Na wschód od chrześcijańskich państw europejskich rozciągała się obca i bliżej nieznana nierozpoznana kraina. Od Karpat i wybrzeży Morza Czarnego zaczynał się bezkresny step, sięgający poprzez równiny Eurazji aż po Ocean Spokojny. Z obszaru tego niejeden już raz wychodziły groźne ludy, których pojawienie się zwiastowało Europie niszczące najazdy – stamtąd przyszli Hundowie, Awarowie, Bułgarzy, Węgrzy. W połowie XII wieku z głębi stepu wychynął nowy, nieznany dotąd Europejczykom lud – Mongołowie. Kolebką Mongołów były stepy na wschód od Bajkału, nad górnym Amurem. Żyło tam wiele koczowniczych plemion. Bliskimi sąsiadami Mongołów byli Tatarzy. Różnice między nimi zacierały się dla bardziej oddalonych obserwatorów. Mylili oni dlatego często nazwy obu ludów. Pisarze europejscy szczególnie chętnie używali właśnie określenia Tatarzy. Ludziom, którzy poznali trochę kulturę antyczną, kojarzyło się ono nieodparcie z tartarem – Tatarzy stali się więc Tartarami, mieszkańcami piekła. Używanie tej nazwy w odniesieniu do Mongołów jest w prawdzie zwykłym nieporozumieniem, ale utrwaliło się już w wieloletniej praktyce językowej. Warunki życia stepowych ludów były bardzo trudne. Surowy klimat i naturalne ubóstwo sprzyjały wyrastaniu tu pokoleń ludzi sprytnych, twardych, odpornych na wszelkie trudy i niedostatki. Mongołowie byli pasterzami koni i bydła. Uprawy roli nie znali, bo ziemia w ich kraju była nieurodzajna. Zajmowali się też łowiectwem. Byli, więc doskonałymi jeźdźcami i łucznikami. Potrafili wiele dni bez przerwy spędzić w siodle, jedząc tylko suszone zapasy, a w razie potrzeby nawet padłe zwierzęta. Pili mleko, umiejąc je przechowywać także w postaci sproszkowanej. Ulubionym ich napojem był płyn ze sfermentowanego kobylego mleka – kumys. Mongołowie nie pędzili osiadłego życia. Mieszkali w jurtach – namiotach ze skór, które można było w każdej chwili zwinąć i przenieść w inne miejsce. Szukając wciąż nowych pastwisk dla swych stad, wędrowali w ten sposób w grupach, składających się z bliższych i dalszych krewnych. Gromadami takimi kierowali przywódcy, określani mianem chanów. Trwała między nimi stała rywalizacja i walka. Stabilna władze miał ustanowić dopiero Temudżin. Pochodził z rodziny chanów, ale dzieciństwo miał bardzo trudne. Jego ojciec zginął zamordowany w walkach chanów plemiennych. Młodziutki sierota kryć się musiał przed prześladowcami w bezludnym stepie. Gdy dorósł, pomścił śmierć ojca. W walkach z innymi gromadami Mongołów okazał się zarówno znakomitym wodzem, jak i – przede wszystkim – niezwykle przebiegłym dyplomatą. Nie dysponując jeszcze większą siłą , zawsze umiał zapewnić sobie miejsce w obozie zwycięzców. Dzięki tym sukcesom wyrósł z czasem na najpotężniejszego wśród mongolskich chanów, bezlitośnie rozprawiając się zarówno z wrogami, jak i niedawnymi sojusznikami. Przyjął nowe imię – tytuł Czyngis – chana (jego znaczenie nie jest w pełni jasne, należy je chyba rozumieć jako „chan Oceanu”, tzn. władca zarówno lądu, jak i morza, a więc całego świata). Czyngis – chan zdołał w krótkim czasie narzucić swą władzę wszystkim współplemieńcom. Ogólne zgromadzenie wodzów mongolskich (kurułtaj) uznało go za swego władcę (1206 r.). Czyngis – chan poprowadził swój lud do wielkich zwycięstw i podbojów. Mongołowie w ciągu kilku lat podbili okolicznych koczowników i opanowali ogromne obszary środkowej Azji. Następnie ruszyli na Chiny. Choć najeźdźcy reprezentowali zdecydowanie niższy poziom cywilizacji, Chińczycy nie potrafili im skutecznie stawić czoła. Mongołowie przerwali graniczne umocnienia (Mur Chiński), rozgromili armie chińską w otwartym polu i wkroczyli do Pekinu (1215 r.). Podbój ogromnego państwa chińskiego trwał jeszcze przez kilkadziesiąt lat. Po zdobyciu chińskiej stolicy głównie siły mongolskie zawróciły na powrót ku Azji Środkowej. W ciągu kilku lat podbiły prawie wszystkie napotkane państwa. Doszły do granic Indii (skąd zostały jednak odparte), do Kaukazu oraz weszły na stepy czarnomorskie. Żyjące tu ludu przywołały na pomoc książąt ruskich. Ci śmiało ruszyli przeciwko nieznanemu przeciwnikowi, ale ponieśli druzgocącą klęskę nad rzeką Kałką (1223 r.). Mongołowie nie posuwali się już dalej, lecz wrócili i zniknęli w głębi bezkresnego stepu. Władza Chingis – chana sięgała teraz od Morza Kaspijskiego po Pacyfik. Jego następcy poszerzyli jeszcze to władztwo. Nie tylko dokończyli podbój Chin, ale rozgromili też muzułmańskie państwa w Persji i Mezopotamii. Próbowali nawet dokonać inwazji na Japonię. Powstałe w ten sposób państwo było największym imperium, jakie kiedykolwiek istniało w dziejach ludzkości. Po śmierci Czingis – chana (1227 r.) nastąpił podział między kilku synów. Podział ten nie miał jednak oznaczać rozpadu jedności mongolskiego imperium, nad wszystkimi braćmi ustanowiono bowiem wielkiego chana, który rządzić miał nadal całym państwem. Podział oznaczał głównie przyznanie poszczególnym braciom własnych dochodów z danin z podbitych krajów oraz przypisanie im dowództwa części koczowniczej armii. Skąd dzielnice wyznaczone synom Czyngis - chana nazwano ordami, co właśnie oznaczało po prostu „wojsko”. Pomimo podziału Mongołowie działali początkowo zgodnie i wszystkie ordy prowadziły wspólną polityką wobec sąsiadów. Mongołowie zbudowali swe państwo przemocą. Mieszkańcom napadanych miast dawali proste ultimatum: albo poddadzą się od razu, albo zostaną wszyscy wymordowani w razie zdobycia miasta szturmem. Podboje mongolskie wiązały się więc z potwornymi grabieżami i bezlitosnymi rzeziami. Ale Mongołowie byli nie tylko prymitywnymi niszczycielami. Na gruzach rozgramianych państw, często o wielowiekowej tradycji budowali nowe władztwo, przejmujące wiele elementów cywilizacji ludności podbitej. Szczególnie dużo zawdzięczali zetknięciu się z kulturą chińską. To od Chińczyków nauczyli się cennych umiejętności technicznych: sztuki zdobywania miast, budowania machin oblężniczych, a także stosowania zasłon dymnych (a może nawet gazów trujących) na polu walki. Od Chińczyków nauczyli się też wiele w zakresie administracji, co odznaczało się bardzo przydatne przy budowie systemu rządów na tak wielkim obszarze. Mongołowie okazali się zdolnymi uczniami i bardzo dobrymi organizatorami. Na podbitych terenach zaprowadzili jasny i prosty system administracyjny, oparty na ścisłym posłuszeństwie rozkazom chana. Podstawowym problemem stało się ich przekazywanie, stworzono więc doskonale funkcjonującą pocztę. Dzięki rozstawionym posterunkom, dysponującymi zawsze świeżymi końmi, można było w błyskawicznym tempie przenosić rozkazy i raporty. Chan wymagał bowiem od podwładnych ścisłego rozliczania się z powierzonych zadań. Wokół władcy rósł aparat dygnitarzy i urzędów. Stolicę umieszczono w sercu całego państwa. Zbudowane specjalnie w tym celu miasto nazwano Karakorum. Wzniesione głównie przez chińskich specjalistów gromadziło w służbie chana rzemieślników i fachowców z wszystkich podbitych przez Mongołów ludów. Sami zdobywcy, choć byli już panami świata, pozostawali wciąż koczownikami. Nadal żyli w swych jurtach i pijali kumys. Ich siedziby stanowiły wciąż wielkie obozy, które w każdej chwili można było przemieścić w dowolny kierunku. Mongołowie byli w swym państwie wojownikami i urzędnikami. Armia mongolska była niezwykle potężna i świetnie zorganizowana, Już u progu wielkich podbojów Czyngis – chana liczyła ok. 110 tys. Konnych wojowników, potem doszły do tego liczne oddziały posiłkowe, których pod przymusem dostarczać musiały podbite ludy. Organizacja wojskowa opierała się bardzo przejrzystym systemie dziesiętnym – jednostki poszczególnych szczebli liczyły odpowiednio po 10, 100, 1000, 10 000 jeźdźców. Największą (10 000) nazwano tumenem. Dowódca niższego szczebla był bezwzględnie zależny od przełożonego. Mongołowie postawili sztukę prowadzenia wojny na bardzo wysokim poziomie. Poza doskonałymi łukami wcale nie dysponowali nie dysponowali wcale dobrą bronią, więc wojny swe wygrywali głównie rozumem i podstępem. Każda wyprawę starannie przygotowywali – zarówno pod względem zaopatrzenia, jak i wywiadu. Nigdy nie wyruszali do kraju, o którym wcześniej nie zasięgnęli dokładnych informacji. Za cel stawiali sobie zawsze zmylenie przeciwnika: atakowali w wielu miejscach jednocześnie, do ostatniej chwili skrywając kierunek właściwego uderzenia. Dzięki niesłychanej szybkości i zwrotności swych lekkich, stepowych koników potrafili zręcznie udawać ucieczkę i ściągnąwszy przeciwnika w wybraną zasadzę, zawracali nagle do ataku. Były to zalety przydatne zwłaszcza w konfrontacji z rycerstwem chrześcijańskim: europejscy władcy nigdy nie byli stanie gromadzić tak wielkich wojsk, wasale często nie słuchali swych seniorów gardzili podstępem na polu bitwy. Powody, dla których Mongołowe wyruszyli na wojnę z chrześcijańskimi państwami europejskimi, nie są całkiem jasne. Nie chodziło im wcale o trwały podbój i zasiedlenie Europy – ten ciasny kontynent pozbawiony rozległych równin, nie mógł chyba w oczach koczowników wzbudzić większego zainteresowania. Mongołowie pragnęli zdobyć dla siebie tylko stepy czarnomorskie. Byli jednak przyzwyczajeni do dalekosiężnego planowania. Przewidywali na pewno, że utrwalenie tego podboju wymaga stworzenia strefy bezpieczeństwa w sąsiedztwie. Należało więc rozgromić okoliczne państwa chrześcijańskie. Ogólnomongolski kurułtaj podjął zatem decyzję o wyprawie na Zachód (1235 r.). Wzięły w niej udział tumeny ze wszystkich ord, ponad 100 tys. Wojowników. Stawiła się większość z żyjących synów i wnuków Czingis – chana. Naczelne dowództwo stanęło w ręku jego najstarszego wnuka, Batu – chana (któremu w podziałach powierzono najbardziej ku zachodowi sięgającą ordę). Pierwsza ofiarą mongolskiej inwazji była Ruś. Jeden za drugim padały ruskie miasta, a książęta ponosili klęski w otwartym polu. Podbój Rusi odznaczał narzucenie zwierzchnictwa chana wszystkim prawi książętom ruskim. Zwycięstwa te otworzyły Mongołom drogę w głąb Europy. Tu nikt nie spodziewał się groźnego najeźdźcy. Dopiero uciekinierzy ze spalonego Kijowa pojawili się z przerażającymi wieściami. Było już jednak za późno, by podjąć przygotowania do wspólnej obrony. Kilka miesięcy po ostrzegawczych sygnałach, wiosną 1241 r., mongolskie armie spadły na Węgry i Polskę. Polska była tylko ubocznym kierunkiem ich działań. Batu posłał tu zaledwie jeden tumen, by nie dopuścić polskich posiłków na Węgry. Mongolskie wojska przeszły przez Małopolskę i Śląsk, paląc Sandomierz, Kraków, Opole, Wrocław i szereg innych grodów. Dopiero na zachodnich kresach stawił im czoło książę Henryk Pobożny na czele rycerstwa z różnych ziem polskich oraz posiłków niemieckich. W bitwie pod Legnicą ( 9 kwietnia 1241 r.) Mongołowie rozgromili jednak Polaków i poprzez Morawy dołączył do sił głównych na Węgrzech, gdzie armia Batu – chana również odniosła zwycięstwo. Król węgierski Bela IV zastąpił najeźdźcom drogę, ale poniósł druzgocącą klęskę pod Mohi. Sam król ledwie uszedł z życiem, ścigany aż na wybrzeże adriatyckie, gdzie ukrył się na jednej z wysp. Prawie cały kraj został zalany przez Mongołów. Przez rok łupili oni Węgry, nim zawrócili wreszcie do siebie. Na Europę Zachodnią padła trwoga. U jej wrót stanęli nieznani najeźdźcy, o których opowiadano tak przerażające historie, iż doprawdy wydawali się być synami piekła. Wrażenie spotęgowania jeszcze wieść o ponownym zdobyciu Jerozolimy przez Turków. Niewierni parli więc naprzód na wszystkich frontach, chrześcijaństwo zaś było kompletnie nie przygotowane do obrony. W najgwałtowniejszą fazę wchodził właśnie spór papiestwa z cesarzem Fryderykiem II, Mongolska inwazja na Europę Zachodnią jednak nie nastąpiła i po kilku latach emocje opadły. Jeszcze kilka razy w ciągu XIII wieku do Węgier i Polski wpadały mongolskie wojska, ale najazdy te nie mogły się już równać z wyprawą zakończoną zwycięstwami pod Mohi i Legnicą. Te kolejne napady miały łupieski charakter i nigdy nie stawiały sobie za cel podboju napadanych krajów. Imperium mongolskie było najrozleglejszym państwem w dziejach. Stanowić może ciekawe porównanie do czynionych w Europie wysiłków ustanowienia władzy uniwersalnej. Chan, podobnie jak cesarz i papież, twierdził, że Bóg powierzył mu wszystkie kraje świata. Z Europą Mongołowie mieli styczność niewielką. Ich najazdy były tylko epizodem. Większy wpływ wywarli pośrednio. W połowie XIII wieku wystraszyli Europejczyków, a i potem samym swym istnieniem przyczyniali się nieraz do zwarcia szeregów państw chrześcijańskich. Wspólne niebezpieczeństwo umocniło poczucie solidarności europejskiej, zwróciło też uwagę Europy Zachodniej na często zapominany do tego czasu wschód kontynentu. Papieże usilniej niż dotąd zajmować się musieli sprawami Polski czy Węgier. Kraje te stały się teraz granicą walczącego chrześcijaństwa i tym mocniej poczuły się związane z zachodnim zapleczem. Wpływ bezpośredni, i to bardzo mocny, wywarli Mongołowie na Ruś. To ich długoletnie rządy spowodowały, że dalszy rozwój tego kraju potoczył się drogami od pozostałych krajów europejskich.
Podsumowując to wszystko: „Dlaczego Mongołowie byli tak silnym imperium, że zwyciężali prawie wszystkie bitwy z Europejczykami” możemy wywnioskować na podstawie powyższych argumentów.
Na wschód od chrześcijańskich państw europejskich rozciągała się obca i bliżej nieznana nierozpoznana kraina. Od Karpat i wybrzeży Morza Czarnego zaczynał się bezkresny step, sięgający poprzez równiny Eurazji aż po Ocean Spokojny. Z obszaru tego niejeden już raz wychodziły groźne ludy, których pojawienie się zwiastowało Europie niszczące najazdy – stamtąd przyszli Hundowie, Awarowie, Bułgarzy, Węgrzy. W połowie XII wieku z głębi stepu wychynął nowy, nieznany dotąd Europejczykom lud – Mongołowie.
Kolebką Mongołów były stepy na wschód od Bajkału, nad górnym Amurem. Żyło tam wiele koczowniczych plemion. Bliskimi sąsiadami Mongołów byli Tatarzy. Różnice między nimi zacierały się dla bardziej oddalonych obserwatorów. Mylili oni dlatego często nazwy obu ludów. Pisarze europejscy szczególnie chętnie używali właśnie określenia Tatarzy. Ludziom, którzy poznali trochę kulturę antyczną, kojarzyło się ono nieodparcie z tartarem – Tatarzy stali się więc Tartarami, mieszkańcami piekła. Używanie tej nazwy w odniesieniu do Mongołów jest w prawdzie zwykłym nieporozumieniem, ale utrwaliło się już w wieloletniej praktyce językowej.
Warunki życia stepowych ludów były bardzo trudne. Surowy klimat i naturalne ubóstwo sprzyjały wyrastaniu tu pokoleń ludzi sprytnych, twardych, odpornych na wszelkie trudy i niedostatki. Mongołowie byli pasterzami koni i bydła. Uprawy roli nie znali, bo ziemia w ich kraju była nieurodzajna. Zajmowali się też łowiectwem. Byli, więc doskonałymi jeźdźcami i łucznikami. Potrafili wiele dni bez przerwy spędzić w siodle, jedząc tylko suszone zapasy, a w razie potrzeby nawet padłe zwierzęta. Pili mleko, umiejąc je przechowywać także w postaci sproszkowanej. Ulubionym ich napojem był płyn ze sfermentowanego kobylego mleka – kumys. Mongołowie nie pędzili osiadłego życia. Mieszkali w jurtach – namiotach ze skór, które można było w każdej chwili zwinąć i przenieść w inne miejsce. Szukając wciąż nowych pastwisk dla swych stad, wędrowali w ten sposób w grupach, składających się z bliższych i dalszych krewnych. Gromadami takimi kierowali przywódcy, określani mianem chanów. Trwała między nimi stała rywalizacja i walka.
Stabilna władze miał ustanowić dopiero Temudżin. Pochodził z rodziny chanów, ale dzieciństwo miał bardzo trudne. Jego ojciec zginął zamordowany w walkach chanów plemiennych. Młodziutki sierota kryć się musiał przed prześladowcami w bezludnym stepie. Gdy dorósł, pomścił śmierć ojca. W walkach z innymi gromadami Mongołów okazał się zarówno znakomitym wodzem, jak i – przede wszystkim – niezwykle przebiegłym dyplomatą. Nie dysponując jeszcze większą siłą , zawsze umiał zapewnić sobie miejsce w obozie zwycięzców. Dzięki tym sukcesom wyrósł z czasem na najpotężniejszego wśród mongolskich chanów, bezlitośnie rozprawiając się zarówno z wrogami, jak i niedawnymi sojusznikami. Przyjął nowe imię – tytuł Czyngis – chana (jego znaczenie nie jest w pełni jasne, należy je chyba rozumieć jako „chan Oceanu”, tzn. władca zarówno lądu, jak i morza, a więc całego świata). Czyngis – chan zdołał w krótkim czasie narzucić swą władzę wszystkim współplemieńcom. Ogólne zgromadzenie wodzów mongolskich (kurułtaj) uznało go za swego władcę (1206 r.).
Czyngis – chan poprowadził swój lud do wielkich zwycięstw i podbojów. Mongołowie w ciągu kilku lat podbili okolicznych koczowników i opanowali ogromne obszary środkowej Azji. Następnie ruszyli na Chiny. Choć najeźdźcy reprezentowali zdecydowanie niższy poziom cywilizacji, Chińczycy nie potrafili im skutecznie stawić czoła. Mongołowie przerwali graniczne umocnienia (Mur Chiński), rozgromili armie chińską w otwartym polu i wkroczyli do Pekinu (1215 r.). Podbój ogromnego państwa chińskiego trwał jeszcze przez kilkadziesiąt lat. Po zdobyciu chińskiej stolicy głównie siły mongolskie zawróciły na powrót ku Azji Środkowej. W ciągu kilku lat podbiły prawie wszystkie napotkane państwa. Doszły do granic Indii (skąd zostały jednak odparte), do Kaukazu oraz weszły na stepy czarnomorskie. Żyjące tu ludu przywołały na pomoc książąt ruskich. Ci śmiało ruszyli przeciwko nieznanemu przeciwnikowi, ale ponieśli druzgocącą klęskę nad rzeką Kałką (1223 r.). Mongołowie nie posuwali się już dalej, lecz wrócili i zniknęli w głębi bezkresnego stepu. Władza Chingis – chana sięgała teraz od Morza Kaspijskiego po Pacyfik. Jego następcy poszerzyli jeszcze to władztwo. Nie tylko dokończyli podbój Chin, ale rozgromili też muzułmańskie państwa w Persji i Mezopotamii. Próbowali nawet dokonać inwazji na Japonię.
Powstałe w ten sposób państwo było największym imperium, jakie kiedykolwiek istniało w dziejach ludzkości. Po śmierci Czingis – chana (1227 r.) nastąpił podział między kilku synów. Podział ten nie miał jednak oznaczać rozpadu jedności mongolskiego imperium, nad wszystkimi braćmi ustanowiono bowiem wielkiego chana, który rządzić miał nadal całym państwem. Podział oznaczał głównie przyznanie poszczególnym braciom własnych dochodów z danin z podbitych krajów oraz przypisanie im dowództwa części koczowniczej armii. Skąd dzielnice wyznaczone synom Czyngis - chana nazwano ordami, co właśnie oznaczało po prostu „wojsko”. Pomimo podziału Mongołowie działali początkowo zgodnie i wszystkie ordy prowadziły wspólną polityką wobec sąsiadów.
Mongołowie zbudowali swe państwo przemocą. Mieszkańcom napadanych miast dawali proste ultimatum: albo poddadzą się od razu, albo zostaną wszyscy wymordowani w razie zdobycia miasta szturmem. Podboje mongolskie wiązały się więc z potwornymi grabieżami i bezlitosnymi rzeziami. Ale Mongołowie byli nie tylko prymitywnymi niszczycielami. Na gruzach rozgramianych państw, często o wielowiekowej tradycji budowali nowe władztwo, przejmujące wiele elementów cywilizacji ludności podbitej. Szczególnie dużo zawdzięczali zetknięciu się z kulturą chińską. To od Chińczyków nauczyli się cennych umiejętności technicznych: sztuki zdobywania miast, budowania machin oblężniczych, a także stosowania zasłon dymnych (a może nawet gazów trujących) na polu walki. Od Chińczyków nauczyli się też wiele w zakresie administracji, co odznaczało się bardzo przydatne przy budowie systemu rządów na tak wielkim obszarze.
Mongołowie okazali się zdolnymi uczniami i bardzo dobrymi organizatorami. Na podbitych terenach zaprowadzili jasny i prosty system administracyjny, oparty na ścisłym posłuszeństwie rozkazom chana. Podstawowym problemem stało się ich przekazywanie, stworzono więc doskonale funkcjonującą pocztę. Dzięki rozstawionym posterunkom, dysponującymi zawsze świeżymi końmi, można było w błyskawicznym tempie przenosić rozkazy i raporty. Chan wymagał bowiem od podwładnych ścisłego rozliczania się z powierzonych zadań. Wokół władcy rósł aparat dygnitarzy i urzędów. Stolicę umieszczono w sercu całego państwa. Zbudowane specjalnie w tym celu miasto nazwano Karakorum. Wzniesione głównie przez chińskich specjalistów gromadziło w służbie chana rzemieślników i fachowców z wszystkich podbitych przez Mongołów ludów. Sami zdobywcy, choć byli już panami świata, pozostawali wciąż koczownikami. Nadal żyli w swych jurtach i pijali kumys. Ich siedziby stanowiły wciąż wielkie obozy, które w każdej chwili można było przemieścić w dowolny kierunku. Mongołowie byli w swym państwie wojownikami i urzędnikami.
Armia mongolska była niezwykle potężna i świetnie zorganizowana, Już u progu wielkich podbojów Czyngis – chana liczyła ok. 110 tys. Konnych wojowników, potem doszły do tego liczne oddziały posiłkowe, których pod przymusem dostarczać musiały podbite ludy. Organizacja wojskowa opierała się bardzo przejrzystym systemie dziesiętnym – jednostki poszczególnych szczebli liczyły odpowiednio po 10, 100, 1000, 10 000 jeźdźców. Największą (10 000) nazwano tumenem. Dowódca niższego szczebla był bezwzględnie zależny od przełożonego. Mongołowie postawili sztukę prowadzenia wojny na bardzo wysokim poziomie. Poza doskonałymi łukami wcale nie dysponowali nie dysponowali wcale dobrą bronią, więc wojny swe wygrywali głównie rozumem i podstępem. Każda wyprawę starannie przygotowywali – zarówno pod względem zaopatrzenia, jak i wywiadu. Nigdy nie wyruszali do kraju, o którym wcześniej nie zasięgnęli dokładnych informacji. Za cel stawiali sobie zawsze zmylenie przeciwnika: atakowali w wielu miejscach jednocześnie, do ostatniej chwili skrywając kierunek właściwego uderzenia. Dzięki niesłychanej szybkości i zwrotności swych lekkich, stepowych koników potrafili zręcznie udawać ucieczkę i ściągnąwszy przeciwnika w wybraną zasadzę, zawracali nagle do ataku. Były to zalety przydatne zwłaszcza w konfrontacji z rycerstwem chrześcijańskim: europejscy władcy nigdy nie byli stanie gromadzić tak wielkich wojsk, wasale często nie słuchali swych seniorów gardzili podstępem na polu bitwy.
Powody, dla których Mongołowe wyruszyli na wojnę z chrześcijańskimi państwami europejskimi, nie są całkiem jasne. Nie chodziło im wcale o trwały podbój i zasiedlenie Europy – ten ciasny kontynent pozbawiony rozległych równin, nie mógł chyba w oczach koczowników wzbudzić większego zainteresowania. Mongołowie pragnęli zdobyć dla siebie tylko stepy czarnomorskie. Byli jednak przyzwyczajeni do dalekosiężnego planowania. Przewidywali na pewno, że utrwalenie tego podboju wymaga stworzenia strefy bezpieczeństwa w sąsiedztwie. Należało więc rozgromić okoliczne państwa chrześcijańskie. Ogólnomongolski kurułtaj podjął zatem decyzję o wyprawie na Zachód (1235 r.). Wzięły w niej udział tumeny ze wszystkich ord, ponad 100 tys. Wojowników. Stawiła się większość z żyjących synów i wnuków Czingis – chana. Naczelne dowództwo stanęło w ręku jego najstarszego wnuka, Batu – chana (któremu w podziałach powierzono najbardziej ku zachodowi sięgającą ordę).
Pierwsza ofiarą mongolskiej inwazji była Ruś. Jeden za drugim padały ruskie miasta, a książęta ponosili klęski w otwartym polu. Podbój Rusi odznaczał narzucenie zwierzchnictwa chana wszystkim prawi książętom ruskim. Zwycięstwa te otworzyły Mongołom drogę w głąb Europy. Tu nikt nie spodziewał się groźnego najeźdźcy. Dopiero uciekinierzy ze spalonego Kijowa pojawili się z przerażającymi wieściami. Było już jednak za późno, by podjąć przygotowania do wspólnej obrony. Kilka miesięcy po ostrzegawczych sygnałach, wiosną 1241 r., mongolskie armie spadły na Węgry i Polskę. Polska była tylko ubocznym kierunkiem ich działań. Batu posłał tu zaledwie jeden tumen, by nie dopuścić polskich posiłków na Węgry.
Mongolskie wojska przeszły przez Małopolskę i Śląsk, paląc Sandomierz, Kraków, Opole, Wrocław i szereg innych grodów. Dopiero na zachodnich kresach stawił im czoło książę Henryk Pobożny na czele rycerstwa z różnych ziem polskich oraz posiłków niemieckich. W bitwie pod Legnicą ( 9 kwietnia 1241 r.) Mongołowie rozgromili jednak Polaków i poprzez Morawy dołączył do sił głównych na Węgrzech, gdzie armia Batu – chana również odniosła zwycięstwo. Król węgierski Bela IV zastąpił najeźdźcom drogę, ale poniósł druzgocącą klęskę pod Mohi. Sam król ledwie uszedł z życiem, ścigany aż na wybrzeże adriatyckie, gdzie ukrył się na jednej z wysp. Prawie cały kraj został zalany przez Mongołów. Przez rok łupili oni Węgry, nim zawrócili wreszcie do siebie.
Na Europę Zachodnią padła trwoga. U jej wrót stanęli nieznani najeźdźcy, o których opowiadano tak przerażające historie, iż doprawdy wydawali się być synami piekła. Wrażenie spotęgowania jeszcze wieść o ponownym zdobyciu Jerozolimy przez Turków. Niewierni parli więc naprzód na wszystkich frontach, chrześcijaństwo zaś było kompletnie nie przygotowane do obrony. W najgwałtowniejszą fazę wchodził właśnie spór papiestwa z cesarzem Fryderykiem II, Mongolska inwazja na Europę Zachodnią jednak nie nastąpiła i po kilku latach emocje opadły. Jeszcze kilka razy w ciągu XIII wieku do Węgier i Polski wpadały mongolskie wojska, ale najazdy te nie mogły się już równać z wyprawą zakończoną zwycięstwami pod Mohi i Legnicą. Te kolejne napady miały łupieski charakter i nigdy nie stawiały sobie za cel podboju napadanych krajów.
Imperium mongolskie było najrozleglejszym państwem w dziejach. Stanowić może ciekawe porównanie do czynionych w Europie wysiłków ustanowienia władzy uniwersalnej. Chan, podobnie jak cesarz i papież, twierdził, że Bóg powierzył mu wszystkie kraje świata. Z Europą Mongołowie mieli styczność niewielką. Ich najazdy były tylko epizodem. Większy wpływ wywarli pośrednio. W połowie XIII wieku wystraszyli Europejczyków, a i potem samym swym istnieniem przyczyniali się nieraz do zwarcia szeregów państw chrześcijańskich. Wspólne niebezpieczeństwo umocniło poczucie solidarności europejskiej, zwróciło też uwagę Europy Zachodniej na często zapominany do tego czasu wschód kontynentu. Papieże usilniej niż dotąd zajmować się musieli sprawami Polski czy Węgier. Kraje te stały się teraz granicą walczącego chrześcijaństwa i tym mocniej poczuły się związane z zachodnim zapleczem. Wpływ bezpośredni, i to bardzo mocny, wywarli Mongołowie na Ruś. To ich długoletnie rządy spowodowały, że dalszy rozwój tego kraju potoczył się drogami od pozostałych krajów europejskich.
Podsumowując to wszystko: „Dlaczego Mongołowie byli tak silnym imperium, że zwyciężali prawie wszystkie bitwy z Europejczykami” możemy wywnioskować na podstawie powyższych argumentów.