Ktoś mi kiedyś pomógł... (opowiadanie z elementami charakterystyki)
Charybda
"Ktoś mi kiedyś pomógł..." To wydarzenie wspominam do dziś... Był lodowaty, zimowy poranek, kiedy ze snu wyrwał mnie dźwięk budzika. Spojrzałam przez okno; szarość codzienności się zbliżała. Wczoraj byłam radosna i uśmiechnięta. Oglądałam z przyjaciółmi filmy na DVD, jadłam fast foody i śmiałam się. Dziś obolała po zarwanej nocy musiałam wstać do szkoły. Oczywiście, zapomniałam o sprawdzianie, który miał zadecydować o mojej ocenie na koniec semestru. Zwlokłam się z łóżka i spojrzałam w lustro; miałam 15 lat, zmęczoną twarz, niechętny wyraz twarzy i 20 minut czasu. Nie przejmując się tym za bardzo poczłapałam do łazienki i zrobiłam ze sobą porządek. Ciągle zmęczona nastawiłam wodę do zaparzenia kawy, której- jak uznałam po widoku w lustrze- powinnam się napić. Zerknęłam na zegarek. Byłam spóźniona. Wyłączyłam czajnik, naciągnęłam kurtkę na jeden rękaw, zarzuciłam szalik na szyję, włożyłam buty, w biegu chwyciłam czapkę i już byłam gotowa. Na klatce schodowej, na półpiętrze, zorientowałam się, że zapomniałam plecaka. Biegiem weszłam na górę i chwyciłam tornister. Naciągając na rękę drugi rękaw wbiegłam do autobusu, który miał mnie zawieźć do szkoły. "Uff!"- odetchnęłam z ulgą i usiadłam na podniszczonym krześle- "Miałam szczęście, że i autobus się spóźnił." Coś jednak nie dawało mi spokoju. "Zapomniałam czegoś? O nie. Nie zamknęłam drzwi od mieszkania." Poziom irytacji podskoczył mi do skrajnie niemożliwego. Z kieszeni spodni wyjęłam komórkę i zadzwoniłam do mamy. Wytłumaczyłam jej spokojnie, w czym rzecz, a ta zamiast mnie wesprzeć warknęła, że ona, że z końca miasta, że praca, że to, że tamto, że co innego. Nagle autobus skręcił w innym kierunku niż zwykle. "Co jest?"- pomyślałam i rozglądnęłam się po pasażerach. Większość z nich była staruszkami około 70-tki. "No pięknie. To nie ten autobus. Dlatego nie ma tu żadnej młodzieży z którą codziennie rano walczę o siedzące miejsce." Wyskoczyłam z autobusu na pierwszym możliwym przystanku i pognałam w stronę szkoły. Nie było innej możliwości- musiałam się spóźnić. Nie dałabym rady dojść do szkoły pieszo i zdążyć na lekcje. Brnąc przez ogromne zaspy śniegu doszłam do miejsca wyjścia- miejsca, w którym zorientowałam się, że coś jest nie tak. Nagle, przede mną z piskiem opon zatrzymał się czarny samochód. To była Asia ze swoją mamą. Aśka i ja przyjaźniłyśmy się od 4 klasy podstawówki. Zawsze, wszędzie chodziłyśmy razem. I choć różne- ona, z prostymi, czarnymi włosami, spokojnym usposobieniem, a ja, blondynka z wybuchowym charakterkiem- lubiłyśmy się. -Hej. Podrzucić cię?- spytała -Jasne!- ucieszyłam się i wsiadłam do auta Miałam szczęście, że ją spotkałam. A wydawało mi się, że to będzie taki pechowy dzień! Do szkoły dotarłam na ósmą, sprawdzian został przełożony, bo nauczycielka się rozchorowała. Dodatkowo odwołali nam dwie ostatnie lekcje i mogłam odespać wczorajszy maraton filmowy.
Historia jest zmyślona, ale mam nadzieję, że pomogłam :) Myślę, że jeśli coś źle zrobiłam, to i tak będziesz umiała to naprawić. Pzdr :))
To wydarzenie wspominam do dziś... Był lodowaty, zimowy poranek, kiedy ze snu wyrwał mnie dźwięk budzika. Spojrzałam przez okno; szarość codzienności się zbliżała.
Wczoraj byłam radosna i uśmiechnięta. Oglądałam z przyjaciółmi filmy na DVD, jadłam fast foody i śmiałam się.
Dziś obolała po zarwanej nocy musiałam wstać do szkoły. Oczywiście, zapomniałam o sprawdzianie, który miał zadecydować o mojej ocenie na koniec semestru. Zwlokłam się z łóżka i spojrzałam w lustro; miałam 15 lat, zmęczoną twarz, niechętny wyraz twarzy i 20 minut czasu. Nie przejmując się tym za bardzo poczłapałam do łazienki i zrobiłam ze sobą porządek. Ciągle zmęczona nastawiłam wodę do zaparzenia kawy, której- jak uznałam po widoku w lustrze- powinnam się napić. Zerknęłam na zegarek. Byłam spóźniona. Wyłączyłam czajnik, naciągnęłam kurtkę na jeden rękaw, zarzuciłam szalik na szyję, włożyłam buty, w biegu chwyciłam czapkę i już byłam gotowa.
Na klatce schodowej, na półpiętrze, zorientowałam się, że zapomniałam plecaka. Biegiem weszłam na górę i chwyciłam tornister. Naciągając na rękę drugi rękaw wbiegłam do autobusu, który miał mnie zawieźć do szkoły.
"Uff!"- odetchnęłam z ulgą i usiadłam na podniszczonym krześle- "Miałam szczęście, że i autobus się spóźnił."
Coś jednak nie dawało mi spokoju.
"Zapomniałam czegoś? O nie. Nie zamknęłam drzwi od mieszkania." Poziom irytacji podskoczył mi do skrajnie niemożliwego. Z kieszeni spodni wyjęłam komórkę i zadzwoniłam do mamy. Wytłumaczyłam jej spokojnie, w czym rzecz, a ta zamiast mnie wesprzeć warknęła, że ona, że z końca miasta, że praca, że to, że tamto, że co innego.
Nagle autobus skręcił w innym kierunku niż zwykle.
"Co jest?"- pomyślałam i rozglądnęłam się po pasażerach. Większość z nich była staruszkami około 70-tki.
"No pięknie. To nie ten autobus. Dlatego nie ma tu żadnej młodzieży z którą codziennie rano walczę o siedzące miejsce."
Wyskoczyłam z autobusu na pierwszym możliwym przystanku i pognałam w stronę szkoły. Nie było innej możliwości- musiałam się spóźnić. Nie dałabym rady dojść do szkoły pieszo i zdążyć na lekcje. Brnąc przez ogromne zaspy śniegu doszłam do miejsca wyjścia- miejsca, w którym zorientowałam się, że coś jest nie tak.
Nagle, przede mną z piskiem opon zatrzymał się czarny samochód. To była Asia ze swoją mamą.
Aśka i ja przyjaźniłyśmy się od 4 klasy podstawówki. Zawsze, wszędzie chodziłyśmy razem. I choć różne- ona, z prostymi, czarnymi włosami, spokojnym usposobieniem, a ja, blondynka z wybuchowym charakterkiem- lubiłyśmy się.
-Hej. Podrzucić cię?- spytała
-Jasne!- ucieszyłam się i wsiadłam do auta
Miałam szczęście, że ją spotkałam. A wydawało mi się, że to będzie taki pechowy dzień!
Do szkoły dotarłam na ósmą, sprawdzian został przełożony, bo nauczycielka się rozchorowała. Dodatkowo odwołali nam dwie ostatnie lekcje i mogłam odespać wczorajszy maraton filmowy.
Historia jest zmyślona, ale mam nadzieję, że pomogłam :)
Myślę, że jeśli coś źle zrobiłam, to i tak będziesz umiała to naprawić.
Pzdr :))