Początek nowego tygodnia, dochodzą do ciebie jakieś głosy, czujesz jakiś dotyk – to mama próbuje się dowiedzieć, na którą masz, bo już za 20 siódma. No tak, znowu nie zablokowałaś klawiatury kładąc się spać i niechcący wyłączył się budzik. Uświadamiasz sobie, że masz 20 minut by znaleźć się na przystanku. Z łóżka biegiem do łazienki, naciągasz na siebie pierwsze lepsze ubrania, wrzucasz w pośpiechu zeszyty do plecaka. Możesz nie zdążyć. Wołasz do mamy: - zawieziesz mnie na przystanek? Bo już nie zdążę W odpowiedzi słyszysz: - właśnie umyłam włosy, mam ręcznik na głowie, bierz rower i jedź! Wybiegasz z domu. Jakimś dziwnym trafem udaje ci się zdążyć na autobus. Pszczyna. Godzina 7:15. W głowie masz tylko cichą nadzieję, że pojawisz się przed klasą wcześniej niż nauczycielka, leż zaczynasz wątpić, gdy przypomina ci się, ze zaczynasz w drugim budynku. W końcu w szkole. Pędem po schodach na piętro. Udało się – wślizgujesz się do Sali obok nauczycielki, która właśnie zamyka drzwi. Wzrokiem szukasz swojej ławki, z twarzy koleżanki czytasz „no w końcu przyszłaś…”, siadasz i dowiadujesz się, że było zadanie. Odpisać nie zdążysz, brak zadania wybrany dawno temu- norma. Siedząc jak na szpilkach, marzysz by nie trafiło na Ciebie, choć w myślach pogodziłaś się już ze swoim losem. Jednak nie udało się… należąca się ocena została wpisana do dziennika przy twoim numerze. „No cóż, jakoś to nadrobię” – obiecujesz sobie szczerze w to wątpiąc. Mija lekcja, dzwonek, wszyscy się pakują, razem z nim i ty. Kolejny nieprzyjemny fakt to to, że następna lekcja jest w pierwszym budynku. Na chodniku mijasz te dwie „cwaniary”- zmierzyły cię od głowy aż pod stopy i z powrotem. Odpowiadasz im pięknym za nadobne dodając to tego zniesmaczoną minę. Docierasz na lekcję. Da się przeżyć, podobne jak te następne. Obyło się bez niepotrzebnych ocen, pogarszających i tak już niesatysfakcjonującą cię sytuację. Nawet historia, na której i tak nikt nie oddychał dzisiaj okazała się być w miarę spokojna. W końcu koniec. Z ulgą wychodzisz ze szkoły, podążasz na przystanek. Docierasz do domu i nowe urwanie głowy. Każdy z domowników coś chce, czegoś potrzebuje. Wdrapujesz się wymęczona do swojego pokoju i zamurowuje Cię w drzwiach- bałagan robi się sam- jedyne logiczna myśl tłumacząca to, co zastałaś. Ostatnimi siłami ogarniasz pokój, przeglądasz zeszyty i padasz na twarz do łóżka. I jak tu nie kochać poniedziałków??
w liceum dostałam za niego 4. Pozmieniaj niektóre fakty by pasowały. jak napiszesz ręcznie to wyjdzie strona A4, zawsze można coś dopisać od siebie.
Początek nowego tygodnia, dochodzą do ciebie jakieś głosy, czujesz jakiś dotyk – to mama próbuje się dowiedzieć, na którą masz, bo już za 20 siódma. No tak, znowu nie zablokowałaś klawiatury kładąc się spać i niechcący wyłączył się budzik. Uświadamiasz sobie, że masz 20 minut by znaleźć się na przystanku. Z łóżka biegiem do łazienki, naciągasz na siebie pierwsze lepsze ubrania, wrzucasz w pośpiechu zeszyty do plecaka. Możesz nie zdążyć. Wołasz do mamy:
- zawieziesz mnie na przystanek? Bo już nie zdążę
W odpowiedzi słyszysz:
- właśnie umyłam włosy, mam ręcznik na głowie, bierz rower i jedź!
Wybiegasz z domu. Jakimś dziwnym trafem udaje ci się zdążyć na autobus.
Pszczyna. Godzina 7:15. W głowie masz tylko cichą nadzieję, że pojawisz się przed klasą wcześniej niż nauczycielka, leż zaczynasz wątpić, gdy przypomina ci się, ze zaczynasz w drugim budynku.
W końcu w szkole. Pędem po schodach na piętro. Udało się – wślizgujesz się do Sali obok nauczycielki, która właśnie zamyka drzwi. Wzrokiem szukasz swojej ławki, z twarzy koleżanki czytasz „no w końcu przyszłaś…”, siadasz i dowiadujesz się, że było zadanie. Odpisać nie zdążysz, brak zadania wybrany dawno temu- norma. Siedząc jak na szpilkach, marzysz by nie trafiło na Ciebie, choć w myślach pogodziłaś się już ze swoim losem. Jednak nie udało się… należąca się ocena została wpisana do dziennika przy twoim numerze. „No cóż, jakoś to nadrobię” – obiecujesz sobie szczerze w to wątpiąc. Mija lekcja, dzwonek, wszyscy się pakują, razem z nim i ty. Kolejny nieprzyjemny fakt to to, że następna lekcja jest w pierwszym budynku. Na chodniku mijasz te dwie „cwaniary”- zmierzyły cię od głowy aż pod stopy i z powrotem. Odpowiadasz im pięknym za nadobne dodając to tego zniesmaczoną minę.
Docierasz na lekcję. Da się przeżyć, podobne jak te następne. Obyło się bez niepotrzebnych ocen, pogarszających i tak już niesatysfakcjonującą cię sytuację. Nawet historia, na której i tak nikt nie oddychał dzisiaj okazała się być w miarę spokojna.
W końcu koniec. Z ulgą wychodzisz ze szkoły, podążasz na przystanek. Docierasz do domu i nowe urwanie głowy. Każdy z domowników coś chce, czegoś potrzebuje. Wdrapujesz się wymęczona do swojego pokoju i zamurowuje Cię w drzwiach- bałagan robi się sam- jedyne logiczna myśl tłumacząca to, co zastałaś. Ostatnimi siłami ogarniasz pokój, przeglądasz zeszyty i padasz na twarz do łóżka. I jak tu nie kochać poniedziałków??
w liceum dostałam za niego 4. Pozmieniaj niektóre fakty by pasowały. jak napiszesz ręcznie to wyjdzie strona A4, zawsze można coś dopisać od siebie.