adi93
Świat jest doskonale bezduszny i obojętny – twierdzi światowy lider ateizmu Richard Dawkins. „Sens” i „celowość” to tylko fantasmagorie naszego umysłu nie istniejące naprawdę. Nie ma Boga. Co istnieje? Kosmos jako wielka maszyna do losowania i selekcji. Poza Kosmosem nie ma nic. Wewnątrz niego zaś nie pojawia się nawet ślad świadomego zamysłu, jakiejkolwiek duchowości. Rządzi przypadek.
Większość ludzi, a w każdym razie Europejczyków, wydaje się podzielać poglądy Dawkinsa traktując je jako „obiektywne” i „naukowe”. Niektórzy, mniej radykalni, rezerwują dla Boga miejsce nieuchwytnej zjawy. Zjawy, dodajmy, całkowicie bezrobotnej, gdyż jakakolwiek Boża ingerencja naruszyłaby „naukowe” rządy Przypadku i zaburzyła „harmonię bezcelowości”.
Co uwiarygodnia, zdaniem ateistów, ich poglądy? Darwinizm, który pozwala „być ateistą spełnionym intelektualnie”.
Człowieka nie stworzył Bóg. Nasz gatunek wyewoluował z materii nieożywionej. Drogą długotrwałej serii przypadków, wspartych mechanizmem selekcyjnym, przechodząc stadia pośrednie, takie jak bakteria, robak, ryba, gad.
Co z naszymi myślami, marzeniami? Złudzenie. Istnieją tylko jednostki informacji – memy, które powielają się i selekcjonują w naszych głowach. Nie mamy wolnej woli. Sztuka nie ma wartości. To tylko fantomy, które powstały w trakcie „walki o byt”.
Jakie są praktyczne skutki ateizmu? Ludzkie życie traci wartość w oczach samych ludzi. Ateiści się z takim stanowiskiem nie zgodzą, powiedzą, że to właśnie oni nadali sens życiu uwalniając je „spod tyranii” nieistniejącego Boga.
Czyny ateistów jednak przeczą tej deklaracji.
Życie ma sens tylko w pełni zdrowia i bogactwa. Inne życie jest „nędzne”. Znany ateistyczny etyk Peter Singer mówi, że życie staruszków jest nędzne, nic nie warte. Ateiści domagają się eutanazji. Ten, kto przegra w kosmiczną ruletkę, zestarzeje się albo zachoruje, powinien umrzeć. Miliarderzy, ci najwięksi szczęściarze kosmicznej maszyny losującej, żądają od biednych, aby znikli z powierzchni Ziemi i nie zużywali jej cennych zasobów.
Cóż, można powiedzieć, że to wszystko jest bardzo smutne, ale jednak „naukowe”. Czyżby?
Aby obronić swoją tezę, że „istnieje tylko Kosmos” i „nie istnieje celowość i sensowność” ateiści muszą się bardzo nagimnastykować, wiele faktów dosztukować, a o innych zręcznie zapomnieć i „zamieść je pod dywan”.
Zacznijmy od tezy, że człowiek wyewoluował w drodze serii przypadków z materii nieożywionej. Jest to teza skrajnie nieprawdopodobna. Richard Dawkins we „Wspinaczce na szczyt nieprawdopodobieństwa” wyjaśnia, że wspinaczka na stromy szczyt może się wydawać nieprawdopodobna, jest jednak zupełnie prosta, jeśli do szczytu prowadzi łagodna droga. Innymi słowy, mając dużo czasu, ewolucja mogła wszystko. Teza ta brzmi naukowo, jednak dowodów brak. Rozwinięte formy życia pojawiają się nagle w tak zwanej „eksplozji kambryjskiej” Żadnych form pośrednich. Żadnego „łagodnego podejścia”. Ciągle brak także „pośredniego ogniwa” między małpą a człowiekiem. Brak też pośredniego ogniwa łączącego materię ożywioną z martwą.
Samo „wyewoluowanie przypadkiem z materii nieożywionej” wydaje się już być niesamowitym fuksem, jaki spotkał nas w kosmicznej ruletce. Jednak, byśmy mogli w ogóle o nim debatować, wcześniej musiała zajść seria innych zupełnie nieprawdopodobnych przypadków.
Ziemia ma idealną masę, orbitę, księżyc, miejsce w układzie planetarnym. Słońce jest idealną gwiazdą, położoną w idealnej galaktyce, poruszającą się po idealnej orbicie. Wszechświat ma idealnie zestrojone parametry.
Przypadek. Przypadek. Będą krzyczeć ateiści. Ponieważ prawdopodobieństwo zajścia takiej serii przypadków jest znikomo małe, tworzone są koncepcje „wielu wszechświatów”. W którymś, statystycznie, musiało się udać. Jednak sama koncepcja „wielu wszechświatów” łamie już naturalistyczny dogmat, że istnieje tylko Kosmos, czego naturaliści w swoim zaślepieniu zdają się nie widzieć.
Naturaliści są zmuszeni także przyznać, że świat miał początek. Twierdzenie, że nie istnieje nic poza Kosmosem wydaje się być, w tej sytuacji, niczym nieuprawnionym dogmatem.
Jest bardzo racjonalne wyjście, które pomaga uniknąć debatowania o serii nieprawdopodobnych przypadków w bezdusznym i pozbawionym sensu Kosmosie. Wystarczy pogodzić się z istnieniem Boga. Wtedy racjonalne stają się i prawa rządzące Wszechświatem i ich „cudowne zestrojenie”. Również nasze życie nabiera wartości. Pojawia się Absolut, w którym jesteśmy zakotwiczeni i który nadaje naszemu życiu wieczny, ponadczasowy sens. Sztuka przestaje być tańcem bezmyślnych memów. Rodzina – egoizmem krewniaczym. Miłość – ewolucyjnym oszustwem. Wolna wola – złudzeniem.
Przyjęcie założenia o istnieniu Boga jest w zgodzie z pragnieniem sensu i racjonalności, które w nas tkwią.
Gdyby wszystko miało być pozbawionym sensu złudzeniem, to na jakiej podstawie ateiści przyjmują, że ich wiedza cokolwiek mówi o świecie? Skoro odrzucamy jakąkolwiek racjonalność nie ma powodów do ufania naturalistycznej nauce. Ateiści wpadają we własną pułapkę.
Jest jeszcze jeden drobiazg. Naturalistyczna nauka musi przyjąć, że Jezus nie zmartwychwstał. Jest to jednak dobrze udowodniony fakt historyczny. Naturalizm poświęca więc historię jako naukę, by ratować własne założenia filozoficzne.
Jeśli nauka jest „obiektywna”, to czemu tak uparcie trzyma się swoich naturalistycznych założeń? Wszak w ich wyniku powstaje wizja świata nieracjonalnego i pozbawionego sensu. Może już czas, w dobie postmodernizmu, rozstać się z przestarzałym zespołem dogmatów? Przyjmijmy, że Dawkins to szczytowy twór naturalizmu. Odtąd powinno się już zacząć łagodne schodzenie ze „szczytu nieprawdopodobieństwa”
Większość ludzi, a w każdym razie Europejczyków, wydaje się podzielać poglądy Dawkinsa traktując je jako „obiektywne” i „naukowe”. Niektórzy, mniej radykalni, rezerwują dla Boga miejsce nieuchwytnej zjawy. Zjawy, dodajmy, całkowicie bezrobotnej, gdyż jakakolwiek Boża ingerencja naruszyłaby „naukowe” rządy Przypadku i zaburzyła „harmonię bezcelowości”.
Co uwiarygodnia, zdaniem ateistów, ich poglądy? Darwinizm, który pozwala „być ateistą spełnionym intelektualnie”.
Człowieka nie stworzył Bóg. Nasz gatunek wyewoluował z materii nieożywionej. Drogą długotrwałej serii przypadków, wspartych mechanizmem selekcyjnym, przechodząc stadia pośrednie, takie jak bakteria, robak, ryba, gad.
Co z naszymi myślami, marzeniami? Złudzenie. Istnieją tylko jednostki informacji – memy, które powielają się i selekcjonują w naszych głowach. Nie mamy wolnej woli. Sztuka nie ma wartości. To tylko fantomy, które powstały w trakcie „walki o byt”.
Jakie są praktyczne skutki ateizmu? Ludzkie życie traci wartość w oczach samych ludzi. Ateiści się z takim stanowiskiem nie zgodzą, powiedzą, że to właśnie oni nadali sens życiu uwalniając je „spod tyranii” nieistniejącego Boga.
Czyny ateistów jednak przeczą tej deklaracji.
Życie ma sens tylko w pełni zdrowia i bogactwa. Inne życie jest „nędzne”. Znany ateistyczny etyk Peter Singer mówi, że życie staruszków jest nędzne, nic nie warte. Ateiści domagają się eutanazji. Ten, kto przegra w kosmiczną ruletkę, zestarzeje się albo zachoruje, powinien umrzeć. Miliarderzy, ci najwięksi szczęściarze kosmicznej maszyny losującej, żądają od biednych, aby znikli z powierzchni Ziemi i nie zużywali jej cennych zasobów.
Cóż, można powiedzieć, że to wszystko jest bardzo smutne, ale jednak „naukowe”. Czyżby?
Aby obronić swoją tezę, że „istnieje tylko Kosmos” i „nie istnieje celowość i sensowność” ateiści muszą się bardzo nagimnastykować, wiele faktów dosztukować, a o innych zręcznie zapomnieć i „zamieść je pod dywan”.
Zacznijmy od tezy, że człowiek wyewoluował w drodze serii przypadków z materii nieożywionej. Jest to teza skrajnie nieprawdopodobna. Richard Dawkins we „Wspinaczce na szczyt nieprawdopodobieństwa” wyjaśnia, że wspinaczka na stromy szczyt może się wydawać nieprawdopodobna, jest jednak zupełnie prosta, jeśli do szczytu prowadzi łagodna droga. Innymi słowy, mając dużo czasu, ewolucja mogła wszystko. Teza ta brzmi naukowo, jednak dowodów brak. Rozwinięte formy życia pojawiają się nagle w tak zwanej „eksplozji kambryjskiej” Żadnych form pośrednich. Żadnego „łagodnego podejścia”. Ciągle brak także „pośredniego ogniwa” między małpą a człowiekiem. Brak też pośredniego ogniwa łączącego materię ożywioną z martwą.
Samo „wyewoluowanie przypadkiem z materii nieożywionej” wydaje się już być niesamowitym fuksem, jaki spotkał nas w kosmicznej ruletce. Jednak, byśmy mogli w ogóle o nim debatować, wcześniej musiała zajść seria innych zupełnie nieprawdopodobnych przypadków.
Ziemia ma idealną masę, orbitę, księżyc, miejsce w układzie planetarnym. Słońce jest idealną gwiazdą, położoną w idealnej galaktyce, poruszającą się po idealnej orbicie. Wszechświat ma idealnie zestrojone parametry.
Przypadek. Przypadek. Będą krzyczeć ateiści. Ponieważ prawdopodobieństwo zajścia takiej serii przypadków jest znikomo małe, tworzone są koncepcje „wielu wszechświatów”. W którymś, statystycznie, musiało się udać. Jednak sama koncepcja „wielu wszechświatów” łamie już naturalistyczny dogmat, że istnieje tylko Kosmos, czego naturaliści w swoim zaślepieniu zdają się nie widzieć.
Naturaliści są zmuszeni także przyznać, że świat miał początek. Twierdzenie, że nie istnieje nic poza Kosmosem wydaje się być, w tej sytuacji, niczym nieuprawnionym dogmatem.
Jest bardzo racjonalne wyjście, które pomaga uniknąć debatowania o serii nieprawdopodobnych przypadków w bezdusznym i pozbawionym sensu Kosmosie. Wystarczy pogodzić się z istnieniem Boga. Wtedy racjonalne stają się i prawa rządzące Wszechświatem i ich „cudowne zestrojenie”. Również nasze życie nabiera wartości. Pojawia się Absolut, w którym jesteśmy zakotwiczeni i który nadaje naszemu życiu wieczny, ponadczasowy sens. Sztuka przestaje być tańcem bezmyślnych memów. Rodzina – egoizmem krewniaczym. Miłość – ewolucyjnym oszustwem. Wolna wola – złudzeniem.
Przyjęcie założenia o istnieniu Boga jest w zgodzie z pragnieniem sensu i racjonalności, które w nas tkwią.
Gdyby wszystko miało być pozbawionym sensu złudzeniem, to na jakiej podstawie ateiści przyjmują, że ich wiedza cokolwiek mówi o świecie? Skoro odrzucamy jakąkolwiek racjonalność nie ma powodów do ufania naturalistycznej nauce. Ateiści wpadają we własną pułapkę.
Jest jeszcze jeden drobiazg. Naturalistyczna nauka musi przyjąć, że Jezus nie zmartwychwstał. Jest to jednak dobrze udowodniony fakt historyczny. Naturalizm poświęca więc historię jako naukę, by ratować własne założenia filozoficzne.
Jeśli nauka jest „obiektywna”, to czemu tak uparcie trzyma się swoich naturalistycznych założeń? Wszak w ich wyniku powstaje wizja świata nieracjonalnego i pozbawionego sensu. Może już czas, w dobie postmodernizmu, rozstać się z przestarzałym zespołem dogmatów? Przyjmijmy, że Dawkins to szczytowy twór naturalizmu. Odtąd powinno się już zacząć łagodne schodzenie ze „szczytu nieprawdopodobieństwa”