"Jesienny wieczór w cmentarnej kaplicy". Napisz opowiadanie z opisem sytuacji i użyciem dialogu. Opowiadanie ma być "straszne" :(... Pomóżcie mam beznadziejnego nauczyciela od polskiego :( !!!
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
Pewnego jesiennego wieczoru przechodziłem obok cmentarza. Było już ciemno, powiewał lodowaty wiatr i zaczynał padać deszcz. Brnęłem tak dalej, jednak po kilku minutach zaczęła się prawdziwa ulewa. Dygotałem z zimna. Cmentarz położony był daleko od jakichkolwiek zabudowań, brakowało do nich co najmniej kilka kilkometrów.
,,Przecież to nie moja wina,że uciekł mi autobus"-pomyślałem.,,tak,to wszystko wina mojego szefa. Gdyby nie kazał mi skończyć tamtego projektu, siedziłbym w suchym autobusie..." Przeszedłszy jeszcze kilka metrów przykucnęłem pod jakimś drzewem. Siedziałem tak może15, może 20minut... W końcu nawet gałęzie stały się bezużyteczne, gdyż zaczęły przeczekać. W przypływie desperacji kłusem pobiegłem w stronę cmentarza i szarpnęłem za drzwi kaplicy. Nic. Druga próba- też nic. Z jękiem osunęłem się na ziemię i dalej mokłem w milczeniu. Nagle co za moimi plecami zgrzytnęło. Rozejżałem się przerażony. Co jak co, ale znajdowałem się na cmentarzu... Nagle jakis nieznany osobnik zadał cios w moje plecy, przez co upadłem na ziemię twarzą prosto w kałuże. Przez głowę przmknęła mi myśl, że jakiś napastnik prubóje utopić mnie w kałuży.,,To niedożeczne!"-pomyślałem. Z impetem podniosłem się z kałuży, gotów na kolejny cios.
-No, atakuj. Ale zrób to godnie, jak człowiek!-Wykrzyknąłem.
Cios jednak nie nadchodził.
-Chcesz pan, to wejdź pan do środka. Zmokłeś pan.-odpowiedział zza moich pleców jakoś dziwnie podejżanie znajomy głos.
Odwróciłem się i w drzwiach kaplicy ujżałem zachrystiana.
-A to pan...-wydusiłem tylko.
Kilka minut później siedziałem przy stole z zachrystianem. Rozmawialiśmy.
-A, więc pan otwierał drzwi, gdy ja pod nimi siedziałem, to dlatego się przewróciłem!-powiedziałem.
-Nie gniewaj się pan, skąd miałem widzieć że pan siedzisz pod drzwiam, jak tu ciemno jak w grobie...-odparł zachrystian. Chyba trochę się speszył. Nie widziałem tego, ale się domyślałem, gdyż zapanowała grobowa cisz. Grobowa cisza?! Czułem się jak bohater jakiegoś horroru...
Otworzyłem oczy i zdziwiony rozejżałem się. To już rano.Gdzie ja jestem? Przypomniałem sobie to co wydarzyło się wczorajszego wieczoru. Zachrystiana już nie było,a ja, jak najszybciej opuściłem kaplicę.
Od tego czasu unikam wszelkich cmentarzy, kaplic, a już najbardziej spóźnień na autobus. Jednego jesiennego wieczora zdążyłem się najeść strachu za wszystkie czasy.