Było sobie raz dwóch chłopaków - Sarepski i Rozencwajg. Mówili na nich krócej - Gruby i Mały. Łatwo się można domyśleć, że jeden z nich - Sarepski - miał skłonność do tycia oraz uwielbiał słowo "pożywienie". Był też dość silny. Poza tym, jego nazwisko z pewnością kojarzy się z musztardą - a to dodatek do jedzenia. Ale niezdrowy dość. Natomiast drugi chłopiec, Rozencwajg, był niskiego wzrostu. Ale mógł się wcisnąć w małe szczeliny, itp. Warto dodać, że jego ojcem był Niemiec - stąd to dziwne nazwisko. Tylko matka była polskiego obywatelstwa.
Tak więc ci chłopcy zbytnio się nie lubili. Można właściwie powiedzieć, że się nienawidzili. Jeden dokuczał drugiemu. Ale drugi (mowa tu o Małym), bał się odegrać - Gruby był zbyt "potężny". Jednak los oczywiście musiał być przeciwny faktom - chłopcy pewnego razu zjednoczyć siły.
Było koło godziny 12.45 czasu środkowoeuropejskiego. Nie wiadomo bliżej, który był to dzień miesiąca, ale z pewnością wtorek - klasa IV A miała lekcję W-F. Dzieciakom wydano polecenie, aby się ustawili w parach. Nieszczęście się wówczas stało, gdyż było zwarcie i cała instalacja elektryczna w lampach na suficie nie spełniła swej roli. Wybuch był - pół dachu się obaliło. Jeszcze większe nieszczęście się wydarzyło - jedynie Gruby i Mały zostali po tej stronie sali, z której nie było wyjścia (bo oczywiście Sarepski musiał wcześniej dokuczyć Rozencwajgowi i ganiał go po całym pomieszczeniu). Wszystko się waliło i paliło. Co prawda, chłopcy słyszeli kolegów krzyczących, że straż pożarna już jedzie. Ale oczekiwać nie wolno cały czas. Jak było wcześniej wspomniane, Mały mógł się przecisnąć przez wąskie szpary. A było tylko jedno takie miejsce - szyb wentylacyjny (był dość szeroki, żeby łatwiej było wywiać nieprzyjemny odór potu z sali gimnastycznej). Gdy Gruby dostrzegł to miejsce, krzyknął: - Rozencwajgu! Dawaj, podsadzę cię!
- Ale... - odparł Mały - To dwa metry w górę!
- To cię rzucę - krzyknął Sarepski - To dobry pomysł, co?
- Dość. Ale skąd pewność, że cię nie zostawię? - spytał Rozencwajg.
- A stąd... - zaczął Gruby - ... że jak to zrobisz, to moi kumple z osiedla zrozumieją, o co bym ich prosił. A wiedzą, gdzie ty mieszkasz.
- Dobra, rozumiem. Idę.
No i Mały poszedł przez szyb. Wyskoczył zaraz za ścianą i wiedział, że teoretycznie nie powinien naprowadzać na Sarepskiego strażaków. Ale zbyt mocno się bał kolegów z osiedla. Gdy ratownicy przyszli, naprowadził ich na Grubego. Jednak ta przygoda nic nie zmieniła w życiu tych młokosów. Nadal walczą ze sobą, jednak Rozencwajg prędzej atakuje. A skąd wiem? Ja wiem wszystko, co się w szkole poważnego dzieje. Jam jest... Dyrektor!
To to je ciekawa rzecz...
"O Grubym i Małym"
Było sobie raz dwóch chłopaków - Sarepski i Rozencwajg. Mówili na nich krócej - Gruby i Mały. Łatwo się można domyśleć, że jeden z nich - Sarepski - miał skłonność do tycia oraz uwielbiał słowo "pożywienie". Był też dość silny. Poza tym, jego nazwisko z pewnością kojarzy się z musztardą - a to dodatek do jedzenia. Ale niezdrowy dość. Natomiast drugi chłopiec, Rozencwajg, był niskiego wzrostu. Ale mógł się wcisnąć w małe szczeliny, itp. Warto dodać, że jego ojcem był Niemiec - stąd to dziwne nazwisko. Tylko matka była polskiego obywatelstwa.
Tak więc ci chłopcy zbytnio się nie lubili. Można właściwie powiedzieć, że się nienawidzili. Jeden dokuczał drugiemu. Ale drugi (mowa tu o Małym), bał się odegrać - Gruby był zbyt "potężny". Jednak los oczywiście musiał być przeciwny faktom - chłopcy pewnego razu zjednoczyć siły.
Było koło godziny 12.45 czasu środkowoeuropejskiego. Nie wiadomo bliżej, który był to dzień miesiąca, ale z pewnością wtorek - klasa IV A miała lekcję W-F. Dzieciakom wydano polecenie, aby się ustawili w parach. Nieszczęście się wówczas stało, gdyż było zwarcie i cała instalacja elektryczna w lampach na suficie nie spełniła swej roli. Wybuch był - pół dachu się obaliło. Jeszcze większe nieszczęście się wydarzyło - jedynie Gruby i Mały zostali po tej stronie sali, z której nie było wyjścia (bo oczywiście Sarepski musiał wcześniej dokuczyć Rozencwajgowi i ganiał go po całym pomieszczeniu). Wszystko się waliło i paliło. Co prawda, chłopcy słyszeli kolegów krzyczących, że straż pożarna już jedzie. Ale oczekiwać nie wolno cały czas. Jak było wcześniej wspomniane, Mały mógł się przecisnąć przez wąskie szpary. A było tylko jedno takie miejsce - szyb wentylacyjny (był dość szeroki, żeby łatwiej było wywiać nieprzyjemny odór potu z sali gimnastycznej). Gdy Gruby dostrzegł to miejsce, krzyknął:
- Rozencwajgu! Dawaj, podsadzę cię!
- Ale... - odparł Mały - To dwa metry w górę!
- To cię rzucę - krzyknął Sarepski - To dobry pomysł, co?
- Dość. Ale skąd pewność, że cię nie zostawię? - spytał Rozencwajg.
- A stąd... - zaczął Gruby - ... że jak to zrobisz, to moi kumple z osiedla zrozumieją, o co bym ich prosił. A wiedzą, gdzie ty mieszkasz.
- Dobra, rozumiem. Idę.
No i Mały poszedł przez szyb. Wyskoczył zaraz za ścianą i wiedział, że teoretycznie nie powinien naprowadzać na Sarepskiego strażaków. Ale zbyt mocno się bał kolegów z osiedla. Gdy ratownicy przyszli, naprowadził ich na Grubego. Jednak ta przygoda nic nie zmieniła w życiu tych młokosów. Nadal walczą ze sobą, jednak Rozencwajg prędzej atakuje. A skąd wiem? Ja wiem wszystko, co się w szkole poważnego dzieje. Jam jest... Dyrektor!
coś takiego. może troche za długie...
liczę na naj.