Raz na jakiś czas pani Hudson wpadała z inspekcją, by zbadać czy jej włości nie zarosły kurzem i brudem. Do tej pory Sherlockowi udało się zdawać ten test na marne cztery. Holmes przejawiał zdolności do chomikowania rzeczy, a owocowało to tym, że z salonu zrobiła się mini—graciarnia. John przywykł już do faktu, że od czasu do czasu spada na niego jakaś książka lub długopis. Tym razem jednak pani Hudson była stanowcza. Ma być wysprzątane na błysk. I zero głów w lodówce. — Doprawdy, ta kobieta mogłaby być przywódczynią Trzeciej Rzeszy. Kto wie czy Niemcy nie wygraliby wtedy wojny – mruczał Sherlock, który dąsał się jeszcze bardziej, gdy coś szło nie po jego myśli. Watson ignorował te obraźliwe docinki i czyścił półkę z kurzu, który niemiłosiernie drażnił mu nos. — Ta książka wygląda dosyć staro. Mam ją wyrzucić? – Pokazał Sherlockowi postrzępione i ledwo trzymające się dziwadło. Holmes jednak podbiegł do niego i wyrwał mu książkę. W jego oczach widniała czułość. — Nigdy w życiu nie pozwoliłbym jej wyrzucić. Notatki tu zawarte dotyczą największych teorii spiskowych. Nie wszystkie jeszcze rozpracowałem. – Posłał Johnowi ostre spojrzenie.– Wyrzuciłbyś cenny zabytek, John. Watsonowi opadły ręce. — Dlatego się pytałem. Nieważne. A to? – Pokazał pióro z zardzewiałą stalówką. – Chyba się już nie nadaje. Pióro zniknęło z jego ręki. — Nie, to było moje pierwsze pióro. Zawsze przynosiło mi szczęście przy sprawach, notatki nim pisane miały sens i były przejrzyste. — To może po prostu zrób stosik rzeczy, które wyrzucasz, i które zachowujesz, co? — Już to zrobiłem. – Sherlock z dumą ukazał mały stosik, na którym był jakiś pluszak, kilka papierowych kubków, pęknięte szkiełko od mikroskopu i popruta poduszka. – Te rzeczy wyrzucam. Wzrok Johna przeniósł się na większą kupkę, gdzie był mini globus, cała sterta książek i magazynów, i kostka rubika, wciąż nie poskładana. — To, jak rozumiem, zostawiasz? Holmes przytaknął z entuzjazmem. Watson westchnął ciężko, ale po chwili zaczął kichać jak oszalały. — John, nie chcę nic mówić, ale chyba masz uczulenie na kurz. — Co ty nie powiesz, Sherlocku. – Watson otarł załzawione oczy. – Dobra, ja tu skończyłem. Coś jeszcze zostało? — Ach, tak. Strych. John zamarł, przejęty zgrozą. — … strych? — No, tak. Pani Hudson mi go udostępniła. Mówi, że te książki tam… Trzasnęły drzwi.
Zaczął się kolejny ciężki dzień, Sherlock stał w oknie popijając kawę. Mimo tego, że wschodzące słońce raziło go w oczy, uważnie obserwował ludzi. Każdy się gdzieś spieszył, zabiegany mężczyzna potknął się na ulicy wyłożonej kocimi łbami, niczego nieświadomej kobiecie spadł z głowy kapelusz.
Z myśli detektywa wybudziło pukanie do drzwi. Gość nawet nie poczekał na zwyczajowe "proszę", tylko od razu wszedł. To mogła być tylko jedna osoba - Watson. Nie zdejmując płaszcza wszedł do pokoju, rzucił coś na zagracony stół ze słowami "Panie Holmes, wstał kolejny nowy dzień i czekają na nas nowe wyzwania", po czym rozsiadł się na kanapie i czekał na reakcję kolegi. Holmes niechętnie podniósł fotografię ze stołu. Młoda, niebieskooka blondynka, obejmujący ją mężczyzna, typowa zakochana para.. Posłał Watsonowi pytające spojrzenie, na co ten odrzekł, że kobieta ze zdjęcia ma na imię Mary Collins, jej narzeczony to John Black. Zaginęła wczorajszego wieczora. "Do roboty" pomyślał, zakładając buty.
Pierwsze miejsce w jakie się udali to dom rodziców dziewczyny. Już na pierwszy rzut oka było widać, że byli zamożnymi ludźmi. Lokaj wprowadził ich do środka, kobieta zeznała, że córka wczoraj wieczorem miała wrócić z sąsiedniego miasta, gdzie miała do załatwienia kilka spraw. Około północy ktoś zapukał do drzwi, jednak nie przywitała ich uśmiechnięta buzia dziewczyny, tylko tajemnicy list z informacją, że Mary została porwana. Porywacz żądał ilości pieniędzy równej połowie całego dobytku państwa Collins. Uspokoili panią domu i udali się w kolejne miejsce - mieszkanie Johna.
Mężczyzna był zrozpaczony, opowiadał o swoim związku z Mary, o ich wspólnej przyszłości. Niezawodny zmysł Sherlocka stwierdził, że te opowieści są trochę przerysowane.
Późnym popołudniem udał się wraz z Watsonem do restauracji, aby coś zjeść i przemyśleć wszystkie fakty. W pewnym momencie przy stoliku obok usiadła atrakcyjna brunetka, do której po kilku minutach dosiadł się.. John Black. Przywitali się bardzo czule. Następnie przyszedł starszy mężczyzna, z rozmowy wywnioskowali, że to ojciec Black'a. Nieświadomi, że są podsłuchiwani zaczęli omawiać jakiś plan. Co chwila przewijały się słowa takie jak "Mary", "szopa w porcie", "wyłudzimy", "bogaci". Detektyw popatrzył na swojego kompana, porozumiewali się bez słów. John Black - porywacz tak na prawdę nie kochał Mary, był związany z kobietą, która siedziała z nim przy stoliku. Razem z ojcem uknuli niecny plan, chcieli wyłudzić okup od rodziny Collinsów i wyjechać.
Holmes wraz z przyjacielem czym prędzej udali się do portu. Przeszukali wszystkie szopy aż w końcu znaleźli wystraszoną dziewczynę. Zabrali ją do domu, do stęsknionej matki.
Wieczorem odwiedzili dom Blacków, gdzie cała trójka szykowała się na wyprawę do portu, po Mary. Nie mogli wyjść ze zdumienia widząc detektywów wchodzących do domu. Oszuści zostali zatrzymani.
W świetle ulicznych lamp stali pod więzieniem i patrzyli jak przestępcy są wprowadzani do środka. W pewnym momencie Sherlock poczuł dłoń Watsona poklepującą go po plecach i usłyszał słowa "Odwaliliśmy dzisiaj kawał dobrej roboty, Holmes".
Wiem, że trochę długie, ale możesz sobie streścić. :)
Sherlock Holmes i John Watson sprzątają dom
Raz na jakiś czas pani Hudson wpadała z inspekcją, by zbadać czy jej włości nie zarosły kurzem i brudem. Do tej pory Sherlockowi udało się zdawać ten test na marne cztery. Holmes przejawiał zdolności do chomikowania rzeczy, a owocowało to tym, że z salonu zrobiła się mini—graciarnia. John przywykł już do faktu, że od czasu do czasu spada na niego jakaś książka lub długopis. Tym razem jednak pani Hudson była stanowcza. Ma być wysprzątane na błysk. I zero głów w lodówce. — Doprawdy, ta kobieta mogłaby być przywódczynią Trzeciej Rzeszy. Kto wie czy Niemcy nie wygraliby wtedy wojny – mruczał Sherlock, który dąsał się jeszcze bardziej, gdy coś szło nie po jego myśli. Watson ignorował te obraźliwe docinki i czyścił półkę z kurzu, który niemiłosiernie drażnił mu nos. — Ta książka wygląda dosyć staro. Mam ją wyrzucić? – Pokazał Sherlockowi postrzępione i ledwo trzymające się dziwadło. Holmes jednak podbiegł do niego i wyrwał mu książkę. W jego oczach widniała czułość. — Nigdy w życiu nie pozwoliłbym jej wyrzucić. Notatki tu zawarte dotyczą największych teorii spiskowych. Nie wszystkie jeszcze rozpracowałem. – Posłał Johnowi ostre spojrzenie.– Wyrzuciłbyś cenny zabytek, John. Watsonowi opadły ręce. — Dlatego się pytałem. Nieważne. A to? – Pokazał pióro z zardzewiałą stalówką. – Chyba się już nie nadaje.
Pióro zniknęło z jego ręki. — Nie, to było moje pierwsze pióro. Zawsze przynosiło mi szczęście przy sprawach, notatki nim pisane miały sens i były przejrzyste. — To może po prostu zrób stosik rzeczy, które wyrzucasz, i które zachowujesz, co? — Już to zrobiłem. – Sherlock z dumą ukazał mały stosik, na którym był jakiś pluszak, kilka papierowych kubków, pęknięte szkiełko od mikroskopu i popruta poduszka. – Te rzeczy wyrzucam. Wzrok Johna przeniósł się na większą kupkę, gdzie był mini globus, cała sterta książek i magazynów, i kostka rubika, wciąż nie poskładana. — To, jak rozumiem, zostawiasz? Holmes przytaknął z entuzjazmem. Watson westchnął ciężko, ale po chwili zaczął kichać jak oszalały. — John, nie chcę nic mówić, ale chyba masz uczulenie na kurz. — Co ty nie powiesz, Sherlocku. – Watson otarł załzawione oczy. – Dobra, ja tu skończyłem. Coś jeszcze zostało? — Ach, tak. Strych.
John zamarł, przejęty zgrozą. — … strych? — No, tak. Pani Hudson mi go udostępniła. Mówi, że te książki tam… Trzasnęły drzwi.
Zaczął się kolejny ciężki dzień, Sherlock stał w oknie popijając kawę. Mimo tego, że wschodzące słońce raziło go w oczy, uważnie obserwował ludzi. Każdy się gdzieś spieszył, zabiegany mężczyzna potknął się na ulicy wyłożonej kocimi łbami, niczego nieświadomej kobiecie spadł z głowy kapelusz.
Z myśli detektywa wybudziło pukanie do drzwi. Gość nawet nie poczekał na zwyczajowe "proszę", tylko od razu wszedł. To mogła być tylko jedna osoba - Watson. Nie zdejmując płaszcza wszedł do pokoju, rzucił coś na zagracony stół ze słowami "Panie Holmes, wstał kolejny nowy dzień i czekają na nas nowe wyzwania", po czym rozsiadł się na kanapie i czekał na reakcję kolegi. Holmes niechętnie podniósł fotografię ze stołu. Młoda, niebieskooka blondynka, obejmujący ją mężczyzna, typowa zakochana para.. Posłał Watsonowi pytające spojrzenie, na co ten odrzekł, że kobieta ze zdjęcia ma na imię Mary Collins, jej narzeczony to John Black. Zaginęła wczorajszego wieczora. "Do roboty" pomyślał, zakładając buty.
Pierwsze miejsce w jakie się udali to dom rodziców dziewczyny. Już na pierwszy rzut oka było widać, że byli zamożnymi ludźmi. Lokaj wprowadził ich do środka, kobieta zeznała, że córka wczoraj wieczorem miała wrócić z sąsiedniego miasta, gdzie miała do załatwienia kilka spraw. Około północy ktoś zapukał do drzwi, jednak nie przywitała ich uśmiechnięta buzia dziewczyny, tylko tajemnicy list z informacją, że Mary została porwana. Porywacz żądał ilości pieniędzy równej połowie całego dobytku państwa Collins. Uspokoili panią domu i udali się w kolejne miejsce - mieszkanie Johna.
Mężczyzna był zrozpaczony, opowiadał o swoim związku z Mary, o ich wspólnej przyszłości. Niezawodny zmysł Sherlocka stwierdził, że te opowieści są trochę przerysowane.
Późnym popołudniem udał się wraz z Watsonem do restauracji, aby coś zjeść i przemyśleć wszystkie fakty. W pewnym momencie przy stoliku obok usiadła atrakcyjna brunetka, do której po kilku minutach dosiadł się.. John Black. Przywitali się bardzo czule. Następnie przyszedł starszy mężczyzna, z rozmowy wywnioskowali, że to ojciec Black'a. Nieświadomi, że są podsłuchiwani zaczęli omawiać jakiś plan. Co chwila przewijały się słowa takie jak "Mary", "szopa w porcie", "wyłudzimy", "bogaci". Detektyw popatrzył na swojego kompana, porozumiewali się bez słów. John Black - porywacz tak na prawdę nie kochał Mary, był związany z kobietą, która siedziała z nim przy stoliku. Razem z ojcem uknuli niecny plan, chcieli wyłudzić okup od rodziny Collinsów i wyjechać.
Holmes wraz z przyjacielem czym prędzej udali się do portu. Przeszukali wszystkie szopy aż w końcu znaleźli wystraszoną dziewczynę. Zabrali ją do domu, do stęsknionej matki.
Wieczorem odwiedzili dom Blacków, gdzie cała trójka szykowała się na wyprawę do portu, po Mary. Nie mogli wyjść ze zdumienia widząc detektywów wchodzących do domu. Oszuści zostali zatrzymani.
W świetle ulicznych lamp stali pod więzieniem i patrzyli jak przestępcy są wprowadzani do środka. W pewnym momencie Sherlock poczuł dłoń Watsona poklepującą go po plecach i usłyszał słowa "Odwaliliśmy dzisiaj kawał dobrej roboty, Holmes".
Wiem, że trochę długie, ale możesz sobie streścić. :)