Moja najciekawsza przygoda opowiadanie z dialogiem
wiktoriaturczyniak
Siedzieliśmy z bratem w gronie znajomych, przy ognisku. Świętowaliśmy koniec roku, a zarazem urodziny mojej przyjaciółki, Ani. Wszyscy śpiewaliśmy "Stokrotkę" i zajadaliśmy się piankami. Ognisko było na łące nie daleko lasku, do którego ludzie nie chętnie zaglądali. Kiedy mój brat wkońcu nauczył się "Stokrotki", przez nasze śpiewanie, zaczeło go to nudzić.-Ej, są urodziny Anki, a wy całyczas o końcu szkoły. Moglibyście zaśpiewać sto lat.-Bartek nie przesadzaj, cicho bądź.- nie, nie.. Sto lat..I wszyscy zaczeli śpiewać. Nagle usłyszeliśmy przeraźliwy krzyk z lasu. Wszyscy zaczęli panikować, lecz staneliśmy i zaczęliśmy nasłuchiwać, co się dzieje. Teraz słychać było cichy szmer.-Co się stało? Spytałam, inni byli biali jak prześcieradła.-Nie wiem, i szczerze nie chce wiedzieć.-Poczekajcie coś mi tu się nie zgadza.-Co? To że tu jesteśmy, czy to że słychać było, jakby kogoś zadźgano.-Brakuje, mi tu Andrzeja.Nagle zauważyłam, że nie ma mojego chłopaka, zaczęłam go w pobliżu szukać, nie było ani jednego śladu. Zaczełam się pytać kto go widział ostatnio. Lecz nikt nic nie mówił.Ania we łzach zaczęła mówić:-O.on poszedł.-Gdzie?-Do lasu po gałęzie do ogniska.Nie mogłam nic mówić.Lecz mój kochany brat postanowił, a byśmy poszukali czegoś na polanie, jakiś tropów.Wszyscy wzieliśmy latarki i podążyliśmy za Bartkiem. Po paru metrach odkryliśmy już ślady w błocie, które powstało popołudniowym deszczu. Lecz wszystkie ślady kierowały się do lasu. Zaczęliśmy panikować, ale też się zastanawiać, co robić.Sandra nie była pewna co do swej decyzji, ale postanowiła, że pójdzie do lasu. Więc reszta postanowiła, że jej nie zostawi na pastwe losu. Kiedy ślady błotne się skończyły zaczeliśmy się zastanawiać co robić dalej. Staliśmy co prawda po środku lasu, w którym były groby powojenne. Lecz znów zaczeliśmy słyszeć szmer. Wszyscy się bali, ale podązyli w jego kierunku, okazało się że to żmija i odrazu staneliśmy. Sanda pisknela. Ale Adam szybko zatkał jej usta. Żmija jednak nie zainteresowała się nami i popełzła dalej. Wszystkim ulżyło i zaczęliśmy dalej nasze poszukiwania. Kierowaliśmy się juz pomału do krańcu lasu, kiedy usłyszeliśmy ledwo co dosłyszalny głos. Był to Andrzej. Zaczełam iść w tym kiedrunku. Inni tego nie słyszeli, ale podążali za mną. Tuż przede mną siedział za krwawioną nogą, mój chłopak. Byłam szczęśliwa. Wszyscy byli zdumieni. Lecz ledwo co mówił Andrzej, możnabyło się dowiedzieć, że potknął się o jakiś konar drzewa, i że złamał nogę.Lecz nas ineteresowało kto tak się wydarł, lecz on na to, że to on. Wszyscy wybuchneli śmiechem i ulżyło nam, że nic poważnego się nie stało, oprócz gipsu i paru szwów. Była to dla nas jedna z najstraszniejszych, ale też z najśmieszniejszych i najciekawszych historii, które przeżyłam. przepraszam, za tępo pisania, a także za pisownie i błedy, mam nadzieje, zę sie to przyda.