Mam kłopot. Muszę napisac rozprawkę na temat przemijalności człowieka. Nie wiam jak się do tego zabrac. Jeśli ktoś może niech podsunie jakieś pomysły albo informacje (mogą byc z intarnetu). Tylko jakieś sensowne. Inne odrzucam. z góry dzięki. :*
patryk103333
Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, czym właściwie jest przeszłość?? Czym są pozostawiane regularnie za naszymi plecami zdarzenia dnia codziennego, przeżycia, wspomnienia?? Nawet jeśli, to nie zawsze i nie wszyscy umiemy dojść do sedna naszych myśli, a wnioski są zbyt zawikłane by umieć je samodzielnie zobrazować sobie samym. Codziennie wstajemy do pracy, szkoły, na ważne zajęcia i w celu załatwienia tzw. „ważnych spraw na mieście”, błąkamy się po własnym życiu całymi dniami, miesiącami, latami. Nawet nie spostrzegamy, że nasze życie podobne jest życiu małego, zielonego, latającego robaczka, który to usiadł ostatnio w autobusie na mojej dłoni. Chodził po niej w kółko szukając tzw. „samniewiedzącczegoś”, cofał się, okrążał linie papilarne, przytupywał, trząsł nogą-najpierw lewą, potem prawą tylną, potem znowu prawą przednią… I tak parę minut. Odleciał. Wydaje nam się, że jesteśmy ludźmi-istotami inteligentnymi, potrafiącymi określić swoje cele i dążenia. A w rzeczywistości jak jest?? Do czego dążymy?? Sami nie wiemy, bo przecież wszystko, co osiągalne jest także przemijalne. Czasem gdy jadę autobusem (a jeżdżę nim codziennie i muszę przyznać, że w trzęsącym się ze starości Jelczu, na rozpadającym się fotelu, myśli się równie dobrze i twórczo jak na muszli klozetowej), zastanawiam się, jak wiele osób jechało już tym samym autobusem, a jak wiele z nich już nie żyje… Wyobrażam sobie siebie samą za kilkadziesiąt lat, jadącą tym samym Jelczem, na tym samym siedzeniu-tyle, że starą, pomarszczoną, z problemami zdrowotnymi, osłabioną fizycznością i utraconą młodością. Nie wyobrażam sobie siebie samej. Stare kobiety mają wielkie brzuchy, zwiędły biust wiszący do kolan i śmierdzą moczem. Starość jest tak przykra, jednocześnie… No właśnie-czy można powiedzieć, że piękna?? W zależności od tego, co dana osoba przeżyła, czego dokonała… Ktoś mądry kiedyś powiedział, że nasze Życie jest warte tylko tyle, ile pożytku mieli z nas inni (to chyba nawet jakiś pozytywistyczny koleś był…??), ale wbiło mi się to w pamięć. Bo po co żyjemy?? Dla siebie? Dla pieniędzy? Rodzin? Wynalazków? Wątpię. Każdy z nas został zesłany do ziemskiego życia, by wypełnić jakąś misję-karmą każdego z nas jest wypełnienie czyjegoś życia swoim życiem i działaniem. Zycie tak, by móc powiedzieć, że przeszłość i zawarte w niej nasze działania nie zostały pożarte przez czarną dziurę czasu, ale odcisnęły się trwałym piętnem na duszy naszej ludzkości-choćby tej małej… Czas ucieka nam między palcami. Nie orientujemy się, ile tracimy i w jakim celu. Brniemy do przodu zapatrzeni w to, czego nie udało nam się zrobić, nie bacząc, że zatapiając się w fermencie nieudanej przeszłości jesteśmy przez niego zżerani, co uniemożliwia nam osiąganie sukcesów w chwili obecnej! Rozpaczamy po straconych pieniądzach, niewiernych partnerach życiowych, śmierci bliskich- a przecież to już minęło. Jeśli nic nie da się zrobić by coś odwrócić, to po co zaprzątać sobie tym głowę?! Chociaż wciąż recydywistycznie to robię, to nie widzę sensu życia przeszłością. Teraźniejszość potrafi być naprawdę obezwładniająco piękna... Czasami jak patrzę na to, co już się zdarzyło, poprzez pryzmat własnego dojrzewania do podświadomie obranego jako cel etapu, to wiem, że żałowałabym, gdybym faustowskie słowa równoznaczne z oddaniem duszy diabłu wypowiedziała wtedy, gdy nieraz w przeszłości miałam na to nieokiełznaną ochotę. Przeszłość, jakkolwiek zniewalająca by nie była, nie potrafi być piękna na równi z tym, co przeżywam każdego nowego dnia-choćby dlatego, że tamto już było, a to-trwa w trybie bieżącym. Jeśli chodzi o wspomnienia…Sądzę, że najgorsze, najbardziej bolesne (przynajmniej dla mnie) są te szczęśliwe. W przypadku wspomnień wydarzeń przykrych, czasem traumatycznych. Uśmiechamy się czasami sami do siebie zdając sobie sprawę, że to już nie wróci, przeszliśmy przez to i minęło. A wspomnienia szczęścia? Wspomnienia pięknych, niepowtarzalnych chwil, gdy mieliśmy ochotę zatrzymać czas? Przywołane po czasie-rozrywają serce. Mamy ogromny żal, że to, co się zdarzyło, już nie wróci. Sprawiają nam ból, gdyż nie da się ich powtórzyć, czujemy, że nigdy nie będziemy już tacy szczęśliwi jak wtedy… Mamy ochotę wyć, że takie chwile nie trwały wiecznie… Wolałabym nie pamiętać tych naprawdę szczęśliwych chwil. Wtedy nauczona życia tymi złymi, czekałabym na szczęście ze wzrokiem wbitym w przyszłość oraz to, co TERAZ. Zawsze po okresie suszy doczekujemy się deszczu tak obfitego, że zostajemy zalani namiętną, burzliwą falą krwi z rozgryzionych warg. Skupmy się na słowie DZIŚ. I dopóki żyjemy, to nie mówmy „byłem” tylko „jestem”.
Codziennie wstajemy do pracy, szkoły, na ważne zajęcia i w celu załatwienia tzw. „ważnych spraw na mieście”, błąkamy się po własnym życiu całymi dniami, miesiącami, latami. Nawet nie spostrzegamy, że nasze życie podobne jest życiu małego, zielonego, latającego robaczka, który to usiadł ostatnio w autobusie na mojej dłoni. Chodził po niej w kółko szukając tzw. „samniewiedzącczegoś”, cofał się, okrążał linie papilarne, przytupywał, trząsł nogą-najpierw lewą, potem prawą tylną, potem znowu prawą przednią… I tak parę minut. Odleciał.
Wydaje nam się, że jesteśmy ludźmi-istotami inteligentnymi, potrafiącymi określić swoje cele i dążenia. A w rzeczywistości jak jest?? Do czego dążymy?? Sami nie wiemy, bo przecież wszystko, co osiągalne jest także przemijalne. Czasem gdy jadę autobusem (a jeżdżę nim codziennie i muszę przyznać, że w trzęsącym się ze starości Jelczu, na rozpadającym się fotelu, myśli się równie dobrze i twórczo jak na muszli klozetowej), zastanawiam się, jak wiele osób jechało już tym samym autobusem, a jak wiele z nich już nie żyje… Wyobrażam sobie siebie samą za kilkadziesiąt lat, jadącą tym samym Jelczem, na tym samym siedzeniu-tyle, że starą, pomarszczoną, z problemami zdrowotnymi, osłabioną fizycznością i utraconą młodością. Nie wyobrażam sobie siebie samej. Stare kobiety mają wielkie brzuchy, zwiędły biust wiszący do kolan i śmierdzą moczem. Starość jest tak przykra, jednocześnie… No właśnie-czy można powiedzieć, że piękna?? W zależności od tego, co dana osoba przeżyła, czego dokonała… Ktoś mądry kiedyś powiedział, że nasze Życie jest warte tylko tyle, ile pożytku mieli z nas inni (to chyba nawet jakiś pozytywistyczny koleś był…??), ale wbiło mi się to w pamięć. Bo po co żyjemy?? Dla siebie? Dla pieniędzy? Rodzin? Wynalazków? Wątpię. Każdy z nas został zesłany do ziemskiego życia, by wypełnić jakąś misję-karmą każdego z nas jest wypełnienie czyjegoś życia swoim życiem i działaniem. Zycie tak, by móc powiedzieć, że przeszłość i zawarte w niej nasze działania nie zostały pożarte przez czarną dziurę czasu, ale odcisnęły się trwałym piętnem na duszy naszej ludzkości-choćby tej małej…
Czas ucieka nam między palcami. Nie orientujemy się, ile tracimy i w jakim celu. Brniemy do przodu zapatrzeni w to, czego nie udało nam się zrobić, nie bacząc, że zatapiając się w fermencie nieudanej przeszłości jesteśmy przez niego zżerani, co uniemożliwia nam osiąganie sukcesów w chwili obecnej! Rozpaczamy po straconych pieniądzach, niewiernych partnerach życiowych, śmierci bliskich- a przecież to już minęło. Jeśli nic nie da się zrobić by coś odwrócić, to po co zaprzątać sobie tym głowę?!
Chociaż wciąż recydywistycznie to robię, to nie widzę sensu życia przeszłością.
Teraźniejszość potrafi być naprawdę obezwładniająco piękna...
Czasami jak patrzę na to, co już się zdarzyło, poprzez pryzmat własnego dojrzewania do podświadomie obranego jako cel etapu, to wiem, że żałowałabym, gdybym faustowskie słowa równoznaczne z oddaniem duszy diabłu wypowiedziała wtedy, gdy nieraz w przeszłości miałam na to nieokiełznaną ochotę.
Przeszłość, jakkolwiek zniewalająca by nie była, nie potrafi być piękna na równi z tym, co przeżywam każdego nowego dnia-choćby dlatego, że tamto już było, a to-trwa w trybie bieżącym.
Jeśli chodzi o wspomnienia…Sądzę, że najgorsze, najbardziej bolesne (przynajmniej dla mnie) są te szczęśliwe. W przypadku wspomnień wydarzeń przykrych, czasem traumatycznych. Uśmiechamy się czasami sami do siebie zdając sobie sprawę, że to już nie wróci, przeszliśmy przez to i minęło. A wspomnienia szczęścia? Wspomnienia pięknych, niepowtarzalnych chwil, gdy mieliśmy ochotę zatrzymać czas? Przywołane po czasie-rozrywają serce. Mamy ogromny żal, że to, co się zdarzyło, już nie wróci. Sprawiają nam ból, gdyż nie da się ich powtórzyć, czujemy, że nigdy nie będziemy już tacy szczęśliwi jak wtedy… Mamy ochotę wyć, że takie chwile nie trwały wiecznie… Wolałabym nie pamiętać tych naprawdę szczęśliwych chwil. Wtedy nauczona życia tymi złymi, czekałabym na szczęście ze wzrokiem wbitym w przyszłość oraz to, co TERAZ.
Zawsze po okresie suszy doczekujemy się deszczu tak obfitego, że zostajemy zalani namiętną, burzliwą falą krwi z rozgryzionych warg.
Skupmy się na słowie DZIŚ. I dopóki żyjemy, to nie mówmy „byłem” tylko „jestem”.