Tuż przed wykonaniem odlewu dzwonu dla kościoła Świętej Marii Magdaleny we Wrocławiu, kiedy wszystko było ku temu już przygotowane, ludwisarz udał się na posiłek, swojemu czeladnikowi zabronił jednak surowo dotykać kurka przy kotle ze stopionym metalem. Czeladnik był jednak wścibski i bardzo go ciekawiło, jak też może wyglądać roztopiony metal. I kiedy dotknął on owego kurka i poruszył nim, kurek wymknął mu się i wbrew woli czeladnika do przygotowanej formy popłynął strumieniem rozżarzony metal. Biednego chłopca ogarnęło przerażenie i nie wiedział, co ma czynić. W końcu odważył się i płacząc poszedł do izby, gdzie oznajmił swojemu mistrzowi, że prosi go o łaskę i miłosierdzie. Jednak mistrz porwany gniewem, wyjął miecz i na miejscu przebódł nim czeladnika. Następnie pobiegł prędko, aby zobaczyć co jeszcze da się uratować, i po ostygnięciu oczyścił dzwon. Kiedy już to uczynił, ujrzał, że cały dzwon odlany był po mistrzowsku i bez jakiejkolwiek skazy. Pełen radości pobiegł mistrz z powrotem do izby i dopiero teraz zobaczył, jakie zło uczynił. Chłopiec wyzionął ducha, a mistrza aresztowano i oddano sędziemu, który wnet skazał go na ścięcie mieczem. W międzyczasie wieszano właśnie ów nowy dzwon i wtedy ludwisarz poprosił błagalnie sędziów, czy nie wolno by mu było przed śmiercią usłyszeć swój dzwon, bo chciałby jeszcze poznać jego dźwięk, jako że to on go właśnie wykonał. Sędziowie pozwolili na to, i od tej pory dzwon ten rozbrzmiewa zawsze wtedy, kiedy z ratusza wyprowadzają złoczyńcę. A dzwon ten jest tak duży, że kiedy dzwonnik ciągnąc linę wybije pięćdziesiąt uderzeń, kolejnych pięćdziesiąt uderzeń dzwon bije sam pod własnym ciężarem.
Żył straszny skąpiec. Nigdy nikomu nic nie użyczył. Po jego śmierci nikt w domu jego nie chciał przenocować. Przychodził gospodarz i co noc tłuk się. Jednego wieczoru przyszedł podróżny i prosił o nocleg. Żona zmarłego powiedziała mu, że jej mąż przychodzi co noc i strasznie się tłucze. Ale podróżny zgodził się nocować. Przed północą przyszedł duch. Tłukł się okropnie. Podróżny zabrał swoje manatki i chciał wyjść. Strach usiadł na progu i nie wypuścił podróżnego. Ten złapał go za nogi i powiedział: "Bóg zapłać wam za nocleg". Wtedy duch krzyknął: "I tym jednym Bóg zapłać - wybawiłeś mnie z mąk czyśćcowych". Od tego czasu nigdy się już nie pokazał.
Dzwon z Wrocławia
Tuż przed wykonaniem odlewu dzwonu dla kościoła Świętej Marii Magdaleny we Wrocławiu, kiedy wszystko było ku temu już przygotowane, ludwisarz udał się na posiłek, swojemu czeladnikowi zabronił jednak surowo dotykać kurka przy kotle ze stopionym metalem.
Czeladnik był jednak wścibski i bardzo go ciekawiło, jak też może wyglądać roztopiony metal. I kiedy dotknął on owego kurka i poruszył nim, kurek wymknął mu się i wbrew woli czeladnika do przygotowanej formy popłynął strumieniem rozżarzony metal.
Biednego chłopca ogarnęło przerażenie i nie wiedział, co ma czynić. W końcu odważył się i płacząc poszedł do izby, gdzie oznajmił swojemu mistrzowi, że prosi go o łaskę i miłosierdzie. Jednak mistrz porwany gniewem, wyjął miecz i na miejscu przebódł nim czeladnika.
Następnie pobiegł prędko, aby zobaczyć co jeszcze da się uratować, i po ostygnięciu oczyścił dzwon. Kiedy już to uczynił, ujrzał, że cały dzwon odlany był po mistrzowsku i bez jakiejkolwiek skazy. Pełen radości pobiegł mistrz z powrotem do izby i dopiero teraz zobaczył, jakie zło uczynił. Chłopiec wyzionął ducha, a mistrza aresztowano i oddano sędziemu, który wnet skazał go na ścięcie mieczem.
W międzyczasie wieszano właśnie ów nowy dzwon i wtedy ludwisarz poprosił błagalnie sędziów, czy nie wolno by mu było przed śmiercią usłyszeć swój dzwon, bo chciałby jeszcze poznać jego dźwięk, jako że to on go właśnie wykonał. Sędziowie pozwolili na to, i od tej pory dzwon ten rozbrzmiewa zawsze wtedy, kiedy z ratusza wyprowadzają złoczyńcę.
A dzwon ten jest tak duży, że kiedy dzwonnik ciągnąc linę wybije pięćdziesiąt uderzeń, kolejnych pięćdziesiąt uderzeń dzwon bije sam pod własnym ciężarem.
* * * * *
spisali bracia Grimm
przetłumaczył Robert Kolebuk
Widmo skąpca
Żył straszny skąpiec. Nigdy nikomu nic nie użyczył. Po jego śmierci nikt w domu jego nie chciał przenocować. Przychodził gospodarz i co noc tłuk się. Jednego wieczoru przyszedł podróżny i prosił o nocleg. Żona zmarłego powiedziała mu, że jej mąż przychodzi co noc i strasznie się tłucze. Ale podróżny zgodził się nocować. Przed północą przyszedł duch. Tłukł się okropnie. Podróżny zabrał swoje manatki i chciał wyjść. Strach usiadł na progu i nie wypuścił podróżnego. Ten złapał go za nogi i powiedział: "Bóg zapłać wam za nocleg". Wtedy duch krzyknął: "I tym jednym Bóg zapłać - wybawiłeś mnie z mąk czyśćcowych". Od tego czasu nigdy się już nie pokazał.
daj naj...