Posadzono mnie około 80 lat temu.Ha!Pamiętam te czasay..jakby to było wczoraj.Byłem wtedy jedynie małym patyczkiem z cienkimi , młodymi gałązkami i korzeniami.Od razu zaczęło mi się tu podobać. Łąka,soczysta trawa i leniwe szumienie starych drzew,które opowiadały przedziwne historie.I tak sobie żyłem..czy tam rosłem.
Mijały miesiące.Pory roku.Lata.I ani się obejrzałem byłem już kilkudziesięcioletnim drzewem o grubych konarach i potężnych korzeniach.Pewnego dnia,gdy jak co dzień oglądałem swoją piękną,zieloną łąkę,otoczoną srebrnym lustrem czystej jak łza wody,pojawił się on - człowiek. Na początku wyglądał przyjaźnie. Najpierw obejrzał naszą okolicę,podreptał to tu, to tam.Myślałem,że chce odpocząć w cieniu moim i moich kolegów - drzew. Ale było inaczej..wnet pobiegł gdzieś w dal i po chwili przyniósł ogromną piłę.Przeraziłem się. Wtedy zaczęła się rzeź. Z niesamowitym jazgotem począł wycinać inne drzewa,aż te jęczały z bólu! Nie mogłem przyglądać się temu..temu czemuś!!! Wtem z niemałym trudem wpadłem na pomysł, jak powstrzymać barbarzyńcę.Podniosłem swoje wielkie,grube korzenie i wnet wpuściłem je na twarz człowieka. Ten natychmiast odrzucił piłę i z przerażeniem zaczął się wyrywać. W końcu mu się to udało. Wtedy z ogromną szybkością popędził w dal,skąd przybył.
Inne drzewa były mi bardzo,bardzo wdzięczne. Na moją cześć wyprosiły ptaki,aby te zaśpiewały dla mnie koncert.Ale najważniejsze,że żaden człowiek się już tu nie zapuszcza.I mam nadzieję,że nigdy tego nie zrobi.
Wiosenna opowieść starego dębu
Posadzono mnie około 80 lat temu.Ha!Pamiętam te czasay..jakby to było wczoraj.Byłem wtedy jedynie małym patyczkiem z cienkimi , młodymi gałązkami i korzeniami.Od razu zaczęło mi się tu podobać. Łąka,soczysta trawa i leniwe szumienie starych drzew,które opowiadały przedziwne historie.I tak sobie żyłem..czy tam rosłem.
Mijały miesiące.Pory roku.Lata.I ani się obejrzałem byłem już kilkudziesięcioletnim drzewem o grubych konarach i potężnych korzeniach.Pewnego dnia,gdy jak co dzień oglądałem swoją piękną,zieloną łąkę,otoczoną srebrnym lustrem czystej jak łza wody,pojawił się on - człowiek. Na początku wyglądał przyjaźnie. Najpierw obejrzał naszą okolicę,podreptał to tu, to tam.Myślałem,że chce odpocząć w cieniu moim i moich kolegów - drzew. Ale było inaczej..wnet pobiegł gdzieś w dal i po chwili przyniósł ogromną piłę.Przeraziłem się. Wtedy zaczęła się rzeź. Z niesamowitym jazgotem począł wycinać inne drzewa,aż te jęczały z bólu! Nie mogłem przyglądać się temu..temu czemuś!!! Wtem z niemałym trudem wpadłem na pomysł, jak powstrzymać barbarzyńcę.Podniosłem swoje wielkie,grube korzenie i wnet wpuściłem je na twarz człowieka. Ten natychmiast odrzucił piłę i z przerażeniem zaczął się wyrywać. W końcu mu się to udało. Wtedy z ogromną szybkością popędził w dal,skąd przybył.
Inne drzewa były mi bardzo,bardzo wdzięczne. Na moją cześć wyprosiły ptaki,aby te zaśpiewały dla mnie koncert.Ale najważniejsze,że żaden człowiek się już tu nie zapuszcza.I mam nadzieję,że nigdy tego nie zrobi.