Był upalny lipcowy dzień. Słońce dopiekało równo, nawet w cieniu nie było chwili orzeźwienia. Moi rodzice się pokłócili. Z resztą niczym sie nie przejmowałam, bo takie kłótnie jak ta miały miejsce w naszym domu prawie codziennie. Chciałam wtedy wyjść jak najszybciej z domu i o wszystkim zapomnieć. Oczywiście wyjść można nawet w 3 sekundy ale ile potrzeba czasu aby wymazać przykre zdarzenia z pamięci? Wybiegłam stamtąd i wróciłam dopiero późnym wieczorem.
Sobota, 18 lipca 2010r
Dzien zapowiadał się upalnie. Ale prawdziwy żar tlił się teraz w moim domu, a ja nie wiedziałam jak mam go ugasić. Bylam przerazona i zupełnie bezradna. Nie wiedziałam jak mam pomóc mamie. Chciałam wtedy mocno złapać jej rękę i wyrwac ją z tego koszmaru. Nie mogłam znieść widoku zakrwawionej, posiniaczonej matki, kiedy ojciec bezlitośnie okładał ją drewnianym kołkiem. Łzy płynęły mi z oczu niczym powódź która była coraz bardziej silniejsza. Uciekłam stamtad i nie wróciłam tej nocy...
Niedziela, 19 lipca 2010r
Wróciłam nad ranem. Nie chciałam dawac nikomu zadnego znaku, że mój pokój nie jest już pusty, bo ja w nim jestem, więc połozyłam sie do łóżka i zasnęłam. Około godziny 10:00 obudziłam się i ... Zobaczyłam moją matkę, która leżała na podłodze zupełnie nie żywa, taka obojetna na wszystko, bo juz od kilku godzin martwa! dobiegłam szybko do niej i przytuliłam się do jej chłodnego ciała. Krzyczałam: " Mamo obudż się! Wstań! Nie zostawiaj mnie samej". To były tylko słowa... bo przecież dobrze wiedziałam, że nic juz nie pomoże mojej "przyjaciółce życia". Tamten dzień jestdla mnie jak głęboka rana, która wciąż nie chce sie zagoić...
Piatek, 17 lipca 2010r
Był upalny lipcowy dzień. Słońce dopiekało równo, nawet w cieniu nie było chwili orzeźwienia. Moi rodzice się pokłócili. Z resztą niczym sie nie przejmowałam, bo takie kłótnie jak ta miały miejsce w naszym domu prawie codziennie. Chciałam wtedy wyjść jak najszybciej z domu i o wszystkim zapomnieć. Oczywiście wyjść można nawet w 3 sekundy ale ile potrzeba czasu aby wymazać przykre zdarzenia z pamięci? Wybiegłam stamtąd i wróciłam dopiero późnym wieczorem.
Sobota, 18 lipca 2010r
Dzien zapowiadał się upalnie. Ale prawdziwy żar tlił się teraz w moim domu, a ja nie wiedziałam jak mam go ugasić. Bylam przerazona i zupełnie bezradna. Nie wiedziałam jak mam pomóc mamie. Chciałam wtedy mocno złapać jej rękę i wyrwac ją z tego koszmaru. Nie mogłam znieść widoku zakrwawionej, posiniaczonej matki, kiedy ojciec bezlitośnie okładał ją drewnianym kołkiem. Łzy płynęły mi z oczu niczym powódź która była coraz bardziej silniejsza. Uciekłam stamtad i nie wróciłam tej nocy...
Niedziela, 19 lipca 2010r
Wróciłam nad ranem. Nie chciałam dawac nikomu zadnego znaku, że mój pokój nie jest już pusty, bo ja w nim jestem, więc połozyłam sie do łóżka i zasnęłam. Około godziny 10:00 obudziłam się i ... Zobaczyłam moją matkę, która leżała na podłodze zupełnie nie żywa, taka obojetna na wszystko, bo juz od kilku godzin martwa! dobiegłam szybko do niej i przytuliłam się do jej chłodnego ciała. Krzyczałam: " Mamo obudż się! Wstań! Nie zostawiaj mnie samej". To były tylko słowa... bo przecież dobrze wiedziałam, że nic juz nie pomoże mojej "przyjaciółce życia". Tamten dzień jestdla mnie jak głęboka rana, która wciąż nie chce sie zagoić...