Henryk Siekiewicz polowanie na niedzwiedzia opis sytuacji pomocy !!!!!
guu
Opis polowania na niedźwiedzia oczami Jagienki
Było późne popołudnie. Wiedząc, że w lesie mogę spotkać Zbyszka, weszłam w gąszcz. Chciałam pomóc podczas polowania na niedźwiedzia. Atmosfera w lesie była dość dziwna, trudna do opisania. Stawiając stopę na ziemie usłyszałam odgłos łamania - jakby kości. Zza drzew widzę czerwone promienie zachodzącego słońca, a nad głową wirowały czarne, złowieszcze kruki. Wchodząc jeszcze głębiej w gęstwinę lasu straciłam widok słońca, a przede mną rozciągała się ciemność, nad którą górowały jaśniejące korony drzew.Z oddali usłyszałam głęboki pomruk.
Odwróciwszy głowę, spostrzegłam, że nikogo za mną nie ma, wszystko nagle ucichło. Pod stopami liście pokryła wieczorna rosa. W oddali udało mi się dostrzec przyczajoną postać Zbyszka. Schowałam się za pobliskim drzewem w oczekiwaniu. Po chwili zerwał się wiatr - poczułam zapach niedźwiedzia. Zbyszko wyprostowawszy się spoglądał w ciemność. Nagle z zupełnej czerni wynurzył się naprzeciw niego wielki niedźwiedź, ryczący w wpatrujący się groźnie w Zbyszka. Atakuje - stając na tylnych łapach a przednie wyrzuca chcąc pojmać myśliwego w morderczym uścisku. Jednak zwinny Zbyszko jednym susem z wyciągniętą włócznią, trafił w samą pierś zwierzęcia. Zatrząsł się cały bór od przerażającego skowytu i ryku padającego niedźwiedzia, z którym wciąż jeszcze siłuje się Zbyszko. Siła zwierzęcia jest nieporównywalna i młody mężczyzna nie może sobie poradzić… nagle widzę jak przewraca się podniety o kamień. Nie mogłam postąpić inaczej i wybiegłam zza drzewa aby podbić widłami zranione i rozwścieczone zwierzę. "Toporem!" krzyknęłam - i niedźwiedź padł zabity. Powoli również przyroda wyspokojniała, a drzewa łagodnie zaszumiały.
W spokoju patrząc na pole walki, widzę zabitego zwierza tonącego w kałuży wylanej przez siebie krwi. Ciepło ognia ogrzewa i rozjaśnia kołyszące się sosny. Dwa małe obserwujące radary - to sowa siedzi i bacznie obserwuje. A to znów jest Zbyszko - polowanie się udało i w spokoju możemy powrócić do domu.
Było późne popołudnie. Wiedząc, że w lesie mogę spotkać Zbyszka, weszłam w gąszcz. Chciałam pomóc podczas polowania na niedźwiedzia. Atmosfera w lesie była dość dziwna, trudna do opisania. Stawiając stopę na ziemie usłyszałam odgłos łamania - jakby kości. Zza drzew widzę czerwone promienie zachodzącego słońca, a nad głową wirowały czarne, złowieszcze kruki. Wchodząc jeszcze głębiej w gęstwinę lasu straciłam widok słońca, a przede mną rozciągała się ciemność, nad którą górowały jaśniejące korony drzew.Z oddali usłyszałam głęboki pomruk.
Odwróciwszy głowę, spostrzegłam, że nikogo za mną nie ma, wszystko nagle ucichło. Pod stopami liście pokryła wieczorna rosa. W oddali udało mi się dostrzec przyczajoną postać Zbyszka. Schowałam się za pobliskim drzewem w oczekiwaniu. Po chwili zerwał się wiatr - poczułam zapach niedźwiedzia. Zbyszko wyprostowawszy się spoglądał w ciemność. Nagle z zupełnej czerni wynurzył się naprzeciw niego wielki niedźwiedź, ryczący w wpatrujący się groźnie w Zbyszka. Atakuje - stając na tylnych łapach a przednie wyrzuca chcąc pojmać myśliwego w morderczym uścisku. Jednak zwinny Zbyszko jednym susem z wyciągniętą włócznią, trafił w samą pierś zwierzęcia. Zatrząsł się cały bór od przerażającego skowytu i ryku padającego niedźwiedzia, z którym wciąż jeszcze siłuje się Zbyszko. Siła zwierzęcia jest nieporównywalna i młody mężczyzna nie może sobie poradzić… nagle widzę jak przewraca się podniety o kamień. Nie mogłam postąpić inaczej i wybiegłam zza drzewa aby podbić widłami zranione i rozwścieczone zwierzę. "Toporem!" krzyknęłam - i niedźwiedź padł zabity. Powoli również przyroda wyspokojniała, a drzewa łagodnie zaszumiały.
W spokoju patrząc na pole walki, widzę zabitego zwierza tonącego w kałuży wylanej przez siebie krwi. Ciepło ognia ogrzewa i rozjaśnia kołyszące się sosny. Dwa małe obserwujące radary - to sowa siedzi i bacznie obserwuje. A to znów jest Zbyszko - polowanie się udało i w spokoju możemy powrócić do domu.