Janusz Korczak- ur. 22 lipca 1878 lub 1879 w Warszawie, zm. 5 sierpnia lub 6 sierpnia 1942 w Treblince.Był lekarzem, pedagogiem, pisarzem, publicystą, działaczem społecznym pochodzenia żydowskiego.Znany też jako: Stary Doktor lub Pan doktor.23 marca 1905 otrzymał dyplom lekarza – po wysłuchaniu pięcioletniego kursu nauk medycznych i złożeniu obowiązującego egzaminu. W czerwcu 1905 roku wyjechał do Harbina powołany jako lekarz w wojnie rosyjsko-japońskiej i za swą służbę awansował do stopnia majora.
Placówka przy ul. Dzielnej 39 uchodziła za ”umieralnię dzieci”. Prof. Ludwik Hirszfeld tak opisał sytuację, jaka panowała w Głównym Domu Schronienia podczas okupacji: ”Było to piekło na ziemi... Przy wejściu uderzał zapach kału i moczu. Niemowlęta leżały zanieczyszczone, pieluch nie było, zimą mocz zamarzał i na tym lodzie leżały zamrożone trupki. Dzieci nieco starsze siedziały po całych dniach na podłodze lub ławeczkach, kiwały się monotonnie, jak zwierzęta, żyły od posiłku do posiłku, oczekując marnej, zbyt marnej strawy. Szalał dur plamisty, czerwonka. Lekarze nie byli złymi ludźmi, ale nie potrafili opanować niesłychanego wprost złodziejstwa personelu żerującego na tej nędzy”. Faktycznie, w styczniu 1942 r. zmarło w Głównym Domu Schronienia aż 96 dzieci.
Janusz Korczak- ur. 22 lipca 1878 lub 1879 w Warszawie, zm. 5 sierpnia lub 6 sierpnia 1942 w Treblince.Był lekarzem, pedagogiem, pisarzem, publicystą, działaczem społecznym pochodzenia żydowskiego.Znany też jako: Stary Doktor lub Pan doktor.23 marca 1905 otrzymał dyplom lekarza – po wysłuchaniu pięcioletniego kursu nauk medycznych i złożeniu obowiązującego egzaminu. W czerwcu 1905 roku wyjechał do Harbina powołany jako lekarz w wojnie rosyjsko-japońskiej i za swą służbę awansował do stopnia majora.
Placówka przy ul. Dzielnej 39 uchodziła za ”umieralnię dzieci”. Prof. Ludwik Hirszfeld tak opisał sytuację, jaka panowała w Głównym Domu Schronienia podczas okupacji: ”Było to piekło na ziemi... Przy wejściu uderzał zapach kału i moczu. Niemowlęta leżały zanieczyszczone, pieluch nie było, zimą mocz zamarzał i na tym lodzie leżały zamrożone trupki. Dzieci nieco starsze siedziały po całych dniach na podłodze lub ławeczkach, kiwały się monotonnie, jak zwierzęta, żyły od posiłku do posiłku, oczekując marnej, zbyt marnej strawy. Szalał dur plamisty, czerwonka. Lekarze nie byli złymi ludźmi, ale nie potrafili opanować niesłychanego wprost złodziejstwa personelu żerującego na tej nędzy”. Faktycznie, w styczniu 1942 r. zmarło w Głównym Domu Schronienia aż 96 dzieci.