Musze napisac opowiadanie o rycerzach..
Musi byc :
elementy opisu postacie
elementy opisu krajobrazu
opis tego,co twoim zdaniem przezywają bohaterowie
dialogi bohaterow
Praca przynajmnie na 2 str a4 , ja musze miec na 3 ale jak napiszecie na 2 tez bd dobrze ;D
Obraz- Loyset Liedet miniatura
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
W starym zamku czułem się jak w labiryncie. Właśnie wychodziłem z jednej z komnat. Zewsząd otaczały mnie kamienne mury. W oddali słyszałem stukot małych stopek, należących do pewnych uciążliwych gryzoni. Moje ociężałe kroki odbijały się echem od zimnych ścian. Oddech przeistaczał się w parę.
Zdezorientowany wciąż przemieszczałem się, wchodząc do nowo odkrytych miejsc. Zwieszone pod sufitem lampiony rzucały słabe światło na pomieszczenie. Ledwo dostrzegałem to co znajdowało się tuż przede mną nie mówiąc już o dalszych punktach. Niezdecydowany stałem na rozwidleniu dwóch korytarzy. Nie wiedziałem, którą droga podążyć, która okaże się tą właściwą. Z dozą niepewności ruszyłem przed siebie. Usłyszałem cichy szloch. Brzmiał tak żałośnie, że poczułem potrzebę udzielenia pomocy tej biednej istocie. Z wahaniem zbliżałem się do narastającego dźwięku. Dudnił mi on w uszach. Pierwszy raz odkąd się zgubiłem poczułem zalążek nadziei, który zagościł w mym sercu. Znacznie przyśpieszyłem tempo swojego marszu, by jak najprędzej znaleźć się u celu. Zszedłem po stromych stopniach schodów na sam dół. Odgłos stawał się wyraźniejszy. Nie spodobał mi się widok, który ujrzałam. Stałem w wejściu do ogromnych lochów. Na marmurowej posadzce, przykuta łańcuchami do okiennej kraty, siedziała skulona dziewczyna. Kiedy wszedłem podniosła głowę, więc mogłem obserwować ją w całości. Oczy wyglądające jak dwa szmaragdy, rozświetlone refleksami porannego słońca okalały długie, gęste rzęsy, które rzucały cień na zaróżowione policzki. Mały, zadarty nos został przyozdobiony małą ilością brązowych piegów. Przegryzała kuszące, pełne, malinowe wargi. Jej długie, lśniące, czarne, falowane włosy sięgały pasa i powiewały przy każdym, choćby najmniejszym podmuchu wiatru. Ubrana w długą, ciemną suknię nie wyglądała korzystnie. Ciało dziewczyny wydawało się delikatne i kruche. Na rękach miała wiele siniaków i niezagojonych ran. Na prawym policzku widniała pozioma szrama. Oprócz tego była brudna. Jej krew mieszała się z błotem. Ten obraz wydał mi się tak absurdalny, że aż nieprawdopodobny. Z niedowierzaniem wpatrywałam się w jej wykrzywioną w bólu twarz. Pochyliła się i pozwoliła kosmykom zasłonić oblicze. Zerwałem się na równe nogi i podbiegłem do niej. Przekląłem siarczyście, patrząc na jej blizny na rękach. Została poddawana ciężkim torturą. Próbowałem ją wypuścić, bez widocznych rezultatów. Zdenerwowany zlustrowałem całe pomieszczenie, na dłużej zatrzymując wzrok, na wiszących naprzeciwko kluczach. Doskoczyłem do nich, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji. W myślach słyszałem tykający zegarek, który wyznaczał mi pozostały czas. Starałem się, jednak nie potrafiłem znaleźć odpowiedniego klucza. Wtedy ujrzałem ten właściwy… sam nie wiem czemu tak mi się wydawało, podpowiedziała mi to intuicja. Kajdanki z łoskotem spadły na podłogę, robiąc dużo hałasu. Złapałem ją za rękę i pociągnąłem do góry. Ledwo chodziła. Wziąłem ją na ręce i popędziłem wzdłuż korytarza. Wtedy zaczął się nasz wyścig. Powietrze stało się gęste. Wstrząsnęły mną dreszcze. Zacząłem się bać. Co to za ludzie, który robili jej coś tak okropnego? Brunetka kierowała mną, pokazując właściwą drogę. Mijaliśmy wiele zakrętów, lecz nie spotkaliśmy żadnego człowieka. Następnie znaleźliśmy się u progu mosiężnych wrót. Napierałem na nie z całym sobą, jednak nie miałem tyle siły. Dodatkowo wykończył mnie szybki bieg. Usiłowałem otworzyć bramę którymś z kluczy i po chwili znaleźliśmy się w labiryncie. Wszędzie rosły te same wysokie krzewy, zasłaniając mi widoczność, nie mogliśmy sobie pozwolić na chwilę postoju. Więc zacząłem pośpiesznie iść, ciągnąc za sobą towarzyszkę.
-Za nimi! Nie mogli uciec daleko – usłyszałem donośny głos, który zmroził mi krew w żyłach.
Potrząsnąłem głową, odganiając od siebie obrazy, które podsyłała mi wyobraźnia. Scenariusze stanowczo mi się nie podobały zwłaszcza, że grałem w nich główną rolę. Przymknąłem na moment powieki.
-Kim jesteś? – zapytała melodyjnie brzmiącym głosem, a ja czułem jak osuwa mi się grunt pod nogami, te słowa tak zwyczajne, zdawały się być fantazyjną melodią dla moich uszu. Wsłuchiwałem się w nie.
-Nazywam się William, a ty?
-Keyla. Co ty tu robisz? Nie powinieneś tu przychodzić. To wszystko się źle skończy – rzekła z zamyśleniem.
-Zgubiłem się – odpowiedziałem na zadane wcześniej pytanie, nie chcąc przedłużać tej beznadziejnej rozmowy.
Niebo było pochmurne. Zbierało się na deszcz, który po chwili spadł. Zimne krople spływały po mojej twarzy. Chłodny powiew wiatru rozwiewał nam włosy. Wciąż trzymałem jej rękę w żelaznym uścisku. Nie zwalnialiśmy tempa, a wręcz przeciwnie przyśpieszyliśmy. Mijaliśmy tak wiele drzew, że już nie odróżniałem ich. Odczuwałem ogromne zmęczenie, jednak nie poddawałem się i z uporem szedłem na przód. Odgłosy kroków przycichły, aczkolwiek nie uważałem tego za dobry znak. Nadstawiłem uszu. Powietrze stało się tak gęste, że można by poprzecinać je nożem. Kazałem dziewczynie patrzeć w prawą stronę, kiedy ja zerkałem na drugą część. Zatrzymaliśmy się na chwilę. Wyjąłem z pochwy miecz. Złapałem jego wysadzaną rubinami rękojeść i przygotowałem się do ataku. Byłem gotów walczyć na śmierć i życie. Nie wiedziałem jakie kierowały mną emocje, ale z pewnością mną zawładnęły, przez co przestałem myśleć racjonalnie. Chęć zemsty stawała się zbyt ogromna, bym mógł ją zignorować. Staliśmy tyłem do siebie. Stykaliśmy się plecami. Niespodziewanie ujrzałem młodego mężczyznę zmierzającego w naszą stronę. Zasłoniłem plecami dziewczynę, szykując się do zadania ciosu. Nieznajomy wyciągnął broń i zaczęła się zacięta walka. Co chwilę w powietrzu unosił się dźwięk uderzanych o siebie kling. Miałem niewielką przewagę nad przeciwnikiem. Potrafiłem przewidzieć większość jego ruchów. Nie miał wprawy. Już czułem smak zwycięstwa. Na twarz wdarł mi się wyraz triumfu, który zniknął kiedy w oddali ujrzałem dwie zbliżające się sylwetki. Z furią zadałem ostatni, decydujący cios. Uśmierciłem go. Lekko popchnąłem brunetkę w jedną ze ścieżek, protestowała, ale szybko zaprzestała kiedy zobaczyła moją minę. Przymknąłem powieki odliczając w myślach do dziesięciu. Z determinacją ruszyłem na przód. Spojrzałem wprost w czarne jak węgiel oczy i z dumą uniosłem głowę. Wciąż się przysuwali. Ze złości zacisnąłem zęby. Przygotowałem się. Uniosłem miecz, tak iż jego ostre zakończenie znajdowało się na wysokości moich oczu. Podeszli z dwóch stron, lecz nie bałem się. Sądziłem, że dam sobie radę i nie myliłem się. Po wielu wysiłkach zdołałem ich pokonać. Kiedy już to uczyniłem, zacząłem biec w stronę, w którą powędrowała dziewczyna. Miałem niewielkie szanse, by ją odnaleźć. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Obolałe mięśnie ledwo pozwalały wykonać jakikolwiek ruch, jednak zacisnąłem ręce w pięści i niezrażony sunąłem naprzód. Nie chciałem krzyczeć, by nie zdradzić swojego położenia. Pozostało mi błądzenie po ogromnym tunelu. Miałem ograniczoną widoczność, ponieważ woda z nieba spadała obficie, strumieniami. Przemoczone ubranie przyklejało mi się do ciała. Drżałem z zimna. Westchnąłem przeciągle. Do moich uszu doszedł niewyraźny dźwięk. Urwany, kobiecy krzyk.
-Keyla? Jesteś tu? – zapytałem sfrustrowany obracając się.
Ktoś zakrył mi dłonią usta i pociągnął w tył. Próbowałem się wyrywać, lecz nie miałem siły. Moim oczom ukazała się owa uratowana przeze mnie dziewczyna. Pokiwała przecząco głową, kiedy chciałem się odezwać. Posłuchałem jej i oblizałem spierzchnięte wargi. Szliśmy w milczeniu. W miejscu, w którym się znajdywaliśmy, panowały iście egipskie ciemności. Zdałem się na swoje inne zmysły, ponieważ wzrok mógł mnie zawodzić. Wylądowaliśmy w jakimś pomieszczeniu pod ziemią. Jak przez mgłę pamiętałem, że zbiegaliśmy po krętych schodach. Poczułem strach, który mnie obezwładniał. W myślach nazywałem siebie tchórzem. Nagle do pomieszczenia dostał się strumień światła. Dziewczyna zagryzła wargę i zaczęła szybko biec.
-Oni tu byli! Szybciej, to może uda nam się ich złapać. Prędko, prędko – krzyczał mężczyzna stanowczym, nieznoszącym sprzeciwu głosem.
Jego ostra barwa wciąż drażniła moje uszy. Nieznajomi zaczęli przyśpieszać. Rycerze słuchali rozkazów. W pewnej chwili zadałem sobie, pewne nurtujące mnie od dłuższego czasu pytanie. Co ja tu właściwie robie? Dlaczego właściwie wypuściłem tą dziewczynę? Odetchnąłem głęboko, wyrzucając z siebie wszystkie absurdalne spostrzeżenia. Ciągle towarzyszące mi napięcie źle wpływało na moją psychikę.
-Mogła byś mi wytłumaczyć, co ja tak właściwie tu robie? – zapytałem najspokojniej jak potrafiłem.
-Sam powinieneś znać odpowiedź na to pytanie – rzekła z namysłem nie zwalniając tempa sprintu.
Czułem jak powoli rosło we mnie uczucie irytacji. Wszystko zaczynało mnie drażnić. Ledwo nadążałem za tą dziewczyną. Musiałem przyznać iż miała dobrą kondycję. Przy każdym głębszym wdechu czułem jakby coś wypruwało mi płuca. nie użalając się nad sobą zanurzyłem się w marzeniach. Kiedyś bardzo chciałem być rycerzem. Właśnie dlatego zakradłem się do zamku, jednak okoliczności zmusiły mnie do rychłej zmiany poglądów. Nie sądziłem bym szybko tu wrócił, na pewno nie z własnej woli. Z tą twierdzą będą kojarzyły mi się sama straszliwie wspomnienia. Nie pragnąłem tego. Chciałem znaleźć się w ciepłym domu, popijając ciepłą herbatę i jedząc upieczone wcześniej ciasto. Dlaczego wcześniej nie potrafiłem docenić tego co miałem. Czy musiało się stać coś tak zatrważającego bym zrozumiał ile znaczy dla mnie rodzina? Wreszcie pojąłem, że dawno temu stali się częścią mojego życia, aczkolwiek nie dopuszczałem do siebie tej myśli. Dlaczego człowiek dopiero w obliczu zagrożenia, sprawy przybierają zupełnie inne znaczenie. Łzy zebrały mi się w oczach, obraz zaczął się rozmazywać, lecz nie dałem im spłynąć. Zacisnąłem dłonie w pieści i z frustracją kopnąłem leżący na ziemi kamyk. Z głośnym echem odbił się od ściany i z głuchym łoskotem zatrzymał się parę metrów dalej. Brunetka uklękła i na oślep zaczęła szukać czegoś w ziemi. Wytężyłem wzrok próbując/ starając się doszukać się tego co ona, jednak nie było mi to dane. Pociągnęła mnie za rękę i zeszli szliśmy na dół po zakręcanych schodach, które zdawały się nie mieć końca. Kiedy wreszcie wyczerpany zatrzymałem się na dole, czułem krople potu na czole. Wytarłem je wierzchem dłoni. Keyla przeszła parę kroków i nagle zrobiło się jasno. W ręku trzymała lampę naftową, drugą podała mi. Usiedliśmy obok siebie. Przemoczone ubranie kleiło się do ciała, przez co zmarzłem. Dziewczyna wyglądała na zadowoloną. Wcześniej z pewnością przetrzymywali ją w gorszych warunkach. Często ją bito i torturowano. Współczułem jej całym sercem. Nie wiem, czy wytrwał bym tak długo…
-Od jak dawna tu jesteś? – Zadałem jedno z najprostszych pytań, które nurtowało mnie od pewnego czasu.
-Wystarczająco długo, by do tego przywyknąć - odpowiedziała enigmatycznie, patrząc ze spokojem w moje oczy.
Zawstydzony spuściłem wzrok. W jej spojrzeniu kryło się tyle mądrości i wyrozumiałości, że od razu poczułem się podle. Przełknąłem ślinę.
-Myślisz, że nas tu nie znajdą?
-Gdyby mieli nas tu znaleźć, to byśmy wciąż uciekali, jednak widzę, że jesteś wyczerpany, potrzebna ci chwila odpoczynku. Znam to miejsce lepiej od nich. Wciąż nie mogę zrozumieć dlaczego mnie złapali.
-Nie rozumiem – rzekłem sfrustrowany. – Jak to znasz zamek lepiej od nich?
-Urodziłam się tu… wychowywałam i spędziłam najlepsze lata dzieciństwa. Pewnie wiesz, że królowa umarła tuż po porodzie. Nie przerywaj mi – powiedziała widząc, że otwieram usta. Szybko się jej posłuchałem, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. – Niestety, królowa nie porodziła syna, lecz córkę. Król nienawidził jej od narodzin. Z chwilą, gdy dorosła, on zaczął ją nienawidzić. Nikt nie znał dokładnych przyczyn… jedni sądzili, że chodzi o płeć inni zaś, iź o podobieństwo do królowej Elizabeth. Tak czy siak, kiedy ukończyła szesnaście lat, król Arthur zapragnął jej śmierci. Kazał strażą przynieść mu córkę… żywą by sam mógł zadać jej ostateczny cios, jednak wśród rycerzy znalazł się jej wierny przyjaciel, który starał się pomóc jej uciec, jednak nie przewiedział skutków swoich czynów – w szmaragdowych oczach dziewczyny zalśniły łzy. – Sprzeciwił się królowi, a za to wymierzał on najsurowszą karę, karę śmierci. Umarł w okropnych mękach w ciągu paru najbliższych dni. Król zastawił pułapkę na niczego nieświadomą dziewczynę. Ona naiwnie sadziła, że idzie spotkać się z towarzyszem, jednak czekał ją ogromny zawód. Na miejscu nie ujrzała Thomasa, lecz swojego ojca z całą eskortą uzbrojonych rycerzy. Kazał ją pojmać i wychłostać. Dziewczyna po ciężkich torturach wstała dumnie i splunęła ojcu w twarz. Odwzajemniała jego uczucia. Szacunek do niego straciła dawno temu. Arthur była jak bomba, która w każdej chwili mogła eksplodować. Po wybryku dziewczyny widocznie uznał, że miarka się przebrała, ponieważ kazał wtrącić ją do lochów. Codziennie przeżywała męki. Musiała patrzeć jak kolejno zabijają każdego z najbliższych jej ludzi. Powoli wykańczało to ją psychicznie. Codziennie modliła się o to, by te wszystkie wydarzenia okazały się okropnym snem, jednak koszmar się nie kończył. Ojciec denerwował się widząc ją w takim stanie. Pewnego razu sam raczył ją odwiedzić. Wychłostał ją tak mocno, że do tej pory bliny się nie zagoiły. Przyprowadził ze sobą jej ukochanego nauczyciela, który zastępował jej rodziców i nauczył jej wszystkiego. Bez emocji patrzyła na koniec jego egzystencji. Przeżywała to długi czas, aż nie zjawił się pewien młodzieniec, który chciał ją uratować i udało mu się to. Włożył w to wiele trudu i wysiłku, a jednak oboje wyszli z tego cało – skończyła swoją długą opowieść. Potrzebowałem chwili czasu, by poukładać w głowie wszystkie nowe informacje. Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Nie potrafiłem w to uwierzyć. Siedziałem obok księżniczki, obok księżnej Eleonory. Pogładziłem ją lekko po ramieniu, nie wiedząc co zrobić. Po jej zaróżowionych policzkach skapywały czyste, kryształowe krople, które znajdowały ujście w ciemnym ubraniu. Nagle usłyszeliśmy czyjeś kroki. Oboje zdezorientowani poderwaliśmy się do biegu. Dziewczyna potknęła się o kamień i upadla. Widziałem jej pełne nadziej spojrzenie, skierowane w moją stonę, słyszałem głośne krzyki mężczyzn, którzy nas szukali. Toczyłem wewnętrzną wojnę. Nie wiedziałem czy słuchać serce czy rozumu. Postanowiłem kierować się przeznaczeniem i przestać zastanawiać się nad przyszłością. Szybko popędziłem w jej stronę jednak było już za późno. Krępy, czarnowłosy mężczyzna podniósł ją i wbił miecz w jej pierś. Patrzyłem na to wszystko z powątpieniem. Sądziłem, ze zawodzi mnie wzrok, jednak czy to możliwe, by odmówiły mi posłuszeństwa także inne zmysły? Keyla, a może raczej Eleonora upadła na kolana. Zaczęła krztusić się własną krwią. Niewiele myśleć podbiegłem do niej i przytuliłem ją do klatki piersiowej. Jej oddech był nierównomierny, puls ledwo wyczuwalny. tak bardzo chciałem, aby żyła. Mężczyzna zaniósł się szyderczym śmiechem. Orszak rycerzy uczynił to samo. Patrzyli na mnie z pogardą i ironią, a ja czułem jak nienawiść wypełnia całe moje ciało. Krew zaczęła buzować w żyłach. Poziom adrenaliny znacznie się podwyższył. Wciąż mocno trzymałem jej kruche ciało.
-Obiecaj mi coś – rzekła słabym głosem, który brzmiał tak niewyraźnie, że musiałem się nachylić, bo cokolwiek zrozumieć.
-Co tylko zechcesz – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-Obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego. Obiecaj, że zabijesz mojego ojca – powoli zaczęła zamykać oczy.
Zdenerwowany zacząłem nią potrząsać, jednak nie uchyliła powiek. Udała się na wieczne wakacje. Odeszła… przeniosła się na łono Abrahama, a ja mogłem mieć jedynie nadzieje, że tam gdzie trafi będzie jej lepiej. Z nową siłą i motywacją podniosłem się z klęczek. Obdarzyłem mrożącym krew w żyłach spojrzeniem każdego z obecnych. Wyciągnąłem miecz z pochwy i zacząłem z furią walczyć. Pokonywałem przeciwników natychmiastowo. Nie mieli ze mną żądnych szans. Kiedy wszystkie ciała leżały pod moimi stopami, wziąłem dziewczynę na ręce i zacząłem szybko biec. Dotarłem do ślepego zaułka, więc wycofałem się. Błądziłem próbując znaleźć odpowiednią drogę. W myślach odmawiałem słowa modlitwy. Po wielu trudach znalazłem właściwe wyjście. Widziałem snop światła dochodzący z szczeliny w ścianie. Delikatnie ułożyłem dziewczynę na podłodze i sam zająłem się odkopywaniem gruzów. Niektóre kamienie były tak ciężkie, że ledwo je unosiłem. Ogromnie się zmęczyłem, jednak motywowało mnie uczucie spełnienia. Wiedziałem, że kiedyś wypełnię daną jej obietnice. Pomszczę śmierć. Pogoda się rozpogodziła, już nie padało. Przerzuciłem ją sobie przez ramię i powolnym krokiem ruszyłem ku bramie wolności. Z tego miejsca dostrzegałem zarys potężnych, mosiężnych wrót. Sądziłem, że będą pilnie strzeżone, jednak i tu czekała mnie niespodzianka. Nie ujrzałem żadnego strażnika. Z pewnością wszyscy nas szukali. Jakoś się przecisnęliśmy. Z zamku wybiegł tuzin rycerzy. Wskazywali na mnie palcami i krzyczeli coś między sobą, aczkolwiek nie usłyszałem żadnego słowa. Nie zastanawiając się nad tym dłużej podbiegłem do jeziora. Włożyłem dziewczynę do łódki i zacząłem wiosłować. Widziałem sylwetki na brzegu, ale teraz stawali się niegroźni. Nie doścignęli mnie. Odetchnąłem z ulgą, gdy dopłynęliśmy na mieliznę. Zostawiłem prowizoryczny statek i wskoczyłem do wody, ciągnąc za sobą martwą Keyle. Znalazłem się w niezamieszkanej przez ludzi części imperium. Cały teren porastała bujna zieleń. Nikt nie ingerował w to co uczyniła matka natura, dlatego czułem się jak w buszu. Mogłem się łatwo ukryć wśród tylu różnorodnych krzaków. Postanowiłem tu przenocować i zastanowić się… obmyślić plan. Musiałem odpocząć, ale najpierw postanowiłem wykopać dla niej grób. Używając rąk, przez parę godzin kopałem głęboki dół. Ledwo trzymałem się na nogach, lecz nie poddawałem się. Kiedy wreszcie udało mi się ukończyć pracochłonny wysiłek, spojrzałem na jej twarz. Zdawała się lekko uśmiechać. Bledsza od kredy cera kontrastowała z sinymi wargami, na których na dłużej zatrzymałem wzrok. Nachyliłem się i skradłem jej jednak pocałunek. Niepowtarzalny, wyjątkowy… jedyny. Czułem jak po moim policzku spływa łza. Nie wstydziłem się okazywać uczuć. Nikt mnie nie zobaczy, więc mogłem zachowywać się swobodnie. Ułożyłem ją w nagrobku i patrzyłem na jej uśpioną, spokojną twarz. Miałem nadzieję, że tam gdzie się znajduje będzie jej lepiej.
Nie przywiązuje się do nikogo, ponieważ wiem jak kruche jest ludzkie istnienie. Ci którym ufamy, potrafią nas bardzo szybko zranić, dlatego należy wierzyć tylko w siebie, bo kiedy okres naszej chwały przeminie… znikną i przyjaciele, a jedyne co po nich zostanie to wspomnienia, które z każdym momentem słabną. Wszystko co uczynimy zostawia za sobą ślad, którego nie da się wymazać gumką, dlatego powinniśmy mieć świadomość tego co robimy… każdy działanie posówa konsekwencje… nie zawsze przyjemne. Zawsze z relacjach z innymi ludzi zachowywałem się z dystansem, pewną chłodną rezerwą. Każdy człowiek popełnia błędy, nie zawsze podejmujemy właściwe decyzje, idziemy niewłaściwą drogą, jednak to nasze indywidualne możliwości i każdy kroczy własnymi ścieżkami, ponosząc skutki swojej dobrowolnej woli. Ważne jest byśmy wyciągnęli z tego dobre wnioski.
-Droga Keylo – powiedziałem, przychodząc po miesiącu i zajmując miejsce pod jej grobem – nareszcie mogę spełnić twoje ostatnie życzenie. Jestem gotowy, by to uczynić. Żałuję, że nie zdołałem cię uratować. Wciąż nie mogę się pogodzić z twoją śmiercią. Chcę abyś wiedziała, że nigdy o tobie nie zapomnę, choćbym założył kiedyś rodzinę, miał żonę i dzieci… zawsze będziesz zajmować jakąś część mojego serca. Jeszcze kiedyś cię odwiedzę, obiecuje – rzekłem zgodnie z prawdą i wstałem otrzepując spodnie.
Była piękna noc, piętnasty listopada. Widoczne na niebie gwiazdy świeciły niczym tysiące neonówek. Z szablą przy sercu zakradałem się do groźnie wyglądającego zamku. Rycerze, którzy stali na warcie, powoli zasypiali. Poruszałem się prawie bezszelestnie. Oddychałem płytko, by nie zdradzić swojego położenia. Wszystko musiało potoczyć się po mojej myśli. Nie przewidziałem innych wariantów ani możliwości. Wierzyłem w powodzenie swojego planu, jednak miałem oczy dookoła głowy, by z szybkością światła wykryć grożące zagrożenie. Po wijącym się bluszczu wszedłem na balkon, a z niego do pokoju służącej. Przemknąłem przez jej pokój i korytarz kierując się w stronę schodów. Komnata króla znajdowała się piętro wyżej. Pilnowało jej dwóch rycerzy, jednak kwadrans przed północą szli zmienić wartę. Musiałem w ukryciu odczekać krótką chwilę. Kiedy odeszli, zostawiając mnie samego, uchyliłem drzwi. Miałem ogromne szczęście, ponieważ nawet nie zaskrzypiały. Król spał spokojnie. Jego klatka piersiowa poruszała się równomiernie. Uśmiechnąłem się mściwie z satysfakcją. Przyłożyłem klingę do jego gardła. Zimna stal napotkała opór. Mężczyzna otworzył oczy. Na jego pooranej zmarszczkami twarzy widniał wyraz zdziwienia i empatii. Zaśmiałem się cicho i złowieszczo.
-Chcesz powiedzieć ostatnie zdanie przed śmiercią? – zapytałem, mocno naciskając na jego przegub.
-Pozdrów ode mnie Eleonorę – wyjąkał z sarkazmem.
Nie zastanawiając się wbiłem mu ostrze prosto w serce. Nawet się nie bronił. Odszedł w spokoju. Powinien więcej wycierpieć. Nie zasługiwał na tak spokojną śmierć. Piętnasty listopada okazał się przełomowym momentem w życiu imperium. Umarł doskonały władca, bezlitosny król, którego losy z pewnością będą długo zapamiętane. Sprawca nie został znaleziony.
To moje drugie wyporacowanie, może ci się spodoba, a ja już ci pisze o tym Danielu.