karkoz
Pewnego ciepłego dnia Małgorzata - mama Mikołaja i Marysi wybrała się do sklepu. - Nikomu nie otwierajcie dopóki nie wrócę - ostrzegała przed wyjściem - Jak coś będzie się działo dzwońcie do mnie. - Dobrze mamo - odpowiedziały chórem dzieci Nagle w sklepie Małgorzacie zadzwonił telefon. - Mamo, mamo ratuj nas - krzyczał Mikołaj - Pali się! Nasz dom! - Jezu Drogi! Synku dzwoń na straż pożarną ja już biegnę. Małgorzata szybko rozłączyła się i wyszła z marketu. Będąc na miejscu ujrzała przerażający widok. Wszędzie ogień a wokół strażacy. Nie czekając weszła na swoje podwórko. - Gdzie są moje dzieci?! - krzyczała - Mikołaj, Marysia! - Tu jesteśmy mamo, tu - krzyknęła Marysia ze ze strychu - O Boże! Proszę pana! Niech pan im pomoże! - przerażona zwróciła się do strażaka Ten natychmiast zawołał resztę pomocników i podjeżdżając wozem zaczął ratować dzieci dzieci z góry. Akcja trwała ok. kilku minut. - Dziękuję panu! - krzyknęła uradowana matka - Dzieci, nic wam się nie stało? - Nie mamusiu - odparł Mikołaj - Ale co się stało? - dopytywała matka - Mikołaj zaczął bawić się zapałkami. Zapalał świeczki i nagle jedna z nich się przewróciła... - Mamo, przepraszam nie wiedziałem, że to się może tak skończyć - przerwał Mikołaj - Ach, już dobrze, już dobrze. Dobrze, że wy jesteście cali. - powiedziała mama Po tym wydarzeniu Małgorzata jeszcze bardziej troszczyła się o dzieci, a one zaś pamiętające dokładnie ten dzień bawiły się ostrożniej.
- Nikomu nie otwierajcie dopóki nie wrócę - ostrzegała przed wyjściem - Jak coś będzie się działo dzwońcie do mnie.
- Dobrze mamo - odpowiedziały chórem dzieci
Nagle w sklepie Małgorzacie zadzwonił telefon.
- Mamo, mamo ratuj nas - krzyczał Mikołaj - Pali się! Nasz dom!
- Jezu Drogi! Synku dzwoń na straż pożarną ja już biegnę.
Małgorzata szybko rozłączyła się i wyszła z marketu. Będąc na miejscu ujrzała przerażający widok. Wszędzie ogień a wokół strażacy. Nie czekając weszła na swoje podwórko.
- Gdzie są moje dzieci?! - krzyczała - Mikołaj, Marysia!
- Tu jesteśmy mamo, tu - krzyknęła Marysia ze ze strychu
- O Boże! Proszę pana! Niech pan im pomoże! - przerażona zwróciła się do strażaka
Ten natychmiast zawołał resztę pomocników i podjeżdżając wozem zaczął ratować dzieci dzieci z góry. Akcja trwała ok. kilku minut.
- Dziękuję panu! - krzyknęła uradowana matka - Dzieci, nic wam się nie stało?
- Nie mamusiu - odparł Mikołaj
- Ale co się stało? - dopytywała matka
- Mikołaj zaczął bawić się zapałkami. Zapalał świeczki i nagle jedna z nich się przewróciła...
- Mamo, przepraszam nie wiedziałem, że to się może tak skończyć - przerwał Mikołaj
- Ach, już dobrze, już dobrze. Dobrze, że wy jesteście cali. - powiedziała mama
Po tym wydarzeniu Małgorzata jeszcze bardziej troszczyła się o dzieci, a one zaś pamiętające dokładnie ten dzień bawiły się ostrożniej.