Spektakl Janusza Majewskiego (który pod pseudonimem Patrick G. Clark napisał również scenariusz tego dzieła) to historia dwóch właścicielek małego pensjonatu “Lotus”, który znajduje się na jakimś zadupiu na peryferiach Londynu. Laura Collins i jej córka Cynthia to kobiety na pozór ciche, spokojne i prowadzące bardzo nudne życie. Rzeczywistość jest jednak znacznie bardziej ciekawa. Obie panie są bowiem przebiegłymi morderczyniami, które likwidują bogatych biznesmenów, wynajmujących pokój w ich przybytku, a następnie przywłaszczają sobie ich pieniądze. Do tej pory uciekały się do klasycznych sposobów wzbogacenia się (trucizna, gaz w łazience czy prąd). Nastręczało im to jednak pewnych trudności, więc któregoś dnia wpadły na intrygujący pomysł. Starsza pani mianowicie będzie się przebierała za upiora i wykańczała tym sposobem klientów na zawał serca. I wszystko idzie jak po maśle. Do czasu.
Pamiętam, że manifestacje tytułowego upiora robiły na mnie wrażenie i najadłem się strachu oglądając je w dzieciństwie. Jednak już po opisie wywnioskować można, że będziemy mieli raczej do czynienia z mieszanką kryminału i komedii. Ale za to jaką mieszanką. Filmo-spektakl Majewskiego to przede wszystkim kapitalny, ostry jak brzytwa i ponadczasowy skrypt. Mimo prawie 16-tu lat na karku nie zestarzał się nawet trochę. Mało tego. Jego konkluzja dobitnie ironizuje na temat mechanizmów rządzących dzisiejszym show-businessem. Jak się bowiem okazuje, panie Collins nie zabijają tylko dla pieniędzy ale także dla sławy. Seniorka żali się, że w dzisiejszych czasach nie można być spokojną i bogobojną kobietą, bo takimi nikt się nie interesuje. Gazety piszą tylko o skandalach, łotrach, morderstwach i porwaniach. Dlatego też bohaterki postanowiły nie tylko się wzbogacić, ale pokazać też światu, że i one mają “swój styl”. I jak tu lepiej spuentować polski szoł-biznes?
Totalnie zbiła mnie z pantałyku rewelacyjna obsada. Kolejny raz się potwierdziło, że przy realizacji komedii najważniejszymi postaciami są aktorzy. Irena Kwiatkowska to absolutna mistrzyni w tej dziedzinie. Naprawdę chylę czoła przed jedną z najlepszych komediowych kreacji jakie widziałem. Jej interpretacja energicznej starszej pani (Kwiatkowska miała wtedy 80 lat!) jest bezbłędna i arcyzabawna. Jej gra za pomocą mowy ciała, gestykulacji i modulacji głosu jest po prostu fenomenalna. Nie można się nie zaśmiać na widok babci z zapałem czytającej brutalne komiksy, planującej sprzedaż marihuany czy manipulującej z pokerową twarzą śledztwem durnego inspektora policji. Kroku dzielnie dotrzymuje jej Hanna Śleszyńska w roli jej przemądrzałej córki. Obie mają zresztą genialną linię dialogową. Z bananem na gębie obserwowałem ich potyczki słowne o tym, jak pozbyć się delikwenta i wplecione pomiędzy nimi odwieczne spięcia wynikające z różnicy pokoleń. Zaskakująco dobrze wypada też drugi plan, jednak obecność panów na ekranie nie jest nam w stanie wynagrodzić sytuacji, w której brakuje na nim pań. Na szczęście praktycznie przez cały czas towarzyszy na kapitalny, brytyjski klimat i nastrojowa muzyka.
Warto na koniec dodać, że twórcy w pewnym momencie pozwolili sobie na celną autoironię. Bo jak usprawiedliwia się bohaterka grana przez Irenę Kwiatkowską, całemu zepsuciu dzisiejszego świata winna jest ta “przeklęta telewizja i pokazujący się w niej artyści”. Kto by pomyślał, że 16 lat później te słowa staną się tak prorocze. Dwa kciuki w górę.
Spektakl Janusza Majewskiego (który pod pseudonimem Patrick G. Clark napisał również scenariusz tego dzieła) to historia dwóch właścicielek małego pensjonatu “Lotus”, który znajduje się na jakimś zadupiu na peryferiach Londynu. Laura Collins i jej córka Cynthia to kobiety na pozór ciche, spokojne i prowadzące bardzo nudne życie. Rzeczywistość jest jednak znacznie bardziej ciekawa. Obie panie są bowiem przebiegłymi morderczyniami, które likwidują bogatych biznesmenów, wynajmujących pokój w ich przybytku, a następnie przywłaszczają sobie ich pieniądze. Do tej pory uciekały się do klasycznych sposobów wzbogacenia się (trucizna, gaz w łazience czy prąd). Nastręczało im to jednak pewnych trudności, więc któregoś dnia wpadły na intrygujący pomysł. Starsza pani mianowicie będzie się przebierała za upiora i wykańczała tym sposobem klientów na zawał serca. I wszystko idzie jak po maśle. Do czasu.
Pamiętam, że manifestacje tytułowego upiora robiły na mnie wrażenie i najadłem się strachu oglądając je w dzieciństwie. Jednak już po opisie wywnioskować można, że będziemy mieli raczej do czynienia z mieszanką kryminału i komedii. Ale za to jaką mieszanką. Filmo-spektakl Majewskiego to przede wszystkim kapitalny, ostry jak brzytwa i ponadczasowy skrypt. Mimo prawie 16-tu lat na karku nie zestarzał się nawet trochę. Mało tego. Jego konkluzja dobitnie ironizuje na temat mechanizmów rządzących dzisiejszym show-businessem. Jak się bowiem okazuje, panie Collins nie zabijają tylko dla pieniędzy ale także dla sławy. Seniorka żali się, że w dzisiejszych czasach nie można być spokojną i bogobojną kobietą, bo takimi nikt się nie interesuje. Gazety piszą tylko o skandalach, łotrach, morderstwach i porwaniach. Dlatego też bohaterki postanowiły nie tylko się wzbogacić, ale pokazać też światu, że i one mają “swój styl”. I jak tu lepiej spuentować polski szoł-biznes?
Totalnie zbiła mnie z pantałyku rewelacyjna obsada. Kolejny raz się potwierdziło, że przy realizacji komedii najważniejszymi postaciami są aktorzy. Irena Kwiatkowska to absolutna mistrzyni w tej dziedzinie. Naprawdę chylę czoła przed jedną z najlepszych komediowych kreacji jakie widziałem. Jej interpretacja energicznej starszej pani (Kwiatkowska miała wtedy 80 lat!) jest bezbłędna i arcyzabawna. Jej gra za pomocą mowy ciała, gestykulacji i modulacji głosu jest po prostu fenomenalna. Nie można się nie zaśmiać na widok babci z zapałem czytającej brutalne komiksy, planującej sprzedaż marihuany czy manipulującej z pokerową twarzą śledztwem durnego inspektora policji. Kroku dzielnie dotrzymuje jej Hanna Śleszyńska w roli jej przemądrzałej córki. Obie mają zresztą genialną linię dialogową. Z bananem na gębie obserwowałem ich potyczki słowne o tym, jak pozbyć się delikwenta i wplecione pomiędzy nimi odwieczne spięcia wynikające z różnicy pokoleń. Zaskakująco dobrze wypada też drugi plan, jednak obecność panów na ekranie nie jest nam w stanie wynagrodzić sytuacji, w której brakuje na nim pań. Na szczęście praktycznie przez cały czas towarzyszy na kapitalny, brytyjski klimat i nastrojowa muzyka.
Warto na koniec dodać, że twórcy w pewnym momencie pozwolili sobie na celną autoironię. Bo jak usprawiedliwia się bohaterka grana przez Irenę Kwiatkowską, całemu zepsuciu dzisiejszego świata winna jest ta “przeklęta telewizja i pokazujący się w niej artyści”. Kto by pomyślał, że 16 lat później te słowa staną się tak prorocze. Dwa kciuki w górę.