Titanic przewoził najbogatszych ludzi świata. Wśród pasażerów pierwszej klasy był ówczesny najbogatszy człowiek Ameryki, pułkownik John Jacob Astor wraz z żoną, którzy powracali z podróży po Europie. Pani Astor była w tym czasie brzemienna. Gerge Widener, jeden z najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi w Filadelfii i Pensylwanii płyną wraz z żoną Eleonora i synem Harrym. Na pokładzie statku był również Isidor Straus, dyrektor słynnego domu towarowego Mancy’s, który wraz z żoną podróżował po południowej Francji. William Stead, autor i redaktor naczelny czasopisma „Review of Reviews” oraz wybitny przemysłowiec Benjamin Guggenheim. Należy tu wspomnieć, że wszyscy ci najbogatsi pionerzy świata zginęli podczas katastrofy Titanica. Na pokładzie Titanica byli oczywiście zarówno Bruce Ismay reprezentujący bezpośrednio linię White Star jak i Thomas Andrews konstruktor statku ze stoczni Harland and Wolff, nadzorujący pracę Titanica. Andrews przypatrywał się i odnotowywał ewentualne uchybienia na statku, które miały być później skorygowane. Dopatrywał się nawet drobiazgów takich jak np. dokładną ilością guzików przyczepionych do ubrań załogi. Zarówno Ismay jak Andrews podróżowali jako pasażerowie I klasy, zamieszkując prywatne apartamenty.
Dziwne przeczucie
Drugą klasą podróżował brytyjski nauczyciel Lawrence Beesley, który później opisał okoliczności zatonięcia Titanica. Beesley uważnie notował to, co działo się podczas dziewiczego rejsu. Także II klasą podróżował, Banjamin Hart z żoną Esther i córką Ewą. Pani Hart jednakże była dosyć zaniepokojona, wręcz obawiała się podróży statkiem. Jej przeczucie było tak silne, że odmówiła pójścia spać tej ostatniej, tragicznej nocy. Kiedy usnęła, Titanic miał kolizję z góra lodową, pani Hart prawdopodobnie nie zdawała sobie sprawy, że tak mało znacząca kolizja będzie powodem zatonięcia statku. Drugą klasą podróżował również zespół orkiestry estradowej Titanica, której kapelmistrzem był Wallace Henry Hartley. Orkiestra ta przeszła do historii nie tylko dlatego, że zachęcała ludzi do wsiadania do szalup ratunkowych, ale z tego iż grała do końca, do ostatnich minut Titanica.
Trzecia klasa
Pasażerowie III klasy stanowili, zdecydowaną większość pasażerów Titanica. (Przypomnę że linie żeglugowe czerpały ogromne zyski głównie z przewozu pasażerów w III klasie). Jednym z wielu pasażerów trzeciej klasy był niejaki Henry Sutehall z Nowego Jorku. Podróżował wraz ze swoim przyjacielem przez stany zjednoczone, a później przez Australię. Ostatecznie dostali się do Anglii, i znaleźli się na pokładzie Titanica. Powracali do domu po blisko dwuletniej podróży po świecie. Szwedzki pasażer Carl Jansson, podróżował również trzecią klasą. Kiedy po kolizji statku wyszedł na pokład zauważył, że woda podpływała dookoła jego stóp, a po chwili sięgła już jego kostek.
Nie dano im szansy ratowania się ....
Większość pasażerów trzeciej klasy została „skazana” na śmierć. Zamknięto żelazne kraty oddzielające poszczególne piętra statku w obawie przed przeludnieniem osób na zewnętrznym pokładzie. Nikt się ich nie pytał o zdanie, nikt się o nich nie martwił. Nie dano im żadnej szansy wydostania się z tonącego Titanica.
Przebieg rejsu
Wreszcie nadszedł ten dzień
O godzinie 9:30 rano 10 kwietnia 1912 roku na stację Waterloo przybyli pasażerowie drugiej i trzeciej klasy. Dwie godziny później, specjalny pociąg z Londynu zatrzymał się z pasażerami pierwszej klasy. Przed wejściem pasażerów i gości sprawdzono dokładnie ogromnego Titanica, badano min. Sprawność elektrycznej windy, skontrolowano kuchnię, wyposażenie biblioteki oraz urządzenie sali gimnastycznej.
Uniknięcie kolizji
W końcu w południe gigantyczny Titanic wydał potrójny sygnał specjalnym okrętowym gwizdkiem i parowiec uruchomił ogromne turbiny. Gigantyczny liniowiec wypływa z portu i już wtedy jest niepokojący znak. Titanic ma pecha od samego początku. Świadczy o tym fakt, iż wychodząc z portu o mało co nie zderzyłby się z innym statkiem – „New York”, przechodzi obok tego statku w odległości około 120cm. Według marynarzy jest to fatalny znak. Okazuje się, że marynarskie przesądy mają pewne usprawiedliwienie. Titanic zmierza na krótki postój do Cherbourga i na kolejny załadunek do Francji skąd zabiera około 150 pasażerów. Po godzinie 8:00 wieczorem Titanic kieruje się na ostatni postój do portu w Queenston, które opuszcza dopiero rano zabierając ze sobą dostawę poczty i ponad połowę swoich pasażerów.
Cel – Nowy York
11 kwietnia, 1912 roku Titanic, jest już ostatecznie gotowy, aby rozpocząć swój dziewiczy rejs. O godzinie 1:30 popołudniu sponad 2,200 pasażerami, statek udaje się na wyprawę przez ocean atlantycki. Czwartego dnia dziewiczego rejsu w niedzielę ocean był wyjątkowo spokojny. Pasażerowie po uroczystym lanchu spędzali czas na odpoczynku i relaksie lub korzystali z wszelkich przyjemności, jakie oferował im statek. Pogoda na zewnątrz była dosyć nieprzyjemna, więc mało kto decydował się na spacer po pokładzie Titanica.
Depesze ostrzegawcze
Operator telegrafu John Philips, wraz ze swoim asystentem Haroldem Bridem mięli pełne ręce roboty wysyłając prywatne telegramy pasażerów. Zaległości nagromadziły się, ponieważ system radiowy był czasowo niesprawny. Od piątkowego wieczoru wciąż przychodziły wiadomości od statków znajdujących się w pobliżu o pływających górach lodowych. Bride zanosił otrzymane depesze oficerom i kapitanowi znajdujących się na mostku. Przed godziną drugą popołudniu tego samego dnia telegrafiści otrzymali trzy ostrzeżenia o górach lodowych od statków Caronia, the Noordan i Baltic. Po otrzymaniu ostrzeżenia od statku Baltic, kapitan Smith zaniósł depeszę Bruce’owi Ismay’owi. Ten jednak schował tę wiadomość do kieszeni. Wszystko to widział Arthur Ryerson, któremu Ismay polecił zwiększenie prędkości statku do 21 węzłów, w celu podbicia rekordu czasu przepłynięcia przez ocean. Następne ostrzeżenie przyszło o 5:03 po południu od liniowca America. Jest godzina 7:30 wieczorem, Philips Bride otrzymują kolejne ostrzeżenie od znajdującego się w pobliżu statku Californian. Kapitan Smith jednakże nie odpowiada statkowi Californian, ponieważ był akurat na obiedzie, drugi oficer Charles Lightoller oświadcza, ze warunki pogodowe są nienajlepsze ponieważ rozciąga się gęsta mgła. Około godziny 9:40 inny statek Mesaba, wysyła kolejny telegram z ostrzeżeniem o górach lodowych. Philips był jednak zbyt zajęty wysyłaniem pasażerskich depeszy, do godziny 11:00 wieczorem nadal nie odpowiadał na ostrzeżenia statków, wręcz nakazuje Californianowi zaprzestania wysyłania komunikatów o kolejnych górach lodowych. Kapitan wie o zagrożeniu ze strony gór lodowych nie zmienił jednak kursu ani nie zmniejszył prędkości. Płynie Titanic, płynie gigantyczny hotel dla zblazowanych milionerów. Nikt z całej śmietanki najbogatszych ludzi świata, nic nie podejrzewa, nie przypuszcza, ze może się coś stać ....
Ocean był spokojny
Jest godzina 23:40, w bocianim gnieździe zawieszonym 20 m nad pokładem, marynarze Frederick Fleet i Reginald Lee dostrzegają przed dziobem czarną masę oddaloną około 400-450 metrów. Góra lodowa wydaje się niewielka, lecz szybko ogromnieje. Fleet trzykrotnie uderza w dzwon alarmowy. „Góra lodowa na wprost!”- wrzeszczy w słuchawkę telefonu. Pierwszy oficer William Murdoch nakazuje dać ster ostro na bak burtę, s do maszynowni krzyczy: „Cała wstecz!”. Titanic zbliża się do góry lodowej z prędkością springera 11,5 metra na sekundę. Dziób stalowego kolosa o wiele za wolno odchyla się od kursu i wreszcie zastępuje zderzenie. Setki kawałów lodu spadają na przedni pokład na czwartym piętrze statku. Zagrożenie ze strony gór lodowych istnieje cały czas. Mówi kapitan Marian Kula z Gdyni : „Z górami lodowymi to nie jest taka łatwa sprawa, najgroźniejsze dla żeglarzy żeglujących na wodach światowych, oceanach są tzn. na wpół zatopione odłamki gór lodowych tzn. gloulery. Są one na wpół zatopione i często niewidoczne. W nocy jest za duże niebezpieczeństwo zderzenia się z takimi gloulerami. Podstawowym błędem było niedopatrzenie nawigatora i i moim zdaniem zlekceważenie ostrzeżeń Carpathii, które na swojej trasie zauważyły góry lodowe i przekazywały ostrzeżenia do Titanica.” Niestety pomimo tego, że Titanic był wielkim statkiem i bardzo szybkim, mogł rozwinąć prędkość 41km/h, miał moc aż 46 koni mechanicznych, ale był bardzo mało zwrotny i wiedząc o tym, kapitan zapomniał wyposażyć marynarzy w bocianim gnieździe chociażby w lornetki. Kawałki lodu spadają na pokład. Okazuje się, że pasażerowie w ogóle beztrosko zaczynają bawić się kawałkami lodu, na pokładzie są jakieś gry, ktoś używa tego lodu do oziębienia łyski, nikt nie przypuszcza, że Titanic może zatonąć jest to przecież statek niezatapialny. Jest 14 kwietnia 1912 godzina 23:42, to dwie minuty po katastrofie nikt nic nie przypuszcza i prawie nikt jej nie słyszy.
„Zamknąć grodzie!!”
W momencie zderzenia jedynie palacze w najbardziej wysuniętej ku dziobowi kotłowni usłyszeli piekielny hałas, a zielonkawa, spieniona i lodowata woda Atlantyku zaczęła zalewać ich grubymi strugami. Jednak na gorym pokładzie pierwszej klasy tylko leciutko drżą szkła, jakby anioł przeszedł przez salon. Czterej stewardzi, samotnie spożywający kolację w jadalni pierwszej klasy ze zdziwieniem stwierdzają, że oto brzęczą przygotowane już do śniadania srebrne sztućce. Na mostek wpada zaalarmowany wstrząsem kapitan Edward J. Smith. „Zamknąć grodzie!!”- woła, „Już wykonane” – odpowiada pierwszy oficer. Na Titanicu zapada grobowa cisza. Kapitan i konstruktor statku próbują sprawdzić jak duże są uszkodzenia statku. Kapitan Smith schodzi na sam dół liniowca w towarzystwie Thomasa Andrewsa, dyrektora technicznego stoczni Harland and Wolff w Belfaście, w której zbudowano ten największy na świecie statek. Wracają 3 minuty po północy i Andrews wypowiada wyrok śmierci : „Titanic pójdzie na dno”. Wyrwy w kadłubie ciągną się na długości 6 a dokładnie 16 przedziałów wodoszczelnych, a statek może wytrzymać zalanie co najmniej czterech. „Przecież nie może tak po prostu zatonąć!?” – pyta zrozpaczony kapitan. „Pozostało nam najwyżej półtorej godziny” – odpowiada zimno konstruktor.
S.O.S !!
W godzinę po zderzeniu z górą lodową marynarze biorą się do klarowania szalup, marynarzy jest jednak zbyt mało i przybyli zbyt późno, nie działają też sprawnie, pochodzą z różnych jednostek, nie stanowią zespołu, a czas nagli. Jest 45 minut po północy już 15 kwietnia, pierwsze sygnały od Titanica idą w świat, że jest bardzo niedobrze. W niebo wzlatuje pierwsza rakieta, rozświetla przedni pokład i mnóstwo pobladłych twarzy. Teraz już wszyscy zrozumieli, że śmierć jest blisko. Rakiety mają zwrócić uwagę Californiana, którego światła pozycyjnie widać z Titanica. Oficer wachtowy Californiana rzeczywiście dostrzega rakiety, lecz nie domyśla się co one mogą oznaczać. Zaalarmowany kapitan Stanley Lord nie wpada na pomysł, aby uruchomić maszyny i włączyć radiostację. Woli spać snem sprawiedliwego. Tak właśnie zaprzepaszczona została ostatnia szansa ratowania ludzi z tonącego Titanica. Na próżno drugi oficer śmiertelnie rannego giganta Charls Lightoller wścieka się : „Dałbym wszystko za 15 centymetrowe działo i kilka granatów, aby obudzić tych facetów”. Na pokładzie Titanica jest ponad 2200 osób, niestety miejsc w szalupach jest tylko dla połowy z nich. Pół godziny po samej katastrofie już spuszczane są pierwsze szalupy, ale ludzie w ogóle nie chcą do nich wchodzić, nikt nie wierzy, że Titanic zatonie. Ktoś mówi : „Słuchajcie Titanic jest niezatapialną szalupą, nie ma sensu wchodzić, woda jest przecież bardzo zimna”. Na dworze jest zimno, nikt nie chce wychodzić na pokład. O godzinie 0:15 orkiestra przenosi się z salonu na pokład, aby zachęcić ludzi do wyjścia, do wsiadania do szalup. Zaczyna grać i będzie grała tam na pokładzie do końca, do ostatnich minut statku. O godzinie 0:45, zostaje spuszczona pierwsza szalupa, w której znajduje się zaledwie 28 osób, choć szalupa może pomieścić 70 osób. Zaś godzinę później ok. 1:30 zaczyna pojawiać się pierwsza panika wśród pasażerów. Stewardzi zostają wyposażeni w broń, dlatego że niektórzy na siłę próbują dostać się do szalup, ale pierwsze są kobiety i dzieci. Niektórzy dżentelmeni przebierają się we fraki, chcąc godnie umrzeć, jak sami mówią. Na statku mają miejsce rozdzierające sceny.
Historia małżeństwa Astorów – multi milionerów ze Stanów Zjednoczonych
Państwo Astorowie w końcu zrozumieli że Titanic pójdzie na dno i rozpoczęli poszukiwanie szalupy. Znaleźli w końcu jedną na sterburcie, tam gdzie dowodził drugi oficer Lightoller, przepuszczający tylko kobiety. Jacob Astor pomógł wejść swojej żonie do łodzi i uprzejmie zapytał się, czy wolno mu towarzyszyć małżonce, gdyż jest ona w odmiennym stanie. „Nie sir” – odparł szorstko Lightoller. Żadnych mężczyzn póki są tu jeszcze kobiety, a przecież w łodzi jest jeszcze dużo wolnych miejsc. Oficer najwidoczniej nie zdawał sobie sprawy, że w tym momencie wydał wyrok śmierci na najbogatszego człowieka Ameryki. Pułkownik Astor nie próbuje wejść do szalupy, woła tylko do żony „ Goodbye! Dopłynę do ciebie następną łodzią”.
To już koniec ...
Sytuacja jest coraz bardziej dramatyczna, w niespełna dwie godziny po kolizji z górą lodową, przechylenie Titanica jest coraz większe. Co robi kapitan i główny konstruktor statku? Światł statku czerwienią się i migocą, kapitan Smith ostatni raz zagląda do radiotelegrafistów : „ Spełniliście swój obowiązek, a teraz ratuj się kto może” – nakazuje. Kapitan udaje się na mostek, od tej pory nikt go już nie widział. Thomas Andrews, konstruktor statku stoi z założonymi rękami w salonie palarni. Jego kamizelka ratunkowa leży niedbale przerzucona przez stół. Andrew chce zginąć razem ze swoim statkiem.
„Wesprzyj nas Panie w tych przepotężnych odmętach”
Sytuacja jest coraz bardziej dramatyczna, kadłub Titanica zaczyna dygotać, ksiądz zaczyna odmawiać mszę, gdzieś tam ktoś mu się spowiada, głośno są odmawiane pacierze, okazuje się że cały czas gra orkiestra wg świadków grał chorał episkopalny, w którym jedno z błagań o boskie miłosierdzie brzmi : „Wesprzyj nas Panie w tych przepotężnych odmętach”. W 2 godziny i 40 minut po kolizji, tylna część statku odchyla się od pionu i statek przełamuje się na dwie części pod kątem ok. 70 stopni. Wiele przedmiotów wypada z zewnątrz. Niektóre z nich są bardzo ciężkie np. sejf, a niektóre całkiem lekkie jak : krzesła pokładowe, buty. Stalowy „sarkofag” z rosnącą szybkość zapada w morską toń. Rufa podskakuje jeszcze jako korek, po czym po prostu wsuwa się w otchłań oceanu. Ostatni ludzie spadają i uderzają z hukiem o powierzchnię wody, albo zostają zmieceni z pokładu, gdy Atlantyk w zadziwiającej ciszy połyka swą ofiarę. Nie ma ani śladów wirów czy kipieli, pozostaje tylko chmura dymu lub mgły w kształcie grzyba. Statek idzie na dno w całkowitej ciszy. Na powierzchni przez 2 minuty panuje osobliwe milczenie. Jak opowiadali później naoczni świadkowie ocean był tej nocy zupełnie spokojny, panowała absolutna gładzia jak lustro, nie ma niczego, nie ma żadnego odgłosu, jest cisza. Nagle z gardeł setek ludzi, którzy jeszcze żywi pływają w wodzie, wydziera się wielki okrzyk rozpaczy.
Nie dano im możliwości ratowania się ...
Statek do końca był oświetlony, przypłaciło to życiem parunastu marynarzy, którzy siedzieli w pokładowej elektrowni i trzymali ażeby nie wybuchła dodatkowa panika, gdyby zgasło światło. Najgorszy los spotkał około 500 pasażerów, uwięzionych gdzieś wewnątrz statku. Wg światków tej katastrofy, podobno był taki dramatyczny moment, kiedy marynarze zdecydowali się zamknąć cały pokład dla klasy trzeciej, aby uniknąć zbyt dużej ilości ludzi, na pokładzie zewnętrznym. Zdawano sobie sprawę, iż wypuszczenie tych ludzi nic nie zmieni, ponieważ już na pokładzie spuszczano ostatnie szalupy i nie było w nich wolnych miejsc. Na powierzchni pływają szalupy puste do połowy i ok. 500 ludzi w wodzie. Woda ma – 4 stopnie, ze względu na bardzo bliskie położenie pól lodowych. Jest straszliwy krzyk, ani jedna szalupa nie podpływa. Wszystkie stoją w odległości około 200 m od rozbitków. Tylko 2 szalupy pośpieszyły na ratunek nieszczęśnikom – łódź numer 4 wyłowiła 6 lub 7 palaczy stewardów, dwaj umierają na łodzi, a jeden jest tak pijany, że kilka rezolutnych niewiast musi na nim usiąść, aby go obezwładnić. Łodzi numer 14 oficer Lowe i czterej ochotnicy ostrożnie podpływają do kłębowiska ginących ludzi, przesadziwszy wcześniej pozostałych pasażerów na inne łodzi. Lowe zatrzymuje szalupę jakieś 150 metrów od umierających i odczekuje godzinę, aż rozbitkowie osłabną, bo przecież mogą przewrócić szalupę. Wielu, których chciano wyłowić z wody już nie żyło. Udało się wyłowić ledwie 4 ludzi, z których jeden brocząc krwią z nosa i ust umiera. Ludzie konają w lodowatej wodzie, umierają na hipotermię (z wyziębienia), najsilniejsi podobno wytrzymali ponad godzinę. Na kilku łodziach trwa dyskusja, podpływać czy nie podpływać, ratować czy nie ratować. Obawiano się, że kiedy się podpłynie do tych umierających z zimna, oni wywrócą łodzie, podejmowane są decyzję aby jednak nie podpłynąć. Na jednej z łodzi podejmuje się wręcz śpiewanie religijnych pieśni, aby zagłuszyć potworne wycie, konających z zimna ludzi.
Przybycie Carpathii
Parowiec Carpathia
W cztery godziny po zatonięciu Titanica do szalup ratunkowych dopływa parowiec Carpathia. Załoga Carpahii zajęła się ocalałymi rozbitkami. Zanim parowiec opuścił miejsce tragedii, marynarze dokładnie przeszukiwali to miejsce w poszukiwaniu innych rozbitków, ale nie znaleziono nikogo. Kapitan Carpathii Arthur Rostron, wydał rozkaz opuszczenia flagi do połowy masztu i odprawił nabożeństwo żałobne nad miejsce gdzie zatonął Titanic. Zabrano 13 łodzi ratunkowych, trzy osoby które zmarły po wyciągnięciu ich z lodowatej wody, wyrzucono z powrotem w otchłań oceanu. Przez kolejne 3 dni ocalali pasażerowie nieszczęsnego Titanica byli opatrywani przez załogę i pasażerów Carpathii. Statek ostatecznie przybył do Nowego Jorku w czwartek 18 kwietnia. Ocaleni z katastrofy pasażerowie zostali przyjęci przez tłumy zdesperowanych reporterów i fotografów, chcących w szczegółach opisać najstraszniejszą katastrofę tak jak ją widzieli ocaleni. Operator radia Carpathii Harold Cottam, oraz ocalały radiotelegrafista Titanica Harold Bride, przekazywali nazwiska ocalałych osób zaniepokojonej prasie oraz opinii publicznej. W ten sposób zakończył się ostatni epizod tej tragicznej morskiej katastrofy pasażerskiej. Na pokładzie było mniej więcej 2228 pasażerów, uratowało się jedynie 705 osób. Pustych miejsc w szalupach było jeszcze dla około 300 osób. Tłumy ludzi i reporterów zebranych w nowojorskim porcie nagłośniło sprawę katastrofy Titanica, a brytyjska prasa surowo skrytykowała ich za to. Wieść o zatonięciu Titanica rozniosła się błyskawicznie po świecie. Następnego dnia po katastrofie gazety już pisały o tej morskiej tragedii, w szczególny sposób krytykując wszelkie niedopatrzenia i ludzk bezmyślność.
Góra lodowa, przypadek czy zrządzenie boskie?
Na drugi dzień po katastrofie z pokładu parowca Prinz Adalbert wykonano zdjęcie pewnej góry lodowej. Fotografujący domyślali się, że to właśnie ta góra była przyczyną zatonięcia Titanica, gdyż jak później opowiadali, na linii wodnej tej góry lodowej widzieli wyraźne smugi czerwonej farby antykorozyjnej, takiej samej jaką pomalowany był kadłub Titanica poniżej swej linii wodnej.
Titanic przewoził najbogatszych ludzi świata. Wśród pasażerów pierwszej klasy był ówczesny najbogatszy człowiek Ameryki, pułkownik John Jacob Astor wraz z żoną, którzy powracali z podróży po Europie. Pani Astor była w tym czasie brzemienna. Gerge Widener, jeden z najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi w Filadelfii i Pensylwanii płyną wraz z żoną Eleonora i synem Harrym. Na pokładzie statku był również Isidor Straus, dyrektor słynnego domu towarowego Mancy’s, który wraz z żoną podróżował po południowej Francji. William Stead, autor i redaktor naczelny czasopisma „Review of Reviews” oraz wybitny przemysłowiec Benjamin Guggenheim. Należy tu wspomnieć, że wszyscy ci najbogatsi pionerzy świata zginęli podczas katastrofy Titanica. Na pokładzie Titanica byli oczywiście zarówno Bruce Ismay reprezentujący bezpośrednio linię White Star jak i Thomas Andrews konstruktor statku ze stoczni Harland and Wolff, nadzorujący pracę Titanica. Andrews przypatrywał się i odnotowywał ewentualne uchybienia na statku, które miały być później skorygowane. Dopatrywał się nawet drobiazgów takich jak np. dokładną ilością guzików przyczepionych do ubrań załogi. Zarówno Ismay jak Andrews podróżowali jako pasażerowie I klasy, zamieszkując prywatne apartamenty.
Dziwne przeczucie
Drugą klasą podróżował brytyjski nauczyciel Lawrence Beesley, który później opisał okoliczności zatonięcia Titanica. Beesley uważnie notował to, co działo się podczas dziewiczego rejsu. Także II klasą podróżował, Banjamin Hart z żoną Esther i córką Ewą. Pani Hart jednakże była dosyć zaniepokojona, wręcz obawiała się podróży statkiem. Jej przeczucie było tak silne, że odmówiła pójścia spać tej ostatniej, tragicznej nocy. Kiedy usnęła, Titanic miał kolizję z góra lodową, pani Hart prawdopodobnie nie zdawała sobie sprawy, że tak mało znacząca kolizja będzie powodem zatonięcia statku. Drugą klasą podróżował również zespół orkiestry estradowej Titanica, której kapelmistrzem był Wallace Henry Hartley. Orkiestra ta przeszła do historii nie tylko dlatego, że zachęcała ludzi do wsiadania do szalup ratunkowych, ale z tego iż grała do końca, do ostatnich minut Titanica.
Trzecia klasa
Pasażerowie III klasy stanowili, zdecydowaną większość pasażerów Titanica. (Przypomnę że linie żeglugowe czerpały ogromne zyski głównie z przewozu pasażerów w III klasie). Jednym z wielu pasażerów trzeciej klasy był niejaki Henry Sutehall z Nowego Jorku. Podróżował wraz ze swoim przyjacielem przez stany zjednoczone, a później przez Australię. Ostatecznie dostali się do Anglii, i znaleźli się na pokładzie Titanica. Powracali do domu po blisko dwuletniej podróży po świecie. Szwedzki pasażer Carl Jansson, podróżował również trzecią klasą. Kiedy po kolizji statku wyszedł na pokład zauważył, że woda podpływała dookoła jego stóp, a po chwili sięgła już jego kostek.
Nie dano im szansy ratowania się ....
Większość pasażerów trzeciej klasy została „skazana” na śmierć. Zamknięto żelazne kraty oddzielające poszczególne piętra statku w obawie przed przeludnieniem osób na zewnętrznym pokładzie. Nikt się ich nie pytał o zdanie, nikt się o nich nie martwił. Nie dano im żadnej szansy wydostania się z tonącego Titanica.
Przebieg rejsu
Wreszcie nadszedł ten dzień
O godzinie 9:30 rano 10 kwietnia 1912 roku na stację Waterloo przybyli pasażerowie drugiej i trzeciej klasy. Dwie godziny później, specjalny pociąg z Londynu zatrzymał się z pasażerami pierwszej klasy. Przed wejściem pasażerów i gości sprawdzono dokładnie ogromnego Titanica, badano min. Sprawność elektrycznej windy, skontrolowano kuchnię, wyposażenie biblioteki oraz urządzenie sali gimnastycznej.
Uniknięcie kolizji
W końcu w południe gigantyczny Titanic wydał potrójny sygnał specjalnym okrętowym gwizdkiem i parowiec uruchomił ogromne turbiny. Gigantyczny liniowiec wypływa z portu i już wtedy jest niepokojący znak. Titanic ma pecha od samego początku. Świadczy o tym fakt, iż wychodząc z portu o mało co nie zderzyłby się z innym statkiem – „New York”, przechodzi obok tego statku w odległości około 120cm. Według marynarzy jest to fatalny znak. Okazuje się, że marynarskie przesądy mają pewne usprawiedliwienie. Titanic zmierza na krótki postój do Cherbourga i na kolejny załadunek do Francji skąd zabiera około 150 pasażerów. Po godzinie 8:00 wieczorem Titanic kieruje się na ostatni postój do portu w Queenston, które opuszcza dopiero rano zabierając ze sobą dostawę poczty i ponad połowę swoich pasażerów.
Cel – Nowy York
11 kwietnia, 1912 roku Titanic, jest już ostatecznie gotowy, aby rozpocząć swój dziewiczy rejs. O godzinie 1:30 popołudniu sponad 2,200 pasażerami, statek udaje się na wyprawę przez ocean atlantycki. Czwartego dnia dziewiczego rejsu w niedzielę ocean był wyjątkowo spokojny. Pasażerowie po uroczystym lanchu spędzali czas na odpoczynku i relaksie lub korzystali z wszelkich przyjemności, jakie oferował im statek. Pogoda na zewnątrz była dosyć nieprzyjemna, więc mało kto decydował się na spacer po pokładzie Titanica.
Depesze ostrzegawcze
Operator telegrafu John Philips, wraz ze swoim asystentem Haroldem Bridem mięli pełne ręce roboty wysyłając prywatne telegramy pasażerów. Zaległości nagromadziły się, ponieważ system radiowy był czasowo niesprawny. Od piątkowego wieczoru wciąż przychodziły wiadomości od statków znajdujących się w pobliżu o pływających górach lodowych. Bride zanosił otrzymane depesze oficerom i kapitanowi znajdujących się na mostku. Przed godziną drugą popołudniu tego samego dnia telegrafiści otrzymali trzy ostrzeżenia o górach lodowych od statków Caronia, the Noordan i Baltic. Po otrzymaniu ostrzeżenia od statku Baltic, kapitan Smith zaniósł depeszę Bruce’owi Ismay’owi. Ten jednak schował tę wiadomość do kieszeni. Wszystko to widział Arthur Ryerson, któremu Ismay polecił zwiększenie prędkości statku do 21 węzłów, w celu podbicia rekordu czasu przepłynięcia przez ocean. Następne ostrzeżenie przyszło o 5:03 po południu od liniowca America. Jest godzina 7:30 wieczorem, Philips Bride otrzymują kolejne ostrzeżenie od znajdującego się w pobliżu statku Californian. Kapitan Smith jednakże nie odpowiada statkowi Californian, ponieważ był akurat na obiedzie, drugi oficer Charles Lightoller oświadcza, ze warunki pogodowe są nienajlepsze ponieważ rozciąga się gęsta mgła. Około godziny 9:40 inny statek Mesaba, wysyła kolejny telegram z ostrzeżeniem o górach lodowych. Philips był jednak zbyt zajęty wysyłaniem pasażerskich depeszy, do godziny 11:00 wieczorem nadal nie odpowiadał na ostrzeżenia statków, wręcz nakazuje Californianowi zaprzestania wysyłania komunikatów o kolejnych górach lodowych. Kapitan wie o zagrożeniu ze strony gór lodowych nie zmienił jednak kursu ani nie zmniejszył prędkości. Płynie Titanic, płynie gigantyczny hotel dla zblazowanych milionerów. Nikt z całej śmietanki najbogatszych ludzi świata, nic nie podejrzewa, nie przypuszcza, ze może się coś stać ....
Ocean był spokojny
Jest godzina 23:40, w bocianim gnieździe zawieszonym 20 m nad pokładem, marynarze Frederick Fleet i Reginald Lee dostrzegają przed dziobem czarną masę oddaloną około 400-450 metrów. Góra lodowa wydaje się niewielka, lecz szybko ogromnieje. Fleet trzykrotnie uderza w dzwon alarmowy. „Góra lodowa na wprost!”- wrzeszczy w słuchawkę telefonu. Pierwszy oficer William Murdoch nakazuje dać ster ostro na bak burtę, s do maszynowni krzyczy: „Cała wstecz!”. Titanic zbliża się do góry lodowej z prędkością springera 11,5 metra na sekundę. Dziób stalowego kolosa o wiele za wolno odchyla się od kursu i wreszcie zastępuje zderzenie. Setki kawałów lodu spadają na przedni pokład na czwartym piętrze statku. Zagrożenie ze strony gór lodowych istnieje cały czas. Mówi kapitan Marian Kula z Gdyni : „Z górami lodowymi to nie jest taka łatwa sprawa, najgroźniejsze dla żeglarzy żeglujących na wodach światowych, oceanach są tzn. na wpół zatopione odłamki gór lodowych tzn. gloulery. Są one na wpół zatopione i często niewidoczne. W nocy jest za duże niebezpieczeństwo zderzenia się z takimi gloulerami. Podstawowym błędem było niedopatrzenie nawigatora i i moim zdaniem zlekceważenie ostrzeżeń Carpathii, które na swojej trasie zauważyły góry lodowe i przekazywały ostrzeżenia do Titanica.” Niestety pomimo tego, że Titanic był wielkim statkiem i bardzo szybkim, mogł rozwinąć prędkość 41km/h, miał moc aż 46 koni mechanicznych, ale był bardzo mało zwrotny i wiedząc o tym, kapitan zapomniał wyposażyć marynarzy w bocianim gnieździe chociażby w lornetki. Kawałki lodu spadają na pokład. Okazuje się, że pasażerowie w ogóle beztrosko zaczynają bawić się kawałkami lodu, na pokładzie są jakieś gry, ktoś używa tego lodu do oziębienia łyski, nikt nie przypuszcza, że Titanic może zatonąć jest to przecież statek niezatapialny. Jest 14 kwietnia 1912 godzina 23:42, to dwie minuty po katastrofie nikt nic nie przypuszcza i prawie nikt jej nie słyszy.
„Zamknąć grodzie!!”
W momencie zderzenia jedynie palacze w najbardziej wysuniętej ku dziobowi kotłowni usłyszeli piekielny hałas, a zielonkawa, spieniona i lodowata woda Atlantyku zaczęła zalewać ich grubymi strugami. Jednak na gorym pokładzie pierwszej klasy tylko leciutko drżą szkła, jakby anioł przeszedł przez salon. Czterej stewardzi, samotnie spożywający kolację w jadalni pierwszej klasy ze zdziwieniem stwierdzają, że oto brzęczą przygotowane już do śniadania srebrne sztućce. Na mostek wpada zaalarmowany wstrząsem kapitan Edward J. Smith. „Zamknąć grodzie!!”- woła, „Już wykonane” – odpowiada pierwszy oficer. Na Titanicu zapada grobowa cisza. Kapitan i konstruktor statku próbują sprawdzić jak duże są uszkodzenia statku. Kapitan Smith schodzi na sam dół liniowca w towarzystwie Thomasa Andrewsa, dyrektora technicznego stoczni Harland and Wolff w Belfaście, w której zbudowano ten największy na świecie statek. Wracają 3 minuty po północy i Andrews wypowiada wyrok śmierci : „Titanic pójdzie na dno”. Wyrwy w kadłubie ciągną się na długości 6 a dokładnie 16 przedziałów wodoszczelnych, a statek może wytrzymać zalanie co najmniej czterech. „Przecież nie może tak po prostu zatonąć!?” – pyta zrozpaczony kapitan. „Pozostało nam najwyżej półtorej godziny” – odpowiada zimno konstruktor.
S.O.S !!
W godzinę po zderzeniu z górą lodową marynarze biorą się do klarowania szalup, marynarzy jest jednak zbyt mało i przybyli zbyt późno, nie działają też sprawnie, pochodzą z różnych jednostek, nie stanowią zespołu, a czas nagli. Jest 45 minut po północy już 15 kwietnia, pierwsze sygnały od Titanica idą w świat, że jest bardzo niedobrze. W niebo wzlatuje pierwsza rakieta, rozświetla przedni pokład i mnóstwo pobladłych twarzy. Teraz już wszyscy zrozumieli, że śmierć jest blisko. Rakiety mają zwrócić uwagę Californiana, którego światła pozycyjnie widać z Titanica. Oficer wachtowy Californiana rzeczywiście dostrzega rakiety, lecz nie domyśla się co one mogą oznaczać. Zaalarmowany kapitan Stanley Lord nie wpada na pomysł, aby uruchomić maszyny i włączyć radiostację. Woli spać snem sprawiedliwego. Tak właśnie zaprzepaszczona została ostatnia szansa ratowania ludzi z tonącego Titanica. Na próżno drugi oficer śmiertelnie rannego giganta Charls Lightoller wścieka się : „Dałbym wszystko za 15 centymetrowe działo i kilka granatów, aby obudzić tych facetów”. Na pokładzie Titanica jest ponad 2200 osób, niestety miejsc w szalupach jest tylko dla połowy z nich. Pół godziny po samej katastrofie już spuszczane są pierwsze szalupy, ale ludzie w ogóle nie chcą do nich wchodzić, nikt nie wierzy, że Titanic zatonie. Ktoś mówi : „Słuchajcie Titanic jest niezatapialną szalupą, nie ma sensu wchodzić, woda jest przecież bardzo zimna”. Na dworze jest zimno, nikt nie chce wychodzić na pokład. O godzinie 0:15 orkiestra przenosi się z salonu na pokład, aby zachęcić ludzi do wyjścia, do wsiadania do szalup. Zaczyna grać i będzie grała tam na pokładzie do końca, do ostatnich minut statku. O godzinie 0:45, zostaje spuszczona pierwsza szalupa, w której znajduje się zaledwie 28 osób, choć szalupa może pomieścić 70 osób. Zaś godzinę później ok. 1:30 zaczyna pojawiać się pierwsza panika wśród pasażerów. Stewardzi zostają wyposażeni w broń, dlatego że niektórzy na siłę próbują dostać się do szalup, ale pierwsze są kobiety i dzieci. Niektórzy dżentelmeni przebierają się we fraki, chcąc godnie umrzeć, jak sami mówią. Na statku mają miejsce rozdzierające sceny.
Historia małżeństwa Astorów – multi milionerów ze Stanów Zjednoczonych
Państwo Astorowie w końcu zrozumieli że Titanic pójdzie na dno i rozpoczęli poszukiwanie szalupy. Znaleźli w końcu jedną na sterburcie, tam gdzie dowodził drugi oficer Lightoller, przepuszczający tylko kobiety. Jacob Astor pomógł wejść swojej żonie do łodzi i uprzejmie zapytał się, czy wolno mu towarzyszyć małżonce, gdyż jest ona w odmiennym stanie. „Nie sir” – odparł szorstko Lightoller. Żadnych mężczyzn póki są tu jeszcze kobiety, a przecież w łodzi jest jeszcze dużo wolnych miejsc. Oficer najwidoczniej nie zdawał sobie sprawy, że w tym momencie wydał wyrok śmierci na najbogatszego człowieka Ameryki. Pułkownik Astor nie próbuje wejść do szalupy, woła tylko do żony „ Goodbye! Dopłynę do ciebie następną łodzią”.
To już koniec ...
Sytuacja jest coraz bardziej dramatyczna, w niespełna dwie godziny po kolizji z górą lodową, przechylenie Titanica jest coraz większe. Co robi kapitan i główny konstruktor statku? Światł statku czerwienią się i migocą, kapitan Smith ostatni raz zagląda do radiotelegrafistów : „ Spełniliście swój obowiązek, a teraz ratuj się kto może” – nakazuje. Kapitan udaje się na mostek, od tej pory nikt go już nie widział. Thomas Andrews, konstruktor statku stoi z założonymi rękami w salonie palarni. Jego kamizelka ratunkowa leży niedbale przerzucona przez stół. Andrew chce zginąć razem ze swoim statkiem.
„Wesprzyj nas Panie w tych przepotężnych odmętach”
Sytuacja jest coraz bardziej dramatyczna, kadłub Titanica zaczyna dygotać, ksiądz zaczyna odmawiać mszę, gdzieś tam ktoś mu się spowiada, głośno są odmawiane pacierze, okazuje się że cały czas gra orkiestra wg świadków grał chorał episkopalny, w którym jedno z błagań o boskie miłosierdzie brzmi : „Wesprzyj nas Panie w tych przepotężnych odmętach”. W 2 godziny i 40 minut po kolizji, tylna część statku odchyla się od pionu i statek przełamuje się na dwie części pod kątem ok. 70 stopni. Wiele przedmiotów wypada z zewnątrz. Niektóre z nich są bardzo ciężkie np. sejf, a niektóre całkiem lekkie jak : krzesła pokładowe, buty. Stalowy „sarkofag” z rosnącą szybkość zapada w morską toń. Rufa podskakuje jeszcze jako korek, po czym po prostu wsuwa się w otchłań oceanu. Ostatni ludzie spadają i uderzają z hukiem o powierzchnię wody, albo zostają zmieceni z pokładu, gdy Atlantyk w zadziwiającej ciszy połyka swą ofiarę. Nie ma ani śladów wirów czy kipieli, pozostaje tylko chmura dymu lub mgły w kształcie grzyba. Statek idzie na dno w całkowitej ciszy. Na powierzchni przez 2 minuty panuje osobliwe milczenie. Jak opowiadali później naoczni świadkowie ocean był tej nocy zupełnie spokojny, panowała absolutna gładzia jak lustro, nie ma niczego, nie ma żadnego odgłosu, jest cisza. Nagle z gardeł setek ludzi, którzy jeszcze żywi pływają w wodzie, wydziera się wielki okrzyk rozpaczy.
Nie dano im możliwości ratowania się ...
Statek do końca był oświetlony, przypłaciło to życiem parunastu marynarzy, którzy siedzieli w pokładowej elektrowni i trzymali ażeby nie wybuchła dodatkowa panika, gdyby zgasło światło. Najgorszy los spotkał około 500 pasażerów, uwięzionych gdzieś wewnątrz statku. Wg światków tej katastrofy, podobno był taki dramatyczny moment, kiedy marynarze zdecydowali się zamknąć cały pokład dla klasy trzeciej, aby uniknąć zbyt dużej ilości ludzi, na pokładzie zewnętrznym. Zdawano sobie sprawę, iż wypuszczenie tych ludzi nic nie zmieni, ponieważ już na pokładzie spuszczano ostatnie szalupy i nie było w nich wolnych miejsc. Na powierzchni pływają szalupy puste do połowy i ok. 500 ludzi w wodzie. Woda ma – 4 stopnie, ze względu na bardzo bliskie położenie pól lodowych. Jest straszliwy krzyk, ani jedna szalupa nie podpływa. Wszystkie stoją w odległości około 200 m od rozbitków. Tylko 2 szalupy pośpieszyły na ratunek nieszczęśnikom – łódź numer 4 wyłowiła 6 lub 7 palaczy stewardów, dwaj umierają na łodzi, a jeden jest tak pijany, że kilka rezolutnych niewiast musi na nim usiąść, aby go obezwładnić. Łodzi numer 14 oficer Lowe i czterej ochotnicy ostrożnie podpływają do kłębowiska ginących ludzi, przesadziwszy wcześniej pozostałych pasażerów na inne łodzi. Lowe zatrzymuje szalupę jakieś 150 metrów od umierających i odczekuje godzinę, aż rozbitkowie osłabną, bo przecież mogą przewrócić szalupę. Wielu, których chciano wyłowić z wody już nie żyło. Udało się wyłowić ledwie 4 ludzi, z których jeden brocząc krwią z nosa i ust umiera. Ludzie konają w lodowatej wodzie, umierają na hipotermię (z wyziębienia), najsilniejsi podobno wytrzymali ponad godzinę. Na kilku łodziach trwa dyskusja, podpływać czy nie podpływać, ratować czy nie ratować. Obawiano się, że kiedy się podpłynie do tych umierających z zimna, oni wywrócą łodzie, podejmowane są decyzję aby jednak nie podpłynąć. Na jednej z łodzi podejmuje się wręcz śpiewanie religijnych pieśni, aby zagłuszyć potworne wycie, konających z zimna ludzi.
Przybycie Carpathii
Parowiec Carpathia
W cztery godziny po zatonięciu Titanica do szalup ratunkowych dopływa parowiec Carpathia. Załoga Carpahii zajęła się ocalałymi rozbitkami. Zanim parowiec opuścił miejsce tragedii, marynarze dokładnie przeszukiwali to miejsce w poszukiwaniu innych rozbitków, ale nie znaleziono nikogo. Kapitan Carpathii Arthur Rostron, wydał rozkaz opuszczenia flagi do połowy masztu i odprawił nabożeństwo żałobne nad miejsce gdzie zatonął Titanic. Zabrano 13 łodzi ratunkowych, trzy osoby które zmarły po wyciągnięciu ich z lodowatej wody, wyrzucono z powrotem w otchłań oceanu. Przez kolejne 3 dni ocalali pasażerowie nieszczęsnego Titanica byli opatrywani przez załogę i pasażerów Carpathii. Statek ostatecznie przybył do Nowego Jorku w czwartek 18 kwietnia. Ocaleni z katastrofy pasażerowie zostali przyjęci przez tłumy zdesperowanych reporterów i fotografów, chcących w szczegółach opisać najstraszniejszą katastrofę tak jak ją widzieli ocaleni. Operator radia Carpathii Harold Cottam, oraz ocalały radiotelegrafista Titanica Harold Bride, przekazywali nazwiska ocalałych osób zaniepokojonej prasie oraz opinii publicznej. W ten sposób zakończył się ostatni epizod tej tragicznej morskiej katastrofy pasażerskiej. Na pokładzie było mniej więcej 2228 pasażerów, uratowało się jedynie 705 osób. Pustych miejsc w szalupach było jeszcze dla około 300 osób. Tłumy ludzi i reporterów zebranych w nowojorskim porcie nagłośniło sprawę katastrofy Titanica, a brytyjska prasa surowo skrytykowała ich za to. Wieść o zatonięciu Titanica rozniosła się błyskawicznie po świecie. Następnego dnia po katastrofie gazety już pisały o tej morskiej tragedii, w szczególny sposób krytykując wszelkie niedopatrzenia i ludzk bezmyślność.
Góra lodowa, przypadek czy zrządzenie boskie?
Na drugi dzień po katastrofie z pokładu parowca Prinz Adalbert wykonano zdjęcie pewnej góry lodowej. Fotografujący domyślali się, że to właśnie ta góra była przyczyną zatonięcia Titanica, gdyż jak później opowiadali, na linii wodnej tej góry lodowej widzieli wyraźne smugi czerwonej farby antykorozyjnej, takiej samej jaką pomalowany był kadłub Titanica poniżej swej linii wodnej.