LEGENDY WARSZAWSKIE !! napisz opowiadanie trzech legend !!!!!! te legendy mają być osobno np: bazyliszek....................... syrenka........................................
POMOCY!!!!!! ;((((((((((((((((((
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
* Złota kaczka.
Dawno temu w Warszawie żył sobie młody chłopiec Lutek. Był szewczykiem i pracował w jednym z zakładów na Starym Mieście. Był bardzo ubogi i żył tylko z tego, co udało mu się zarobić u majstra. Wieczorami często przesiadywał w gospodzie i słuchał opowieści starszych mieszkańców z wypiekami na twarzy. Nieraz wyobrażał sobie, że jest dzielnym wojakiem na polu bitwy albo bogatym kupcem podróżującym po dalekich krajach. Pewnego wieczoru usłyszał cichą rozmowę majstrów. - Podobno na Tamce, w podziemiach zamku Ostrogskich, można spotkać Złotą Kaczkę - tajemniczym szeptem mówił mistrz Jan. - Słyszałem, że to piękny ptak, ale tez bardzo przebiegły i niebezpieczny - dodał mistrz Bartłomiej. - Dlaczego niebezpieczny? Jak kaczka może być niebezpieczna? - pytali inni. - Szukając kaczki można zabłądzić w podziemiach i nigdy nie wrócić na powierzchnię. Mówią, że wielu już próbowało i słuch o nich zaginął - odezwał się znowu mistrz Jan. - A jeśli ktoś spotka kaczkę? - zapytał młody Staś, syn jednego z majstrów. - Wtedy kaczka uczyni go bogatym na zawsze. Lutek słysząc te słowa natychmiast wybiegł z gospody i skierował się wprost na Tamkę. Szybko dotarł do zamku i bez trudu odnalazł wejście do podziemi. Na dole panowały ciemności, było zimno i wilgotno. Chłopiec długo krążył po korytarzach, najpierw w poszukiwaniu kaczki, a potem szukając drogi powrotu. Był już tak zmęczony i zmarznięty, że stracił wszelką nadzieję na wyjście. I właśnie wtedy znalazł się w wielkiej komnacie o wysokim sklepieniu, zdobionym szczerym złotem. Prawie całą komnatę wypełniało jezioro o wodzie w kolorze granatu, po którym pływała Złota Kaczka. - Witaj, Lutku - powiedziała ludzkim głosem. - Odnalazłeś mnie, więc zasłużyłeś na nagrodę. Uczynię cię bogatym. Weź tę sakiewkę, w środku jest sto złotych dukatów. Kup sobie co tylko zechcesz, ale pamiętaj, że musisz wydać wszystko w ciągu jednego dnia. I nie wolno ci się z nikim podzielić. Jeżeli nie spełnisz tych warunków, na zawsze pozostaniesz biedny. Lutek chwycił sakiewkę i ruszył z powrotem. Tym razem korytarze wydawały mu się jaśniejsze i prostsze, więc szybko dotarł na górę. Warszawa właśnie budziła się do życia. Powoli otwierano sklepy i ludzie ruszali za sprawunkami. "Nareszcie jestem bogaty!" myślał chłopiec, idąc dziarskim krokiem w kierunku rynku. Najpierw kupił wszystkie przysmaki, na jakie kiedykolwiek miał ochotę. Potem udał się do krawca i ubrał się w najdroższy strój ozdobiony szlachetnymi kamieniami i złotem, a także w skórzane trzewiki ze złotymi ostrogami. Następnie poszedł do najdroższej gospody i zamówił w niej najdroższe dania i najszlachetniejszy pitny miód. Wiele osób próbowało mu się przypodobać, licząc na jakiś datek od tak bogatego młodzieńca. Jednak Lutek nikomu nie dał ani grosza. Po południu kupił najwspanialszego konia, u jubilera zamówił złoty pierścień z największym brylantem, a wieczorem udał się na przedstawienie do teatru, gdzie zasiadł w książęcej loży. Zapadł wieczór, a w sakiewce chłopca była jeszcze połowa dukatów. Sklepy powoli zamykano, a na jedzenie Lutek już nie mógł patrzeć. Zastanawiał się, na co jeszcze może wydać pieniądze, gdy tuż obok siebie usłyszał cichy głos: - Szlachetny panie, wspomóż starego żebraka. Wojna zabrała mi wszystko co miałem. Rozejrzał się i w cieniu bramy dostrzegł skuloną postać starszego mężczyzny. Łachmany, w które był odziany, z pewnością były kiedyś pięknym mundurem. Lutek sięgnął do kieszeni i wyjął garść dukatów. W chwili, gdy wręczył je żebrakowi, tuż obok rozbłysło jasne światło i pojawiła się księżniczka, zaklęta dotąd w Złotą Kaczkę. - Nie spełniłeś moich warunków! Zawsze będziesz biednym szewcem! - krzyknęła, po czym rozpłynęła się w powietrzu. Lutek spojrzał na zadowolonego staruszka, który żwawszym krokiem oddalał się w kierunki Starego Miasta. - I dobrze - powiedział na głos. - Pieniądze nie dają szczęścia, jeśli nie można się nimi z nikim podzielić. Nie mógłbym tak żyć, bo nigdy nie byłbym naprawdę szczęśliwy. Zamek Ostrogskich nadal stoi na warszawskiej Tamce. O Złotej Kaczce zaś nikt więcej nie słyszał, a dziś przypomina o niej jedynie pomnik na placu przed zamkiem *Syrenka Warszawska -
Bardzo dawno temu z Atlantyku na Bałtyk, przypłynęły dwie siostry syreny. Były to piękne kobiety z rybimi ogonami. Jednej z nich przypadły do gustu skały w cieśninach duńskich i tam już została. Od tej pory możemy ją zobaczyć siedzącą na skale u wejścia do portu w Kopenhadze. Druga natomiast dopłynęła aż do wielkiego nadmorskiego portu w Gdańsku, a następnie Wisłą szeroką, popłynęła w górę jej biegu. U podnóża dzisiejszego Starego Miasta wyszła z wody na piaszczysty brzeg, aby odpocząć. Miejsce, w którym się zatrzymała, aż tak jej się spodobało, że postanowiła tu zostać. Bardzo szybko została zauważona przez pobliskich rybaków, ponieważ ktoś podczas ich połowu wzburzał fale Wisły, plątał sieci i wypuszczał ryby z więcierzy. Jednak syrena tak oczarowywała ich swym pięknym śpiewem, że rybacy nic jej nie zrobili. Jednakże podczas jej pięknego śpiewu, dostrzegł ją bogaty kupiec, który bardzo szybko przeliczył, ile może na niej zarobić, jeżeli uwięzi ją i będzie ją pokazywać na jarmarkach. Podstępem ujął syrenę i uwięził ją w drewnianej szopie, bez możliwości dostępu do wody. Skargi syreny usłyszał młody parobek, syn rybaka i z pomocą przyjaciół w nocy uwolnił ją. Syrena z wdzięczności za to, że mieszkańcy stanęli w jej obronie obiecała im, że w razie potrzeby oni też mogą liczyć na jej pomoc. I dlatego warszawska syrena jest uzbrojona w miecz i tarczę, które mają stanowić symbol obrony miasta Warszawa. * Bazyliszek - Dawno, dawno temu żył w Warszawie, w podziemiach miasta, okropny bazyliszek. Miał kształt koguta i krwawe ślepia, smocze skrzydła i ogon jaszczura. Skóra jego była żółto – brązowa i mocno pomarszczona. Straszny wygląd bazyliszka przerażał ludzi. Na dodatek potwór miał straszną moc: gdy spojrzał na ofiarę, zmieniał ją w kamień. Polował zwykle nocą, siejąc wśród mieszkańców stolicy wielki strach i grozę.
Nagle wpada do karczmy szewc Franciszek i zaczyna głośno krzyczeć:
- Znowu zabił następną osobę!
Król, słysząc tę wieść okrutną, wymyślił plan:
- Niech najgorszy więzień, stawi się tu, przede mną.
Po czym powiada do skazańca:
- Albo wymyślisz plan na zgładzenie potwora, albo o świcie oddasz swoją głowę katu.
Po chwili namysłu sprytny człowiek wpadł na wspaniały pomysł. Obwiesił się lustrami i ruszył w nocy do piwnicy, gdzie mieszkał bazyliszek. Okropny jaszczur, gdy spojrzał na niego, ujrzał w lustrach własne odbicie i zamienił się w kamień. Ludzie, którzy skamienieli pod wzrokiem jaszczura ożyli, a ludność warszawska odetchnęła z ulgą.
Tak to bazyliszek został pokonany własną bronią. Sam zamienił się w kamień. A skazańcowi przywrócono wolność.
Liczę na Naj:)