Hej proszę mam do Was ogromną prośbe na jutro potrzebuje duuuużo informacji na teamt KOPALNIA WUJEK no wiecie takie tam bzdety założenie co tam jest i historia PROSZĘ mam 4+ z histori muszę sie na 5 wyciągnąć a to jest moja ostatnia szansa!!!!!! z góry dziękuje :)
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2025 KUDO.TIPS - All rights reserved.
Kopalnia Wujek składa się z dwóch części (tzw. ruchów) - Wujek w Katowicach, gdzie pracuje blisko 2,5 tys. osób, i Śląsk w Rudzie Śląskiej, gdzie zatrudnionych jest niespełna 2 tys. pracowników. W ostatnich latach to katowicka część była dominująca i przynosząca zyski. Teraz - jak powiedział prezes - generuje straty.
Jednym z powodów jest podziemny pożar, który w styczniu wyłączył z eksploatacji dwie ważne ściany wydobywcze. Oznacza to ubytek 300 tys. ton bardzo dobrego jakościowo węgla. Pozostały dwie ściany wydobywające węgiel dużo gorszej jakości - niewykluczone, że dostarczając go energetyce, kopalnia będzie musiała zapłacić kary za niedotrzymanie parametrów jakościowych.
Na pogarszające się wyniki zakładu wpływa także fakt, że Wujek prowadzi wydobycie pod Katowicami - z tego powodu, by ograniczyć szkody na powierzchni, całość prac musi być prowadzona "na podsadzkę", czyli z wypełnianiem pustych miejsc po eksploatacji. To bardzo kosztowna technika, której koszty wciąż rosną. Wymaga m.in. dużej ilości piasku (do mieszaniny podsadzkowej) i drewna.
- Nastąpił skokowy wzrost cen materiałów - dostawcy piasku w złożonych nam ofertach zaproponowali kilkukrotny wzrost ceny; rozmowy w tej sprawie trwają. Drewno, potrzebne przy pracach podsadzkowych, w ciągu ostatnich dwóch lat podrożało dwukrotnie - zauważył prezes.
Zmniejszone wydobycie i wydajność, pogorszenie jakości węgla oraz wzrost cen materiałów sprawiły, że Wujek zaczął przynosić straty, a jego przyszłość stanęła pod znakiem zapytania.
- Nożyce, będące różnicą między kosztami a przychodami ze sprzedaży węgla coraz bardziej się rozjeżdżają. Nie możemy prowadzić działalności ze stratą (...). Dopuszczam możliwość zamknięcia ruchu Wujek, jeżeli wszechstronne analizy potwierdzą jego trwałą nierentowność - powiedział prezes KHW.
W tym rejonie pozostało jeszcze do wydobycia ok. 8-12 mln ton węgla, nie licząc filarów ochronnych, które można byłoby wybrać jedynie wtedy, gdyby przesądzona była likwidacja kopalni. Całość wydobycia musi być prowadzona kosztowną metodą "na podsadzkę", a węgiel w dużej części nie jest najlepszej jakości.
Prezes zapewnił, że niezależnie od tego, jakie ostatecznie zapadną decyzje, załoga kopalni nie musi martwić się o pracę - wszyscy górnicy przeszliby do pracy w innych rejonach i kopalniach.
Kopania powołano tu jeszcze za panowania Niemców w 1904 roku , pierwsze wydobycie węgla nastąpiło w roku 1911 , węgiel wydobywano z głębokości tylko 63 m (dzisiaj to 600 , a nawet 1000 m).Polska nazwa kopalni Wujek funkcjonuje od 1922 roku , również w tym roku powstała tu stacja ratownictwa. W czsie II wojny światowej w kopalnia pracowała na potrzeby III Rzeszy , przymusowo wykożystwani byli tu do pracy pod ziemią polacy. Po II Wojnie Światowej kopalnie upaństwiono. Na fali strajków w całym kraju , w kopalni rozpoczoł się strajk pierwszego września 1980 r , zakończył się po podpisaniu porozumień jastrzębskich , czyli 03 września 1980 r. Działa tu od samego początku Solidarność ( pierwszym przewodniczącym został Jan Ludwiczak) W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 wprowadzony w Polscy stan wojenny , w kopani wybuch strajk okupacyjny. Odziało ZOMO (zmechanizowane oddziały milicji obywatelskiej) i milicji 16 grudnia 1981 wkraczają do kopali i strzelają do górników nie posiadających broni , następuje pacyfikacja kopalni.zostaje zastrzelonych 9 górników , a 24 jest rannych. Jest to największa tragedzia stanu wojennego . Winni tej zbrodni nie zostali ukarani ,dzisiaj przed kopalnią jest pomni upamiętniajacy to wydarzenie.
Zbrodnia w kopalni "Wujek"16 grudnia 1981 r. oddziały milicji i ZOMO spacyfikowały strajk w kopalni "Wujek". Strzelano krótkimi seriami, w odstępach czasu, w wybrane cele. Strzały były oddawane w chwilach, gdy zomowców od górników dzieliło około 20 metrów i nie istniało zagrożenie dla któregokolwiek funkcjonariusza... 156 zużytych nabojów. Dziewięciu zabitych górników, 24 z ranami postrzałowymi.
Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/historia/news-zbrodnia-w-kopalni-wujek,nId,872069?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox Zbrodnia w kopalni "Wujek"
16 grudnia 1981 r. oddziały milicji i ZOMO spacyfikowały strajk w kopalni "Wujek". Strzelano krótkimi seriami, w odstępach czasu, w wybrane cele. Strzały były oddawane w chwilach, gdy zomowców od górników dzieliło około 20 metrów i nie istniało zagrożenie dla któregokolwiek funkcjonariusza... 156 zużytych nabojów. Dziewięciu zabitych górników, 24 z ranami postrzałowymi.
Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/historia/news-zbrodnia-w-kopalni-wujek,nId,872069?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox 16 grudnia 1981 r. oddziały milicji i ZOMO spacyfikowały strajk w kopalni "Wujek". Strzelano krótkimi seriami, w odstępach czasu, w wybrane cele. Strzały były oddawane w chwilach, gdy zomowców od górników dzieliło około 20 metrów i nie istniało zagrożenie dla któregokolwiek funkcjonariusza... 156 zużytych nabojów. Dziewięciu zabitych górników, 24 z ranami postrzałowymi
Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/historia/news-zbrodnia-w-kopalni-wujek,nId,872069?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox 16 grudnia 1981 r. oddziały milicji i ZOMO spacyfikowały strajk w kopalni "Wujek". Strzelano krótkimi seriami, w odstępach czasu, w wybrane cele. Strzały były oddawane w chwilach, gdy zomowców od górników dzieliło około 20 metrów i nie istniało zagrożenie dla któregokolwiek funkcjonariusza... 156 zużytych nabojów. Dziewięciu zabitych górników, 24 z ranami postrzałowymi.
Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/historia/news-zbrodnia-w-kopalni-wujek,nId,872069?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox 16 grudnia 1981 r. oddziały milicji i ZOMO spacyfikowały strajk w kopalni "Wujek". Strzelano krótkimi seriami, w odstępach czasu, w wybrane cele. Strzały były oddawane w chwilach, gdy zomowców od górników dzieliło około 20 metrów i nie istniało zagrożenie dla któregokolwiek funkcjonariusza... 156 zużytych nabojów. Dziewięciu zabitych górników, 24 z ranami postrzałowymi.
Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/historia/news-zbrodnia-w-kopalni-wujek,nId,872069?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox 16 grudnia 1981 r. oddziały milicji i ZOMO spacyfikowały strajk w kopalni "Wujek". Strzelano krótkimi seriami, w odstępach czasu, w wybrane cele. Strzały były oddawane w chwilach, gdy zomowców od górników dzieliło około 20 metrów i nie istniało zagrożenie dla któregokolwiek funkcjonariusza... 156 zużytych nabojów. Dziewięciu zabitych górników, 24 z ranami postrzałowymi
Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/historia/news-zbrodnia-w-kopalni-wujek,nId,872069?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Noc z 12 na 13 grudnia 1981 r. była dla nas krótka - wspomina ks. Henryk Bolczyk w swojej książce pt. "Krzyż nigdy nie umiera".
Około pierwszej po północy mieszkańcy osiedla przy ulicy Mikołowskiej i Wincentego Pola zostali obudzeni hałasem, jaki powstał wokół jednego z bloków. Z otoczonego przez milicjantów i milicyjne samochody domu wyprowadzono, a właściwie wywleczono, Jana Ludwiczaka przewodniczącego kopalnianej Komisji Zakładowej NSZZ "Solidarność".
Adam Skwira był jednym z pierwszych, który poszedł do mieszkania swego kolegi. Zastał tam wyrąbane drzwi, przerażoną żonę i dzieci, ślady krwi... To efekt pobicia górników, którzy zaalarmowani przez przewodniczącego wewnątrzkopalnianą linią telefoniczną, przybiegli mu na pomoc.
Już o godzinie 3. nad ranem wiadomość o pobiciu i zatrzymaniu przewodniczącego dotarła na kopalnię, wywołując poruszenie wśród górników pracujących na nocnej zmianie. Narastające emocje górników zgromadzonych w łaźni łańcuszkowej zdołał opanować dopiero ks. Henryk Bolczyk. Trzej przedstawiciele załogi udali się do niego między 4 a 5 rano prosząc o przybycie na kopalnię i odprawienie mszy św. Tymczasem krótko po godzinie 6. przez radiowęzeł zakładowy nadano przemówienie gen. Jaruzelskiego o wprowadzeniu stanu wojennego. Dyrekcja zaś poinformowała, że zakład został zmilitaryzowany, a działalność związków zawodowych zawieszona. Około godziny 7. ks. Bolczyk przybył na kopalnię, do łaźni, gdzie przygotowano stół i dębowy krzyż misyjny. "Gniew wywołany w narodzie łatwo odbiera rozum, wzbudza emocje, zaciska pięści" - zapisał w swoich wspomnieniach kapelan górników. W czasie mszy św. przypominał górnikom o potrzebie czystych intencji w działaniu i o wierności prawdzie.
Krótko po zakończonej mszy górnicy postanowili zawiesić protest, aby ostateczną decyzję podjąć w obecności większości załogi, czyli w poniedziałek rano.
14 grudniaPoniedziałek był dniem organizowania się załogi do strajku okupacyjnego, chociaż tak go nie nazywano aż do chwili, gdy przyłączyli się do niego pracujący na wszystkich zmianach. Pomimo istniejących wcześniej instrukcji władz krajowych "Solidarności" na wypadek wprowadzenia stanu wyjątkowego okazało się, że Komisja Zakładowa kopalni "Wujek" nie była przygotowana na taką sytuację.
Organizacyjnie sytuację wśród strajkującej załogi udało się opanować dopiero we wtorek nad ranem. Przede wszystkim należało zaspokoić potrzeby aprowizacyjne kilkutysięcznej załogi, które pojawiły się już w poniedziałek. Problem rozwiązał się poniekąd sam: mieszkańcy z pobliskiego osiedla spontanicznie zaczęli znosić chleb, wędliny i zupy, a kobieca część załogi przyjęła na siebie obowiązki związane z przygotowywaniem kanapek i rozdzielaniem pomiędzy strajkujących górników.Tego też dnia, zupełnie samorzutnie, zostały zabarykadowane bramy kopalni. Bez czyjegokolwiek polecenia i bez planu, chociaż po strajku prokurator wojskowy dociekał, pod czyim fachowym kierownictwem tego dokonano. Wieczorem około godziny 18. na kopalnię po raz drugi przybył ks. Henryk Bolczyk, by na prośbę górników odprawić mszę św. Chyba coraz trudniej było o modlitewne skupienie. Chwile uspokojenia mieszały się ze strachem. Ks. Bolczyk zapamiętał w szczególności, jak pod koniec mszy głos zabrał jeden z górników, by podziękować za jej odprawienie w tych nietypowych okolicznościach, aż tu nagle rozległo się paniczne wołanie:
Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/historia/news-zbrodnia-w-kopalni-wujek,nId,872069?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Noc z 12 na 13 grudnia 1981 r. była dla nas krótka - wspomina ks. Henryk Bolczyk w swojej książce pt. "Krzyż nigdy nie umiera".
Około pierwszej po północy mieszkańcy osiedla przy ulicy Mikołowskiej i Wincentego Pola zostali obudzeni hałasem, jaki powstał wokół jednego z bloków. Z otoczonego przez milicjantów i milicyjne samochody domu wyprowadzono, a właściwie wywleczono, Jana Ludwiczaka przewodniczącego kopalnianej Komisji Zakładowej NSZZ "Solidarność".
Adam Skwira był jednym z pierwszych, który poszedł do mieszkania swego kolegi. Zastał tam wyrąbane drzwi, przerażoną żonę i dzieci, ślady krwi... To efekt pobicia górników, którzy zaalarmowani przez przewodniczącego wewnątrzkopalnianą linią telefoniczną, przybiegli mu na pomoc.
Już o godzinie 3. nad ranem wiadomość o pobiciu i zatrzymaniu przewodniczącego dotarła na kopalnię, wywołując poruszenie wśród górników pracujących na nocnej zmianie. Narastające emocje górników zgromadzonych w łaźni łańcuszkowej zdołał opanować dopiero ks. Henryk Bolczyk. Trzej przedstawiciele załogi udali się do niego między 4 a 5 rano prosząc o przybycie na kopalnię i odprawienie mszy św. Tymczasem krótko po godzinie 6. przez radiowęzeł zakładowy nadano przemówienie gen. Jaruzelskiego o wprowadzeniu stanu wojennego. Dyrekcja zaś poinformowała, że zakład został zmilitaryzowany, a działalność związków zawodowych zawieszona. Około godziny 7. ks. Bolczyk przybył na kopalnię, do łaźni, gdzie przygotowano stół i dębowy krzyż misyjny. "Gniew wywołany w narodzie łatwo odbiera rozum, wzbudza emocje, zaciska pięści" - zapisał w swoich wspomnieniach kapelan górników. W czasie mszy św. przypominał górnikom o potrzebie czystych intencji w działaniu i o wierności prawdzie.
Krótko po zakończonej mszy górnicy postanowili zawiesić protest, aby ostateczną decyzję podjąć w obecności większości załogi, czyli w poniedziałek rano.
14 grudniaPoniedziałek był dniem organizowania się załogi do strajku okupacyjnego, chociaż tak go nie nazywano aż do chwili, gdy przyłączyli się do niego pracujący na wszystkich zmianach. Pomimo istniejących wcześniej instrukcji władz krajowych "Solidarności" na wypadek wprowadzenia stanu wyjątkowego okazało się, że Komisja Zakładowa kopalni "Wujek" nie była przygotowana na taką sytuację.
Organizacyjnie sytuację wśród strajkującej załogi udało się opanować dopiero we wtorek nad ranem. Przede wszystkim należało zaspokoić potrzeby aprowizacyjne kilkutysięcznej załogi, które pojawiły się już w poniedziałek. Problem rozwiązał się poniekąd sam: mieszkańcy z pobliskiego osiedla spontanicznie zaczęli znosić chleb, wędliny i zupy, a kobieca część załogi przyjęła na siebie obowiązki związane z przygotowywaniem kanapek i rozdzielaniem pomiędzy strajkujących górników.Tego też dnia, zupełnie samorzutnie, zostały zabarykadowane bramy kopalni. Bez czyjegokolwiek polecenia i bez planu, chociaż po strajku prokurator wojskowy dociekał, pod czyim fachowym kierownictwem tego dokonano. Wieczorem około godziny 18. na kopalnię po raz drugi przybył ks. Henryk Bolczyk, by na prośbę górników odprawić mszę św. Chyba coraz trudniej było o modlitewne skupienie. Chwile uspokojenia mieszały się ze strachem. Ks. Bolczyk zapamiętał w szczególności, jak pod koniec mszy głos zabrał jeden z górników, by podziękować za jej odprawienie w tych nietypowych okolicznościach, aż tu nagle rozległo się paniczne wołanie:
Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/historia/news-zbrodnia-w-kopalni-wujek,nId,872069?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Noc z 12 na 13 grudnia 1981 r. była dla nas krótka - wspomina ks. Henryk Bolczyk w swojej książce pt. "Krzyż nigdy nie umiera".
Około pierwszej po północy mieszkańcy osiedla przy ulicy Mikołowskiej i Wincentego Pola zostali obudzeni hałasem, jaki powstał wokół jednego z bloków. Z otoczonego przez milicjantów i milicyjne samochody domu wyprowadzono, a właściwie wywleczono, Jana Ludwiczaka przewodniczącego kopalnianej Komisji Zakładowej NSZZ "Solidarność".
Adam Skwira był jednym z pierwszych, który poszedł do mieszkania swego kolegi. Zastał tam wyrąbane drzwi, przerażoną żonę i dzieci, ślady krwi... To efekt pobicia górników, którzy zaalarmowani przez przewodniczącego wewnątrzkopalnianą linią telefoniczną, przybiegli mu na pomoc.
Już o godzinie 3. nad ranem wiadomość o pobiciu i zatrzymaniu przewodniczącego dotarła na kopalnię, wywołując poruszenie wśród górników pracujących na nocnej zmianie. Narastające emocje górników zgromadzonych w łaźni łańcuszkowej zdołał opanować dopiero ks. Henryk Bolczyk. Trzej przedstawiciele załogi udali się do niego między 4 a 5 rano prosząc o przybycie na kopalnię i odprawienie mszy św. Tymczasem krótko po godzinie 6. przez radiowęzeł zakładowy nadano przemówienie gen. Jaruzelskiego o wprowadzeniu stanu wojennego. Dyrekcja zaś poinformowała, że zakład został zmilitaryzowany, a działalność związków zawodowych zawieszona. Około godziny 7. ks. Bolczyk przybył na kopalnię, do łaźni, gdzie przygotowano stół i dębowy krzyż misyjny. "Gniew wywołany w narodzie łatwo odbiera rozum, wzbudza emocje, zaciska pięści" - zapisał w swoich wspomnieniach kapelan górników. W czasie mszy św. przypominał górnikom o potrzebie czystych intencji w działaniu i o wierności prawdzie.
Krótko po zakończonej mszy górnicy postanowili zawiesić protest, aby ostateczną decyzję podjąć w obecności większości załogi, czyli w poniedziałek rano.
14 grudniaPoniedziałek był dniem organizowania się załogi do strajku okupacyjnego, chociaż tak go nie nazywano aż do chwili, gdy przyłączyli się do niego pracujący na wszystkich zmianach. Pomimo istniejących wcześniej instrukcji władz krajowych "Solidarności" na wypadek wprowadzenia stanu wyjątkowego okazało się, że Komisja Zakładowa kopalni "Wujek" nie była przygotowana na taką sytuację.
Organizacyjnie sytuację wśród strajkującej załogi udało się opanować dopiero we wtorek nad ranem. Przede wszystkim należało zaspokoić potrzeby aprowizacyjne kilkutysięcznej załogi, które pojawiły się już w poniedziałek. Problem rozwiązał się poniekąd sam: mieszkańcy z pobliskiego osiedla spontanicznie zaczęli znosić chleb, wędliny i zupy, a kobieca część załogi przyjęła na siebie obowiązki związane z przygotowywaniem kanapek i rozdzielaniem pomiędzy strajkujących górników.Tego też dnia, zupełnie samorzutnie, zostały zabarykadowane bramy kopalni. Bez czyjegokolwiek polecenia i bez planu, chociaż po strajku prokurator wojskowy dociekał, pod czyim fachowym kierownictwem tego dokonano. Wieczorem około godziny 18. na kopalnię po raz drugi przybył ks. Henryk Bolczyk, by na prośbę górników odprawić mszę św. Chyba coraz trudniej było o modlitewne skupienie. Chwile uspokojenia mieszały się ze strachem. Ks. Bolczyk zapamiętał w szczególności, jak pod koniec mszy głos zabrał jeden z górników, by podziękować za jej odprawienie w tych nietypowych okolicznościach, aż tu nagle rozległo się paniczne wołanie:
Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/historia/news-zbrodnia-w-kopalni-wujek,nId,872069?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefo.x
16 grudnia 1981 r. oddziały milicji i ZOMO spacyfikowały strajk w kopalni "Wujek". Strzelano krótkimi seriami, w odstępach czasu, w wybrane cele. Strzały były oddawane w chwilach, gdy zomowców od górników dzieliło około 20 metrów i nie istniało zagrożenie dla któregokolwiek funkcjonariusza... 156 zużytych nabojów. Dziewięciu zabitych górników, 24 z ranami postrzałowymi.
Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/historia/news-zbrodnia-w-kopalni-wujek,nId,872069?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/historia/news-zbrodnia-w-kopalni-wujek,nId,872069?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox