Jak nazywają się dachy wież w zamku Neuschwanstein ? One są na zdjęciach w google, wpiszcie sobie, może wiecie jak się nazywają. Proszę o szybką odpowiedź, pilne, na teraz :) Jak nie wiesz , nie odpowiadaj , daj szansę tym co to wiedzą ; )
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
kopuły herkulesa
Kraina bajek, marzenie architekta, najwyższej klasy perła wydziwionej architektury. Zamek Neuschwanstein. Tłumaczą nazwę jako Nowy Łabędzi Kamień. Wybudowany w XIX wieku przez ówczesnego króla Bawarii Ludwika II zwanego szalonym, albo bajowym. Zamek stoi na pograniczu Niemiec i Austrii nad rzeką Pollat.
Tylko o 2 kilometry od trochę starszego, pomarańczowego zamku Hohenschwangau, w którym wychował się Ludwik. Naprawdę trudno określić styl w jakim jest zbudowany zamek, bo miesza się tam wszystko. Bryła pseudo neoromańska, czy neogotycka, a czasami pseudo mauretańska, a w środku, bogactwo wszystkich epok. Z daleka, gdy idzie się pod górkę sapiąc z wysiłku, człowiek rozdziawia buzię z zachwytu. Prawie białe wieże wyraźnie się rysują na tle bujnej zieleni Alp. Z każdym krokiem, z każdym zakrętem wyłania się coraz to inny widok. Najpierw pojawia się duża, czworokątna wieża wbudowana w mury zewnętrzne, później widać najwyższą, okrągłą z koronkową obwódką krużganków i szpiczastym dachem. Kiedy miniemy ostatni zakręt to z wrażenia trzeba na chwilę przystanąć. Złapać oddech, otworzyć oczy szeroko i podziwiać, bo to naprawdę warto zobaczyć.
Naśrodku murów zewnętrznych jest kamienna brama z pięknymi zwieńczeniami i kolejne wieżyczki, których na zamku jest sporo. Na boki rozciąga się ceglany mur zwieńczony kamiennym gzymsem i flankami. W narożnikach murów okrągłe, symetryczne wieże wykończone flankami, a za nimi przepaść. Kiedy wejdziemy na dziedziniec oczom ukaże się monumentalny taras, a na nim dopiero właściwy zamek, który z perspektywy wygląda jak misternie rzeźbiony ołtarz. Po bokach wieżyczki z podłużnymi oknami i ciemnymi, szpiczastymi dachami. Po między nimi balkon z trzema oknami, a nad nim dwa zespoły podwójnych okien. Po prawej duża ściana z budynkiem, przez który wpuszczane są wycieczki.
Wchodzimy kręconymi, kamiennymi schodami na wysokość drugiego piętra, a potem krużgankiem w koło dziedzińca wewnętrznego do poczekalni, w której spotykamy się z przewodnikiem. Jest to sala niezbyt wysoka, pięknie malowana z gotyckim sklepieniem. Mimo ozdób robi dość ponure wrażenie. Z przewodnikiem przechodzimy kolejnym korytarzem, a po lewej, przez otwarte okna wewnętrzne widać bardzo kiepsko pomieszczenia jadalne i sypialnie dla służby. Przewodnik goni w okropnym tempie i nawet nie można porządnie zajrzeć, a co dopiero opisać wnętrza. Znów schody i ciemna sala bogato zdobiona. Pachołki z taśmami dzielą ją na dwie części, żeby turysta nie pomylił przypadkiem kierunków.
Noga za nogą, depcząc komuś z przodu po piętach przechodzimy w prawo do jednej z piękniejszych sal zamku. Sala tronowa. Tam na chwile grupa się zatrzymuje i można nasycić oczy, a jest czym. Nad głową ciemno niebieska kopuła, a na niej słońce ze złotymi promieniami. Ze środka zwisa największy żyrandol jaki kiedykolwiek widziałam. Ma chyba ze 3 metry średnicy. Prawie połowa sali jest w formie złotej muszli koncertowej na podwyższeniu, na które wchodzi się po marmurowych dziewięciu stopniach. Po bokach wielkie jak kolumny, złote świeczniki, a za placami powyżej tronu, który nigdy tutaj nie stanął, mamy poczet sześciu królów. Nad nimi sam Bóg. Zaś niżej po obu stronach jest namalowanych dwunastu apostołów, po sześć z każdej strony. Co oznaczało że król, który miał tam zasiąść miał być władcą z łaski Bożej.
Podłoga w sali jest ułożona z misternej mozaiki, a na ścianach od dołu kolumny z ciemno bordowego marmuru, a na wysokości piętra krużganki i kolumny ciemnoniebieskie ze złoconymi głowicami. Zamiast okien tylko otwory z nieszczelnymi osłonami szklanymi i niesamowity pogłos, który nawet szept wzmacniał nadając mu głębię.
Kolejne przejścia i Sypialnia królewska. Mała ciemna, ale bardzo przytulna i pewnie dlatego Ludwik uwielbiał tam czytać. Została urządzona w stylu neogotyckim. Na ścianach freski przedstawiające sceny z życia Tristana i Izoldy. W lewym rogu, naprzeciwko okna stoi wielkie łoże, bo Ludwik II był jak na tamte czasy bardzo wysoki, miał 190 cm wzrostu. Uwagę przykuwa nie tyle samo łóżko, co baldachim w kształcie katedralnych wież i wieżyczek. Wszystko w ciemnym prawie mahoniowym kolorze. Obok w podobnym stylu umywalka i kran w kształcie łabędzia, a po lewej drzwi do niewielkiego pomieszczenia z drewnianym tronem obitym zieloną skórą. Na środku siedziska podnoszona klapa, bo to jest tamtejsza, królewska ubikacja. W tej sypialni Ludwik II spędził zamknięty ostatnie swoje dni, ale my przechodzimy dalej do gabinetu, a z niego wąskim przejściem przez grotę. Tam mijamy po prawej szklane drzwi do ogrodu zimowego.
Kolejna sala, tym razem gabinet do pracy z wnęką oddzielaną kotarą, a za nią stolik, dwa fotele i kanapa jakby wbudowana jeszcze w jedną niszę. Wszystko obite błękitnym jedwabiem i haftowane srebrem. Na ścianach malowidła z kolejnych legend. Wszystkie pomieszczenia dość ciemne z przewagą ulubionego przez króla niebieskiego koloru. Wszędzie niewielkie, bogato zdobione, kaflowe piece, ale bez palenisk, bo zamek miał centralne, kanałowe ogrzewanie.
Na koniec idziemy jeszcze wyżej krętymi schodami, zapewne w kolejnej wieży i pod samym dachem mamy kolumnę w kształcie palmy. Jej zielone liście zamiast gotyckich gzymsów wychodzą z głowicy kolumny i rozkładają się symetrycznie na suficie, również niebieskim. Stamtąd wchodzimy do największej sali pod dwuspadowym dachem.
Sala Śpiewaków, to w niej odbywały się koncerty muzyki wagnerowskiej. Obecnie stoi tam dużo współczesnych krzeseł, stare, wielkie świeczniki i żyrandole na 600 świec. Ciekawe ile czasu trwało ich zapalanie i czy dało się normalnie oddychać, ale przejdźmy dalej do opisu sali. Na ścianach mamy freski ukazujące życie legendarnego Parsifala. Od tyłu niby balkon, niby nisza wsparta na czterech kolumnach, a na ścianie słoneczny pejzaż z drzewem.
Zauroczeni przepychem schodzimy kręconymi schodami na sam dół zamku, gdzie jest współczesny bufet, toalety, oraz stara dworska kuchnia z miedzianymi garnkami, rondlami i kociołkami. Wszystko błyszczy wyglansowane, a człowiek ma znów niedosyt, bo za szybko, bo za mało. Szkoda, że królowi nie udało się wykończyć wszystkich pomieszczeń, bo świat stracił wiele. Podobno zamek pochłonął astronomiczną sumę, ale teraz dużo więcej zarabia na turystach.
Żeby na koniec wzmocnić swoje wrażenia, trzeba koniecznie przejść jeszcze około kilometra w koło góry na most miłości i zobaczyć to niesamowite cacko od strony Alp. Zamek Neuschwanstein ze swoimi baśniowymi wieżami dosłownie wyrasta ze skał i góruje nad głęboką przepaścią, która otacza go z trzech stron. Dopiero wtedy można odetchnąć, zrobić zdjęcia i zamknąć oczy, a obraz zamku pozostanie na zawsze w pamięci.
KOPUŁY HERAKLESA