Marcel przyszedl do mnie po zmierzchu i powiedzial ze zabiera mnie na caly wieczor, nalegal abym ubrala sie cieplo, bo idziemy na dlugi spacer. Szlismy juz dosc dlugo i zmarzly mi uszy i nos, ale cel naszej wyprawy byl dalej niespodzianka. Powoli wychodzilismy ze swiatel ulicznych latarni. Poczulam sie dziwnie, gdy dookola bylo ciemno. Marcel chwycil mnie za reke przyspieszylismy krok. W oddali zamigotaly swiatla, o malo nie zemdlalam ze strachu, gdy nad nami zakrakala wrona. Uslyszalam mruczenie ktore okazalo sie, i zobaczylam ze przekraczamy brame cmentarza, na ziemi prowadzila nas kreta sciezka z zapalonych swiec. Spiewy byly coraz glosniejsze i wtedy:
prosze o dokonczenie plis... Niepotrawie tego napisac do konca bo wszystko mi sie psuje.... Plis musze to miec w ciagu 20 min dlatego daje 20 pkt..... Prosze!!!!! :(
Sakana
Śpiewy były coraz głośniejsze i wtedy zauważyłam za małym nagrobkiem radio. Grała z niego jakaś stara, romantyczna melodia. Serce uderzyło mi mocniej. Byłam wniebowzięta, gdy Marcel pokazał mi mały kocyk, na którym ułożył świece, wino i jakieś słodycze. Pewnie sądził, że będzie to romantyczne. Miał rację - przynajmniej mi się tak wydawało. Uśmiechnęłam się do niego szeroko i wraz z nim usadowiłam się na białym materiale. Chłopak nalał do kieliszków wino i przez przypadek przewrócił świecę. - Marcel! Moja sukienka! - krzyknęłam przerażona, gdy ciemny materiał zaczął się palić. Blondyn (bądź inny kolor włosów) zareagował natychmiastowo, polewając ją winem. Całe szczęście, ogień przestał się palić, lecz na moim udzie powstało oparzenie pierwszego stopnia. - Przepraszam cię bardzo. Musimy iść do szpitala. Chodź. - złapał mnie za rękę i pomógł mi wstać. Byłam szczęśliwa, że tak o mnie dba.
- Marcel! Moja sukienka! - krzyknęłam przerażona, gdy ciemny materiał zaczął się palić. Blondyn (bądź inny kolor włosów) zareagował natychmiastowo, polewając ją winem. Całe szczęście, ogień przestał się palić, lecz na moim udzie powstało oparzenie pierwszego stopnia.
- Przepraszam cię bardzo. Musimy iść do szpitala. Chodź. - złapał mnie za rękę i pomógł mi wstać. Byłam szczęśliwa, że tak o mnie dba.