Krótkie opowiadanie zawierające jakiś dialog oraz opis
Toficzek
Za górami, za lasami , żył sobie człowiek imieniem January. Mieszkał on w małej chatce nieopodal rzeczki. Domek osiedlał samotnie, gdyż uważał, że nie potrzebuje żadnego towarzystwa, jednak z każdym dniem był coraz bliżej śmierci, gdyż człowiek ten był już w podeszłym wieku i bał się, że na starość nie da sobie rady z jego małym gospodarstwem. Lecz nie chciał nikogo prosić o pomoc. Nie chciał, aby ktoś pomyślał, że jest nieporadny. Gdy pewnego dnia wybrał się nad rzeczkę, spotkał tam młodego chłopca. Był on brudny i spragniony. -Panie, czy zechciałbyś mnie ugościć w twoim domu?- zapytał chłopiec- Jestem sierotom i nie mam dachu nad głową. Proszę Tylko o kawałek chleba i kubek wody. - Ani mi się śni pomagać jakimś przybłędom!- Odpowiedział mu starzec- Szukaj pomocy u kogoś innego. January wiedział jednak, że ten chłopiec to dla niego jak skarb zesłany z nieba. Silny, młody, zapewne zaradny. Zrobiłby dla niego wszystko za pożywienie i nocleg. Jednak starzec był zbyt pyszny, aby prosić chłopca o pomoc. - Idź precz!- zawołał Mijały lata, a January był coraz bardziej chory i osłabiony. A z czasem w ogóle nie był w stanie wstać z łóżka. Nie mógł nawet sam przyszykować dla siebie pożywienia. Tak więc w bardzo krótkim czasie umarł z głodu i wycieńczenia. A przecież mógł żyć jeszcze tak długo. Gdyby tylko jego pyszna dusza mu na to pozwoliła. Mógłby żyć w szczęściu, u boku wiernego chłopca, który byłby jego pomocnikiem. Lecz on wybrał sobie życie samotnika. Życie, którego w czasie choroby nikomu nie życzył. I błagał, aby ten chłopiec, którego przepędził, zapukał znów do jego drzwi. Lecz było już za późno...
Proszę. Mam nadzieję, że pomogłam :)
1 votes Thanks 0
Zapałka
Kiedy tydzień temu kończyliśmy 4 lekcję nie sądziłem, że za godzinę będę miał tyle nieprzyjemności. 20 września pani wybrała mnie i kilku moich kolegów na konkurs z j. polskiego. Nie mam pojęcia czemu mnie wzięła- przecież nie byłem ani bystrzakiem ani dobrym uczniem. Pocieszałem się, że Tomek i Mikołaj mi pomogą. Przecież oni to dopiero byli; dobre średnie, czerwone paski. W końcu miną dzień, a ja kompletnie o nim zapomniałem. Kiedy nadszedł termin nic nie pamiętałem. Ba! Nikt mi nawet nie przypomniał, że to już DZIŚ. Niczego nieświadomy, otrzymałem kuszącą propozycję; -Idziemy?- spytał Wojtek, po czwartej lekcji, potrząsając swoją jasną grzywą -Jasne!- zgodziłem się bez oporów i już trzymałem kurtkę w ręku, kiedy podszedł do mnie Tomek. Miał na sobie elegancką koszulę i jeansy. Nie chcę nic mówić, ale jego czarna fryzura była strasznie ulizana. Za nim stał Mikołaj, w podobnym stroju, jednak pozwolił sobie na trochę luzu; rude włosy lekko opadały mu na ramiona. -Co jest? Idziesz?-zapytał mnie Tomek, widząc przy drzwiach szkoły. -Jak chcecie, to też chodźcie..- zaproponowałem. "Chyba nie chcą robić mi wyrzutów, bo uciekam bez nich?"- pomyślałem lekko zirytowany -Ej, za chwilę mamy konkurs. Oniemiały, chwyciłem się za głowę i potarłem ręką oczy. Później, próbując się wyluzować, wsadziłem ręce do kieszeni luźnych spodni, udając, że nic mnie to nie obchodzi. Nie było to jednak prawdą. Ucieczka ucieczką- wychowawczyni wybaczy. Ale nie wybaczy nauczycielka polskiego, której zawaliłem konkurs. -Dajcie spokój. Idziecie?- zapytałem -Sorry, ale ja się zwijam. Jak chcesz, to wracaj z nami, poczekam.- powiedział Mikołaj i zniknął w tłumie. Stałem tam dalej patrząc wyczekująco, to na Tomka, to na Wojtka. Jaki miałem wybór? Kolega czy nauczyciel? Spokój czy zdenerwowanie? Wybrałem to drugie. Zdenerwowanie na konkursie. Spokój u nauczycieli. Cóż- w końcu bardziej mi się opłaca robić właśnie to. -Przepraszam, muszę iść- powiedziałem do Wojtka robiąc kwaśną minę. -No spoko... Ale tak głupio samemu- powiedział- Wiesz. To i ja zostanę. W końcu przez te dwie lekcje nic mi się nie stanie... Woźna spojrzała na mnie podejrzliwie, gdy ponownie oddawałem do szatni rzeczy, ale nic nie powiedziała. Szybko przebiegłem przez korytarz docierając na czas do sali. Na szczęście pracowaliśmy w grupach i... kto by się domyślał? Mimo kompletnego braku przygotowania również pomogłem. Zajęliśmy 1 miejsce.
Mieszkał on w małej chatce nieopodal rzeczki.
Domek osiedlał samotnie, gdyż uważał, że nie potrzebuje żadnego towarzystwa, jednak z każdym dniem był coraz bliżej śmierci, gdyż człowiek ten był już w podeszłym wieku i bał się, że na starość nie da sobie rady z jego małym gospodarstwem.
Lecz nie chciał nikogo prosić o pomoc. Nie chciał, aby ktoś pomyślał, że jest nieporadny.
Gdy pewnego dnia wybrał się nad rzeczkę, spotkał tam młodego chłopca. Był on brudny i spragniony.
-Panie, czy zechciałbyś mnie ugościć w twoim domu?- zapytał chłopiec- Jestem sierotom i nie mam dachu nad głową. Proszę Tylko o kawałek chleba i kubek wody.
- Ani mi się śni pomagać jakimś przybłędom!- Odpowiedział mu starzec- Szukaj pomocy u kogoś innego.
January wiedział jednak, że ten chłopiec to dla niego jak skarb zesłany z nieba. Silny, młody, zapewne zaradny. Zrobiłby dla niego wszystko za pożywienie i nocleg. Jednak starzec był zbyt pyszny, aby prosić chłopca o pomoc.
- Idź precz!- zawołał
Mijały lata, a January był coraz bardziej chory i osłabiony.
A z czasem w ogóle nie był w stanie wstać z łóżka.
Nie mógł nawet sam przyszykować dla siebie pożywienia. Tak więc w bardzo krótkim czasie umarł z głodu i wycieńczenia.
A przecież mógł żyć jeszcze tak długo. Gdyby tylko jego pyszna dusza mu na to pozwoliła. Mógłby żyć w szczęściu, u boku wiernego chłopca, który byłby jego pomocnikiem. Lecz on wybrał sobie życie samotnika. Życie, którego w czasie choroby nikomu nie życzył. I błagał, aby ten chłopiec, którego przepędził, zapukał znów do jego drzwi. Lecz było już za późno...
Proszę. Mam nadzieję, że pomogłam :)
-Idziemy?- spytał Wojtek, po czwartej lekcji, potrząsając swoją jasną grzywą
-Jasne!- zgodziłem się bez oporów i już trzymałem kurtkę w ręku, kiedy podszedł do mnie Tomek. Miał na sobie elegancką koszulę i jeansy. Nie chcę nic mówić, ale jego czarna fryzura była strasznie ulizana. Za nim stał Mikołaj, w podobnym stroju, jednak pozwolił sobie na trochę luzu; rude włosy lekko opadały mu na ramiona.
-Co jest? Idziesz?-zapytał mnie Tomek, widząc przy drzwiach szkoły.
-Jak chcecie, to też chodźcie..- zaproponowałem. "Chyba nie chcą robić mi wyrzutów, bo uciekam bez nich?"- pomyślałem lekko zirytowany
-Ej, za chwilę mamy konkurs.
Oniemiały, chwyciłem się za głowę i potarłem ręką oczy. Później, próbując się wyluzować, wsadziłem ręce do kieszeni luźnych spodni, udając, że nic mnie to nie obchodzi. Nie było to jednak prawdą. Ucieczka ucieczką- wychowawczyni wybaczy. Ale nie wybaczy nauczycielka polskiego, której zawaliłem konkurs.
-Dajcie spokój. Idziecie?- zapytałem
-Sorry, ale ja się zwijam. Jak chcesz, to wracaj z nami, poczekam.- powiedział Mikołaj i zniknął w tłumie.
Stałem tam dalej patrząc wyczekująco, to na Tomka, to na Wojtka. Jaki miałem wybór? Kolega czy nauczyciel? Spokój czy zdenerwowanie?
Wybrałem to drugie. Zdenerwowanie na konkursie. Spokój u nauczycieli. Cóż- w końcu bardziej mi się opłaca robić właśnie to.
-Przepraszam, muszę iść- powiedziałem do Wojtka robiąc kwaśną minę.
-No spoko... Ale tak głupio samemu- powiedział- Wiesz. To i ja zostanę. W końcu przez te dwie lekcje nic mi się nie stanie...
Woźna spojrzała na mnie podejrzliwie, gdy ponownie oddawałem do szatni rzeczy, ale nic nie powiedziała.
Szybko przebiegłem przez korytarz docierając na czas do sali. Na szczęście pracowaliśmy w grupach i... kto by się domyślał? Mimo kompletnego braku przygotowania również pomogłem. Zajęliśmy 1 miejsce.
Mam nadzieję, że pomogłam ;)