Dzisiaj nadszedł ten dzień. Wreszcie mogłam pojechać na wymarzony obóz jeździecki. Wstałam wcześnie rano i zaczęłam się pakować. Wzięłam mało rzeczy, znaczna część obejmowały bryczesy, rękawiczki i buty jeździeckie. Miałam jeszcze sporo czasu, ale lepiej załatwić wszystko wcześniej. Nie zajęło mi to dużo czasu. Zeszłam na dół z torbą podróżną i zabrałam się do śniadania. Po 80 minutowym czekaniu nareszcie podjechał pociąg. Chociaż raz sie ucieszyłam, że mieszkam koło stacji. Pożegnałam się z rodzicami i wsiadłam do środka. Stajnia "Meo"* była niedaleko, więc będę jechała ok. 1,5 godziny.
Jestem na miejscu. Na podwórzu było już dużo osób, w końcu był sezon. Nie wiedziałam, że moja koleżanka też jedzie. Dorwałam ją jak sprawdzali listę. Po przydzieleniu dostałam pokój (na szczęście) z Moniką. Nie będę sama.
Posiedziałyśmy trochę i wyszłyśmy razem z innymi przed stajnie. Pani opowiadała o koniach, historii szkółki i takie tam. Ja tylko nie mogłam się doczekać, aż wsiądę na konia. Po oprowadzeniu wreszcie mogliśmy poznać konie! Natychmiast spodobał mi się kary angloarab. miał na imię James. Wyprosiłam panią, żeby mi pozwoliła na nim pojeździć. Przy okazji miałam okazje się trochę popisać. Jeździć na jamesie, to jak być w siódmym niebie. Nie tylko był inteligenty, ale i posłuszny! Po moim "występie" zostałam nagrodzona brawami. Było super!
Przez resztę dnia spędzaliśmy czas z końmi. Wieczorem miałam pójść do gabinetu gospodarczego. Ciekawe po co?
Okazało się, że pani Ania (bo tak ma na imię) szuka luzaka. Spytała się czy chcę nim być. Oczywiście, że tak! To było moje marzenie- wieczny czas z końmi. To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu!
Dzisiaj nadszedł ten dzień. Wreszcie mogłam pojechać na wymarzony obóz jeździecki. Wstałam wcześnie rano i zaczęłam się pakować. Wzięłam mało rzeczy, znaczna część obejmowały bryczesy, rękawiczki i buty jeździeckie. Miałam jeszcze sporo czasu, ale lepiej załatwić wszystko wcześniej. Nie zajęło mi to dużo czasu. Zeszłam na dół z torbą podróżną i zabrałam się do śniadania.
Po 80 minutowym czekaniu nareszcie podjechał pociąg. Chociaż raz sie ucieszyłam, że mieszkam koło stacji. Pożegnałam się z rodzicami i wsiadłam do środka.
Stajnia "Meo"* była niedaleko, więc będę jechała ok. 1,5 godziny.
Jestem na miejscu. Na podwórzu było już dużo osób, w końcu był sezon.
Nie wiedziałam, że moja koleżanka też jedzie. Dorwałam ją jak sprawdzali listę.
Po przydzieleniu dostałam pokój (na szczęście) z Moniką. Nie będę sama.
Posiedziałyśmy trochę i wyszłyśmy razem z innymi przed stajnie. Pani opowiadała o koniach, historii szkółki i takie tam. Ja tylko nie mogłam się doczekać, aż wsiądę na konia.
Po oprowadzeniu wreszcie mogliśmy poznać konie! Natychmiast spodobał mi się kary angloarab. miał na imię James. Wyprosiłam panią, żeby mi pozwoliła na nim pojeździć. Przy okazji miałam okazje się trochę popisać.
Jeździć na jamesie, to jak być w siódmym niebie. Nie tylko był inteligenty, ale i posłuszny! Po moim "występie" zostałam nagrodzona brawami. Było super!
Przez resztę dnia spędzaliśmy czas z końmi. Wieczorem miałam pójść do gabinetu gospodarczego. Ciekawe po co?
Okazało się, że pani Ania (bo tak ma na imię) szuka luzaka. Spytała się czy chcę nim być. Oczywiście, że tak! To było moje marzenie- wieczny czas z końmi.
To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu!
Od Alvaro: Wiem, że trochę słabe, ale jest OK.;)