Chociaż wydaje się to niesamowite, dawno temu ludzie nie umieli mówić. Nikt nie pamięta tamtych czasów, ponieważ poza kilkoma skrawkami historii, nie zachowało się nic. Do niedawna żył jednak pewien starzec, który wszystko dokładnie pamiętał.
Kiedyś, zanim ludzie zaczęli budować wioski, nikt nie potrafił mówić. Na szczęście wszyscy otrzymywali wraz z narodzinami pewien dar - porozumiewanie się za pomocą oczu. Bardzo ciężko było jednak rozmawiać bez używania konkretnych słów, a doprowadzanie techniki czytania z oczu zajmowało nieraz długie lata. Pewnego dnia do niewielkiej osady przybyła pewna dziwna staruszka. Na zgarbionych plecach trzymała poszarpany tobołek. Ludzie z osady chcieli ją ugościć, jednak oczy kobiety były wąskie i nie dało się z nich nic odczytać. Mieszkańcy obozu bali się złych zamiarów staruszki, dlatego długo zwlekali z zaproszeniem jej do swoich skromnych domostw. W końcu jeden z młodych mężczyzn przytaknął kobiecie i pozwolił przekroczyć własny próg. Dał jej kawałek placka upieczonego na kamieniu i wodę z pobliskiego źródła.
Kolejnego poranka młody mężczyzna wstał z pryczy i rozejrzał się po swoim szałasie. Nigdzie nie było starej kobiety. Wyszedł więc na zewnątrz, aby podzielić się z innymi złą nowiną. Jego uwagę przykuło dziwne zachowanie mieszkańców - machali wściekle rękami i zło błyskało im z oczu. Mężczyzna pomyślał, że oszaleli. Kiedy podszedł do nich bliżej, zauważył, że nie potrafi z ich oczu odczytać niczego poza gniewem. Ogromnie się przeraził. Daleko, obok źródła stała staruszka. Rozpakowała swój tobołek i robiła coś z jego zawartością. Mężczyzna podszedł bliżej i zauważył, że wlewa do źródła jakiś płyn z dziwnej buteleczki. "Chce nas otruć" - pomyślał. Nagle bardzo się zdziwił. Myśl! Sformułował w głowie zdanie! To było coś nowego. Odwrócił się i usłyszał dziwny gwar w osadzie. Ludzie otwierali swoje usta i wydobywały się z nich słowa. To było coś niesamowitego! Mężczyzna otworzył usta i zerknął na staruszkę.
- Co pani zrobiła? - powiedział. Jego głos wydał mu się bardzo dziwnym.
- Byliście pierwszą osadą, która mnie ugościła, dlatego daję wam dar mowy.
Mężczyzna popatrzyła na nią zdziwiony.
- Mowa - szepnął. - Mowa. Słowa. Zdania. - Słowa same przychodziły mu na język.
Uśmiechnął się do staruszki.
- Dziękuję - rzekł.
Odwrócił się w stronę osady i znów do kobiety. Jej jednak już nie było.
Tak właśnie ludzie zaczęłi mówić. Ze wszystkich stron świata przybywali do wioski podróżnicy, aby móc zaczerpnąć z zaczarowanego źródełka. Już wkrótce po tym cały świat zaczął mówić. Później ludzie nauczyli się pisać, ale to już inna historia.
Chociaż wydaje się to niesamowite, dawno temu ludzie nie umieli mówić. Nikt nie pamięta tamtych czasów, ponieważ poza kilkoma skrawkami historii, nie zachowało się nic. Do niedawna żył jednak pewien starzec, który wszystko dokładnie pamiętał.
Kiedyś, zanim ludzie zaczęli budować wioski, nikt nie potrafił mówić. Na szczęście wszyscy otrzymywali wraz z narodzinami pewien dar - porozumiewanie się za pomocą oczu. Bardzo ciężko było jednak rozmawiać bez używania konkretnych słów, a doprowadzanie techniki czytania z oczu zajmowało nieraz długie lata. Pewnego dnia do niewielkiej osady przybyła pewna dziwna staruszka. Na zgarbionych plecach trzymała poszarpany tobołek. Ludzie z osady chcieli ją ugościć, jednak oczy kobiety były wąskie i nie dało się z nich nic odczytać. Mieszkańcy obozu bali się złych zamiarów staruszki, dlatego długo zwlekali z zaproszeniem jej do swoich skromnych domostw. W końcu jeden z młodych mężczyzn przytaknął kobiecie i pozwolił przekroczyć własny próg. Dał jej kawałek placka upieczonego na kamieniu i wodę z pobliskiego źródła.
Kolejnego poranka młody mężczyzna wstał z pryczy i rozejrzał się po swoim szałasie. Nigdzie nie było starej kobiety. Wyszedł więc na zewnątrz, aby podzielić się z innymi złą nowiną. Jego uwagę przykuło dziwne zachowanie mieszkańców - machali wściekle rękami i zło błyskało im z oczu. Mężczyzna pomyślał, że oszaleli. Kiedy podszedł do nich bliżej, zauważył, że nie potrafi z ich oczu odczytać niczego poza gniewem. Ogromnie się przeraził. Daleko, obok źródła stała staruszka. Rozpakowała swój tobołek i robiła coś z jego zawartością. Mężczyzna podszedł bliżej i zauważył, że wlewa do źródła jakiś płyn z dziwnej buteleczki. "Chce nas otruć" - pomyślał. Nagle bardzo się zdziwił. Myśl! Sformułował w głowie zdanie! To było coś nowego. Odwrócił się i usłyszał dziwny gwar w osadzie. Ludzie otwierali swoje usta i wydobywały się z nich słowa. To było coś niesamowitego! Mężczyzna otworzył usta i zerknął na staruszkę.
- Co pani zrobiła? - powiedział. Jego głos wydał mu się bardzo dziwnym.
- Byliście pierwszą osadą, która mnie ugościła, dlatego daję wam dar mowy.
Mężczyzna popatrzyła na nią zdziwiony.
- Mowa - szepnął. - Mowa. Słowa. Zdania. - Słowa same przychodziły mu na język.
Uśmiechnął się do staruszki.
- Dziękuję - rzekł.
Odwrócił się w stronę osady i znów do kobiety. Jej jednak już nie było.
Tak właśnie ludzie zaczęłi mówić. Ze wszystkich stron świata przybywali do wioski podróżnicy, aby móc zaczerpnąć z zaczarowanego źródełka. Już wkrótce po tym cały świat zaczął mówić. Później ludzie nauczyli się pisać, ale to już inna historia.