jakieś opowiadanie na A4 dowolny temat Fast plis daje naj
pszczółkalusia
„Paradise – niewielkie miasteczko, o niebanalnej przeszłości, skrzętnie ukrywanej przez stałych mieszkańców. Co wydarzyło się tam przeszło dwadzieścia lat temu, podczas wyjątkowo śnieżnej zimy, która odcięła ludziom dostęp do reszty świata? Plotki, które ostatnio zaczęły krążyć wokół owego miejsca, mogą na zawsze zniszczyć reputacje miasteczka.. Archiwalne gazety podają, że doszło wtedy do serii dotąd niewyjaśnionych mordów. Czy rzeczywiście miejsce to skrywa, tak mrożącą krew w żyłach przeszłość?”
Ciemnowłosa kobieta ze złością rzuciła gazetę na ziemię. Bez słowa pochyliła się nad stołem i zawiesiła spojrzenie na swoich drżących rękach. Zawsze wiedziała, że reporterzy jakoś wygrzebią tę sprawę, ale nie podejrzewała, że tak wcześnie. Przecież wymyślili przekonującą historię. Nikt nikogo nie zabił. Ci ludzie po prostu nie wytrzymali zimy i uciekli. Jeżeli ktokolwiek zacznie dociekać prawdy… Zadrżała silniej i zachłannie otuliła się wytartym kocem. Wstała na nogi, rozglądając się dookoła i postąpiła kilka kroków w kierunku okna. Minęło dokładnie dwadzieścia lat. Miała nadzieję, że nigdy nie będzie musiała znowu zmierzyć się z widmami przeszłości. Chwilę wpatrywała się w krajobraz za oknem. Znowu nadeszła zima. Wolno wyciągnęła przed siebie rękę i dotknęła lodowatej szyby. Przez dłuższy czas zastanawiała się nad swoim kolejnym krokiem. Z trudem powstrzymała krzyk, kiedy zadzwonił telefon. Z bijącym sercem porwała słuchawkę z widełek i trzęsącą się ręką przystawiła ją do ucha. - Halo?! – od razu skarciła w siebie w duchu. Nie mogła dać ponieść się emocjom, a tymczasem nawet w jej własnych uszach głos jej drżał. - Anastasia – osoba po drugiej stronie linii mówiła przyjemnym dla ucha basem, który niósł ze sobą ukojenie. – Czytałaś? - Czytałam – mruknęła kobieta spokojniej i opadła na drewniane krzesło w kuchni. - I co myślisz? - Nie wiem John. Na razie mało mają. - Ale znajdą akta sprawy i wycinki z gazet. A wtedy… - nie dokończył zdania, jakby bał się wypowiedzieć myśli na głos. Mimo to Anabel doskonale wiedziała, o co mu chodziło. - Musimy trzymać się od tego z daleka, albo skończymy jak Richie – rzuciła dziwnie opanowanym głosem i bez słowa pożegnania zakończyła rozmowę. Chwilę wpatrywała się w czarny telefon, bezskutecznie próbując zebrać myśli. Jeżeli się o nich dowie, będzie chciał ich uciszyć. Dopóki nie znajdą żadnej wzmianki na ich temat, może czuć się bezpiecznie. Kobieta westchnęła głęboko. Tyle lat strzegła tajemnicy tych morderstw. W każdym wywiadzie powtarzała wcześniej przygotowaną bajeczkę. Co zrobili źle? Dlaczego ktoś chciał podważyć ich wersję? Zawsze znajdą się dziennikarze, których nie będzie obchodzić cena prawdy. A ceną rozwiązania tej tajemnicy była jej śmierć. Anastasia jednym szybkim ruchem zrzuciła siebie koc i wstała na nogi. Już zdecydowała. I choć nie wiedziała, czy to rozwiązanie jest słuszne, nie zamierzała siedzieć w domu i pozwolić by strach odebrał jej zdolność logicznego myślenia. Jeżeli nie będzie akt, nikt nie powiąże jej z tą sprawą. W milczeniu zakrzątała się po domu szukając potrzebnych narzędzi. Na koniec – kiedy była przekonana, że wzięła ze sobą wszystko, czego będzie potrzebować – wyjęła z małej szafki kuchennej pistolet HK USP. Broń klasyczna, pół automatyczna. Ściskając w dłoni, przyjemnie ciężki rewolwer wyszła z domu. Od razu uderzył ją przenikający do szpiku kości mróz. Ignorując płatki śniegu lecące do oczu, brnęła po nieodśnieżonym chodniku, wbijając natarczywe spojrzenie w duży gmach biblioteki. Mieszkała w małym miasteczku. To tutaj trzymali wszystkie stare akta. Chwiejąc się, przy każdym podmuchu wiatru obeszła budynek dookoła. Żadnych świateł. Najwidoczniej wszyscy zainteresowani sprawą morderstw zatrzymali się w hotelu. Anabel pokrzepiła się tą myślą. Nikt nie ucierpi. Dopiero jutro ktoś zobaczy zgliszcza. W pobliżu nie mieszkał nikt oprócz jej i Johna, który od lat nie miał kontaktu z ludźmi. To dobrze. Nie będzie świadków. Chociaż… Może ona powinna zadzwonić na policję? Zgłosić pożar. Wbrew wszystkiemu, co by się mogło wydawać ludzie – a zwłaszcza miejscowi przedstawiciele prawa, nie są głupi. Jak wytłumaczyłaby się z faktu, że nie zauważyła płonącego gmachu biblioteki? Zanotowała w pamięci, żeby przedzwonić na komisariat, jak wszystko będzie skończone. Nie czekając, aż przemówi przez nią jeszcze więcej rozsądku polała jedną ze ścian benzyną, nucąc pod nosem bliżej nieokreśloną melodię. Drżąc z zimna i strachu próbowała odpalić zapałkę. Udało jej się dopiero, po kilkunastu nieudanych próbach. Uśmiechnęła się nieznacznie i oddaliła parę kroków, aby podziwiać swoje dzieło. Gmach budynku trawił morderczy ogień, razem z wszystkimi jego sekretami. Mimo to nie skończyła jeszcze swojej nocnej krucjaty. Kobieta obrzuciła nieufnym spojrzeniem swoje dłonie w wełnianych rękawiczkach, które zamierzała zostawić na miejscu razem z bronią; zsunęła je z przemarzniętych dłoni. Na pół przytomna opadła na ścieg, przyciskając ręce do twarzy. Długo siedziała na mrozie, zanim dotarło do niej, że już wszystko się skończyło. Że znów jest bezpieczna. Wstając na nogi otarła łzy z policzków i na chwiejnych nogach wróciła do domu. Chwilę bez ruchu siedziała w kuchni, uspokajając oddech. Kiedy była pewna, że mówi w miarę opanowanym głosem chwyciła za słuchawkę telefonu i wybrała dobrze znany numer. Mimo wszystko chciała zgłosić pożar, jednocześnie uwalniając się od wszelkich podejrzeń. Znów była bezpieczna.
Ciemnowłosa kobieta ze złością rzuciła gazetę na ziemię. Bez słowa pochyliła się nad stołem i zawiesiła spojrzenie na swoich drżących rękach. Zawsze wiedziała, że reporterzy jakoś wygrzebią tę sprawę, ale nie podejrzewała, że tak wcześnie. Przecież wymyślili przekonującą historię. Nikt nikogo nie zabił. Ci ludzie po prostu nie wytrzymali zimy i uciekli. Jeżeli ktokolwiek zacznie dociekać prawdy… Zadrżała silniej i zachłannie otuliła się wytartym kocem. Wstała na nogi, rozglądając się dookoła i postąpiła kilka kroków w kierunku okna. Minęło dokładnie dwadzieścia lat. Miała nadzieję, że nigdy nie będzie musiała znowu zmierzyć się z widmami przeszłości. Chwilę wpatrywała się w krajobraz za oknem. Znowu nadeszła zima. Wolno wyciągnęła przed siebie rękę i dotknęła lodowatej szyby. Przez dłuższy czas zastanawiała się nad swoim kolejnym krokiem.
Z trudem powstrzymała krzyk, kiedy zadzwonił telefon. Z bijącym sercem porwała słuchawkę z widełek i trzęsącą się ręką przystawiła ją do ucha.
- Halo?! – od razu skarciła w siebie w duchu. Nie mogła dać ponieść się emocjom, a tymczasem nawet w jej własnych uszach głos jej drżał.
- Anastasia – osoba po drugiej stronie linii mówiła przyjemnym dla ucha basem, który niósł ze sobą ukojenie. – Czytałaś?
- Czytałam – mruknęła kobieta spokojniej i opadła na drewniane krzesło w kuchni.
- I co myślisz?
- Nie wiem John. Na razie mało mają.
- Ale znajdą akta sprawy i wycinki z gazet. A wtedy… - nie dokończył zdania, jakby bał się wypowiedzieć myśli na głos. Mimo to Anabel doskonale wiedziała, o co mu chodziło.
- Musimy trzymać się od tego z daleka, albo skończymy jak Richie – rzuciła dziwnie opanowanym głosem i bez słowa pożegnania zakończyła rozmowę.
Chwilę wpatrywała się w czarny telefon, bezskutecznie próbując zebrać myśli. Jeżeli się o nich dowie, będzie chciał ich uciszyć. Dopóki nie znajdą żadnej wzmianki na ich temat, może czuć się bezpiecznie. Kobieta westchnęła głęboko. Tyle lat strzegła tajemnicy tych morderstw. W każdym wywiadzie powtarzała wcześniej przygotowaną bajeczkę. Co zrobili źle? Dlaczego ktoś chciał podważyć ich wersję? Zawsze znajdą się dziennikarze, których nie będzie obchodzić cena prawdy. A ceną rozwiązania tej tajemnicy była jej śmierć.
Anastasia jednym szybkim ruchem zrzuciła siebie koc i wstała na nogi. Już zdecydowała. I choć nie wiedziała, czy to rozwiązanie jest słuszne, nie zamierzała siedzieć w domu i pozwolić by strach odebrał jej zdolność logicznego myślenia. Jeżeli nie będzie akt, nikt nie powiąże jej z tą sprawą. W milczeniu zakrzątała się po domu szukając potrzebnych narzędzi. Na koniec – kiedy była przekonana, że wzięła ze sobą wszystko, czego będzie potrzebować – wyjęła z małej szafki kuchennej pistolet HK USP. Broń klasyczna, pół automatyczna. Ściskając w dłoni, przyjemnie ciężki rewolwer wyszła z domu. Od razu uderzył ją przenikający do szpiku kości mróz. Ignorując płatki śniegu lecące do oczu, brnęła po nieodśnieżonym chodniku, wbijając natarczywe spojrzenie w duży gmach biblioteki. Mieszkała w małym miasteczku. To tutaj trzymali wszystkie stare akta. Chwiejąc się, przy każdym podmuchu wiatru obeszła budynek dookoła. Żadnych świateł. Najwidoczniej wszyscy zainteresowani sprawą morderstw zatrzymali się w hotelu.
Anabel pokrzepiła się tą myślą. Nikt nie ucierpi. Dopiero jutro ktoś zobaczy zgliszcza. W pobliżu nie mieszkał nikt oprócz jej i Johna, który od lat nie miał kontaktu z ludźmi. To dobrze. Nie będzie świadków. Chociaż… Może ona powinna zadzwonić na policję? Zgłosić pożar. Wbrew wszystkiemu, co by się mogło wydawać ludzie – a zwłaszcza miejscowi przedstawiciele prawa, nie są głupi. Jak wytłumaczyłaby się z faktu, że nie zauważyła płonącego gmachu biblioteki? Zanotowała w pamięci, żeby przedzwonić na komisariat, jak wszystko będzie skończone.
Nie czekając, aż przemówi przez nią jeszcze więcej rozsądku polała jedną ze ścian benzyną, nucąc pod nosem bliżej nieokreśloną melodię. Drżąc z zimna i strachu próbowała odpalić zapałkę. Udało jej się dopiero, po kilkunastu nieudanych próbach. Uśmiechnęła się nieznacznie i oddaliła parę kroków, aby podziwiać swoje dzieło. Gmach budynku trawił morderczy ogień, razem z wszystkimi jego sekretami. Mimo to nie skończyła jeszcze swojej nocnej krucjaty.
Kobieta obrzuciła nieufnym spojrzeniem swoje dłonie w wełnianych rękawiczkach, które zamierzała zostawić na miejscu razem z bronią; zsunęła je z przemarzniętych dłoni. Na pół przytomna opadła na ścieg, przyciskając ręce do twarzy. Długo siedziała na mrozie, zanim dotarło do niej, że już wszystko się skończyło. Że znów jest bezpieczna.
Wstając na nogi otarła łzy z policzków i na chwiejnych nogach wróciła do domu. Chwilę bez ruchu siedziała w kuchni, uspokajając oddech. Kiedy była pewna, że mówi w miarę opanowanym głosem chwyciła za słuchawkę telefonu i wybrała dobrze znany numer. Mimo wszystko chciała zgłosić pożar, jednocześnie uwalniając się od wszelkich podejrzeń.
Znów była bezpieczna.
Ja za to dostalam 5+.
Proszę o naj;)
najlepiej napisz opowiadanien a swoim nauczycielu najlepsza ocena bedzie