hihar
Legenda o Łynie Łyna. Mijamy ją codziennie, najczęściej w biegu. Istnieje dla nas „od zawsze”. Ale skądś się przecież wzięła. Dlaczego jest taka kręta? I dlaczego pełno przy niej wierzb?
Łyna była córką Króla Jezior, panną piękną i dobrą, jak na księżniczkę przystało. Mieszkała z ojcem w pałacu, gdzieś w głębi jeziora. Łowił tam ryby syn ubogiej wdowy. Nie był specjalnie urodziwy, mądrością też nie grzeszył, ale potrafił pięknie śpiewać i śpiewem umilał sobie długie samotne godziny spędzane w łodzi. A Łyna ponad wszystko kochała muzykę. Codziennie wymykała się z pałacu tatusia, by móc słuchać młodego rybaka. Łyna wzdychała tęsknie do młodzieńca, młodzieniec wzdychał tęsknie z bliżej nieokreślonego powodu, a niczego niewiadomy tatuś królował spokojnie w głębinach. I trwałoby to w nieskończoność, gdyby nie to, ze z czasem Łyna stała się nieostrożna i pozwolił, by młodzieniec ją zobaczył. I jak to w legendach bywa, młodzi szybko „zaczęli mieć się ku sobie” (cokolwiek to oznacza). Tatuś Łyny, mówiąc bardzo delikatnie, nie był obrotem sprawy zachwycony. Taki mezalians! Prawem ojca skazał księżniczkę na areszt domowy i czekał na dalszy rozwój wydarzeń. A że Łyna była panna sprytną i pomysłową, od pierwszego dnia aresztu zaczęła podupadać na zdrowiu, tłumacząc jednocześnie zaaferowanemu tatusiowi, że albo zostanie żoną rybaka albo umrze (ten sposób negocjacji przetrwał do dziś). I, choć tatuś był tyranem, zgodził się w końcu na ślub, zaznaczając jednocześnie, że jeśli Łyna opuści podwodne królestwo, już nigdy nie będzie mogła wrócić. Nie zniechęciło to dziewczęcia. Odzyskawszy w sposób nagły i cudowny zdrowie pobiegła obwieścić nowinę lubemu. Hucznego wesela nie było, młodzi żyli skromnie, acz szczęśliwie. Rybak przekwalifikował się na drwala (tak jakoś nie ufał teściowi) i wszystko skończyłoby się happy-endem, gdyby nie bezwzględna losu nieuchronność. Rybaka - drwala przygniotło drzewo i do całkowitego ozdrowienia potrzebny był wywar z pewnej trawy rosnącej - o ironio - na dziedzińcu podwodnego pałacu tatusia Łyny. A że Łyna była jeszcze całkiem młoda i kochała męża, więc gotowa była zrobić wszystko, by przywrócić jego członkom dawną sprawność. Pomimo tatusiowego zakazu udała się nocą w mroczne głębiny, zerwała potrzebne ziele, lecz zamiast natychmiast uciekać, zaczęła wspominać dawne życie. Łza spadająca z oka Łyny narobiła takiego hałasu, że pobudzili się wszyscy mieszkańcy pałacu. Wściekły tatuś ruszył w pościg za wiarołomną córką. I, gdy Łyna już, już stawiała stopę na brzegu, zamienił ją w rzekę. Łyna rozlała się po Warmii, błądząc długo w poszukiwaniu swego domu i męża. A on czekał cierpliwie na jej powrót i gdy pewnego dnia, wyszedłszy przed chatę, zobaczył płynącą ku niemu rzekę, zrozumiał co się stało. Stanął nad brzegiem Łyny i wyciągając ku niej ramiona śpiewał długo i tak smutno, że zmiękło serce króla i litościwie zamienił go w wierzbę. Dlatego, gdy spotkacie nad brzegiem naszej rzeki wierzbę z gałęziami tęsknie opuszczonymi ku wodzie zastanówcie się przez chwilę, czy aby na pewno znacie dobrze tatusia swej wybranki.
Łyna była córką Króla Jezior, panną piękną i dobrą, jak na księżniczkę przystało. Mieszkała z ojcem w pałacu, gdzieś w głębi jeziora. Łowił tam ryby syn ubogiej wdowy. Nie był specjalnie urodziwy, mądrością też nie grzeszył, ale potrafił pięknie śpiewać i śpiewem umilał sobie długie samotne godziny spędzane w łodzi. A Łyna ponad wszystko kochała muzykę. Codziennie wymykała się z pałacu tatusia, by móc słuchać młodego rybaka.
Łyna wzdychała tęsknie do młodzieńca, młodzieniec wzdychał tęsknie z bliżej nieokreślonego powodu, a niczego niewiadomy tatuś królował spokojnie w głębinach. I trwałoby to w nieskończoność, gdyby nie to, ze z czasem Łyna stała się nieostrożna i pozwolił, by młodzieniec ją zobaczył. I jak to w legendach bywa, młodzi szybko „zaczęli mieć się ku sobie” (cokolwiek to oznacza). Tatuś Łyny, mówiąc bardzo delikatnie, nie był obrotem sprawy zachwycony. Taki mezalians! Prawem ojca skazał księżniczkę na areszt domowy i czekał na dalszy rozwój wydarzeń. A że Łyna była panna sprytną i pomysłową, od pierwszego dnia aresztu zaczęła podupadać na zdrowiu, tłumacząc jednocześnie zaaferowanemu tatusiowi, że albo zostanie żoną rybaka albo umrze (ten sposób negocjacji przetrwał do dziś). I, choć tatuś był tyranem, zgodził się w końcu na ślub, zaznaczając jednocześnie, że jeśli Łyna opuści podwodne królestwo, już nigdy nie będzie mogła wrócić. Nie zniechęciło to dziewczęcia. Odzyskawszy w sposób nagły i cudowny zdrowie pobiegła obwieścić nowinę lubemu.
Hucznego wesela nie było, młodzi żyli skromnie, acz szczęśliwie. Rybak przekwalifikował się na drwala (tak jakoś nie ufał teściowi) i wszystko skończyłoby się happy-endem, gdyby nie bezwzględna losu nieuchronność. Rybaka - drwala przygniotło drzewo i do całkowitego ozdrowienia potrzebny był wywar z pewnej trawy rosnącej - o ironio - na dziedzińcu podwodnego pałacu tatusia Łyny. A że Łyna była jeszcze całkiem młoda i kochała męża, więc gotowa była zrobić wszystko, by przywrócić jego członkom dawną sprawność.
Pomimo tatusiowego zakazu udała się nocą w mroczne głębiny, zerwała potrzebne ziele, lecz zamiast natychmiast uciekać, zaczęła wspominać dawne życie. Łza spadająca z oka Łyny narobiła takiego hałasu, że pobudzili się wszyscy mieszkańcy pałacu. Wściekły tatuś ruszył w pościg za wiarołomną córką. I, gdy Łyna już, już stawiała stopę na brzegu, zamienił ją w rzekę.
Łyna rozlała się po Warmii, błądząc długo w poszukiwaniu swego domu i męża. A on czekał cierpliwie na jej powrót i gdy pewnego dnia, wyszedłszy przed chatę, zobaczył płynącą ku niemu rzekę, zrozumiał co się stało. Stanął nad brzegiem Łyny i wyciągając ku niej ramiona śpiewał długo i tak smutno, że zmiękło serce króla i litościwie zamienił go w wierzbę.
Dlatego, gdy spotkacie nad brzegiem naszej rzeki wierzbę z gałęziami tęsknie opuszczonymi ku wodzie zastanówcie się przez chwilę, czy aby na pewno znacie dobrze tatusia swej wybranki.