puszka35
Dawno, dawno temu w odległej krainie była wioska Grunwitch, w której mieszkali ludzie radośni i pogodni, lecz nic nie widzący o otaczającym ich świecie. W tym właśnie świecie spowitym srebrzystą mgłą, żyła mała dziewczynka o imieniu Sybilla. Nie wyróżniała się niczym szczególnym od rówieśniczek. Jej wychudzone ramiona oplatały włosy w kolorze płomiennych zbóż. Jedwabne dłonie potrafiły przez calutki dzień grać na lirze, a na pergaminowej twarzy zawsze gościł malinowy uśmiech. Całą wioskę martwiła tylko jedna jedyna rzecz małej Sybillki: oczy. Iście szkliste niczym tafla jeziora, nigdy nieobecne jak dusza kochanka. Wzrok niewidomej dawał powód do smutku mieszkańcom, jednak z czasem wszyscy pogodzili się z okrutnym losem. Lata mijały, a dziewczynka wyrosła na najpiękniejszą i najweselszą panienkę w wiosce. Lecz mimo swej urody, haryzmy i wdzięku nie miała powodzenie wśród młodzieńców. Całe dnie spędzała na rozmyślaniu pod ukochanym Drzewem Nadziei, które to kilkaset lat temu zasadził Bezimienny Starzec- największy mędrca w wiosce. Zastanawiała się co mogłaby zrobić, aby móc dostrzegać to co inni, aby cieszyć się każdą chwilą i z niecierpliwością wyczekiwać kolejnego dnia. Sama nie potrafiła cieszyć się ze swojego losu. Jej rodzina zniknęła pewnej ciepłej nocy, gdy była niemowlęciem i nikt nie chciał jej przygarnąć. Podrzucono ją pod drzwi Starca i to on i Drzewo stali się jej rodziną i przyjaciółmi. Zawsze, gdy traciła wiarę i upadała na duchu, byli przy niej i dźwigali ją spod krzyża. W całej trójce płynęła magiczna krew i tylko oni ją wyczuwali. Pewnej jutrzenki, gdy Sybilla szła do strumyka, przystanęła na chwilę obok starej chaty najbardziej wpływowego dziada w Grunwitch. Schyliwszy się po jabłka wysypane z koszyka, usłyszała rozmowę trzech mężczyzn: o sobie, ciężarze jaki sprawia, lesie obok wioski i pomocy jaką mogłaby tam dostać. Po chwili zastanowienia, puściła się biegiem do Starca, potykając się wystające korzenie i kamienie. Wyjawiła mu wszystko co usłyszała, a on się uśmiechnął i wskazał jej drogę do czarownicy Grun, mieszkającej na trujących bagnach w samym środku ponurego, mrocznego lasu. Tak jak jej doradził, wyruszyła o zmierzchu mając przy duszy jedynie małe zawiniątko, które ofiarował jej, i bez którego straciłaby życie wkraczając na ścieżkę w borze. Pożegnawszy się w myślach z Drzewem, wyruszyła w obłąkaną podróż, by odebrać to, czego pozbawił jej los. Bór z lubością przywitał ją w swoim królestwie, zamykając jedyne wyjście, którym mogła uciec. Obejrzała się za siebie, a ścieżka, którą przebyła znikała pozostawiając po sobie jeszcze gęściejszy i mroczny las. Szła całe dnie, nie zważając na srebrzyste, pół prześwitujące postaci żądne jej niewinnej duszy. Choć od niemowlęcia nic nie widziała, odczuwała mrok całą sobą i wyczuwała, że jest coraz gęstszy. Po wielu dniach wędrówki, nie miała już siły, aby liczyć mijające dni. Znużona i wycieńczona dała za wygraną, głucho rzuciła się na puszysty mech i bez protestowo oddała się kojącemu snu. Ocknęła się w starym, drewnianym domostwie rozjaśnionym ciepłym blaskiem z kominka. Obok nad podziw wygodnego łóżka stała stara kobieta o kocich oczach. Sybilla nie widziała jej do czasu, gdy podniosła powieki. Nie wiedząc, co się stało, nerwowo rzucała głową i biegała wzrokiem, nie mogąc wykrzyczeć ni słowa. Staruszka uśmiechnęła się tylko i podała dziewczynie wywar z ziół w drewnianym garnuszku. Po pierwszym łyku całkowicie wypełniło ją ukojenie i patrzyła przenikliwym spojrzeniem na nieznajomą. Czarownica wytłumaczyła przybyszce jak ją znalazła, opowiedziała o swoim bracie Bezimiennym Starcu i o jego synu zaklętego w Drzewo oraz o szmaragdzie, ofiarowanym Sybilli na podróż. Pomarszczona kobieta świetnie dogadując się z uleczoną dziewczyną, postanowiła odprowadzić ją do wioski i przy okazji spotkać się z bratem. Droga powrotna okazała się istną przyjemnością dla kogoś, kto odzyskał wzrok. U wylotu ścieżki na majestatycznym głazie siedział Starzec, jakby ktoś poinformował go o odwiedzinach. Rodzeństwo uściskało się wzajemnie, po czym oboje spojrzeli w oczy Sybilli. Nie były już bez życia i płytkie. Szmaragd jej wzroku pokazywał radość duszy i piękno, które z czasem się zagubiło. Ludzie z wioski gromadnie przybiegli do trójki przyjaciół i poczęli radować się razem z nimi. Jednak z tłumu wyłonił się młodzieniec, który tylko się uśmiechał, a był tak przystojny, że aż dziewczynie dech zaparło. Podeszła do niego i wyczuła w nim coś znajomego. W jego szmaragdowych oczach poznała swojego przyjaciela, który był niegdyś drzewem. Czar, o którym nic nie wiedziała, zniknął wraz z pojawieniem się drugiej osoby w wiosce o zielonych tęczówkach. Radości w Grunwitch nie było końca. Sybilla i Hoffentree zostali małżeństwem i już na wiosnę urodziły im się najśliczniejsze bliźnięta w miasteczku. Dziewczynkę nazwali Nadzieja, a chłopca Sybill i wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
Lata mijały, a dziewczynka wyrosła na najpiękniejszą i najweselszą panienkę w wiosce. Lecz mimo swej urody, haryzmy i wdzięku nie miała powodzenie wśród młodzieńców. Całe dnie spędzała na rozmyślaniu pod ukochanym Drzewem Nadziei, które to kilkaset lat temu zasadził Bezimienny Starzec- największy mędrca w wiosce. Zastanawiała się co mogłaby zrobić, aby móc dostrzegać to co inni, aby cieszyć się każdą chwilą i z niecierpliwością wyczekiwać kolejnego dnia. Sama nie potrafiła cieszyć się ze swojego losu. Jej rodzina zniknęła pewnej ciepłej nocy, gdy była niemowlęciem i nikt nie chciał jej przygarnąć. Podrzucono ją pod drzwi Starca i to on i Drzewo stali się jej rodziną i przyjaciółmi. Zawsze, gdy traciła wiarę i upadała na duchu, byli przy niej i dźwigali ją spod krzyża. W całej trójce płynęła magiczna krew i tylko oni ją wyczuwali. Pewnej jutrzenki, gdy Sybilla szła do strumyka, przystanęła na chwilę obok starej chaty najbardziej wpływowego dziada w Grunwitch. Schyliwszy się po jabłka wysypane z koszyka, usłyszała rozmowę trzech mężczyzn: o sobie, ciężarze jaki sprawia, lesie obok wioski i pomocy jaką mogłaby tam dostać. Po chwili zastanowienia, puściła się biegiem do Starca, potykając się wystające korzenie i kamienie. Wyjawiła mu wszystko co usłyszała, a on się uśmiechnął i wskazał jej drogę do czarownicy Grun, mieszkającej na trujących bagnach w samym środku ponurego, mrocznego lasu. Tak jak jej doradził, wyruszyła o zmierzchu mając przy duszy jedynie małe zawiniątko, które ofiarował jej, i bez którego straciłaby życie wkraczając na ścieżkę w borze. Pożegnawszy się w myślach z Drzewem, wyruszyła w obłąkaną podróż, by odebrać to, czego pozbawił jej los. Bór z lubością przywitał ją w swoim królestwie, zamykając jedyne wyjście, którym mogła uciec. Obejrzała się za siebie, a ścieżka, którą przebyła znikała pozostawiając po sobie jeszcze gęściejszy i mroczny las. Szła całe dnie, nie zważając na srebrzyste, pół prześwitujące postaci żądne jej niewinnej duszy. Choć od niemowlęcia nic nie widziała, odczuwała mrok całą sobą i wyczuwała, że jest coraz gęstszy. Po wielu dniach wędrówki, nie miała już siły, aby liczyć mijające dni. Znużona i wycieńczona dała za wygraną, głucho rzuciła się na puszysty mech i bez protestowo oddała się kojącemu snu. Ocknęła się w starym, drewnianym domostwie rozjaśnionym ciepłym blaskiem z kominka. Obok nad podziw wygodnego łóżka stała stara kobieta o kocich oczach. Sybilla nie widziała jej do czasu, gdy podniosła powieki. Nie wiedząc, co się stało, nerwowo rzucała głową i biegała wzrokiem, nie mogąc wykrzyczeć ni słowa. Staruszka uśmiechnęła się tylko i podała dziewczynie wywar z ziół w drewnianym garnuszku. Po pierwszym łyku całkowicie wypełniło ją ukojenie i patrzyła przenikliwym spojrzeniem na nieznajomą. Czarownica wytłumaczyła przybyszce jak ją znalazła, opowiedziała o swoim bracie Bezimiennym Starcu i o jego synu zaklętego w Drzewo oraz o szmaragdzie, ofiarowanym Sybilli na podróż.
Pomarszczona kobieta świetnie dogadując się z uleczoną dziewczyną, postanowiła odprowadzić ją do wioski i przy okazji spotkać się z bratem. Droga powrotna okazała się istną przyjemnością dla kogoś, kto odzyskał wzrok. U wylotu ścieżki na majestatycznym głazie siedział Starzec, jakby ktoś poinformował go o odwiedzinach. Rodzeństwo uściskało się wzajemnie, po czym oboje spojrzeli w oczy Sybilli. Nie były już bez życia i płytkie. Szmaragd jej wzroku pokazywał radość duszy i piękno, które z czasem się zagubiło. Ludzie z wioski gromadnie przybiegli do trójki przyjaciół i poczęli radować się razem z nimi. Jednak z tłumu wyłonił się młodzieniec, który tylko się uśmiechał, a był tak przystojny, że aż dziewczynie dech zaparło. Podeszła do niego i wyczuła w nim coś znajomego. W jego szmaragdowych oczach poznała swojego przyjaciela, który był niegdyś drzewem. Czar, o którym nic nie wiedziała, zniknął wraz z pojawieniem się drugiej osoby w wiosce o zielonych tęczówkach. Radości w Grunwitch nie było końca. Sybilla i Hoffentree zostali małżeństwem i już na wiosnę urodziły im się najśliczniejsze bliźnięta w miasteczku. Dziewczynkę nazwali Nadzieja, a chłopca Sybill i wszyscy żyli długo i szczęśliwie.