Szum, miły szmer dla ucha.Ożeźwienie ciała, boski ratunek przed wycieńczeniem.
Czymże jest woda? To milione kropel połączonych ze sobą. Nic więcej. Jakże strasznie bolały takie myśli. Lecz może to prawda, której nie należy zaprzeczać? Może..
Samotna wycieczka rowerowa.Można chyba było tak to nazwać. A może to tylko moja pasja? Nie.. nonsens! Mijałem akurat szumiący cicho strumyk, kiedy zauważyłem osobliwy błysk, ruch w wodzie. Jak dziecko, z uśmiechem podjechałem bliżej, po czym szybko zeskoczyłem z siodełkcza i popędziłem w stronę owego blasku.
Jakże wielkie było moje rozczarowanie gdy sięgnąłem ręką po nieznane cos, co okazało się kawałkiem metalowej blaszki.No cóż, przynajmniej jakaś kaczka czy żaba się tym nie udławi.Niby miałem wyliczone koło czego, o której godzinie powinienem przejeżdżać - tak, byłam strasznie dokładny i zorganizowany - ale przyjemnie było siedzieć na miękkiej, zielonej jeszcze trawie i wsłuchiwać się w kojące nerwy odgłosy natury.Szum strumyka przeważał, paktycznie zagłuszał wszystko inne, ale nie irytował.Położyłem się na brzuchu, wpatrując w toń wody.Płynęła tak spokojnie, tak równo.. Jak żołnierze kroczący w nieznane, na bitwe.Strumyk wpadał do brudnawej rzeki, tak kończył swój żywot.Wetchnąłem przeciągle, przechodząc z brzucha na plecu i przymykając powieki.Niemożliwe, by jazda rowerem aż tak mnie zmęczyła.Przecież.. Powieki opadły a ja oddałem się w ramiona Morfeusza.
` Słońce raziło moje powieki, chociaż miałem je zamknięte.Coś chłodnego było na moim policzku, ustach, a chwilę potem też na szyi i odkrytych łydkach.Otworzyłem oczy, po czym wydarłem się w niebogłosy, bo coś ciągnęło mnie w stronę strumyka, który zrobił się strasznie szeroki.
- Cco się dzieje? - spytałem ściśniętym głosem, który całkowicie ugrzązł mi w gardle, kiedy na chwilę się zatrzymałem, a koło mojej głowy pojawiła się lekko przezroczysta kropla wody, która zaczęła rosnąć i rosnąć, aż w końcu przybrała postać dorosłej osoby, a dokładniej jakiegoś kapitana.Jego 'oczy' przybrałay ciemniejszej barwy, a ciało wydało mi się mniej drżeć.
- Kim jesteś? - zadałem kolejne pytanie, kiedy przestałem wpatrywać się z szeroko otwartymi oczami i ustami na niego.
- Jestem wodnym Kapitanem - odparła wodna postać, po czym lekko kiwnęła głową, a COŚ znów zaczęło mnie ciągnąć w stronę strumyka.
- NIE! - krzyknałem w proteście, szarpiąc się i zaciskają pięści. - Wypuść mnie! - nakazałem, ale postać tylko zaśmiała sie.A śmiech jej brzmiał jak szum strumyka, który tak koił moje zmysły.Teraz zaś irytował i budził grozę.
- Co ja takiego zrobiłem? - kolejne pytanie wypadło z moich ust.Kapitan pochylił się, po czym uniósł w dłoniach blaszkę, którą wcześniej wyciągnąłem z wody.
- Uratowałeś moich braci i siostry.. uszykowaliśmy dla Ciebie przyjęcie na dnie..
- Nie, dziękuje.. ale nie potrzebuje! - odparłem szybko, kontynuując uwolnienie się z łańcuchów wodnych.
- Ale mój Drogi.. - zaczął kapitan, kucając koło mnie o dotykając mojego nagiego ramienia swoją chłodną ręką.
- Naprawdę, nie trzeba.Dziękuje za przyjęcie, ale się spiesze..- wytłumaczyłem spoglądając na swój rower.Postać nieco posmutniała, ale po chwili odzyskał rezon i posłał mi przyjacielski uśmiech.
- No dobrze.W takim razie żegnaj, nasz mały bohaterze... - ostatnie słowa pożegania wypowiedział cichym szeptem po czym nalał mi krople wody do ust.I wtedy powieki znów zaczęły mi opadać.Ostatnie co zobaczyłem, to jak wodny kapitan znika w wodach strumienia.'
- Karol! Karol, gdzie jesteś?
Podniosłem powieki na dźwięk swojego imienia, po czym złapałem się za głowę nie mogąc zrozumieć co ja tu robię.Po chwili jednak moja mama podbiegła do mnie i zaczęła ściskać.
- Co ja Ci mówiłam? Miało nie być cię przez dwie godziny a minęły już cztery! Do grobu mnie zaprowadzisz!
- Jak to?
- Tak, to.. ech.. co Ty tutaj robiłeś? - spytała pomagając mi wstać i otrzepując mnie z trawy.
Żebym to ja jeszcze wie.. I nagle sobie przypomniałem.O blaszce, o kapitanie, o tym jak tutaj przyjechałem, o śnie.. ale czy na pewno? Nie zwracając uwagi na zdziwienie mamy zacząłem przeczesywać trawę, ale blaszki nie znalazłem.Zabrał ją.Uśmiechnąłem się pod nosem z niedowierzeniem, po czym podszedłem bez słowa do swojego roweru.Mama już zaczęła iść, mamrocząc coś pod nosem o tym, że jestem cały mokry.Racja.Czyli to był sen czy nie? Zaczynałem w to wątpić.Pokręciłem głową, śmiając się wesoło i zerkając na strumyk.Przez chwilę zdawało mi się, że na odchodne w jednym miejscu z wody zrobiło się oko, które zafalowało dla mnie.Jak znak, jak pożegnanie, ostatnie podziękowania.A strumyk jakby szeptał po cichy słowa 'mały bohaterze'...
mam nadzieję, że nie przesadziłam i że może być ;) pozdrawiam serdecznie : ***
Szum, miły szmer dla ucha.Ożeźwienie ciała, boski ratunek przed wycieńczeniem.
Czymże jest woda? To milione kropel połączonych ze sobą. Nic więcej. Jakże strasznie bolały takie myśli. Lecz może to prawda, której nie należy zaprzeczać? Może..
Samotna wycieczka rowerowa.Można chyba było tak to nazwać. A może to tylko moja pasja? Nie.. nonsens! Mijałem akurat szumiący cicho strumyk, kiedy zauważyłem osobliwy błysk, ruch w wodzie. Jak dziecko, z uśmiechem podjechałem bliżej, po czym szybko zeskoczyłem z siodełkcza i popędziłem w stronę owego blasku.
Jakże wielkie było moje rozczarowanie gdy sięgnąłem ręką po nieznane cos, co okazało się kawałkiem metalowej blaszki.No cóż, przynajmniej jakaś kaczka czy żaba się tym nie udławi.Niby miałem wyliczone koło czego, o której godzinie powinienem przejeżdżać - tak, byłam strasznie dokładny i zorganizowany - ale przyjemnie było siedzieć na miękkiej, zielonej jeszcze trawie i wsłuchiwać się w kojące nerwy odgłosy natury.Szum strumyka przeważał, paktycznie zagłuszał wszystko inne, ale nie irytował.Położyłem się na brzuchu, wpatrując w toń wody.Płynęła tak spokojnie, tak równo.. Jak żołnierze kroczący w nieznane, na bitwe.Strumyk wpadał do brudnawej rzeki, tak kończył swój żywot.Wetchnąłem przeciągle, przechodząc z brzucha na plecu i przymykając powieki.Niemożliwe, by jazda rowerem aż tak mnie zmęczyła.Przecież.. Powieki opadły a ja oddałem się w ramiona Morfeusza.
` Słońce raziło moje powieki, chociaż miałem je zamknięte.Coś chłodnego było na moim policzku, ustach, a chwilę potem też na szyi i odkrytych łydkach.Otworzyłem oczy, po czym wydarłem się w niebogłosy, bo coś ciągnęło mnie w stronę strumyka, który zrobił się strasznie szeroki.
- Cco się dzieje? - spytałem ściśniętym głosem, który całkowicie ugrzązł mi w gardle, kiedy na chwilę się zatrzymałem, a koło mojej głowy pojawiła się lekko przezroczysta kropla wody, która zaczęła rosnąć i rosnąć, aż w końcu przybrała postać dorosłej osoby, a dokładniej jakiegoś kapitana.Jego 'oczy' przybrałay ciemniejszej barwy, a ciało wydało mi się mniej drżeć.
- Kim jesteś? - zadałem kolejne pytanie, kiedy przestałem wpatrywać się z szeroko otwartymi oczami i ustami na niego.
- Jestem wodnym Kapitanem - odparła wodna postać, po czym lekko kiwnęła głową, a COŚ znów zaczęło mnie ciągnąć w stronę strumyka.
- NIE! - krzyknałem w proteście, szarpiąc się i zaciskają pięści. - Wypuść mnie! - nakazałem, ale postać tylko zaśmiała sie.A śmiech jej brzmiał jak szum strumyka, który tak koił moje zmysły.Teraz zaś irytował i budził grozę.
- Co ja takiego zrobiłem? - kolejne pytanie wypadło z moich ust.Kapitan pochylił się, po czym uniósł w dłoniach blaszkę, którą wcześniej wyciągnąłem z wody.
- Uratowałeś moich braci i siostry.. uszykowaliśmy dla Ciebie przyjęcie na dnie..
- Nie, dziękuje.. ale nie potrzebuje! - odparłem szybko, kontynuując uwolnienie się z łańcuchów wodnych.
- Ale mój Drogi.. - zaczął kapitan, kucając koło mnie o dotykając mojego nagiego ramienia swoją chłodną ręką.
- Naprawdę, nie trzeba.Dziękuje za przyjęcie, ale się spiesze..- wytłumaczyłem spoglądając na swój rower.Postać nieco posmutniała, ale po chwili odzyskał rezon i posłał mi przyjacielski uśmiech.
- No dobrze.W takim razie żegnaj, nasz mały bohaterze... - ostatnie słowa pożegania wypowiedział cichym szeptem po czym nalał mi krople wody do ust.I wtedy powieki znów zaczęły mi opadać.Ostatnie co zobaczyłem, to jak wodny kapitan znika w wodach strumienia.'
- Karol! Karol, gdzie jesteś?
Podniosłem powieki na dźwięk swojego imienia, po czym złapałem się za głowę nie mogąc zrozumieć co ja tu robię.Po chwili jednak moja mama podbiegła do mnie i zaczęła ściskać.
- Co ja Ci mówiłam? Miało nie być cię przez dwie godziny a minęły już cztery! Do grobu mnie zaprowadzisz!
- Jak to?
- Tak, to.. ech.. co Ty tutaj robiłeś? - spytała pomagając mi wstać i otrzepując mnie z trawy.
Żebym to ja jeszcze wie.. I nagle sobie przypomniałem.O blaszce, o kapitanie, o tym jak tutaj przyjechałem, o śnie.. ale czy na pewno? Nie zwracając uwagi na zdziwienie mamy zacząłem przeczesywać trawę, ale blaszki nie znalazłem.Zabrał ją.Uśmiechnąłem się pod nosem z niedowierzeniem, po czym podszedłem bez słowa do swojego roweru.Mama już zaczęła iść, mamrocząc coś pod nosem o tym, że jestem cały mokry.Racja.Czyli to był sen czy nie? Zaczynałem w to wątpić.Pokręciłem głową, śmiając się wesoło i zerkając na strumyk.Przez chwilę zdawało mi się, że na odchodne w jednym miejscu z wody zrobiło się oko, które zafalowało dla mnie.Jak znak, jak pożegnanie, ostatnie podziękowania.A strumyk jakby szeptał po cichy słowa 'mały bohaterze'...
mam nadzieję, że nie przesadziłam i że może być ;) pozdrawiam serdecznie : ***