"Jeden dzień w szkole"- opowiadanie z dialogiem. Praca twórcza pliss min.kartka A4, na odpowiednim poziomie, zbyt trywialne, pisane językiem potocznym-usuwam
Vemm
"Już jestem tak blisko... w końcu mi się uda!"- pomyślałam i wyciągnęłam rękę... - Wstawaj, już siódma! - usłyszałam. W lekkim szoku otworzyłam oczy i próbowałam dojść do siebie. - Co tak patrzysz? Szykuj się już powoli... - ciągnęła moja mama. No tak. I znowu nie udało mi się zobaczyć, co się znajduje za tymi drzwiami... Ten sen nawiedza mnie od miesiąca! - Cóż... widocznie tak ma być...- westchnęłam i wstałam z łóżka kierując się do łazienki. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Koszmar. Włosy sterczą na wszystkie strony świata, oczy zaspane... Zanurzyłam twarz w letniej wodzie i wykonałam resztę higienicznych czynności. Następnie wzięłam się za makijaż. W pośpiechu zjadłam śniadanie, ubrałam się w czarne jeansy, luźny fioletowy t-shirt i szykowałam się do wyjścia. - Weź klucz, może mnie nie być, jak wrócisz ze szkoły!- krzyknęła za mną mama. Droga do szkoły zajmuje mi niecałe 15 minut. Dzisiaj zajęło mi to znacznie mniej czasu. Po około siedmiu minutach było widać kawałek szarego budynku. Może i moja szkoła nie była zbyt piękna zewnętrznie, ale wewnątrz było całkiem przyjemnie... - Majka! - przerwała moje rozmyślania Julka. - Maja, zaczekaj! - Cześć Jula! Jak minął weekend? - Całkiem spokojnie. Teraz mamy historię, prawda? - Tak, chyba tak. Resztę drogi pokonałyśmy w milczeniu. Do salo weszłyśmy równo z dzwonkiem. Pan Nowak powitał nas swoim donośnym " Dzień dobry" i kazał nam usiąść do ławek. Lekcja dłużyła mi się niemiłosiernie, na początku starałam się nawet słuchać, ale po kilku nieudanych próbach dałam sobie spokój i zaczęłam coś bazgrać w zeszycie. Całe szczęście, że Pan Nowak nie próbował mnie dzisiaj pytać. W końcu usłyszałam upragniony dzwonek. - Maja, mam nadzieję, że przyjdziesz w czwartek na dodatkowe zajęcia? - spytał mnie przed wyjściem. - Tak, przyjdę. Obiecałam. - odparłam wycofując się z sali. Przesiedziałam całą dwudziestominutową przerwę sama czytając książkę. Dlaczego sama? Ano dlatego, bo ja nie chodzę na obiady w przeciwieństwie do prawie całej mojej klasy. Reszta pewnie siedziała w toalecie na ploteczkach. Dzień wlókł mi się niemiłosiernie, tak samo jak na historii. Po licznych wykładach nauczycieli na temat mojego rozkojarzenia w końcu wrociłam do domu. Odprowadzona przez Matiego.
- Wstawaj, już siódma! - usłyszałam.
W lekkim szoku otworzyłam oczy i próbowałam dojść do siebie.
- Co tak patrzysz? Szykuj się już powoli... - ciągnęła moja mama.
No tak. I znowu nie udało mi się zobaczyć, co się znajduje za tymi drzwiami... Ten sen nawiedza mnie od miesiąca!
- Cóż... widocznie tak ma być...- westchnęłam i wstałam z łóżka kierując się do łazienki.
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Koszmar. Włosy sterczą na wszystkie strony świata, oczy zaspane... Zanurzyłam twarz w letniej wodzie i wykonałam resztę higienicznych czynności. Następnie wzięłam się za makijaż.
W pośpiechu zjadłam śniadanie, ubrałam się w czarne jeansy, luźny fioletowy t-shirt i szykowałam się do wyjścia.
- Weź klucz, może mnie nie być, jak wrócisz ze szkoły!- krzyknęła za mną mama.
Droga do szkoły zajmuje mi niecałe 15 minut. Dzisiaj zajęło mi to znacznie mniej czasu. Po około siedmiu minutach było widać kawałek szarego budynku. Może i moja szkoła nie była zbyt piękna zewnętrznie, ale wewnątrz było całkiem przyjemnie...
- Majka! - przerwała moje rozmyślania Julka. - Maja, zaczekaj!
- Cześć Jula! Jak minął weekend?
- Całkiem spokojnie. Teraz mamy historię, prawda?
- Tak, chyba tak.
Resztę drogi pokonałyśmy w milczeniu. Do salo weszłyśmy równo z dzwonkiem. Pan Nowak powitał nas swoim donośnym " Dzień dobry" i kazał nam usiąść do ławek. Lekcja dłużyła mi się niemiłosiernie, na początku starałam się nawet słuchać, ale po kilku nieudanych próbach dałam sobie spokój i zaczęłam coś bazgrać w zeszycie. Całe szczęście, że Pan Nowak nie próbował mnie dzisiaj pytać. W końcu usłyszałam upragniony dzwonek.
- Maja, mam nadzieję, że przyjdziesz w czwartek na dodatkowe zajęcia? - spytał mnie przed wyjściem.
- Tak, przyjdę. Obiecałam. - odparłam wycofując się z sali.
Przesiedziałam całą dwudziestominutową przerwę sama czytając książkę. Dlaczego sama? Ano dlatego, bo ja nie chodzę na obiady w przeciwieństwie do prawie całej mojej klasy. Reszta pewnie siedziała w toalecie na ploteczkach.
Dzień wlókł mi się niemiłosiernie, tak samo jak na historii. Po licznych wykładach nauczycieli na temat mojego rozkojarzenia w końcu wrociłam do domu. Odprowadzona przez Matiego.