Nauczyciel historii w warszawskiej szkole im. Samuela Lindego, Tymoteusz Misiak, urodził się 18 sierpnia 1899 roku. Był trochę wyłysiałym, szczupłym i pochyłym kawalerem z obwisłymi ramionami. Codziennie łagodnie patrzył na uczniów swoimi aksamitnymi, czarnymi oczami. Nie przywiązywał zbytniej wagi do swojego wyglądu, o czym świadczyły między innymi niewyprasowane spodnie. Jego postać była uosobieniem niezaradności i poczciwości gogicznej. Profesor był osobą spokojną i sympatyczną. Bardzo trudno było go wyprowadzić z równowagi. Nigdy nie krzyczał. Był sprawiedliwy i bardzo cenił tę cechę u drugiego człowieka. Uważano nawet, że powinien wstąpić do klasztoru lub zostać filozofem, bo był typem myśliciela. Dlatego też inni nauczyciele nie lubili go, twierdząc, że jest złym nauczycielem, który nie umie zapanować nad uczniami i pozwala im sobą „pomiatać”. Także dyrektor nie przepadał za nim i z pewnością już dawno by go zwolnił, gdyby nie fakt, że nie było nikogo na jego miejsce. Na jego nudnych (jak uważali początkowo uczniowie) lekcjach często mówił, że czeka ich los Alcybiadesa. Został wobec tego nazwany właśnie tak – Alcybiades. Oczywiście wiedział o tym przezwisku, które z pewnością napełniało go goryczą. Ale nigdy nie jest za późno na zmianę... Gdy chłopcy (Słaby, Pędzel, Zasępa, Ciamcia) zdobyli na Alcybiadesa „sposób”, zmienił się na lepsze. Nie był już tym samym nauczycielem jak kiedyś, ani na zewnątrz, ani w środku. Zaczął o siebie dbać. Inaczej się ubierał; zaczął nawet prasować spodnie, co było wielkim szokiem dla otoczenia. Nabrał pewności siebie i częściej się uśmiechał, dzięki czemu wyglądał o wiele młodziej. Jego pochyłość znacznie się zmniejszyła; nabrał ruchliwości. Polubił też klasę 8a do tego stopnia, że pewnego dnia z jego ust padły słowa „Co byście powiedzieli, gdybyśmy zawarli triumwirat?”. Lekcje historii stały się o tyle ciekawsze, gdy opowiadane były z takim sercem i przez takiego człowieka...
Bardzo chciałabym mieć takiego nauczyciela jak Alcybiades w książce Edmunda Niziurskiego „Sposób na Alcybiadesa”. Wszystko co robił, robił z sercem i poświęceniem. Miał b. dobry kontakt z uczniami i wspaniale „wciągał” ich do świata historii, wcześniej ubarwiając go, aby był bardziej rzeczywisty i zrozumiały dla młodzieży. Ale takich nauczycieli jest bardzo mało i trzeba ich „ze świecą szukać”. Lecz mimo to wierzę, że kiedyś takiego spotkam...
Nauczyciel historii w warszawskiej szkole im. Samuela Lindego, Tymoteusz Misiak, urodził się 18 sierpnia 1899 roku. Był trochę wyłysiałym, szczupłym i pochyłym kawalerem z obwisłymi ramionami. Codziennie łagodnie patrzył na uczniów swoimi aksamitnymi, czarnymi oczami. Nie przywiązywał zbytniej wagi do swojego wyglądu, o czym świadczyły między innymi niewyprasowane spodnie.
Jego postać była uosobieniem niezaradności i poczciwości gogicznej. Profesor był osobą spokojną i sympatyczną. Bardzo trudno było go wyprowadzić z równowagi. Nigdy nie krzyczał. Był sprawiedliwy i bardzo cenił tę cechę u drugiego człowieka. Uważano nawet, że powinien wstąpić do klasztoru lub zostać filozofem, bo był typem myśliciela. Dlatego też inni nauczyciele nie lubili go, twierdząc, że jest złym nauczycielem, który nie umie zapanować nad uczniami i pozwala im sobą „pomiatać”. Także dyrektor nie przepadał za nim i z pewnością już dawno by go zwolnił, gdyby nie fakt, że nie było nikogo na jego miejsce.
Na jego nudnych (jak uważali początkowo uczniowie) lekcjach często mówił, że czeka ich los Alcybiadesa. Został wobec tego nazwany właśnie tak – Alcybiades. Oczywiście wiedział o tym przezwisku, które z pewnością napełniało go goryczą.
Ale nigdy nie jest za późno na zmianę... Gdy chłopcy (Słaby, Pędzel, Zasępa, Ciamcia) zdobyli na Alcybiadesa „sposób”, zmienił się na lepsze. Nie był już tym samym nauczycielem jak kiedyś, ani na zewnątrz, ani w środku.
Zaczął o siebie dbać. Inaczej się ubierał; zaczął nawet prasować spodnie, co było wielkim szokiem dla otoczenia. Nabrał pewności siebie i częściej się uśmiechał, dzięki czemu wyglądał o wiele młodziej. Jego pochyłość znacznie się zmniejszyła; nabrał ruchliwości.
Polubił też klasę 8a do tego stopnia, że pewnego dnia z jego ust padły słowa „Co byście powiedzieli, gdybyśmy zawarli triumwirat?”. Lekcje historii stały się o tyle ciekawsze, gdy opowiadane były z takim sercem i przez takiego człowieka...
Bardzo chciałabym mieć takiego nauczyciela jak Alcybiades w książce Edmunda Niziurskiego „Sposób na Alcybiadesa”. Wszystko co robił, robił z sercem i poświęceniem. Miał b. dobry kontakt z uczniami i wspaniale „wciągał” ich do świata historii, wcześniej ubarwiając go, aby był bardziej rzeczywisty i zrozumiały dla młodzieży. Ale takich nauczycieli jest bardzo mało i trzeba ich „ze świecą szukać”. Lecz mimo to wierzę, że kiedyś takiego spotkam...