W piękny wiosenny, słoneczny poranek, dziewięcioletni Jaś idąc do szkoły, wpadł na pewien pomysł. Postanowił zrobić psikusa Czarkowi, który słynął z tego, że zawsze spóźniał się do szkoły i dlatego zwykle do niej biegał, żeby spóźnić się możliwie najmniej. Jaś zaczekał na niego za węgłem budynku mieszczącego się niedaleko szkoły, a gdy Czarek przebiegał obok niego, podstawił mu nogę. Czarek, niespodziewający się niczego padł jak długi i poranił sobie ręce o płytki chodnika. Jaś zaś nie mógł powstrzymać się od śmiechu. - Ale walnąłeś! – krzyknął uradowany. – Aż ci tornister wpadł na głowę! - To wcale nie jest śmieszne – odpowiedział Czarek wstając. – Przez ciebie poraniłem sobie ręce. Powiem wszystko pani wychowawczyni! Jaś podszedł do Czarka i pomachał mu pięścią przed twarzą. Muszę tu wspomnieć, że Jaś był bardzo wyrośnięty, jak na swój wiek, przez co wzbudzał w swoich rówieśnikach respekt. Nikt nie chciał z nim zadzierać. - Tylko spróbuj, to zobaczysz, jak cię urządzę – groził Jaś. – Teraz idziemy na lekcję, a ty ani mru mru nikomu! Jaś puścił Czarka przodem i tak ruszyli w kierunku szkoły. Byli już spóźnieni dziesięć minut, ale Jaś wcale się tym nie przejmował. Jego rodzice nie zwracali uwagi na jego postępy w nauce, bo ze względu na swoją pracę rzadko bywali w domu. Przez to właśnie Jaś zrobił się taki niesforny i nieprzyjazny wobec innych dzieci. A niestety dzisiejszy wybryk z podstawieniem nogi Czarkowi nie należał do pierwszych w jego szkolnej karierze. W pewnej chwili Jaś zobaczył jakieś dziwne, zielone światełko w jednym z ciemnych zaułków starej kamienicy, którą mijali. Z miejsca zapomniał o Czarku i ruszył w to miejsce. Nie dziwiło go to, że nikt z przechodniów nie widział tego światełka. Wierzył, że on jest jedynym, któremu należą się wszystkie prezenty-niespodzianki, a tak właśnie myślał o ów światełku. W zaułku było zupełnie pusto, nie licząc zielonego światełka unoszącego się na wysokości ramion Jasia i rzucającego bladą łunę na ściany. Był to widok magiczny. Jaś zachwycił się nim. Przez chwilę nie mógł nawet wypowiedzieć słowa, ale wreszcie zdobył się na to. - Co to może być? – zapytał nie spodziewając się odpowiedzi. Równocześnie próbował dotknąć źródła dziwnego światełka, ale nie mógł tego zrobić. Ręka przenikała przez nie, jak gdyby był to twór z innego świata. - Jestem Poświatą Konsekwencji – odezwał się łagodny, kobiecy głos wewnątrz światła. Jaś odskoczył zaniepokojony, ale jego ciekawość sprawiła, że został we wnętrzu zaułka. – Myślisz, że to, co dzisiaj zrobiłeś, było słuszne? – zapytała Poświata Konsekwencji. - Było zabawne – odpowiedział Jaś z szerokim uśmiechem. – Dawno się tak nie ubawiłem. - W takim razie od dzisiaj ty również patrz pod nogi! – powiedziała Poświata Konsekwencji trochę ostrzejszym tonem, a po chwili zgasła. Zaskoczony Jaś jeszcze przez dłuższą chwilę szukał magicznego, zielonego światełka, myśląc, że się gdzieś schowało. Gdy go nie znalazł, doszedł do wniosku, że cała rzecz mu się tylko wydawała i zapominając o niej poszedł do szkoły. Jaś dotarł do szkoły na drugą lekcję. Czarek, jak obiecał, nie zdradził go, choć ręce miał zabandażowane. Z pewnością odwiedził pielęgniarkę i powiedział jej, że potknął się, gdy biegł do szkoły. Z pewnością nie poskarżył się ze strachu przed Jasiem. Dzięki temu Jaś poczuł się kimś ważnym, kimś z kim muszą liczyć się wszystkie dzieci. Gdy skończyły się lekcje, Jaś szczęśliwy pobiegł do domu, który mieścił się kilka przecznic od szkoły. Była to okazała willa otoczona pięknym ogrodem. Gdy, szczęśliwy, że zaraz będzie mógł pograć w swoją ulubioną grę i zapomnieć o nauce przebiegał znaną sobie ścieżką przez ogród, potknął się nagle o wystający korzeń i padł jak długi raniąc sobie ręce o piasek udeptanej ścieżki. Usiadł na ziemi i obejrzał się zdziwiony na korzeń. Nie przypominał sobie, żeby był on tam wcześniej. W pewnej chwili korzeń rozjaśniał zielonym światłem. - Ostrzegałam cię, żebyś patrzył pod nogi. Nie spodziewałeś się tego korzenia tak samo, jak Czarek nie spodziewał się, iż podstawisz mu nogę. Przykro mi, że tylko w ten sposób mogłam pokazać ci konsekwencję twojego czynu, Jasiu. To, co zrobiłeś, było złe. - Ja... - Jaś załkał. – Gdybym wiedział, że to takie niemiłe, nie zrobiłbym tego. – Nagle uniósł dumnie głowę. – Jeszcze dziś pójdę do Czarka i go przeproszę. - Nauczyłeś się dzisiaj czegoś bardzo ważnego, Jasiu. Zapamiętaj sobie tę lekcję: Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe. Korzeń stawał się coraz bardziej przezroczysty, aż wreszcie zniknął. Jaś jeszcze przez chwilę siedział i płakał. Jednak nie płakał dlatego, że bolały go ręce. Uświadomił sobie, że dla własnej próżnej przyjemności zrobił krzywdę Czarkowi i bolało go sumienie. Obiecał sobie, iż zapamięta tę lekcję do końca życia.
LEKCJA JASIA
W piękny wiosenny, słoneczny poranek, dziewięcioletni Jaś idąc do szkoły, wpadł na pewien pomysł. Postanowił zrobić psikusa Czarkowi, który słynął z tego, że zawsze spóźniał się do szkoły i dlatego zwykle do niej biegał, żeby spóźnić się możliwie najmniej. Jaś zaczekał na niego za węgłem budynku mieszczącego się niedaleko szkoły, a gdy Czarek przebiegał obok niego, podstawił mu nogę. Czarek, niespodziewający się niczego padł jak długi i poranił sobie ręce o płytki chodnika. Jaś zaś nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
- Ale walnąłeś! – krzyknął uradowany. – Aż ci tornister wpadł na głowę!
- To wcale nie jest śmieszne – odpowiedział Czarek wstając. – Przez ciebie poraniłem sobie ręce. Powiem wszystko pani wychowawczyni!
Jaś podszedł do Czarka i pomachał mu pięścią przed twarzą. Muszę tu wspomnieć, że Jaś był bardzo wyrośnięty, jak na swój wiek, przez co wzbudzał w swoich rówieśnikach respekt. Nikt nie chciał z nim zadzierać.
- Tylko spróbuj, to zobaczysz, jak cię urządzę – groził Jaś. – Teraz idziemy na lekcję, a ty ani mru mru nikomu!
Jaś puścił Czarka przodem i tak ruszyli w kierunku szkoły. Byli już spóźnieni dziesięć minut, ale Jaś wcale się tym nie przejmował. Jego rodzice nie zwracali uwagi na jego postępy w nauce, bo ze względu na swoją pracę rzadko bywali w domu. Przez to właśnie Jaś zrobił się taki niesforny i nieprzyjazny wobec innych dzieci. A niestety dzisiejszy wybryk z podstawieniem nogi Czarkowi nie należał do pierwszych w jego szkolnej karierze. W pewnej chwili Jaś zobaczył jakieś dziwne, zielone światełko w jednym z ciemnych zaułków starej kamienicy, którą mijali. Z miejsca zapomniał o Czarku i ruszył w to miejsce. Nie dziwiło go to, że nikt z przechodniów nie widział tego światełka. Wierzył, że on jest jedynym, któremu należą się wszystkie prezenty-niespodzianki, a tak właśnie myślał o ów światełku. W zaułku było zupełnie pusto, nie licząc zielonego światełka unoszącego się na wysokości ramion Jasia i rzucającego bladą łunę na ściany. Był to widok magiczny. Jaś zachwycił się nim. Przez chwilę nie mógł nawet wypowiedzieć słowa, ale wreszcie zdobył się na to.
- Co to może być? – zapytał nie spodziewając się odpowiedzi. Równocześnie próbował dotknąć źródła dziwnego światełka, ale nie mógł tego zrobić. Ręka przenikała przez nie, jak gdyby był to twór z innego świata.
- Jestem Poświatą Konsekwencji – odezwał się łagodny, kobiecy głos wewnątrz światła. Jaś odskoczył zaniepokojony, ale jego ciekawość sprawiła, że został we wnętrzu zaułka. – Myślisz, że to, co dzisiaj zrobiłeś, było słuszne? – zapytała Poświata Konsekwencji.
- Było zabawne – odpowiedział Jaś z szerokim uśmiechem. – Dawno się tak nie ubawiłem.
- W takim razie od dzisiaj ty również patrz pod nogi! – powiedziała Poświata Konsekwencji trochę ostrzejszym tonem, a po chwili zgasła. Zaskoczony Jaś jeszcze przez dłuższą chwilę szukał magicznego, zielonego światełka, myśląc, że się gdzieś schowało. Gdy go nie znalazł, doszedł do wniosku, że cała rzecz mu się tylko wydawała i zapominając o niej poszedł do szkoły.
Jaś dotarł do szkoły na drugą lekcję. Czarek, jak obiecał, nie zdradził go, choć ręce miał zabandażowane. Z pewnością odwiedził pielęgniarkę i powiedział jej, że potknął się, gdy biegł do szkoły. Z pewnością nie poskarżył się ze strachu przed Jasiem. Dzięki temu Jaś poczuł się kimś ważnym, kimś z kim muszą liczyć się wszystkie dzieci.
Gdy skończyły się lekcje, Jaś szczęśliwy pobiegł do domu, który mieścił się kilka przecznic od szkoły. Była to okazała willa otoczona pięknym ogrodem. Gdy, szczęśliwy, że zaraz będzie mógł pograć w swoją ulubioną grę i zapomnieć o nauce przebiegał znaną sobie ścieżką przez ogród, potknął się nagle o wystający korzeń i padł jak długi raniąc sobie ręce o piasek udeptanej ścieżki. Usiadł na ziemi i obejrzał się zdziwiony na korzeń. Nie przypominał sobie, żeby był on tam wcześniej. W pewnej chwili korzeń rozjaśniał zielonym światłem.
- Ostrzegałam cię, żebyś patrzył pod nogi. Nie spodziewałeś się tego korzenia tak samo, jak Czarek nie spodziewał się, iż podstawisz mu nogę. Przykro mi, że tylko w ten sposób mogłam pokazać ci konsekwencję twojego czynu, Jasiu. To, co zrobiłeś, było złe.
- Ja... - Jaś załkał. – Gdybym wiedział, że to takie niemiłe, nie zrobiłbym tego. – Nagle uniósł dumnie głowę. – Jeszcze dziś pójdę do Czarka i go przeproszę.
- Nauczyłeś się dzisiaj czegoś bardzo ważnego, Jasiu. Zapamiętaj sobie tę lekcję: Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe.
Korzeń stawał się coraz bardziej przezroczysty, aż wreszcie zniknął. Jaś jeszcze przez chwilę siedział i płakał. Jednak nie płakał dlatego, że bolały go ręce. Uświadomił sobie, że dla własnej próżnej przyjemności zrobił krzywdę Czarkowi i bolało go sumienie. Obiecał sobie, iż zapamięta tę lekcję do końca życia.