Problemy narodowe na Górnym Śląsku w wieku XIX i na początku wieku XX
Bruno Nieszporek Alfred Draga ma rację, pisząc w "Jaskółce" z marca 1996, że w mediach "sprawy Śląska są przemilczane, spłaszczane, rozwadnianie i pomijane." W tym kontekście zapewne na miano prawdziwego rarytasu zasługuje seria Michała Smolorza, publikowana w Dzienniku Zachodnim. W swych uwagach z 5 kwietnia 1996 zatytuowanych "Od plebiscytu do powstania", M. Smolorz pisze: "Upływającą właśnie rocznicą plebiscytu na Górnym Śląsku weszliśmy w świętowanie 75 rocznicy jednego z najważniejszych wydarzeń w historii regionu: III Powstania Śląskiego. ... Ten dystans (czasu) jest potrzebny między innymi dlatego, że już od paru lat oficjalnie stawiamy tezę, iż przyłączenie części Górnego Śląska do Polski w 1922 roku -będące przecież niezaprzeczalnym skutkiem ostatniego powstania - przyniosło bohaterom tamtej insurekcji o wiele mniej satysfakcji niż się tego spodziewali. Przyniosło też bardzo wiele goryczy i zawodu, czego się wogóle nie spodziewali. Przyniosło wreście rzecz brzemienną w skutki: dramatyczny podział Górnego Śląska sztuczną granicą, odczuwalny do dziś." Dalej M. Smolorz wspomina o dokonywanych przez "kreatorów historii" uproszczeniach prawdy l pyta: "Dlaczego (w plebiscycie) tak znaczna część ludności polskojęzycznej wypowiedziała się za przynależnością do Niemiec? ... Jak naprawdę wyglądał obraz plebiscytowego terroru, tak często opisywanego w podręcznikach? Czy tylko polscy aktywiści obrywali pałkami od zapiekłych bojówkarzy? Takich pytań można zadać wiele więcej. Powinniśmy poznać znacznie więcej prawdy o tamtych latach. ... Nam należy się rzetelna wiedza historyczna oczyszczona z propagandowych ubarwnień. ... Pamiętajmy, że jakiekolwiek racje byśmy przedstawiali, mieliśmy do czynienia z bratobójczą wojną."
Odpowiedzi na te pytania nie sposób doszukać się w polskich podręcznikach do historii, które przesiąknięte są dziewiętnastowiecznym duchem walki narodowej, pełno w nich mowy o bohaterskich czynach wielkich Polaków, o agresywności i niesprawiedliwych poczynaniach innych, ale o tradycyjnej polskiej tolerancji. Tym samym w śląskich szkołach - po wielu latach od daty ostatecznego przezwyciężenia systemu represji i cenzury - nadal nie mówi się o wszystkich śląskich uwarunkowaniach historycznych, chociaż Jan Lipski pisał jeszcze w 1981 roku w esseju Dwie ojczyzny - dwa patriotyzmy, że wszędzie "czytamy rzewne felietony o Piastach śląskich, ich zamkach i pałacach, ale nikt nam nie mówi, że już Henryk Probus (zmarły 1290) znany jest niemieckim podręcznikom literatury jako Minnesänger (niemieckojęzyczny trubadur), układający swoje poezje ... gdy polska liryka miłosna miała powstać i rozkwitnąć dopiero po dwu wiekach. To postać symboliczna w dziejach Śląska."
Spójrzmy tu prawdzie w oczy! Ciągłe doszukiwanie się i akcentowanie jedynie polsko-narodowych aspektów śląskiej historii ma na celu zatrzeć poczucie regionalnej tożsamości i zapobiec odrodzeniu się świadomości śląskiej odrębności. Sprawę regionalizacji szkolnictwa skomentował także M. Smolorz w Dzienniku Zachodnim z 2 lutego 1996, pisząć, że do dzisiaj na Śląsku "tłuczemy do głów historię i nazwiska przywódców Powstania Styczniowego, za to postać św. Jadwigi nawet niektórym nauczycielom kojarzy się z żoną Władysława Jagiełły, zaś stosunki narodowościowe na Górnym Śląsku ciągle kwituje wyświechtany slogan o 'prastarych ziemiach piastowskich' ".
Uważam, że nie ma co więcej tracić czasu na dalsze - za słowami M. Smolorza - "wylewanie takich żali, bom już bliski rezygnacji", lecz należy złapać byka za rogi. Moja propozycja: Zapoznajmy się - tak dla odmiany - z poniższą, niemiecką interpretacją historii Śląska wieku XIX i XX, opartą głównie o książkę "Geschichte der deutschen Länder. Territorien-Ploetz" (1971). Polecam lekturę tej wersji dziejów naszej ziemi nie dlatego, że jest lepsza, lecz dlatego, że opisuje okoliczności wydarzeń, które zazwyczaj pomija polska histografia, a których znajomość może okazać się pomocna przy szukaniu odpowiedzi na wyżej cytowane pytania. Niech każdy czytelnik dokona własnego osądu, co jest w tej wersji niemieckie, co polskie, a co jest po prostu nasze śląskie! I jeszcze jedna ważna myśl: Ruch Autonomii Śląska powinien inicjować prowadzenie żywej, kontrowersyjnej, a nade wszystko otwartej debaty na temat naszego samozrozumienia i śląskich korzeni. Niech żaden Ślązak nie łudzi się, że inni, w tym polscy profesorzy, dziennikarze czy politycy - w przeciwieństwie do tego, co czynili do niedawna - teraz zaczną rozgłaszać jedynie prawdę i wystąpią w obronie śląskiego imienia, bez zwracania uwagi na interes i nakazy polskiego pracodawcy.
W wieku XVIII, w wyniku wojen śląskich, prawie cały Śląsk został oderwany od Austrii i przyłączony do Prus. Chociaż to poszerzenie obszaru Prus nie zmieniło zewnętrznych granic Rzeszy Niemieckiej, do której zarówno Prusy jak i Austria należały, ta zmiana zwierzchnictwa nad Śląskiem miało duży wpływ na dalszy przebieg dziejów Europy, jako że dopiero co umożliwiło awans Prus do pozycji jednego z czołowych mocarstw Europy. Postępujące przyzwyczajanie się ludności Śląska do Państwa Pruskiego, wzrost jej działalności gospodarczej, oraz rosyjska i austriacka polityka ochrony celnej przyśpieszyła proces zatraty i tak już wtedy słabych związków Ślązaków z ludnością terenów Polski Kongresowej i Galicji. Ludność Śląska nie brała też udziału w procesie polskiego pobudzenia narodowego, do którego doszło na początku wieku XIX. Polacy traktowali jednak język za zasadniczy element polskiej identifikacji, przez co ze swojej strony traktowalii również Mazurów, Kaszubów i Ślązaków z ich dialektami za przynależnych do narodu polskiego. Tak Śląsk znalazł się w zasięgu polskich żądań terytorialnych, które od połowy lat 40-stych wieku XIX publikowano w poznańskim Tygodniku literackim. Na terenach Śląska napotkały one wtedy jednak na zdecydowaną odprawę, tak jak doznała ją również 1848 krakowska próba rozpowszechniania w Bytomiu polskich myśli narodowych. Podobnie silny sprzeciw dwóch posłów śląskich wywołało określenie Ślązaków za przynależnych do ogółu narodu polskiego, które to padło w roku 1847 z ust liberalnych polityków niemieckich. Zdecydowanie zaprzeczył temu radca prawny Wodiczka słowami: "My Górnoślązacy chcemy tylko być traktowani' i uważani za niemieckich braci, za prusaków." A hrabia Andreas Maria Renard nie akceptował rozsądzania o przynależności narodowej tylko na podstawie języka. "Jeżeli część mieszkańców Górnego Śląska posługuje się słowiańskim dialektem, to pomimo tego ich interesy i umiłowanie ojczyzny są niemieckie ...". Tej linii trzymali się także Śląscy delegaci prostych warstw społecznych, którzy reprezentowali wielojęzyczny Śląsk w parlamencie Berlińskim w roku 1848 i 1849. Jedną z tych wyróżniających się postaci był bytomski ksiądz Joseph Schaffranek, który również zdecydowanie dystansował się od prób przyrównywania Ślązaków do Polaków, wypowiadanych przez Polaków przybyłych z Poznania. Wyraźnie pasywna rola Ślązaków wobec polskich starań uwidoczniła się także w pracach pierwszej polskiej organizacji na terenie Prus Ligi Polskiej, która na Śląsku nie pozostawiła po sobie żadnych śladów.
Ważny dla dalszego rozwoju sytuacji na Śląsku okazał się wpływ Niemca z Dolnego Śląska, Josefa Bogedain, który w roku 1848 w Opolu objął stanowisko radcy szkolnego. Widząc, że dialekt śląski nie posiada formy pisanej, starał się z całą swoją energią - w zgodzie z wówczas propagowanymi nowoczesnymi metodami pedagogicznymi - do wprowadzenia na Śląsku języka polskiego jako języka nauczania. Brakujących do tego nuczycieli proponował ściągniąć z Prowincji Poznańskiej. Jego starania napotkały na opory ówczesnych śląskich pedagogów, z których tylko 10% znało język polski. To metodyczne pytanie, czy należy dzieci szkolne, które w domu mówią po śląsku, od razu uczyć po niemiecku lub też przejściowo nauczać ich po polsku, absorbowało wtedy długo fachowców szkolnictwa i urzędników. Z tym związane było inne ważne pytanie, czy Państwo Pruskie powinno wprowadzić na Górnym Śląsku trzeci język - do języka niemieckiego i śląskiego dołożyć język polski i jakie będzie to miało konsekwencje polityczne. Josef Bogedain tak patrzył z końcem roku 1848 na tę sprawę: "każdą próbę polonizacji Górnego Śląska należy uważać za przestępstwo. ... Swoista natura Ślązaków jednak gwarantuje, że taka próba nie powiedzie się."
Rezultaty tej wspierającej słowiaństwo polityki były jednak inne. Po pierwsze otwarła ona dążącym do nabycia wiedzy Górnoślązakom mówiącym w domu gwarą, którzy do tej pory szli drogą niemiecką, drugą linię uzyskania wykształcenia oraz umożliwiła ona dojście do również bogatej polskiej kultury i tradycji. Na podstawie śląsko-słowiańskiego dialektu nie było to możliwe. Dodatkowo dawały się odczuwać zainicjowane przez Bogedain kontakty z polskimi przedstawicielami z Poznania. Im towarzyszyły podobne starania z Krakowa i ze strony grup Stalmacha z Cieszyna, który już wcześniej pozyskany został na rzecz wspierania interesów Polski. Stalmach uważał się początkowo za Niemca, podobnie jak dużo innych późniejszych polskich działaczy Śląska. Za sprawą słowiańską zdobyty został dopiero podczas jego studiów w Wiedniu. W Cieszynie miał kilku współpracowników, do tego doszły wpływy z Krakowa, który tak jak Cieszyn znajdował się również w granicach austriackich. Rozszerzanie tych wpływów przebiegało jednak powoli. Prymitywny charakter pierwszych czasopism, które miały uświadomić śląskiego czytelnika o znaczeniu Polski, poświadcza, że musiano rozpocząć od podstaw. W latach 1853 do 1868 nie wydawano żadnych polskich czasopism na Śląsku pruskim. Kręgi kościelne rozpoczęły wydawać czasopismo w języku polskim "Zwiastun Górnośląski", który jednak zyskał na znaczeniu dopiero pod redakcją nauczyciela wiejskiego Karola Miarki. Miarka został namówiony przez Bogedaina do nauczenia się czystej polszczyzny, później wpłynął na niego Stalmach, któremu też oferował swoje pierwsze polskie teksty, pisane w polsko-narodowym duchu. Według własnych wypowiedzi rozpoczął też wtedy myśleć po polsku, poprzednio myślał po niemiecku. Jako że jego polska agitacja nie była przez jego pracodawców akceptowana, został zwolniony z stanowiska. W roku 1869 Miarka przyprowadził z terenów polskich do Chorzowa czasopismo Katolik. Miarka został pierwszym polskim nacjonalistą pochodzącym z terenów pruskiego Śląska. Pomocna w jego polskiej agitacji okazała się pruska polityka Kulturkampfu, której rezultaty zespojiły kościół katolicki z jeszcze słabymi siłami polsko-narodowymi.
Kulturkampf był dla ludności katolickiej Śląska ciężką próbą wytrzymałości. Zapocząktowany został sporami teologicznymi, w które zamieszany był arcybiskup wrocławski. Na ich podłożu doszło do powstania ogólnego konfliktu kościoła z państwem, co było spowodowane silnymi związkami państwa z kościołem np. poprzez nauczycieli religi w szkołach. Kulturkampf wzniecił długo oddziaływujące zamieszanie i niepewność, szczególnie na wschodnich terenach Śląska, gdzie używano poza językiem niemieckim także śląski, oraz gdzie napotykano na silną pozycję kościoła katolickigo. Punktem zwrotnym, zapoczątkowującym bezpośrednie oddziaływanie tej polityki na ludność Górnego Śląska, stanowiło zarządzenie władzy opolskiej z roku 1872, które to wycofało prawie całkowicie język polski z programów nauczania szkół podstawowych. Wymieszanie sporów kościelnych z problemem językowym przyczyniło się do wspomnianego już przybliżenia kościoła katolickiego do postawy działaczy polskich.. Szerokie masy Górnoślązaków uważały kościół katolicki za najwyższy autorytet, co powodowało, że ludność Śląska stawała w obronie księży w momencie, gdy wydawali się być zagrożeni decyzjami władz centralnych. Obopólne stosunki ludności i kościoła uległy w tym samym stopniu wzmocnieniu, w jakim osłabła aprobata drugiego tradycyjnego ośrodka władzy - pruskich urzędów.
Dodatkowo miał wtedy miejsce wzmożony napływ na tereny Górnego Śląska ludności polskiej z terenów rozbiorowych Polski. Okazało się, że polska społeczność działająca w ramach Państwa Pruskiego była w stanie - po uwieńczonym sukcesem umocnieniu i rozbudowie własnej odrębności narodowej w Prowincji Poznańskiej - zająć się Gornoślązakami, którzy mówili pokrewnym językiem. W tym samym czasie, w którym ludność Śląska mówiąca po śląsku, na skutek pruskiego przymusu szkolnego i poczynań Bogedaina potrafiła już czytać i pisać po polsku, pod wpływem polskich agitatorów zaczęła zdawać sobie sprawę ze wszystkich niedodągnięć i socjalnych konfliktów nowoczesnego górnośląkiego okręgu przemysłowego. W czasopiśmie Katolik Miarka propagował polską kulturę, jednak nadal bezpośrednio nie wspierał polskich celów narodowych. Gdy przybywający na Śląsk z Poznania redaktorzy gazet wygłaszali ostre w tonie treści w celu politycznej mobilizacji czytelników, napotykali ciągle jeszcze na niezrozumienie. Tym "śląskim śpiącym duszom rozchodziło się o wiarę i język, o awans społeczny i gospodarczy, ale nie o narodową emancypację". Ten stan rzeczy uległ zmianie z końcem lat 80-tych. Do redakcji "Katolika" doszedł po śmierci Miarki (1882) utalentowany Adam Napieralski. W tym samym czasie z pomocą poznańskich redaktorów powstają nowe polskie centra w Opolu i Raciborzu. Taktyczne różnice pomiędzy "Katolikiem" a gazetkami z Raciborza i Opola nie przeszkadzały organizować od roku 1890 wspólnych podróży w czasie Zielonych Świątek do Krakowa, gdzie przedstwaiciele śląscy przy licznych okazjach uroczyście określani byli za członków narodu polskiego. Odbyte wybory do Reichstagu wykazały też, że "Katolik" mógł liczyć na pewne wsparcie ludności Śląska. Przez zdecydowaną reprezentację żądań socjalnych, Napieralski próbował zdobyć niezadowolonych pracowników przemysłowych, aby głosowali za jego kandydatami. W opozycji politycznej do "Katolika", współpracującego z niemiecką chrześcjańską partią Centrum, w roku 1890 założyła niemiecka Socjaldemokracja Gazetę Robotniczą, którą w roku 1895 przeniesiono z Berlina do Chorzowa.
Około roku 1900 rozprzestrzeniała się nowa fata umacniania polskich wpływów na Górnym Śląsku, która wzięła początek w Poznaniu. Z innej strony uwidoczniło się wtedy już rozerwanie polityczne parti polskich. Podczas gdy PPS pod wodzą Piłsudskiego zwalczała Rosję jako właściwego wroga polskiej niezależności, inna duża partia politycznego centrum narodowego demokraty Dmowskiego przybrała wrogą postawę przede wszystkim wobec Niemiec. Razem z jej tajną organizacją nacjonatistyczną Ligą Narodową chciała ona przede wszystkim zdobyć młodzież akademicką i polskie organizacje studenckie np. poprzez pośredniczenie w organizowaniu pobytu na wakacjach w Poznaniu i Krakowie, co jej się też udało. Do nich dobili Górnoślązacy: Jan Kowalczyk i syn górnika Wojciech Korfanty. Korfantemu uda się z biegiem czasu podnieść problem językowy Górnego Ślązka do rangi problemu europejskigo. Wtedy rozpowszechniano już na Górnym Ślązku najradykalniejsze polsko-nacjonalne żądania. Wkrótce też założona została gazeta Górnoślązak, którą redagował 28-letni Korfanty. Według jego opinii Górny Śląsk stanowił "polską ziemię", z której "wrogi rząd pruski" ze wszystkimi swoimi zwolennikami ma się wynieść. Wynieść miała się też stosunkowo umiarkowana grupa wokół Katolika wraz z tolerancyjnyną grupą duchownych. Większość przybyszy poznańskich wstąpiła do Narodowego Związku Wyborczego w Katowicach, który założony został z końcem roku 1902, krótko przed wyborami do Reichstagu. Próby Napieralskiego pojednania różnych grup polskich, nie powiodły się. To wywołało też problemy dla zprzymierzonej z Katolikiem niemieckiej partii katolickiej Centrum, która ze względu na powiązania z partnerami polskimi straciła zaufanie niemieckiej prawicy i doznała dużych strat głosów w wyborach do Reichstagu w roku 1903. Najsilniejszą partią mieszanych górnośląskich okręgów wyborczych pozostało nadal Centrum z 121 tys. głosami, z których 38 tys. przypadło na kandydatów wspieranych przez zprzymierzonego z Centrum Katolika. Polscy nacjonalni demokraci uzystali dzięki prowadzonej bezwzględnie agitacji 44 tys. głosów, niemieccy nacjonaliści uzyskali 15 tys. i socjaldemokraci 26 tys. głosów. Sensacją tych wyborów był mandat Korfantego, który zdobył w wyborach ścisłych w Katowicach-Zabrzu większością 1 procenta. W Reichstagu Korfanty wstąpił do frakcji polskiej. W roku 1903 powołany został najwyższy urząd dla wszystkich Polaków terenu Rzeszy Niemieckiej, Centralny Komitet Wyborczy, z liczbą 11 członków, z których 2 przypadło na Śląsk. Niemiecka partia Centrum odróżniała radykalnych i umiarkowanych polskich działaczy Górnego Śląska i wzywała "współmieszkańców mówiących językiem polskim ... odrzucić wszystkie tzw. żądania polskie, które skierowane są na oderwanie części terenów Prus jako zdradę kraju.", jednocześnie jednak również ostrzegała rząd berliński, aby "szanował religię, język, obyczaje ludowe i zwyczaje jej polskich poddanych ...".
W międzyczasie rozbudowane zostały polskie organizacje i placówki gospodarcze według wzoru poznańskiego. W roku 1906 Napieralski wygrał wybory okręgu Bytom-Tarnowskie Góry 25922 głosami z łącznej liczby 47190 głosów. W wyborach do Reichstagu w roku 1907 wzrosła liczba głosów oddanych za polskimi nacjonalistami do 115 tys., zaś w wyborach do Reichstagu w roku 1912 ilość głosów polskich spadła do 95 tys. Ten spadek głosów odebrało polskie przywództwo jako punkt zwrotny. Wiosną 1913 roku polska czołówka partii założyła dodatkowo - obok istniejącej Centralnej Komisji Wyborczej i polskich frakcji w Reichstagu i pruskiego Landtagu - Radę Narodową. W jej pracach brali aktywny udział przybysze z poznańskiego, co świadczy o małej liczebności polsko-narodowych działaczy Śląska. Dalej działacze przybyli z Poznania tworzyli właściwy rdzeń przywódctwa politycznego i licznych polskich związków.
Zmiany niemieckiego sposobu podejścia do problemów Śląska i nowe poczynania zapobiegawcze pomogły stronie niemieckiej ścisnąć ruch polski do defenzywy. Tradycyjne metody pruskiego zarządzania okazały się bezskuteczne w porównaniu z nowymi formami pracy społecznej polskich organizatorów, które opierały się o osobiste zaangażowanie działaczy. Gdy wreszcie rozpoznano ujawniającą się nieskuteczność działania, w opolskim Urządzie Prezydenta Rządowego opracowany został na przełomie wieku program, który łagodnie dopasowywał poczynania do górnośląskich stosunków językowych i lepiej odpowiadał na pomysłowość i celowość podejścia strony polskiej. Ta nowa forma pracy została rozprzestrzeniana przede wszystkim przez Rudolfa Küster, który prowadził oddział kościelny i szkolny w latach 1904 do 1918. Nowe metody nie ograniczały się tylko do polepszenia podejścia do ludzi, lecz dotyczyły też rozbudowy bibliotek, związków zabaw czy jazdy na łyżwach, którymi to zaspokajano silne potrzeby oświatowe i towarzyskie. Oddziaływanie szkół poszerzono o przedszkola, dodatkowe kursy lepszego gospodarowania, czy wieczory teatralne. Przez to ludność górnośląska zaczęła odczuwać, że o nią starają się nie tylko działacze polscy, lecz i strona niemiecka. Skuteczność tych nowych niemieckich form pracy odbiła się już na wynikach wyborów do Reichstagu w roku 1912. Wpływ polsko-narodowej agitacji na Śląsku uległ tym samym osłabieniu.
Relatywne uspokojenie się sporów językowych i narodowych śląskiego wschodu odpowiadało ogólnemu nastrojowi panującemu wtedy na tym terenie. Ówczesne problemy związane z polskim ruchem narodowym nie docierały do szerokich mas ludności Śląska Środkowego i Dolnego. Tam zwracano przede wszystkim uwagę na sytuację gospodarczą.
Lata pierwszej wojny światowej przebiegały na terenach Śląska podobnie jak i na innych terenach prowincji pruskich. Późną jesienią 1914 w obliczu nadciągającej "ruskiej walcy parowej" sytuaja na Śląsku stała się krytyczna. Wrocław został otoczony zasiekami drutu kolczastego, przygotowywano się do zniszczenia ciężkiego przemysłu górnośląskiego, czego wykonanie jednak odraczano na jaknajpóźniejszy termin. 14 listopada przeprowadzony pod Kutnem napór flanki 9 armii pod wodzą Hindenburga zmusił Rosian do odwrotu. W ten sposób Śląsk został uwolniony na cały okres wojny od bezpośrednich działań wojennych wroga. Postawę Ślązaków w obronie zagrożonego Śląska podczas reszty lat wojny udokumentowała także dwujęzyczna ludność Śląska. Pomimo strat w ludziach, wyrzeczeniach i rosnącego niezadowolenia ze złego zaopatrzenia, na Śląsku doszło dopiero latem 1918, a więc później jak w pozostałych okręgach przemysłowych Rzeszy, do strajków i większego wybuchu niezadowolenia. Wtedy jednak na pierwszy plan przebiły się już polskie żądania terytorialne.
W okresie pierwszych lat wojny - na skutek praktykowanego pokoju wewnętrznego i działań cenzury - zahamowano otwartą agitację polskich nacjonalistów. Korfanty zaczął wypowiadać się na nowo dopiero z początkiem roku 1917, najpierw umiarkowanie, a w przeciągu lata coraz to bardziej otwarcie. 25 października 1918 rozszerzył on swoje żądania graniczne powołując się na 14-sto punktowy plan Wilsona. Berlin zrozumiał', że przy aktualnej sytuacji Ślą-zacy w zasadzie zdani są na siebie samych. Dlatego też 4 listopada utworzono centralę propagandową i rozbudowano w kręgach ludności Górnego Śląska sieć ludzi zaufanych. Do załamania się władzy na Śląsku w dniu 9 i 10 października doszło w podobny sposób jak i w pozostałych cząściach Rzeszy. W miastach i garnizonach powstały Rady Robotnicze i Żołnierskie, we Wrocławiu także Rada Ludowa. Już jednak w połowie listopada do wrocławskiego garnizonu wróciła główna komendatura. Nie była ona wprawdzie w stanie przeszkodzić rowiązywaniu się wracających z frontu oddziałów, zdołała jednak z trudem (od początku 1919) zorganizować nowe oddziały obronne i zabezpieczyć nimi długie granice Śląska. Latem 1919 nie było już Rady Żołnierskiej, a Rada Ludowa rozwiązała się z końcem 1919. Jej miejsce zajął dawny rząd, obsadzony nowymi ludźmi. Pomiędzy radykalnymi niemieckimi grupami politycznymi dochodziło w roku 1919 do licznych krwawych starć. Te starcia miały dużą wagę z powodu panującego zewnętrznego zagrożenia Śląska. Już na Boże Narodzenie 1918 Polacy zajęli prawie całą Prowincję Poznańską. Na południu duże obszary sudeckie wokół miasta Liberec czy Opawy zostały zajęte przez legiony czeskie i przez to przeszkodzono przyłączyć je za wolą jej ludności do Republiki Austriackiej, a Austrii - pomimo jednoznacznej deklaracji parlamentu austriackiego - zabroniono przyłączenia do Rzeszy Niemieckiej. Zasada samostanowienia Wilsona nie obowiązywała więc w stosunku do narodów pokonanych. W sprzeczności z zasadą samostanowienia Czesi stawiali dalsze żądania również co do terenów pruskiego Śląska takich jak okolic Kłodzka, Głubczyc, Raciborza i innych. To wywołało znaczne poruszenie u odpowiedzialnych za obronę Śląska. Dopiero po wzmocnieniu formacji obrony granic także w kierunku Czech, uzyskano stosunkowo przyzwoite poczucie bezpieczeństwa. Własne problemy nie pozwalały rządowi Śląska na mieszanie się do spornej kwesti kraju sudeckiego, czy też krwawych walk potsko-czeskich o Cieszyn.
Głównym problemem był jednak Górny Śląsk. Wersja układu pokojowego z 7 maja 1919 roku żądała jego prawie całkowitego przyłączenia do Polski. Te żądania wywołały falę protestów, które zaczęły wpływać na opinię publiczną świata. Wskutek ostrożnej polityki rządowej Berlina, organizowanie demonstracji wzięło początek w Opolu, gdzie już 9 maja 20 tys. z jego ogólnej liczby 36 tys. mieszkańców wzięło udział w demonstracjach. Poważne zastrzeżenia i argumenty za wniesieniem poprawek w celu osłabienia twardych warunków pokojowych wniósł brytyjski premier LIoyd George. W miejscu prostego oderwania Górnego Śląska od Niemiec o jego dalszej przynależności państwowej, miało zadecydować głosowanie, przeprowadzone na głównej części jego terenu.
W tym czasie rozważane też były opcje, przynajmniej przejściowej proklamacji wolnego Państwa śląskiego. Po przyjęciu przez Niemcy pod groźbą Francji użycia siły militarnej warunków układu pokojowego, rozważania te zaniechano, podobnie jak nie wspierano więcej prób utworzenia autonomii Górnego Śląska. Górnemu Śląskowi nadano jednak większą samodzielność. 14 października 1919 pruskie Zgromadzenie Konstytucyjne utworzyło odrębną Prowincję Górnośląską. Przy tym dalej istniały obawy przed polskim przewrotem na wzór Poznania. Do pojedynczych akcji doszło już w czerwcu 1919 roku. Strajk na kopalniach i w hutach stanowił sygnał do napływających na Śląsk oddziałów powstańczych, które 17 sierpnia zalały powiaty rybnicki i pszczyński. Już jednak 24 sierpnia cały ten obszar znajdował się znowu pod kontrolą oddziałów niemieckich. Decydujący dla przebiegu działań zbrojnych pierwszego polskiego puczu, był udział zewnętrznych polskich sił militarnych, co zostało jednoznacznie stwierdzone przez Międzyaliancką Komisję Kontroli. W przeprowadzonych 9 października wyborach do władz lokalnych kandydaci polscy uzyskali 53% oddanych głosów, co w dużej mierze spowodowane było rozbiciem partii niemieckich i co stało w przeciwieństwie do zgranej akcji polskiej. To przyniosło dużo praktycznych i propagandowych korzyści stronie polskiej.
Traktat wersalski wszedł w życie 10 stycznia 1920 roku. Przez to Śląsk doznał pierwszych strat terytorialnych na jego północnych obszarach o łącznej powierzchni 51 tys. ha i 26 tys. ludności. W podobny sposób oderwano górnośląski obszar wokół miasta Hulczyn na rzecz Czechosłowacji (316 tys. ha) z 49 tys. ludności. Ludność ta pomimo używanego języka morawskiego długo nie godziła się z tym, dlatego też aż do roku 1938 prawie ciągle panował na tym obszarze stan wyjątkowy.
Zgodnie z wersalskimi warunkami pokojowymi teren plebiscytowy Górnego Śląska został do stycznia 1920 opuszczony przez wojska niemieckie. Na jego miejsce zaczęły od lutego wkraczać alianckie siły okupacyne, w tym w zdecydowanej większości oddziały francuskie, do tego oddziały angielskie i włoskie. W Opolu przejął władzę na podstawie licznych upoważnień francuski generał Le Rond, stojący na czele "Międzysojuszniczej Komisji Plebiscytowej". Teren plebiscytowy został szczelnie oddzielony od reszty obszaru Niemiec. Le Rond sprzyjał otwarcie stronie polskiej, polskie interesy reprezentował on już na konferencji wersalskiej. Nie ma żadnych wątpliwości co do jego i ogólnie francuskiej stronniczości na rzecz Polski. Wpływ francuski przeważał także w liczbie kontrolerów powiatowych, sile francuskich wojsk i ich rozmieszczeniu. Im powierzony został najważniejszy i najwrażliwszy odcinek graniczny wzdłuż obszaru przemysłowego, który Francuzi mogli dowoli zamykać lub otwierać i przez to umożliwiać ruch z obszarem Polski. Tak też oba kolejne przewroty polskie z sierpnia 1920 i maja 1921 zostały w zasięgu i tempie dopiero co umożliwione przez nadciągające z obszarów Polski Kongresowej i Galicji oddziały polskie. Otwarte wspieranie strony polskiej przez Francuzów, spowodowało wzrost silnego niezadowolenia u Niemców. Z tym francuskim faworyzowaniem strony polskiej Niemcy liczyli się już wcześniej i przenieśli centralę działań ochronnych z Opola do Wrocławia. Centrala ta przygotowywała plebiscyt razem z niemieckim Schutzbund. W celach koncentracji niemieckich działań, powołany został "Komitet Śląski" w Wrocławiu, stojący pod przywództwem Hansa Lukaschek. W Katowicach został urządzony także Niemiecki Komisariat Plebiscytowy pod przywództwem Kurta Urbanek, co stanowło niemiecką odpowiedź na już wcześniej założony Komisariatu korfantego w Bytomiu. Pozycje w oddziałach terenowych Komisariatu strona niemiecka nadal obsadzała parytatywnie wszystkimi ważnymi partiami politycznymi i związkami zawodowymi. Strona polska pracowała bardziej świadoma celu i z większą koncentracją sił. Niemieckie rozbicie siły politycznej było spowodowane rozgrywkami politycznymi, jak też stanowiło próbę utrudniania prowadzenia francusko-polskiej polityki nacisku wobec politycznie niejednolitej strony niemieckiej. Jako odpowiednik już wcześniej działającej polskiej tajnej organizacji militarnej "Polska Organizacja Wojskowa" z jej bojówkami, strona niemiecka założyła uzbrojoną policję tajną. Niemiecka policja bezpieczeństwa składała się z byłych 3500 urzędników. Neutralizacja tej niemieckiej policji było jednym z celów drugiego polskiego puczu w sierpniu 1920 roku, w trakcie którego powstańcy zalali okręg przemysłowy. Ludność na terenach trójkąta przemysłowego, która stała pod kontrolą Francuzów, pozbawiono ochrony i uczyniono ją bezbronną wobec terroru polskich działań "powstańczych". Niektórzy brytyjscy przedstawiciele Komisji Plebiscytowej nie mogli pogodzić się z tą francuską stronniczością i grozili podaniem się do dymisji. Generał La Rond musiał z tego powodu tłumaczyć się przed Radą Ambasadorów w Paryżu.
Układ wersalski dopuszczał do brania udziału w głosowaniu wszystkich, którzy byli urodzeni na obszarze plebiscytowym, niezależnie od ich miejsca zamieszkania. Pomimo stawiania silnego sprzeciwu przez stronę polską, zostało jednak przy tym. Polacy próbowali dalej przez grożenie tym śląskim "emigrantom" zniechęcić ich do przyjazdu na Śląsk, co im się też w części udało. W zasadzie przyniosły jednak te głosy Niemcom korzyść. Rejestracja i bezproblemowy transport tych około 180 tys. ludzi na teren Śląska, stały się bezprzykładową manifestacją śląskiej solidarności. Nigdy poprzednio, czy w przyszłości, problemy Śląska nie budziły tak dużo zainteresowania w Niemczech i na całym świecie, jak w czasie górnośląskiego plebiscytu. 20 marca 1921 roku przy dużej frekwencji wyborczej (97%) według oficjalnych danych Międzysojuszniczej Komisji Plebiscytowej głosowało 707554 Górnoślązaków (59.64%) za pozostanien przy Niemczech, a 478820 (40.36%) za przytoczeniem do Polski. Spośród głosów oddanych na rzecz Niemiec znajdowały się też 42% ludności mówiącej w domu po śląsku. W rezultacie głosowania rozniecił się gwałtowny konflikt o przyszłe ustalenie granicy. Najbardziej faktów wyborczych trzymali się przedstawiacie Anglii i Włoch. Oni proponowali przyłączyć do Polski jedynie wschodnią część powiatu katowickiego, tarnowskiego, lublinieckiego i oleskiego, jak też powiaty Pszczyny i Rybnika z ich silną polską większości. Niemcy przy niedokładnej interpretacji układu wersalskiego chcieli pozostawić cały teren plebiscytowy w granicach Niemiec. Propozycje Korfantego i generała Le Rond różniły się niewiele od siebie. Oni żądali przyuczenia do Polski dwóch trzecich obszaru plebiscytowego z całym regionem przemysłowym. Ponieważ Międzyaliancka Komisja Plebiscytowa nie była w stanie wypracować wspólnej propozycji granicznej, sprawę przeniesino do rozstrzygnięcia Radzie Głównej w Paryżu. Znowu wzniecona została na Górnym Śląsku gwałtowna burza zbrojna. Ponownie doszło do aktów terroru, wzniecano liczne hece w prasie i Polska otwarcie uzbrajałą organizacje wojskowe. 25 kwietnia zostali wydaleni przez Komisją Międzyaliancką niemieccy przywódcy, z końcem kwietnia francuskie oddziały wojskowe wycofały się spod granic okręgu przemysłowego i Le Rond odjechał do Paryża. To pozwalało spodziewać się najgorszego. Znowu pucz zapoczątkowy został strajkiem górników i hutników, przy czym masy robotnicze uaktywniły rozgłaszanie błędnych informacji. 3 maja - w dniu polskiego święta narodowego - granice Śląska szerokim frontem przekroczyła armia "powstańcza" (licząca 40000 do 50000 osób), obeszła miasta przemysłowe z niemiecką większością i 5 maja osiągnęła mniej więcej linię, którą domagał się Korfanty za nową polsko-niemiecką granicę. Włoskie siły okupacyjne broniły się na powierzonych im odcinkach przy dużych stratach, w tym 31 zabitych, przy czym w licznych starciach walczyli wspólnie z niemieckimi oddziałami Selbstschutzu. Rząd warszawski wprawdzie oficjalnie dystansował się od Korfantego, pozwalał jednak "powstańcom" nadal operować z kwatery głównej w Sosnowcu. Generał włoski de Marinis natychmiast ogłosił stan wyjątkowy, który został zaraz wykorzystany przez Francuzów w celu przeszkadzania organizowania niemieckiego frontu obrony. Jawne złamanie prawa, którego dopuścił się rozczarowany wynikiem plebiscytu Korfanty, wywołało na świecie, w Niemczech, a szczególnie na pozostałej części Śląska duże oburzenie. 13 maja brytyjski premier Lloyd George potępił to polskie "wyzwanie" w mowie parlamentarnej słowami: "Że Polakom miałoby się pozwolić na złamanie układu pokojowego i zajęcie Górnego Śląska, a Niemcom nie miałoby się pozwolić bronić tej prowincji, która do nich należała przez 200 lat i która 600 lat na pewno nie była polską, to byłoby hańbą i niegodne czci żadnego kraju".
Z cichą brytyjską aprobatą Niemcy organizowali z resztek policji plebiscytowej, uciekinierów i ochotników ze Śląska, a wkrótce także i reszty Niemiec, pierwszą, słabo zorganizowano i źle uzbrojoną grupę oporu. Z Bawarii nadszedł np. "Freikorps Oberland". Aby lepiej pokierować nowonadciągającymi oddziałami Selbstschutzu i Freikorpsu, na głównego przywódcę powołany został ze stanu spoczynku generał Hoefer. On też objął odpowiedzialność za powiedzenie się ataku na Górze Świętej Anny. Francuskie przywódctwo Międzysojuszniczej Komisji przypatrywało się licznym aktom gwałtu polskich "powstańców" prawie bez reakcji. Jak jednak inicjatywa działania zaczęła przechodzić na stronę Selbstschutzu, Francuzi włączyli się i po wielotygodniowych rokowaniach nakłonili Polaków do opuszczenia terenu plebiscytowego (od 28 czerwca), a 5 lipca nastąpiło rozważanie oddziałów Selbstschutzu. Brytyjscy oficerowie respektowali motywy działania niemieckich oddziałów i próbowali ułatwić generałowi Hoefer jego niewdzięczne zadanie. Na pytynie, czy przebicie się oddziałów Selbstschutzu aż do okręgu przemysłowego wpłynęłoby na dokonany podział Górnego Śląska, nie można dzisiaj odpowiedzieć. 2 lipca weszła w życie ogólna amnestia, uchwalona przez Międzysojusniczą Komisję. Tak więc większość ciężkich przestępstw nie został należnie ukarane. Wraz z zawieszeniem broni nie skończyły się groźby i akty przemocy. Powoli na nowo ożywiało się życie gospodarcze i zarządzanie.
Państwo Polskie wspierało to "powstanie" bardzo dużymi środkami i pomagało przygotowywać i finansować tę akcję zbrojną. Nie tylko przywódcy ale również i większość powstańców należeła do szeregów wojska polskiego. Także uzbrojenie, w tym altyleria, miny, pistolety maszynowe, amunicja i nawet podągi zaopatrzeniowe "powstańców" pochodziły z Polski. Ze strony polskiej wkroczyły nawet na obszary plebiscytowe zwarte kompanie i większe oddziały wojska polskiego i wzięły bez oznaczeń udział w starciach militarnych. Masy polskich członków wojska otrzymywali "urlop", aby móc w ten sposób dołączyć się do oddziałów "powstańczych", w Warszawie nawoływały oficjalne ogloszenia uliczne do uczestniczenia w "powstaniu". Na czołowych miejscach walk "powstania" znalazło się także polskie duchowieństwo. Członek polskiej "Sekcji Teologicznej" tak pisał 22 marca 1926 w gazecie "Polonia": "Sekcja przeżyła krytyczne ale wspaniale dni podczas trzeciego powstania śląskiego. ... Jako że niemiecka prasa i niemieckie duchowieństwo starali się, aby to powstanie przedstawiać naszemu ludowi jako niesłychane przestępstwo, polskie duchowieństwo przeciwnie twierdziło, że to powstanie nie jest przestępstwem tecz walką bohaterską i należy go traktować za walkę o najdroższą sprawę narodu, za walkę o wolność i niezależność ojczyzny, która z natury rzeczy związana jest z przelewem krwi." Watykan reagował na stanowisko polskich duchownych przez udzielenie ostrej i jawnej nagany. Do polskiego duchowieństwa i do większości katolickich polaków słowa skierował Komisarz Apostolski dla Górnego Śląska Monsignore Ogna Serra: "Napełnia nas ból serca, że w szeregach powstańców widzieliśmy nawet osoby, które bezwstydnie i bez zwracania uwagi na ich święte funkcje księży, wzniecali nienawiść do swoich braci i nie respektowali prawowitej kościelnej i państwowej władzy, lub nawet własnymi rękami ... chwytali za broń lub odgrywali rolę komendantów i wydawali rozkazy w celu przelewu krwi. Nie jesteśmy w stanie wypowiedzieć słowami ... jak bardzo te poczynania potępiamy. Ostateczny osąd nad nimi wszystkimi pozostawiamy sprawiedliwemu Bogu." Anglik, Sir Robert Donald, stojący blisko premiera Lioyd George, tak wtedy pisał: "Szacuje się, że pod bronią stało około 50 tys. Polaków. Dopuszczono się czynów haniebnych i mordów. Dużo majątku zniszczono beztrosko. ... Członek misji brytyjskiej, który znajdował się na wizji kontrolnej, napotkał na uzbrojone polskie bandy, które terroryzowały ludność niemiecką. ... Polacy przyznali, że uzbrojeni zostali przez Francuzów. Jak to powiedziano generałowi Le Rond, wcale temu nie przeczył. ... Niemcy byli nieuzbrojeni. ... Powstańcom udostępniano francuskie pojazdy, aby jeździć pomiędzy głównymi miastami. ... Major R. E. CIarke, który pół roku przebywał na Górnym Śląsku powiedział podczas odczytu w Królewskim Instytucie Spraw Międzynarodowych: 'Korfanty, ta ciemna postać bez skrupułów, który jest bezpośrednio odpowiedzialny za mord na setkach Niemców, stał w ścisłym kontakcie z Prezydentem Francji i był przez Francuzów chroniony. Dwa polskie powstania, które były skierowane przeciwko Międzysojuszniczej Komisji Plebiscytowej, nie były zwalczane. Przy tym nie trwałyby one dłużej jak kilka dni, gdyby oddziały francuskie wykonały ich obowiązek, zamiast przyjąć postawę neutralną. Znęcano się nad niemieckimi urzędnikami, mordowano ich, czy wygnaniano ze swojego stanowiska pracy.' ... Profesor Toynbee też opisywał ekscesy, haniebne czyny czy mordy jak też zorganizowaną akcję po przeprowadzonym plebiscycie: 'Przybyłe nowe oddziały alianckie włącznie z brytyjskimi rozproszyły powstańców Korfantego, ale oni zamienili się w partyzantów, którzy plądrowali okolice i mordowali lub torturowali dużo bezbronnych Niemców.' "
Międzyaliancka Komisja nadal nie zdołała opracować wspólnej propozycji granicznej, podobnie też Briand i Lioyd George podczas spotkania 8 sierpnia w Paryżu nie rozstrzygnęli sprawy. Jako rozważanie nasuwało się w końcu dostarczenie problemu do rozpatrzenia Rady Ligi Narodów, przy czym oprócz Lioyd George i Briand także przedstawiacie Włoch i Japonii zobowiązali się przyjąć orzeczenie genewskie bez zastrzeżeń. Liga Narodów skierowała 1 września sprawę wypracowania propozycji przeciągnięcia granicy na ręce przedstawiciela Belgii, Brazylii, Chin, Hiszpanii, jako rzeczoznawcy Czecha, niemieckiojęzycznego Szwajcara i jako dalszego pomocnika Francuza i francuskojęzycznego Szwajcara. Ci eksperci dokonali wywiadów i badań także na miejscu. Według opini uczestniczących przy tym Niemców, rozerwanie okręgu przemysłowego było się już wtedy przesądzone. Niejasne jest jednak, jak doszło do tego fatalnego i przez wyniki głosowania wogóle nieuzasadnionego wymiaru rozdarcia zakładów pracy, kopalń, i pokładów złóż surowców. W każdym razie wynik pracy ekspertów został 12 października przedłożony Lidze Narodów, jednomyślnie zatwierdzony i dalej przekazany na ręce przewodniczącego Rady Najwyższej Brianda. Rada Najwyższa zatwierdziła tą genewską "propozycję" bez zastrzeżeń, tak więc Briand przekazał ją 28 października 1921 roku oficjalnie przedstawicielom Rzeszy Niemieckiej i Polski. W Paryżu było się świadomym wielu wątpliwości tego genewskiego orzeczenia. Briand dalej oznajmił, że do 8 dni rząd niemiecki i polski powinien wyznaczyć uprawnionych do wypracowania konwencji do regulacji spraw ekonomicznych.. Dalej dla kontroli postanowień konwencji powołano wspólną niemiecko-polską komisję i sąd rozjemczy, oba pod przywództwem neutralnego Prezydenta nominowanego przez Ligę Narodów. Reichstag udzielił zgody na te decyzje podziału Górnego Śląska podczas posiedzenia żałobnego 30 maja 1922 roku. Dnia 19 czerwca wycofały się oddziały aliantów, a niemieckie i polskie oddziały wojskowe wkroczyły do obu części Górnego Ślązka.
Na skutek podziału Górnego Śląska, Polska otrzymała całe powiaty Katowic, Chorzowa, Pszczyny, Rybnika, prawie cały powiat Tarnowskich Gór i część powiatu bytomskiego, zabrzańskiego i lublinickiego, razem 321342 ha z 892547 ludności. Dużo bardziej niekorzystnie przeprowadzono podział zakładów przemysłowych i bogactw naturalnych. Na rzecz Polski przeszło ok. 90% zasobów węglowych, 53 z 67 kopalń, 5 z 8 hut żelaza wraz z 22 piecami wielkimi z 37, 9 z 14 stalowni i walcowni z 72% produkcji całkowitej półproduktów i 84% wyrobów gotowych, do tego wszystkie huty cynku i ołowiu. Aby okręg przemysłowy pomimo problematycznej granicy utrzymać przy życiu, wypracowano w Umowie Genewskiej 606 paragrafów wprowadzonych na 15 lat jako zasady przejściowe. Dla obu części terenu plebiscytowego zostały przewidziane liczne ułatwienia gospodarcze, administracyjne, jak i zasady ochrony mniejszości narodowych obu grup narodowych. Do zapewnień wyborczych rządów Berlina i Warszawy należała większa samodzielność w ramach poszczególnch krajów. Ludność Zachodniego Górnego Śląska wypowiedziała się 3 września 1922 roku dużą większością za dalszą przynależności tej prowincji do Prus, Polska zjednoczyła swoją wschodnią stronę Górnego Śląska z uzyskaną w roku 1920 wschodnią częś-cią okolic Cieszyna do Wojewódstwa Śląskiego. Pomimo zapewnień ochrony mniejszości narodowych Polska naciskała tak silnie na śląskich Niemców, że w latach 1922 - 1925 już 117 tys. niemieckich Ślązaków przeniosła się ze Wschodniego Górnego Śląska do Niemiec. Od roku 1926 wojewoda M. Grażyński, pochodzący z Galicji, zaostrzył politykę skierowaną przeciwko mniejszości niemieckiej. Pomimo tego na Wschodnim Górnym Śląsku wzrastały głosy niemieckie oddane przy wyborach do sejmu śląskiego i warszawskiego pomiędzy latami 1922 a 1930 z 26.9% do 35.4%, aż polskie gwałtowne poczynania z jesieni 1930 roku skierowane przeciw mniejszości niemieckiej i naruszające wolne prawo wyborcze powstrzymały ten trend. Temu przeciwnie przebiegał rozwój sytuacji na terenach zachodnich Górnego Slązka. Tu malały głosy polskie pomiędzy rokiem 1922 a 1932 z 10.1% do 2%, bez możliwości szukania tej przyczyny w polityce ucisku. Te dwa przeciwległe przebiegające rzędy liczb można tłumaczyć wynikłym otrzeźwieniem części dwujęzycznych Górnoślązaków, którzy w roku 1921 w momencie słabości Rzeszy Niemieckiej ulegli polskiej agitacji.
Problemy narodowe na Górnym Śląsku w wieku XIX i na początku wieku XX
Bruno Nieszporek
Alfred Draga ma rację, pisząc w "Jaskółce" z marca 1996, że w mediach "sprawy Śląska są przemilczane, spłaszczane, rozwadnianie i pomijane." W tym kontekście zapewne na miano prawdziwego rarytasu zasługuje seria Michała Smolorza, publikowana w Dzienniku Zachodnim. W swych uwagach z 5 kwietnia 1996 zatytuowanych "Od plebiscytu do powstania", M. Smolorz pisze: "Upływającą właśnie rocznicą plebiscytu na Górnym Śląsku weszliśmy w świętowanie 75 rocznicy jednego z najważniejszych wydarzeń w historii regionu: III Powstania Śląskiego. ... Ten dystans (czasu) jest potrzebny między innymi dlatego, że już od paru lat oficjalnie stawiamy tezę, iż przyłączenie części Górnego Śląska do Polski w 1922 roku -będące przecież niezaprzeczalnym skutkiem ostatniego powstania - przyniosło bohaterom tamtej insurekcji o wiele mniej satysfakcji niż się tego spodziewali. Przyniosło też bardzo wiele goryczy i zawodu, czego się wogóle nie spodziewali. Przyniosło wreście rzecz brzemienną w skutki: dramatyczny podział Górnego Śląska sztuczną granicą, odczuwalny do dziś." Dalej M. Smolorz wspomina o dokonywanych przez "kreatorów historii" uproszczeniach prawdy l pyta: "Dlaczego (w plebiscycie) tak znaczna część ludności polskojęzycznej wypowiedziała się za przynależnością do Niemiec? ... Jak naprawdę wyglądał obraz plebiscytowego terroru, tak często opisywanego w podręcznikach? Czy tylko polscy aktywiści obrywali pałkami od zapiekłych bojówkarzy? Takich pytań można zadać wiele więcej. Powinniśmy poznać znacznie więcej prawdy o tamtych latach. ... Nam należy się rzetelna wiedza historyczna oczyszczona z propagandowych ubarwnień. ... Pamiętajmy, że jakiekolwiek racje byśmy przedstawiali, mieliśmy do czynienia z bratobójczą wojną."
Odpowiedzi na te pytania nie sposób doszukać się w polskich podręcznikach do historii, które przesiąknięte są dziewiętnastowiecznym duchem walki narodowej, pełno w nich mowy o bohaterskich czynach wielkich Polaków, o agresywności i niesprawiedliwych poczynaniach innych, ale o tradycyjnej polskiej tolerancji. Tym samym w śląskich szkołach - po wielu latach od daty ostatecznego przezwyciężenia systemu represji i cenzury - nadal nie mówi się o wszystkich śląskich uwarunkowaniach historycznych, chociaż Jan Lipski pisał jeszcze w 1981 roku w esseju Dwie ojczyzny - dwa patriotyzmy, że wszędzie "czytamy rzewne felietony o Piastach śląskich, ich zamkach i pałacach, ale nikt nam nie mówi, że już Henryk Probus (zmarły 1290) znany jest niemieckim podręcznikom literatury jako Minnesänger (niemieckojęzyczny trubadur), układający swoje poezje ... gdy polska liryka miłosna miała powstać i rozkwitnąć dopiero po dwu wiekach. To postać symboliczna w dziejach Śląska."
Spójrzmy tu prawdzie w oczy! Ciągłe doszukiwanie się i akcentowanie jedynie polsko-narodowych aspektów śląskiej historii ma na celu zatrzeć poczucie regionalnej tożsamości i zapobiec odrodzeniu się świadomości śląskiej odrębności. Sprawę regionalizacji szkolnictwa skomentował także M. Smolorz w Dzienniku Zachodnim z 2 lutego 1996, pisząć, że do dzisiaj na Śląsku "tłuczemy do głów historię i nazwiska przywódców Powstania Styczniowego, za to postać św. Jadwigi nawet niektórym nauczycielom kojarzy się z żoną Władysława Jagiełły, zaś stosunki narodowościowe na Górnym Śląsku ciągle kwituje wyświechtany slogan o 'prastarych ziemiach piastowskich' ".
Uważam, że nie ma co więcej tracić czasu na dalsze - za słowami M. Smolorza - "wylewanie takich żali, bom już bliski rezygnacji", lecz należy złapać byka za rogi. Moja propozycja: Zapoznajmy się - tak dla odmiany - z poniższą, niemiecką interpretacją historii Śląska wieku XIX i XX, opartą głównie o książkę "Geschichte der deutschen Länder. Territorien-Ploetz" (1971). Polecam lekturę tej wersji dziejów naszej ziemi nie dlatego, że jest lepsza, lecz dlatego, że opisuje okoliczności wydarzeń, które zazwyczaj pomija polska histografia, a których znajomość może okazać się pomocna przy szukaniu odpowiedzi na wyżej cytowane pytania. Niech każdy czytelnik dokona własnego osądu, co jest w tej wersji niemieckie, co polskie, a co jest po prostu nasze śląskie! I jeszcze jedna ważna myśl: Ruch Autonomii Śląska powinien inicjować prowadzenie żywej, kontrowersyjnej, a nade wszystko otwartej debaty na temat naszego samozrozumienia i śląskich korzeni. Niech żaden Ślązak nie łudzi się, że inni, w tym polscy profesorzy, dziennikarze czy politycy - w przeciwieństwie do tego, co czynili do niedawna - teraz zaczną rozgłaszać jedynie prawdę i wystąpią w obronie śląskiego imienia, bez zwracania uwagi na interes i nakazy polskiego pracodawcy.
W wieku XVIII, w wyniku wojen śląskich, prawie cały Śląsk został oderwany od Austrii i przyłączony do Prus. Chociaż to poszerzenie obszaru Prus nie zmieniło zewnętrznych granic Rzeszy Niemieckiej, do której zarówno Prusy jak i Austria należały, ta zmiana zwierzchnictwa nad Śląskiem miało duży wpływ na dalszy przebieg dziejów Europy, jako że dopiero co umożliwiło awans Prus do pozycji jednego z czołowych mocarstw Europy. Postępujące przyzwyczajanie się ludności Śląska do Państwa Pruskiego, wzrost jej działalności gospodarczej, oraz rosyjska i austriacka polityka ochrony celnej przyśpieszyła proces zatraty i tak już wtedy słabych związków Ślązaków z ludnością terenów Polski Kongresowej i Galicji. Ludność Śląska nie brała też udziału w procesie polskiego pobudzenia narodowego, do którego doszło na początku wieku XIX. Polacy traktowali jednak język za zasadniczy element polskiej identifikacji, przez co ze swojej strony traktowalii również Mazurów, Kaszubów i Ślązaków z ich dialektami za przynależnych do narodu polskiego. Tak Śląsk znalazł się w zasięgu polskich żądań terytorialnych, które od połowy lat 40-stych wieku XIX publikowano w poznańskim Tygodniku literackim. Na terenach Śląska napotkały one wtedy jednak na zdecydowaną odprawę, tak jak doznała ją również 1848 krakowska próba rozpowszechniania w Bytomiu polskich myśli narodowych. Podobnie silny sprzeciw dwóch posłów śląskich wywołało określenie Ślązaków za przynależnych do ogółu narodu polskiego, które to padło w roku 1847 z ust liberalnych polityków niemieckich. Zdecydowanie zaprzeczył temu radca prawny Wodiczka słowami: "My Górnoślązacy chcemy tylko być traktowani' i uważani za niemieckich braci, za prusaków." A hrabia Andreas Maria Renard nie akceptował rozsądzania o przynależności narodowej tylko na podstawie języka. "Jeżeli część mieszkańców Górnego Śląska posługuje się słowiańskim dialektem, to pomimo tego ich interesy i umiłowanie ojczyzny są niemieckie ...". Tej linii trzymali się także Śląscy delegaci prostych warstw społecznych, którzy reprezentowali wielojęzyczny Śląsk w parlamencie Berlińskim w roku 1848 i 1849. Jedną z tych wyróżniających się postaci był bytomski ksiądz Joseph Schaffranek, który również zdecydowanie dystansował się od prób przyrównywania Ślązaków do Polaków, wypowiadanych przez Polaków przybyłych z Poznania. Wyraźnie pasywna rola Ślązaków wobec polskich starań uwidoczniła się także w pracach pierwszej polskiej organizacji na terenie Prus Ligi Polskiej, która na Śląsku nie pozostawiła po sobie żadnych śladów.
Ważny dla dalszego rozwoju sytuacji na Śląsku okazał się wpływ Niemca z Dolnego Śląska, Josefa Bogedain, który w roku 1848 w Opolu objął stanowisko radcy szkolnego. Widząc, że dialekt śląski nie posiada formy pisanej, starał się z całą swoją energią - w zgodzie z wówczas propagowanymi nowoczesnymi metodami pedagogicznymi - do wprowadzenia na Śląsku języka polskiego jako języka nauczania. Brakujących do tego nuczycieli proponował ściągniąć z Prowincji Poznańskiej. Jego starania napotkały na opory ówczesnych śląskich pedagogów, z których tylko 10% znało język polski. To metodyczne pytanie, czy należy dzieci szkolne, które w domu mówią po śląsku, od razu uczyć po niemiecku lub też przejściowo nauczać ich po polsku, absorbowało wtedy długo fachowców szkolnictwa i urzędników. Z tym związane było inne ważne pytanie, czy Państwo Pruskie powinno wprowadzić na Górnym Śląsku trzeci język - do języka niemieckiego i śląskiego dołożyć język polski i jakie będzie to miało konsekwencje polityczne. Josef Bogedain tak patrzył z końcem roku 1848 na tę sprawę: "każdą próbę polonizacji Górnego Śląska należy uważać za przestępstwo. ... Swoista natura Ślązaków jednak gwarantuje, że taka próba nie powiedzie się."
Rezultaty tej wspierającej słowiaństwo polityki były jednak inne. Po pierwsze otwarła ona dążącym do nabycia wiedzy Górnoślązakom mówiącym w domu gwarą, którzy do tej pory szli drogą niemiecką, drugą linię uzyskania wykształcenia oraz umożliwiła ona dojście do również bogatej polskiej kultury i tradycji. Na podstawie śląsko-słowiańskiego dialektu nie było to możliwe. Dodatkowo dawały się odczuwać zainicjowane przez Bogedain kontakty z polskimi przedstawicielami z Poznania. Im towarzyszyły podobne starania z Krakowa i ze strony grup Stalmacha z Cieszyna, który już wcześniej pozyskany został na rzecz wspierania interesów Polski. Stalmach uważał się początkowo za Niemca, podobnie jak dużo innych późniejszych polskich działaczy Śląska. Za sprawą słowiańską zdobyty został dopiero podczas jego studiów w Wiedniu. W Cieszynie miał kilku współpracowników, do tego doszły wpływy z Krakowa, który tak jak Cieszyn znajdował się również w granicach austriackich. Rozszerzanie tych wpływów przebiegało jednak powoli. Prymitywny charakter pierwszych czasopism, które miały uświadomić śląskiego czytelnika o znaczeniu Polski, poświadcza, że musiano rozpocząć od podstaw. W latach 1853 do 1868 nie wydawano żadnych polskich czasopism na Śląsku pruskim. Kręgi kościelne rozpoczęły wydawać czasopismo w języku polskim "Zwiastun Górnośląski", który jednak zyskał na znaczeniu dopiero pod redakcją nauczyciela wiejskiego Karola Miarki. Miarka został namówiony przez Bogedaina do nauczenia się czystej polszczyzny, później wpłynął na niego Stalmach, któremu też oferował swoje pierwsze polskie teksty, pisane w polsko-narodowym duchu. Według własnych wypowiedzi rozpoczął też wtedy myśleć po polsku, poprzednio myślał po niemiecku. Jako że jego polska agitacja nie była przez jego pracodawców akceptowana, został zwolniony z stanowiska. W roku 1869 Miarka przyprowadził z terenów polskich do Chorzowa czasopismo Katolik. Miarka został pierwszym polskim nacjonalistą pochodzącym z terenów pruskiego Śląska. Pomocna w jego polskiej agitacji okazała się pruska polityka Kulturkampfu, której rezultaty zespojiły kościół katolicki z jeszcze słabymi siłami polsko-narodowymi.
Kulturkampf był dla ludności katolickiej Śląska ciężką próbą wytrzymałości. Zapocząktowany został sporami teologicznymi, w które zamieszany był arcybiskup wrocławski. Na ich podłożu doszło do powstania ogólnego konfliktu kościoła z państwem, co było spowodowane silnymi związkami państwa z kościołem np. poprzez nauczycieli religi w szkołach. Kulturkampf wzniecił długo oddziaływujące zamieszanie i niepewność, szczególnie na wschodnich terenach Śląska, gdzie używano poza językiem niemieckim także śląski, oraz gdzie napotykano na silną pozycję kościoła katolickigo. Punktem zwrotnym, zapoczątkowującym bezpośrednie oddziaływanie tej polityki na ludność Górnego Śląska, stanowiło zarządzenie władzy opolskiej z roku 1872, które to wycofało prawie całkowicie język polski z programów nauczania szkół podstawowych. Wymieszanie sporów kościelnych z problemem językowym przyczyniło się do wspomnianego już przybliżenia kościoła katolickiego do postawy działaczy polskich.. Szerokie masy Górnoślązaków uważały kościół katolicki za najwyższy autorytet, co powodowało, że ludność Śląska stawała w obronie księży w momencie, gdy wydawali się być zagrożeni decyzjami władz centralnych. Obopólne stosunki ludności i kościoła uległy w tym samym stopniu wzmocnieniu, w jakim osłabła aprobata drugiego tradycyjnego ośrodka władzy - pruskich urzędów.
Dodatkowo miał wtedy miejsce wzmożony napływ na tereny Górnego Śląska ludności polskiej z terenów rozbiorowych Polski. Okazało się, że polska społeczność działająca w ramach Państwa Pruskiego była w stanie - po uwieńczonym sukcesem umocnieniu i rozbudowie własnej odrębności narodowej w Prowincji Poznańskiej - zająć się Gornoślązakami, którzy mówili pokrewnym językiem. W tym samym czasie, w którym ludność Śląska mówiąca po śląsku, na skutek pruskiego przymusu szkolnego i poczynań Bogedaina potrafiła już czytać i pisać po polsku, pod wpływem polskich agitatorów zaczęła zdawać sobie sprawę ze wszystkich niedodągnięć i socjalnych konfliktów nowoczesnego górnośląkiego okręgu przemysłowego. W czasopiśmie Katolik Miarka propagował polską kulturę, jednak nadal bezpośrednio nie wspierał polskich celów narodowych. Gdy przybywający na Śląsk z Poznania redaktorzy gazet wygłaszali ostre w tonie treści w celu politycznej mobilizacji czytelników, napotykali ciągle jeszcze na niezrozumienie. Tym "śląskim śpiącym duszom rozchodziło się o wiarę i język, o awans społeczny i gospodarczy, ale nie o narodową emancypację". Ten stan rzeczy uległ zmianie z końcem lat 80-tych. Do redakcji "Katolika" doszedł po śmierci Miarki (1882) utalentowany Adam Napieralski. W tym samym czasie z pomocą poznańskich redaktorów powstają nowe polskie centra w Opolu i Raciborzu. Taktyczne różnice pomiędzy "Katolikiem" a gazetkami z Raciborza i Opola nie przeszkadzały organizować od roku 1890 wspólnych podróży w czasie Zielonych Świątek do Krakowa, gdzie przedstwaiciele śląscy przy licznych okazjach uroczyście określani byli za członków narodu polskiego. Odbyte wybory do Reichstagu wykazały też, że "Katolik" mógł liczyć na pewne wsparcie ludności Śląska. Przez zdecydowaną reprezentację żądań socjalnych, Napieralski próbował zdobyć niezadowolonych pracowników przemysłowych, aby głosowali za jego kandydatami. W opozycji politycznej do "Katolika", współpracującego z niemiecką chrześcjańską partią Centrum, w roku 1890 założyła niemiecka Socjaldemokracja Gazetę Robotniczą, którą w roku 1895 przeniesiono z Berlina do Chorzowa.
Około roku 1900 rozprzestrzeniała się nowa fata umacniania polskich wpływów na Górnym Śląsku, która wzięła początek w Poznaniu. Z innej strony uwidoczniło się wtedy już rozerwanie polityczne parti polskich. Podczas gdy PPS pod wodzą Piłsudskiego zwalczała Rosję jako właściwego wroga polskiej niezależności, inna duża partia politycznego centrum narodowego demokraty Dmowskiego przybrała wrogą postawę przede wszystkim wobec Niemiec. Razem z jej tajną organizacją nacjonatistyczną Ligą Narodową chciała ona przede wszystkim zdobyć młodzież akademicką i polskie organizacje studenckie np. poprzez pośredniczenie w organizowaniu pobytu na wakacjach w Poznaniu i Krakowie, co jej się też udało. Do nich dobili Górnoślązacy: Jan Kowalczyk i syn górnika Wojciech Korfanty. Korfantemu uda się z biegiem czasu podnieść problem językowy Górnego Ślązka do rangi problemu europejskigo. Wtedy rozpowszechniano już na Górnym Ślązku najradykalniejsze polsko-nacjonalne żądania. Wkrótce też założona została gazeta Górnoślązak, którą redagował 28-letni Korfanty. Według jego opinii Górny Śląsk stanowił "polską ziemię", z której "wrogi rząd pruski" ze wszystkimi swoimi zwolennikami ma się wynieść. Wynieść miała się też stosunkowo umiarkowana grupa wokół Katolika wraz z tolerancyjnyną grupą duchownych. Większość przybyszy poznańskich wstąpiła do Narodowego Związku Wyborczego w Katowicach, który założony został z końcem roku 1902, krótko przed wyborami do Reichstagu. Próby Napieralskiego pojednania różnych grup polskich, nie powiodły się. To wywołało też problemy dla zprzymierzonej z Katolikiem niemieckiej partii katolickiej Centrum, która ze względu na powiązania z partnerami polskimi straciła zaufanie niemieckiej prawicy i doznała dużych strat głosów w wyborach do Reichstagu w roku 1903. Najsilniejszą partią mieszanych górnośląskich okręgów wyborczych pozostało nadal Centrum z 121 tys. głosami, z których 38 tys. przypadło na kandydatów wspieranych przez zprzymierzonego z Centrum Katolika. Polscy nacjonalni demokraci uzystali dzięki prowadzonej bezwzględnie agitacji 44 tys. głosów, niemieccy nacjonaliści uzyskali 15 tys. i socjaldemokraci 26 tys. głosów. Sensacją tych wyborów był mandat Korfantego, który zdobył w wyborach ścisłych w Katowicach-Zabrzu większością 1 procenta. W Reichstagu Korfanty wstąpił do frakcji polskiej. W roku 1903 powołany został najwyższy urząd dla wszystkich Polaków terenu Rzeszy Niemieckiej, Centralny Komitet Wyborczy, z liczbą 11 członków, z których 2 przypadło na Śląsk. Niemiecka partia Centrum odróżniała radykalnych i umiarkowanych polskich działaczy Górnego Śląska i wzywała "współmieszkańców mówiących językiem polskim ... odrzucić wszystkie tzw. żądania polskie, które skierowane są na oderwanie części terenów Prus jako zdradę kraju.", jednocześnie jednak również ostrzegała rząd berliński, aby "szanował religię, język, obyczaje ludowe i zwyczaje jej polskich poddanych ...".
W międzyczasie rozbudowane zostały polskie organizacje i placówki gospodarcze według wzoru poznańskiego. W roku 1906 Napieralski wygrał wybory okręgu Bytom-Tarnowskie Góry 25922 głosami z łącznej liczby 47190 głosów. W wyborach do Reichstagu w roku 1907 wzrosła liczba głosów oddanych za polskimi nacjonalistami do 115 tys., zaś w wyborach do Reichstagu w roku 1912 ilość głosów polskich spadła do 95 tys. Ten spadek głosów odebrało polskie przywództwo jako punkt zwrotny. Wiosną 1913 roku polska czołówka partii założyła dodatkowo - obok istniejącej Centralnej Komisji Wyborczej i polskich frakcji w Reichstagu i pruskiego Landtagu - Radę Narodową. W jej pracach brali aktywny udział przybysze z poznańskiego, co świadczy o małej liczebności polsko-narodowych działaczy Śląska. Dalej działacze przybyli z Poznania tworzyli właściwy rdzeń przywódctwa politycznego i licznych polskich związków.
Zmiany niemieckiego sposobu podejścia do problemów Śląska i nowe poczynania zapobiegawcze pomogły stronie niemieckiej ścisnąć ruch polski do defenzywy. Tradycyjne metody pruskiego zarządzania okazały się bezskuteczne w porównaniu z nowymi formami pracy społecznej polskich organizatorów, które opierały się o osobiste zaangażowanie działaczy. Gdy wreszcie rozpoznano ujawniającą się nieskuteczność działania, w opolskim Urządzie Prezydenta Rządowego opracowany został na przełomie wieku program, który łagodnie dopasowywał poczynania do górnośląskich stosunków językowych i lepiej odpowiadał na pomysłowość i celowość podejścia strony polskiej. Ta nowa forma pracy została rozprzestrzeniana przede wszystkim przez Rudolfa Küster, który prowadził oddział kościelny i szkolny w latach 1904 do 1918. Nowe metody nie ograniczały się tylko do polepszenia podejścia do ludzi, lecz dotyczyły też rozbudowy bibliotek, związków zabaw czy jazdy na łyżwach, którymi to zaspokajano silne potrzeby oświatowe i towarzyskie. Oddziaływanie szkół poszerzono o przedszkola, dodatkowe kursy lepszego gospodarowania, czy wieczory teatralne. Przez to ludność górnośląska zaczęła odczuwać, że o nią starają się nie tylko działacze polscy, lecz i strona niemiecka. Skuteczność tych nowych niemieckich form pracy odbiła się już na wynikach wyborów do Reichstagu w roku 1912. Wpływ polsko-narodowej agitacji na Śląsku uległ tym samym osłabieniu.
Relatywne uspokojenie się sporów językowych i narodowych śląskiego wschodu odpowiadało ogólnemu nastrojowi panującemu wtedy na tym terenie. Ówczesne problemy związane z polskim ruchem narodowym nie docierały do szerokich mas ludności Śląska Środkowego i Dolnego. Tam zwracano przede wszystkim uwagę na sytuację gospodarczą.
Lata pierwszej wojny światowej przebiegały na terenach Śląska podobnie jak i na innych terenach prowincji pruskich. Późną jesienią 1914 w obliczu nadciągającej "ruskiej walcy parowej" sytuaja na Śląsku stała się krytyczna. Wrocław został otoczony zasiekami drutu kolczastego, przygotowywano się do zniszczenia ciężkiego przemysłu górnośląskiego, czego wykonanie jednak odraczano na jaknajpóźniejszy termin. 14 listopada przeprowadzony pod Kutnem napór flanki 9 armii pod wodzą Hindenburga zmusił Rosian do odwrotu. W ten sposób Śląsk został uwolniony na cały okres wojny od bezpośrednich działań wojennych wroga. Postawę Ślązaków w obronie zagrożonego Śląska podczas reszty lat wojny udokumentowała także dwujęzyczna ludność Śląska. Pomimo strat w ludziach, wyrzeczeniach i rosnącego niezadowolenia ze złego zaopatrzenia, na Śląsku doszło dopiero latem 1918, a więc później jak w pozostałych okręgach przemysłowych Rzeszy, do strajków i większego wybuchu niezadowolenia. Wtedy jednak na pierwszy plan przebiły się już polskie żądania terytorialne.
W okresie pierwszych lat wojny - na skutek praktykowanego pokoju wewnętrznego i działań cenzury - zahamowano otwartą agitację polskich nacjonalistów. Korfanty zaczął wypowiadać się na nowo dopiero z początkiem roku 1917, najpierw umiarkowanie, a w przeciągu lata coraz to bardziej otwarcie. 25 października 1918 rozszerzył on swoje żądania graniczne powołując się na 14-sto punktowy plan Wilsona. Berlin zrozumiał', że przy aktualnej sytuacji Ślą-zacy w zasadzie zdani są na siebie samych. Dlatego też 4 listopada utworzono centralę propagandową i rozbudowano w kręgach ludności Górnego Śląska sieć ludzi zaufanych. Do załamania się władzy na Śląsku w dniu 9 i 10 października doszło w podobny sposób jak i w pozostałych cząściach Rzeszy. W miastach i garnizonach powstały Rady Robotnicze i Żołnierskie, we Wrocławiu także Rada Ludowa. Już jednak w połowie listopada do wrocławskiego garnizonu wróciła główna komendatura. Nie była ona wprawdzie w stanie przeszkodzić rowiązywaniu się wracających z frontu oddziałów, zdołała jednak z trudem (od początku 1919) zorganizować nowe oddziały obronne i zabezpieczyć nimi długie granice Śląska. Latem 1919 nie było już Rady Żołnierskiej, a Rada Ludowa rozwiązała się z końcem 1919. Jej miejsce zajął dawny rząd, obsadzony nowymi ludźmi. Pomiędzy radykalnymi niemieckimi grupami politycznymi dochodziło w roku 1919 do licznych krwawych starć. Te starcia miały dużą wagę z powodu panującego zewnętrznego zagrożenia Śląska. Już na Boże Narodzenie 1918 Polacy zajęli prawie całą Prowincję Poznańską. Na południu duże obszary sudeckie wokół miasta Liberec czy Opawy zostały zajęte przez legiony czeskie i przez to przeszkodzono przyłączyć je za wolą jej ludności do Republiki Austriackiej, a Austrii - pomimo jednoznacznej deklaracji parlamentu austriackiego - zabroniono przyłączenia do Rzeszy Niemieckiej. Zasada samostanowienia Wilsona nie obowiązywała więc w stosunku do narodów pokonanych. W sprzeczności z zasadą samostanowienia Czesi stawiali dalsze żądania również co do terenów pruskiego Śląska takich jak okolic Kłodzka, Głubczyc, Raciborza i innych. To wywołało znaczne poruszenie u odpowiedzialnych za obronę Śląska. Dopiero po wzmocnieniu formacji obrony granic także w kierunku Czech, uzyskano stosunkowo przyzwoite poczucie bezpieczeństwa. Własne problemy nie pozwalały rządowi Śląska na mieszanie się do spornej kwesti kraju sudeckiego, czy też krwawych walk potsko-czeskich o Cieszyn.
Głównym problemem był jednak Górny Śląsk. Wersja układu pokojowego z 7 maja 1919 roku żądała jego prawie całkowitego przyłączenia do Polski. Te żądania wywołały falę protestów, które zaczęły wpływać na opinię publiczną świata. Wskutek ostrożnej polityki rządowej Berlina, organizowanie demonstracji wzięło początek w Opolu, gdzie już 9 maja 20 tys. z jego ogólnej liczby 36 tys. mieszkańców wzięło udział w demonstracjach. Poważne zastrzeżenia i argumenty za wniesieniem poprawek w celu osłabienia twardych warunków pokojowych wniósł brytyjski premier LIoyd George. W miejscu prostego oderwania Górnego Śląska od Niemiec o jego dalszej przynależności państwowej, miało zadecydować głosowanie, przeprowadzone na głównej części jego terenu.
W tym czasie rozważane też były opcje, przynajmniej przejściowej proklamacji wolnego Państwa śląskiego. Po przyjęciu przez Niemcy pod groźbą Francji użycia siły militarnej warunków układu pokojowego, rozważania te zaniechano, podobnie jak nie wspierano więcej prób utworzenia autonomii Górnego Śląska. Górnemu Śląskowi nadano jednak większą samodzielność. 14 października 1919 pruskie Zgromadzenie Konstytucyjne utworzyło odrębną Prowincję Górnośląską. Przy tym dalej istniały obawy przed polskim przewrotem na wzór Poznania. Do pojedynczych akcji doszło już w czerwcu 1919 roku. Strajk na kopalniach i w hutach stanowił sygnał do napływających na Śląsk oddziałów powstańczych, które 17 sierpnia zalały powiaty rybnicki i pszczyński. Już jednak 24 sierpnia cały ten obszar znajdował się znowu pod kontrolą oddziałów niemieckich. Decydujący dla przebiegu działań zbrojnych pierwszego polskiego puczu, był udział zewnętrznych polskich sił militarnych, co zostało jednoznacznie stwierdzone przez Międzyaliancką Komisję Kontroli. W przeprowadzonych 9 października wyborach do władz lokalnych kandydaci polscy uzyskali 53% oddanych głosów, co w dużej mierze spowodowane było rozbiciem partii niemieckich i co stało w przeciwieństwie do zgranej akcji polskiej. To przyniosło dużo praktycznych i propagandowych korzyści stronie polskiej.
Traktat wersalski wszedł w życie 10 stycznia 1920 roku. Przez to Śląsk doznał pierwszych strat terytorialnych na jego północnych obszarach o łącznej powierzchni 51 tys. ha i 26 tys. ludności. W podobny sposób oderwano górnośląski obszar wokół miasta Hulczyn na rzecz Czechosłowacji (316 tys. ha) z 49 tys. ludności. Ludność ta pomimo używanego języka morawskiego długo nie godziła się z tym, dlatego też aż do roku 1938 prawie ciągle panował na tym obszarze stan wyjątkowy.
Zgodnie z wersalskimi warunkami pokojowymi teren plebiscytowy Górnego Śląska został do stycznia 1920 opuszczony przez wojska niemieckie. Na jego miejsce zaczęły od lutego wkraczać alianckie siły okupacyne, w tym w zdecydowanej większości oddziały francuskie, do tego oddziały angielskie i włoskie. W Opolu przejął władzę na podstawie licznych upoważnień francuski generał Le Rond, stojący na czele "Międzysojuszniczej Komisji Plebiscytowej". Teren plebiscytowy został szczelnie oddzielony od reszty obszaru Niemiec. Le Rond sprzyjał otwarcie stronie polskiej, polskie interesy reprezentował on już na konferencji wersalskiej. Nie ma żadnych wątpliwości co do jego i ogólnie francuskiej stronniczości na rzecz Polski. Wpływ francuski przeważał także w liczbie kontrolerów powiatowych, sile francuskich wojsk i ich rozmieszczeniu. Im powierzony został najważniejszy i najwrażliwszy odcinek graniczny wzdłuż obszaru przemysłowego, który Francuzi mogli dowoli zamykać lub otwierać i przez to umożliwiać ruch z obszarem Polski. Tak też oba kolejne przewroty polskie z sierpnia 1920 i maja 1921 zostały w zasięgu i tempie dopiero co umożliwione przez nadciągające z obszarów Polski Kongresowej i Galicji oddziały polskie. Otwarte wspieranie strony polskiej przez Francuzów, spowodowało wzrost silnego niezadowolenia u Niemców. Z tym francuskim faworyzowaniem strony polskiej Niemcy liczyli się już wcześniej i przenieśli centralę działań ochronnych z Opola do Wrocławia. Centrala ta przygotowywała plebiscyt razem z niemieckim Schutzbund. W celach koncentracji niemieckich działań, powołany został "Komitet Śląski" w Wrocławiu, stojący pod przywództwem Hansa Lukaschek. W Katowicach został urządzony także Niemiecki Komisariat Plebiscytowy pod przywództwem Kurta Urbanek, co stanowło niemiecką odpowiedź na już wcześniej założony Komisariatu korfantego w Bytomiu. Pozycje w oddziałach terenowych Komisariatu strona niemiecka nadal obsadzała parytatywnie wszystkimi ważnymi partiami politycznymi i związkami zawodowymi. Strona polska pracowała bardziej świadoma celu i z większą koncentracją sił. Niemieckie rozbicie siły politycznej było spowodowane rozgrywkami politycznymi, jak też stanowiło próbę utrudniania prowadzenia francusko-polskiej polityki nacisku wobec politycznie niejednolitej strony niemieckiej. Jako odpowiednik już wcześniej działającej polskiej tajnej organizacji militarnej "Polska Organizacja Wojskowa" z jej bojówkami, strona niemiecka założyła uzbrojoną policję tajną. Niemiecka policja bezpieczeństwa składała się z byłych 3500 urzędników. Neutralizacja tej niemieckiej policji było jednym z celów drugiego polskiego puczu w sierpniu 1920 roku, w trakcie którego powstańcy zalali okręg przemysłowy. Ludność na terenach trójkąta przemysłowego, która stała pod kontrolą Francuzów, pozbawiono ochrony i uczyniono ją bezbronną wobec terroru polskich działań "powstańczych". Niektórzy brytyjscy przedstawiciele Komisji Plebiscytowej nie mogli pogodzić się z tą francuską stronniczością i grozili podaniem się do dymisji. Generał La Rond musiał z tego powodu tłumaczyć się przed Radą Ambasadorów w Paryżu.
Układ wersalski dopuszczał do brania udziału w głosowaniu wszystkich, którzy byli urodzeni na obszarze plebiscytowym, niezależnie od ich miejsca zamieszkania. Pomimo stawiania silnego sprzeciwu przez stronę polską, zostało jednak przy tym. Polacy próbowali dalej przez grożenie tym śląskim "emigrantom" zniechęcić ich do przyjazdu na Śląsk, co im się też w części udało. W zasadzie przyniosły jednak te głosy Niemcom korzyść. Rejestracja i bezproblemowy transport tych około 180 tys. ludzi na teren Śląska, stały się bezprzykładową manifestacją śląskiej solidarności. Nigdy poprzednio, czy w przyszłości, problemy Śląska nie budziły tak dużo zainteresowania w Niemczech i na całym świecie, jak w czasie górnośląskiego plebiscytu. 20 marca 1921 roku przy dużej frekwencji wyborczej (97%) według oficjalnych danych Międzysojuszniczej Komisji Plebiscytowej głosowało 707554 Górnoślązaków (59.64%) za pozostanien przy Niemczech, a 478820 (40.36%) za przytoczeniem do Polski. Spośród głosów oddanych na rzecz Niemiec znajdowały się też 42% ludności mówiącej w domu po śląsku. W rezultacie głosowania rozniecił się gwałtowny konflikt o przyszłe ustalenie granicy. Najbardziej faktów wyborczych trzymali się przedstawiacie Anglii i Włoch. Oni proponowali przyłączyć do Polski jedynie wschodnią część powiatu katowickiego, tarnowskiego, lublinieckiego i oleskiego, jak też powiaty Pszczyny i Rybnika z ich silną polską większości. Niemcy przy niedokładnej interpretacji układu wersalskiego chcieli pozostawić cały teren plebiscytowy w granicach Niemiec. Propozycje Korfantego i generała Le Rond różniły się niewiele od siebie. Oni żądali przyuczenia do Polski dwóch trzecich obszaru plebiscytowego z całym regionem przemysłowym. Ponieważ Międzyaliancka Komisja Plebiscytowa nie była w stanie wypracować wspólnej propozycji granicznej, sprawę przeniesino do rozstrzygnięcia Radzie Głównej w Paryżu. Znowu wzniecona została na Górnym Śląsku gwałtowna burza zbrojna. Ponownie doszło do aktów terroru, wzniecano liczne hece w prasie i Polska otwarcie uzbrajałą organizacje wojskowe. 25 kwietnia zostali wydaleni przez Komisją Międzyaliancką niemieccy przywódcy, z końcem kwietnia francuskie oddziały wojskowe wycofały się spod granic okręgu przemysłowego i Le Rond odjechał do Paryża. To pozwalało spodziewać się najgorszego. Znowu pucz zapoczątkowy został strajkiem górników i hutników, przy czym masy robotnicze uaktywniły rozgłaszanie błędnych informacji. 3 maja - w dniu polskiego święta narodowego - granice Śląska szerokim frontem przekroczyła armia "powstańcza" (licząca 40000 do 50000 osób), obeszła miasta przemysłowe z niemiecką większością i 5 maja osiągnęła mniej więcej linię, którą domagał się Korfanty za nową polsko-niemiecką granicę. Włoskie siły okupacyjne broniły się na powierzonych im odcinkach przy dużych stratach, w tym 31 zabitych, przy czym w licznych starciach walczyli wspólnie z niemieckimi oddziałami Selbstschutzu. Rząd warszawski wprawdzie oficjalnie dystansował się od Korfantego, pozwalał jednak "powstańcom" nadal operować z kwatery głównej w Sosnowcu. Generał włoski de Marinis natychmiast ogłosił stan wyjątkowy, który został zaraz wykorzystany przez Francuzów w celu przeszkadzania organizowania niemieckiego frontu obrony. Jawne złamanie prawa, którego dopuścił się rozczarowany wynikiem plebiscytu Korfanty, wywołało na świecie, w Niemczech, a szczególnie na pozostałej części Śląska duże oburzenie. 13 maja brytyjski premier Lloyd George potępił to polskie "wyzwanie" w mowie parlamentarnej słowami: "Że Polakom miałoby się pozwolić na złamanie układu pokojowego i zajęcie Górnego Śląska, a Niemcom nie miałoby się pozwolić bronić tej prowincji, która do nich należała przez 200 lat i która 600 lat na pewno nie była polską, to byłoby hańbą i niegodne czci żadnego kraju".
Z cichą brytyjską aprobatą Niemcy organizowali z resztek policji plebiscytowej, uciekinierów i ochotników ze Śląska, a wkrótce także i reszty Niemiec, pierwszą, słabo zorganizowano i źle uzbrojoną grupę oporu. Z Bawarii nadszedł np. "Freikorps Oberland". Aby lepiej pokierować nowonadciągającymi oddziałami Selbstschutzu i Freikorpsu, na głównego przywódcę powołany został ze stanu spoczynku generał Hoefer. On też objął odpowiedzialność za powiedzenie się ataku na Górze Świętej Anny. Francuskie przywódctwo Międzysojuszniczej Komisji przypatrywało się licznym aktom gwałtu polskich "powstańców" prawie bez reakcji. Jak jednak inicjatywa działania zaczęła przechodzić na stronę Selbstschutzu, Francuzi włączyli się i po wielotygodniowych rokowaniach nakłonili Polaków do opuszczenia terenu plebiscytowego (od 28 czerwca), a 5 lipca nastąpiło rozważanie oddziałów Selbstschutzu. Brytyjscy oficerowie respektowali motywy działania niemieckich oddziałów i próbowali ułatwić generałowi Hoefer jego niewdzięczne zadanie. Na pytynie, czy przebicie się oddziałów Selbstschutzu aż do okręgu przemysłowego wpłynęłoby na dokonany podział Górnego Śląska, nie można dzisiaj odpowiedzieć. 2 lipca weszła w życie ogólna amnestia, uchwalona przez Międzysojusniczą Komisję. Tak więc większość ciężkich przestępstw nie został należnie ukarane. Wraz z zawieszeniem broni nie skończyły się groźby i akty przemocy. Powoli na nowo ożywiało się życie gospodarcze i zarządzanie.
Państwo Polskie wspierało to "powstanie" bardzo dużymi środkami i pomagało przygotowywać i finansować tę akcję zbrojną. Nie tylko przywódcy ale również i większość powstańców należeła do szeregów wojska polskiego. Także uzbrojenie, w tym altyleria, miny, pistolety maszynowe, amunicja i nawet podągi zaopatrzeniowe "powstańców" pochodziły z Polski. Ze strony polskiej wkroczyły nawet na obszary plebiscytowe zwarte kompanie i większe oddziały wojska polskiego i wzięły bez oznaczeń udział w starciach militarnych. Masy polskich członków wojska otrzymywali "urlop", aby móc w ten sposób dołączyć się do oddziałów "powstańczych", w Warszawie nawoływały oficjalne ogloszenia uliczne do uczestniczenia w "powstaniu". Na czołowych miejscach walk "powstania" znalazło się także polskie duchowieństwo. Członek polskiej "Sekcji Teologicznej" tak pisał 22 marca 1926 w gazecie "Polonia": "Sekcja przeżyła krytyczne ale wspaniale dni podczas trzeciego powstania śląskiego. ... Jako że niemiecka prasa i niemieckie duchowieństwo starali się, aby to powstanie przedstawiać naszemu ludowi jako niesłychane przestępstwo, polskie duchowieństwo przeciwnie twierdziło, że to powstanie nie jest przestępstwem tecz walką bohaterską i należy go traktować za walkę o najdroższą sprawę narodu, za walkę o wolność i niezależność ojczyzny, która z natury rzeczy związana jest z przelewem krwi." Watykan reagował na stanowisko polskich duchownych przez udzielenie ostrej i jawnej nagany. Do polskiego duchowieństwa i do większości katolickich polaków słowa skierował Komisarz Apostolski dla Górnego Śląska Monsignore Ogna Serra: "Napełnia nas ból serca, że w szeregach powstańców widzieliśmy nawet osoby, które bezwstydnie i bez zwracania uwagi na ich święte funkcje księży, wzniecali nienawiść do swoich braci i nie respektowali prawowitej kościelnej i państwowej władzy, lub nawet własnymi rękami ... chwytali za broń lub odgrywali rolę komendantów i wydawali rozkazy w celu przelewu krwi. Nie jesteśmy w stanie wypowiedzieć słowami ... jak bardzo te poczynania potępiamy. Ostateczny osąd nad nimi wszystkimi pozostawiamy sprawiedliwemu Bogu." Anglik, Sir Robert Donald, stojący blisko premiera Lioyd George, tak wtedy pisał: "Szacuje się, że pod bronią stało około 50 tys. Polaków. Dopuszczono się czynów haniebnych i mordów. Dużo majątku zniszczono beztrosko. ... Członek misji brytyjskiej, który znajdował się na wizji kontrolnej, napotkał na uzbrojone polskie bandy, które terroryzowały ludność niemiecką. ... Polacy przyznali, że uzbrojeni zostali przez Francuzów. Jak to powiedziano generałowi Le Rond, wcale temu nie przeczył. ... Niemcy byli nieuzbrojeni. ... Powstańcom udostępniano francuskie pojazdy, aby jeździć pomiędzy głównymi miastami. ... Major R. E. CIarke, który pół roku przebywał na Górnym Śląsku powiedział podczas odczytu w Królewskim Instytucie Spraw Międzynarodowych: 'Korfanty, ta ciemna postać bez skrupułów, który jest bezpośrednio odpowiedzialny za mord na setkach Niemców, stał w ścisłym kontakcie z Prezydentem Francji i był przez Francuzów chroniony. Dwa polskie powstania, które były skierowane przeciwko Międzysojuszniczej Komisji Plebiscytowej, nie były zwalczane. Przy tym nie trwałyby one dłużej jak kilka dni, gdyby oddziały francuskie wykonały ich obowiązek, zamiast przyjąć postawę neutralną. Znęcano się nad niemieckimi urzędnikami, mordowano ich, czy wygnaniano ze swojego stanowiska pracy.' ... Profesor Toynbee też opisywał ekscesy, haniebne czyny czy mordy jak też zorganizowaną akcję po przeprowadzonym plebiscycie: 'Przybyłe nowe oddziały alianckie włącznie z brytyjskimi rozproszyły powstańców Korfantego, ale oni zamienili się w partyzantów, którzy plądrowali okolice i mordowali lub torturowali dużo bezbronnych Niemców.' "
Międzyaliancka Komisja nadal nie zdołała opracować wspólnej propozycji granicznej, podobnie też Briand i Lioyd George podczas spotkania 8 sierpnia w Paryżu nie rozstrzygnęli sprawy. Jako rozważanie nasuwało się w końcu dostarczenie problemu do rozpatrzenia Rady Ligi Narodów, przy czym oprócz Lioyd George i Briand także przedstawiacie Włoch i Japonii zobowiązali się przyjąć orzeczenie genewskie bez zastrzeżeń. Liga Narodów skierowała 1 września sprawę wypracowania propozycji przeciągnięcia granicy na ręce przedstawiciela Belgii, Brazylii, Chin, Hiszpanii, jako rzeczoznawcy Czecha, niemieckiojęzycznego Szwajcara i jako dalszego pomocnika Francuza i francuskojęzycznego Szwajcara. Ci eksperci dokonali wywiadów i badań także na miejscu. Według opini uczestniczących przy tym Niemców, rozerwanie okręgu przemysłowego było się już wtedy przesądzone. Niejasne jest jednak, jak doszło do tego fatalnego i przez wyniki głosowania wogóle nieuzasadnionego wymiaru rozdarcia zakładów pracy, kopalń, i pokładów złóż surowców. W każdym razie wynik pracy ekspertów został 12 października przedłożony Lidze Narodów, jednomyślnie zatwierdzony i dalej przekazany na ręce przewodniczącego Rady Najwyższej Brianda. Rada Najwyższa zatwierdziła tą genewską "propozycję" bez zastrzeżeń, tak więc Briand przekazał ją 28 października 1921 roku oficjalnie przedstawicielom Rzeszy Niemieckiej i Polski. W Paryżu było się świadomym wielu wątpliwości tego genewskiego orzeczenia. Briand dalej oznajmił, że do 8 dni rząd niemiecki i polski powinien wyznaczyć uprawnionych do wypracowania konwencji do regulacji spraw ekonomicznych.. Dalej dla kontroli postanowień konwencji powołano wspólną niemiecko-polską komisję i sąd rozjemczy, oba pod przywództwem neutralnego Prezydenta nominowanego przez Ligę Narodów. Reichstag udzielił zgody na te decyzje podziału Górnego Śląska podczas posiedzenia żałobnego 30 maja 1922 roku. Dnia 19 czerwca wycofały się oddziały aliantów, a niemieckie i polskie oddziały wojskowe wkroczyły do obu części Górnego Ślązka.
Na skutek podziału Górnego Śląska, Polska otrzymała całe powiaty Katowic, Chorzowa, Pszczyny, Rybnika, prawie cały powiat Tarnowskich Gór i część powiatu bytomskiego, zabrzańskiego i lublinickiego, razem 321342 ha z 892547 ludności. Dużo bardziej niekorzystnie przeprowadzono podział zakładów przemysłowych i bogactw naturalnych. Na rzecz Polski przeszło ok. 90% zasobów węglowych, 53 z 67 kopalń, 5 z 8 hut żelaza wraz z 22 piecami wielkimi z 37, 9 z 14 stalowni i walcowni z 72% produkcji całkowitej półproduktów i 84% wyrobów gotowych, do tego wszystkie huty cynku i ołowiu. Aby okręg przemysłowy pomimo problematycznej granicy utrzymać przy życiu, wypracowano w Umowie Genewskiej 606 paragrafów wprowadzonych na 15 lat jako zasady przejściowe. Dla obu części terenu plebiscytowego zostały przewidziane liczne ułatwienia gospodarcze, administracyjne, jak i zasady ochrony mniejszości narodowych obu grup narodowych. Do zapewnień wyborczych rządów Berlina i Warszawy należała większa samodzielność w ramach poszczególnch krajów. Ludność Zachodniego Górnego Śląska wypowiedziała się 3 września 1922 roku dużą większością za dalszą przynależności tej prowincji do Prus, Polska zjednoczyła swoją wschodnią stronę Górnego Śląska z uzyskaną w roku 1920 wschodnią częś-cią okolic Cieszyna do Wojewódstwa Śląskiego. Pomimo zapewnień ochrony mniejszości narodowych Polska naciskała tak silnie na śląskich Niemców, że w latach 1922 - 1925 już 117 tys. niemieckich Ślązaków przeniosła się ze Wschodniego Górnego Śląska do Niemiec. Od roku 1926 wojewoda M. Grażyński, pochodzący z Galicji, zaostrzył politykę skierowaną przeciwko mniejszości niemieckiej. Pomimo tego na Wschodnim Górnym Śląsku wzrastały głosy niemieckie oddane przy wyborach do sejmu śląskiego i warszawskiego pomiędzy latami 1922 a 1930 z 26.9% do 35.4%, aż polskie gwałtowne poczynania z jesieni 1930 roku skierowane przeciw mniejszości niemieckiej i naruszające wolne prawo wyborcze powstrzymały ten trend. Temu przeciwnie przebiegał rozwój sytuacji na terenach zachodnich Górnego Slązka. Tu malały głosy polskie pomiędzy rokiem 1922 a 1932 z 10.1% do 2%, bez możliwości szukania tej przyczyny w polityce ucisku. Te dwa przeciwległe przebiegające rzędy liczb można tłumaczyć wynikłym otrzeźwieniem części dwujęzycznych Górnoślązaków, którzy w roku 1921 w momencie słabości Rzeszy Niemieckiej ulegli polskiej agitacji.