – zaśmiała się Jolka. – Myślę, że to czego szukamy nie jest bardzo schowane.- Tylko żebyśmy wiedzieli czego szukamy – dodał Bartek.Szukali wszędzie – za drzewem, pod kamieniami, za krzewami, ale nic nie znaleźli.Zrezygnowana Jolka położyła się pod tulipanowcem i powiedziała:- Ja już zakończyłam poszukiwania. To pewnie jakiś żart, a my daliśmy się nabrać.Bartek dołączył do siostry i patrząc w górę odpoczywał. Nagle poderwał się na równe nogi i pokazał Jolce wysoko w konarach dziuplę.- Patrz – powiedział – zamiast patrzeć w górę, my szukaliśmy na ziemi. Chodź!Przeskakując z gałęzi na gałąź już po chwili byli koło dziupli. Bartek ostrożnie wsadził głowę do środka i kiwnął na siostrę:- Droga wolna.Weszli do środka, rozglądnęli się. Dziupla nie wyglądała na opuszczoną, ale na lekko zaniedbaną. Nagle Bartek wykrzyknął:- Jolka, patrz! Taka sama mapa jak u nas.Jolka przyglądnęła się rysunkowi i odparła:- Nie do końca taka sama. Mapa prowadzi w odwrotnym kierunku, do mojego drzewa – popatrz – najpierw wskazuje strumień, potem dąb, duży kamień.- A dalej – wtrącił się Bartek – jest alejka, kasztanowiec i…- I druga dziupla – niespodziewanie dodał ktoś z tyłu.Małe wiewiórki podskoczyły ze strachu, odwróciły się, a tam w otworze stała duża, szara wiewiórka.- Przepraszamy, że weszliśmy tutaj bez pytania, ale.. – zaczęła tłumaczyć się Jolka.- Ale szliście za mapą, która was tutaj przyprowadziła – powiedziała stara wiewiórka, wchodząc do środka. – Ciekawa byłam kiedy dotrze tu ktoś w ten sposób.- A skąd Pani wie o mapie? – z niedowierzaniem zapytał Bartek.- To stara historia, pozwólcie, że usiądę to wam opowiem – powiedziała szara wiewiórka, usiadła wygodnie i zaczęła opowiadać. – Przeprowadziliśmy się tu całą rodziną kilka lat temu. Moje dzieci bardzo zaprzyjaźniły się z dziećmi rudych wiewiórek, mieszkających w pobliżu, mimo, że wszyscy byli temu przeciwni. Gdy tylko mogły, to całe dnie spędzały razem. Pewnego dnia, gdy wróciliśmy do domu, okazało się, że sąsiedzi musieli się wyprowadzić, gdyż na ich terenie zaczęto budować ścieżkę. Wycięto drzewo, w koronie, którego mieli gniazdo. Nie zdążyli się nawet pożegnać. Znaleźliśmy tylko tę oto mapę pokazującą dokąd zamierzają pójść. Dzieci bardzo się zmartwiły, że straciły serdecznych przyjaciół, ale wkrótce okazało się, że nowy dom rudych wiewiórek wcale nie jest tak daleko. Odszukaliśmy przyjaciół, a dzieci, na pamiątkę, wydrapały na ścianie ich nowej dziupli, mapę jak do nas dotrzeć.- Ale w tamtej dziupli ostatnio mieszkały jakieś ptaki – zaoponowała Jolka. – Jest tam pełno ich śladów.- Nie wykluczone – odparła szara wiewiórka. – Dzieci dorosły, wyprowadziły się. Rodziców też już nie ma. Ja również zostałam sama. Pustą dziuplę przejęli kolejni mieszkańcy.- Nie wiedziałam, że kiedyś mieszkały tam wiewiórki – zamyśliła się Jolka. – Teraz będzie mi się całkiem inaczej mieszkać.- Na pewno będzie bardzo dobrze. Naszym przyjaciołom było tam bardzo przyjemnie.- Proszę mnie kiedyś odwiedzić – zaproponowała Jolka.- Dziękuję za zaproszenie – odparła szara wiewiórka i dodała z uśmiechem: – Drogę znam, a jakbym zapomniała, to zerknę na mapę.Małe wiewiórki pożegnały się i wróciły do własnego domku. Popatrzyły na mapę wydrapaną ścianie i razem powiedziały:- Ale historia!Jolka mogła teraz spokojnie wrócić do porządkowania dziupli. Potem przyniosła suche źdźbła traw i niewielkie gałązki, aby przygotować sobie miękkie i ciepłe posłanie. Pracowała wytrwale cały dzień, za to wieczorem domek był całkowicie odmieniony – czyściutki i przytulny. Kiedy wszystko było gotowe zaprosiła na uroczysty obiad całą swoją rodzinę i nową znajomą – szarą wiewiórkę. Wszyscy się cieszyli, że Jolka ma ładny, ciepły i bezpieczny dom. Podobało się nawet mamie wiewiórki, która przekonała się, że dziupla Jolki wcale nie jest tak daleko i będą mogły się odwiedzać.W ten sposób wiewiórka Jolka zamieszkała w swoim nowym domku, niedaleko rodziny i przyjaciół, którzy również zamieszkiwali ogromny stary park.
O jaskółce Jakie to ptaszki odlatują na zimę do ciepłych krajów? Jaskółki? Niech więc będzie to bajka o jaskółce. Była piękna, słoneczna i ciepła jesień. Prawdziwa Złota Polska Jesień. Jaskółki zbierały się już na drutach telegraficznych i na drzewach na sejmiki, przygotowywały się do odlotu do ciepłych krajów. Ale jedna z nich nie chciała wraz z wszystkimi zbierać się do odlotu.
- Popatrzcie – wołała – jaka piękna pogoda, jakie słońce! Przecież owadów też jest jeszcze w bród! Nie chce mi się lecieć, same lećcie. Ja później do was dołączę.
Inne jaskółki kręciły główkami i mówiły:
- To już zima za pasem! Chodź z nami, bo nawet nie wiesz kiedy zrobi się zimno i nie dasz sobie rady!
- Nieprawda – odpowiadał krnąbrny ptaszek – lećcie same, ja tu jeszcze zostanę.
Namowy, prośby i przestrogi nie pomogły. Cóż było robić? Popiskując z oburzenia inne jaskółki odleciały. Krnąbrny ptaszek został sam. Miał teraz cały świat dla siebie! Pogoda faktycznie była prześliczna, pożywienia w bród. Istny raj. Samotna jaskółka zapomniała, że nie przeżyje samotnie zimy, która zbliżała się ogromnymi krokami. Codziennie przekładała decyzję o odlocie na następny dzień, na jeszcze następny, i jeszcze następny. A dni stawały się coraz krótsze, noce coraz zimniejsze. Coraz częściej zacinał zimny deszcz. Owady gdzieś się pochowały i coraz trudniej było znaleźć pożywienie. Wreszcie warunki zmusiły ptaszka do odlotu. Wzbił się wysoko w niebo i leci. A tu coraz zimniej i zimniej, i zimniej. Wiatr coraz mocniejszy, deszcz zacina, nie sposób lecieć tak zbyt długo. A w brzuszku pusto, burczy. Głód i zimno pozbawiają ptaszka sił. Usiadł gdzieś na polnej drodze, pomiędzy koleinami wyżłobionymi przez wozy i myśli:
- Przyjdzie mi już tu umrzeć! Och dlaczego nie posłuchałem moich sióstr i braci?! Och dlaczego?! Już na pewno tu umrę z zimna.
Widzisz ptaszku. Czasami warto jednak posłuchać starszych jaskółek, bardziej doświadczonych. Może one dobrze wiedzą, co może cię spotkać i jakie są konsekwencje?
Niezbadane są jednak wyroki losu. Czasami przypadek zrządza o być albo nie być, pomaga przetrwać w dziwny sposób nawet najtrudniejsze chwile. Tak było i tym razem. Drogą przechodził koń i jak to koń zwykle nie przejmujący się gdzie i na kogo robi, tym razem narobił na naszą jaskółeczkę. Ta w pierwszej chwili omal się nie udusiła, ale nagle czuje ciepło... Coraz cieplej… Coraz lepiej. Już nowe siły wstępują w wątłe ciałko, już zaczyna myśleć, że jednak przeżyje tę noc. Czyżby nie całe gówno, które na nas leci było złe?
Jaskółeczka odżyła, jednak jak tu się ruszyć, gdy ciężar przygniata? Zaczęła rozpaczliwie szamotać się pod warstwą „kompostu”. Nie sposób jednak było uwolnić się od ciężaru i ptaszek znowuż zaczął obawiać się śmierci:
- Cóż za ironia losu! Zginę to uduszony łajnem, podczas gdy już myślałem, że zaczyna mi przybywać sił i że los się do mnie uśmiechnął!
Jednak traf chciał, że drogą przechodził kot. Szamotanina nie uszła jego uwadze, bo przecież był czujny tak, jak potrafią tylko koty.
- Któż to może szamotać się pod tą stertą łajna? – zastanowił się.
Delikatnie, jak to potrafią tylko koty, łapką odgarnął łajno na bok i dostrzegł jaskółkę.
- Ach to ty się tak szamoczesz! – powiedział – poczekaj, poczekaj momencik. Pomogę ci i wyciągnę z tego gówna.
- Och będę ci dozgonnie wdzięczna – odparła jaskółka – nawet nie wiesz, że życie mi ratujesz!
Kot pomalutku, delikatnie wyciągnął ptaszka spod sterty łajna na świeże powietrze. Łapką oczyścił mu piórka, uśmiechnął się pod wąsem, zamiauczał z zadowolenia i pożarł ptaszka. Tak, tak drogi ptaszku. Odebrałeś kolejną wartościową lekcję. Ach jaka szkoda, że już z niej nie skorzystasz! Niestety drogi ptaszku, nie każdy, kto wyciąga cię z gówna to twój przyjaciel…
O żubrze !! Witajcie w puszczy - świecie małego żubra Pompika.
"Urodził się jesienią, nieco później niż jego kuzyni, którzy przyszli na świat wiosną i teraz byli już duzi, samodzielni i pewni siebie. Pompik był najmniejszy z całego stada i nie bardzo miał się z kim bawić...".
Tak zaczyna się ta opowieść. Ale nie myślcie, że będzie to smutna historia. Pompik to wyjątkowy żubr: pogodny, przyjacielski i chętny do pomocy. Szybko zjednuje sobie mieszkańców lasu i poznaje ich zwyczaje, dostrzegając to, czego nie widzą dorosłe żubry. Zaskakuje trafnymi spostrzeżeniami, choć zdarzają mu się śmieszne pomyłki.