furion
Pojawienie się chrześcijaństwa całkowicie odmieniło postrzeganie kobiety. Antyczny ideał piękna zamieniono w grzeszną powłokę, a zmysłowość zaczęto określać nieczystym pożądaniem. Według wczesnochrześcijańskich ascetów, z których całymi garściami czerpali wzory średniowieczni teologowie, kobieta jako sukcesorka mitycznej Ewy przejęła po niej całą mroczną spuściznę - w tym próżność. Jak udowadniał św. Hieronim, pragnienie dodania sobie uroku i urody sztucznymi środkami prowadzi w efekcie do grzechów lubieżności i zamiłowania do ziemskich marności. Inny chrześcijański klasyk Tertullian wymieniał cały katalog diabelskich pokus: peruki, tlenienie włosów, wybielanie skóry kremami. Niemiłe Bogu było też noszenie długich, wlokących się po ziemi trenów, bogatych futer oraz szerokich, przejętych z Bizancjum, powiewnych rękawów. Przy takich poglądach trudno się dziwić, że we wczesnym średniowieczu stroje obojga płci - mężczyzn i kobiet - niewiele się od siebie różniły. Obie płcie nosiły takie same przepasane w talii szaty i długie włosy. Nawet najlepszy teolog nie wygra jednak z modą. Już pod koniec wczesnego średniowiecza strój stawał się bardziej dopasowany do figury. Kobieta idealna o wysmukłej sylwetce, białej skórze i takiż włosach, by nadążyć za modą, musiała nosić buty z długimi szpicami. Ale nie tylko. Zgrzebna spodnia koszula, czyli giezło, coraz ściślej przylegała do ciała - koszulę ściągano i związywano. Tak powstał gorset, który swoją ostateczną formę uzyskał w XV-w. Francji. Skromny len coraz częściej zastępował jedwab. Pojawiły się też śmiałe dekolty. Te z dam, które chciały być najbardziej trendy, rozpruwały sobie suknię od pachy aż do bioder. Teolodzy taki strój nazywali "bramą piekieł". Kobiety jednak coraz wyraźniej zaczynały mieć w nosie to, co nakazywały im wkładać specjalnie akty prawne pojawiające się już od czasów Karola Wielkiego. Nic dziwnego, że damska fantazja w dziedzinie mody nie uszła uwagi nawet najwyższych ojców Kościoła. Głos w tej sprawie zajmowały nawet sobory. Zwłaszcza wtedy, kiedy modne kroje sukien zaczęły przenikać do klasztorów. Skąd to wszystko wiemy? Oprócz wszelkiego rodzaju przekazów pisanych i wielu źródeł ikonograficznych w poznawaniu dawnej mody coraz wydatniej pomaga nam archeologia. Czasami nawet niewielki kawałek materiału - na przykład przetykana złotem jedwabna wstążka z XIII w. czy pochodzący z tego samego okresu delikatny czepiec - może nam powiedzieć bardzo wiele o dawnych mieszkańcach średniowiecznych miast Polski. - Wstążka i znaleziony w tym roku czepiec ze starego miasta w Elblągu to najbardziej spektakularne, ale niejedyne odkrywki luksusowych materiałów z tego terenu - mówi archeolog Mirosław Marcinkowski z Muzeum w Elblągu. - Niezwykle drogi jedwab odkryliśmy nawet pośród rzeczy należących do żony poławiacza jesiotrów. To oznacza, że Elbląg już kilkadziesiąt lat po otrzymaniu praw miejskich był bogatą osadą. Mieszkanki Pomorza nie odbiegały po względem ubioru od swoich zachodnich koleżanek. - Na obowiązkowej spodniej koszuli układała się suknia z wieloma klinami, eksponująca kobiece wdzięki. Już wówczas niezmiernie ważna była kolorystyka - opowiada Ewa Kasarab, kostiumolog. - Codziennym kolorem była zieleń, kobiety chętnie nosiły też czerwień, pomarańcze i nasyconą żółć. Lubowały się również w tzw. gryzących się zestawieniach - łączyły np. wściekłą zieleń z bladym różem. Jedną z ważniejszych ozdób średniowiecznej damy był pas, którym przewiązywano suknię. Wykańczano go ozdobnymi klamrami, sprzączkami i naszywkami z metalu. - W Polsce zdobienia wykonane były jednak z mniej szlachetnych materiałów. Złoto zastępowano mosiądzem, srebro zaś cyną. Na pasach wytłaczano motywy lub inskrypcje religijne - opowiada Ewa Trawicka z gdańskiego Muzeum Archeologicznego. - Podobnie było z broszami do spinania płaszcza lub koszul czy szpilami do mocowania welonów. Do pasa dopinano: sakwę na pieniądze, woreczek na nóż, a także skórzane kaletki. Kaletki to torby z wieloma przegródkami, w których noszono różne drobiazgi. Te znalezione miesiąc temu na gdańskiej starówce wytwarzane były ze skóry i pięknie zdobione. Zdarzało się, że pokrywa ze zniszczonej kaletki była tak ceniona, że służyła później jako ozdobnik naszywany na kolejne przedmioty znajdujące się w domu. Najmniej znanym elementem średniowiecznej mody są buty. W ikonografii kobiety miały zawsze długie suknie całkowicie przykrywające stopy. Z wykopalisk archeologicznych wiadomo jednak, że nosiło się głównie buty skórzane, zarówno wysokie, wiązane na rzemyki lub zapinane na guziki. A także lekkie, przypominające klapki, z podeszwą z korka z obu stron obszytego skórą. Już w XIII w. Polki nosiły lekkie buty ze specjalnymi wywietrznikami przypominające dzisiejsze obuwie sportowe. Sporym wzięciem cieszyły się klasyczne holenderskie saboty. - Ciekawe jest to, że jak wskazują nam buty z XV w., już wtedy mogły istnieć tzw. second-handy - opowiada Beata Ceynowa z Muzeum Archeologicznego w Gdańsku. - Buty robione były na zamówienie, noszone przez wiele lat, a później sprzedawane biedniejszym. Na potrzeby kolejnego właściciela mogły być nacinane wzdłuż lub w poprzek, by większa stopa dobrze w nich leżała. Były też tak zwane patynki, czyli specjalne nakładki doczepiane do miękkich butów. Wykonana z drewna, przypinana na różne sposoby podeszwa zaopatrzona była w solidne drewniane klocki i pozwalała przejść suchą stopą przez błotniste ulice ówczesnych miast. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu mało którego naukowca interesował szarobury kawałek skóry lub materiału wydobyty po kilkuset latach z archeologicznego wykopu. Dziś jest inaczej. Resztki ubrań traktowane są jako niezwykle atrakcyjne zjawiska. Pojawia się też coraz większa grupa naukowców zajmujących się ich badaniem. Wygląda na to, że za kilka lat do archeologii podwodnej, miejskiej i militarnej dołączy kolejna - archeologia mody.
0 votes Thanks 1
szaszakana
To jest skopiowane ze strony internetowej którą przed chwilą czytałam. I to słowo w słowo :/
Przy takich poglądach trudno się dziwić, że we wczesnym średniowieczu stroje obojga płci - mężczyzn i kobiet - niewiele się od siebie różniły. Obie płcie nosiły takie same przepasane w talii szaty i długie włosy.
Nawet najlepszy teolog nie wygra jednak z modą. Już pod koniec wczesnego średniowiecza strój stawał się bardziej dopasowany do figury. Kobieta idealna o wysmukłej sylwetce, białej skórze i takiż włosach, by nadążyć za modą, musiała nosić buty z długimi szpicami. Ale nie tylko. Zgrzebna spodnia koszula, czyli giezło, coraz ściślej przylegała do ciała - koszulę ściągano i związywano. Tak powstał gorset, który swoją ostateczną formę uzyskał w XV-w. Francji. Skromny len coraz częściej zastępował jedwab. Pojawiły się też śmiałe dekolty.
Te z dam, które chciały być najbardziej trendy, rozpruwały sobie suknię od pachy aż do bioder. Teolodzy taki strój nazywali "bramą piekieł".
Kobiety jednak coraz wyraźniej zaczynały mieć w nosie to, co nakazywały im wkładać specjalnie akty prawne pojawiające się już od czasów Karola Wielkiego. Nic dziwnego, że damska fantazja w dziedzinie mody nie uszła uwagi nawet najwyższych ojców Kościoła. Głos w tej sprawie zajmowały nawet sobory. Zwłaszcza wtedy, kiedy modne kroje sukien zaczęły przenikać do klasztorów.
Skąd to wszystko wiemy? Oprócz wszelkiego rodzaju przekazów pisanych i wielu źródeł ikonograficznych w poznawaniu dawnej mody coraz wydatniej pomaga nam archeologia. Czasami nawet niewielki kawałek materiału - na przykład przetykana złotem jedwabna wstążka z XIII w. czy pochodzący z tego samego okresu delikatny czepiec - może nam powiedzieć bardzo wiele o dawnych mieszkańcach średniowiecznych miast Polski.
- Wstążka i znaleziony w tym roku czepiec ze starego miasta w Elblągu to najbardziej spektakularne, ale niejedyne odkrywki luksusowych materiałów z tego terenu - mówi archeolog Mirosław Marcinkowski z Muzeum w Elblągu. - Niezwykle drogi jedwab odkryliśmy nawet pośród rzeczy należących do żony poławiacza jesiotrów. To oznacza, że Elbląg już kilkadziesiąt lat po otrzymaniu praw miejskich był bogatą osadą.
Mieszkanki Pomorza nie odbiegały po względem ubioru od swoich zachodnich koleżanek. - Na obowiązkowej spodniej koszuli układała się suknia z wieloma klinami, eksponująca kobiece wdzięki. Już wówczas niezmiernie ważna była kolorystyka - opowiada Ewa Kasarab, kostiumolog. - Codziennym kolorem była zieleń, kobiety chętnie nosiły też czerwień, pomarańcze i nasyconą żółć. Lubowały się również w tzw. gryzących się zestawieniach - łączyły np. wściekłą zieleń z bladym różem.
Jedną z ważniejszych ozdób średniowiecznej damy był pas, którym przewiązywano suknię. Wykańczano go ozdobnymi klamrami, sprzączkami i naszywkami z metalu. - W Polsce zdobienia wykonane były jednak z mniej szlachetnych materiałów. Złoto zastępowano mosiądzem, srebro zaś cyną. Na pasach wytłaczano motywy lub inskrypcje religijne - opowiada Ewa Trawicka z gdańskiego Muzeum Archeologicznego. - Podobnie było z broszami do spinania płaszcza lub koszul czy szpilami do mocowania welonów.
Do pasa dopinano: sakwę na pieniądze, woreczek na nóż, a także skórzane kaletki. Kaletki to torby z wieloma przegródkami, w których noszono różne drobiazgi. Te znalezione miesiąc temu na gdańskiej starówce wytwarzane były ze skóry i pięknie zdobione. Zdarzało się, że pokrywa ze zniszczonej kaletki była tak ceniona, że służyła później jako ozdobnik naszywany na kolejne przedmioty znajdujące się w domu.
Najmniej znanym elementem średniowiecznej mody są buty. W ikonografii kobiety miały zawsze długie suknie całkowicie przykrywające stopy. Z wykopalisk archeologicznych wiadomo jednak, że nosiło się głównie buty skórzane, zarówno wysokie, wiązane na rzemyki lub zapinane na guziki. A także lekkie, przypominające klapki, z podeszwą z korka z obu stron obszytego skórą. Już w XIII w. Polki nosiły lekkie buty ze specjalnymi wywietrznikami przypominające dzisiejsze obuwie sportowe. Sporym wzięciem cieszyły się klasyczne holenderskie saboty.
- Ciekawe jest to, że jak wskazują nam buty z XV w., już wtedy mogły istnieć tzw. second-handy - opowiada Beata Ceynowa z Muzeum Archeologicznego w Gdańsku. - Buty robione były na zamówienie, noszone przez wiele lat, a później sprzedawane biedniejszym. Na potrzeby kolejnego właściciela mogły być nacinane wzdłuż lub w poprzek, by większa stopa dobrze w nich leżała. Były też tak zwane patynki, czyli specjalne nakładki doczepiane do miękkich butów. Wykonana z drewna, przypinana na różne sposoby podeszwa zaopatrzona była w solidne drewniane klocki i pozwalała przejść suchą stopą przez błotniste ulice ówczesnych miast.
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu mało którego naukowca interesował szarobury kawałek skóry lub materiału wydobyty po kilkuset latach z archeologicznego wykopu. Dziś jest inaczej. Resztki ubrań traktowane są jako niezwykle atrakcyjne zjawiska. Pojawia się też coraz większa grupa naukowców zajmujących się ich badaniem. Wygląda na to, że za kilka lat do archeologii podwodnej, miejskiej i militarnej dołączy kolejna - archeologia mody.