Hej. daje max punktów bo więcej nie mam a więc tak: Mam napisać opowiadanie(nie musi być długie) w którym bohater wykarze się odwagą. *Nie może być o napadzie *i nie chce o wojnie*może wam podsunę pomysł: może byc o walka z narkotylkami albo pożar. proszę o szybką odpowiedz czekam do 19:30 z góry dzięki
basia1023
Cała historia zaczyna się kiedy po śmierci mamy razem z tatą przeprowadziłam się do innego miasta, gdzie on dostał nową, lepiej opłacalną pracę. Czułam się tam dziwnie i obco. Nie miałam żadnych przyjaciół. W szkole miałam kilka koleżanek, ale nasza znajomość kończyła się zawsze po ostatnim dzwonku. Ojciec całymi dniami pracował więc byłam zdana sama na siebie. Pewnego październikowego popołudnia siedziałam sobie w parku i czytałam „Alchemika”, gdy nagle podszedł do mnie nieznajomy chłopak i spytał się czy może się przysiąść. Kiwnęłam twierdząco głową. Zaczął wypytywać mnie o książkę i tak od słowa do słowa rozwiązał się między nami zażarta konwersacja na wszystkie możliwe tematy. Jego elokwencja i inteligencja zaimponowały mi. On sam zaproponował mi spotkanie z nim i jego paczką jutro o tej samej porze i w tym samym miejscu. Zaczęło się ściemniać więc pożegnaliśmy się i poszliśmy każdy w swoją stronę. Wieczorem długo leżałam w łóżku myśląc o nowo poznanym koledze i jego przyjaciołach. Zastanawiałam się jacy oni są, czy podobni do niego, a może całkiem inni.
Dzień minął mi dość szybko, uwinęłam się z zdaniem, posprzątałam w domu i o umówionej porze czekałam w parku. Nagle zobaczyłam grupkę ludzi zmierzającą w moją stronę. Rozpoznałam, ze jest z nimi Łukasz, bo tak na imię miał mój nowy kolega. Po bliższym zapoznaniu okazali się bardzo miłymi ludźmi. Może nie byli tacy jak wszyscy, ale to mi się właśnie w nich podobało. Mieli swoje własne poglądy. Mieli w sobie to coś, co przyciąga ludzi. Po kilkugodzinnych rozmowach i wyczerpującym spacerze usiedliśmy na ławce. W pewnym monecie jeden z nich wyciągnął z plecaka małe zawiniątko. Okazało się, że jest to trawka. Każdy po kolei dostał po jednym skręcie i zapalił go. Gdy podsunęli mi do spróbowania, nie chciałam. Wiele czytałam o narkotykach i wiedziałam, że nie warto się w to pakować . Oni jednak mi zaczęli tłumaczyć, że od tego się nie uzależnię. Bałam się, że przestaną mnie lubić jeśli nie wezmę. Po chwili zawahania jednak się zgodziłam. Zaczęłam się krztusić gdyż nigdy wcześniej nie miałam w ustach nawet papierosów, ale to po chwili minęło. Po kilku zaciągnięciach się czułam, że mogę latać. To było wspaniałe. Więcej już się nie wahałam. Piłam, paliłam, ćpałam. Sięgałam po co raz to cięższe narkotyki. Jednym słowem zaczęłam się staczać. Opuszczałam się w nauce, wagarowałam. W domu co raz częściej z tych powodów dochodziło do kłótni między mną i moim ojcem. Co raz bardziej zaczęliśmy się od siebie odsuwać i tracić kontakt. Wtedy jeszcze nie wiedział, że ćpam. Ale tego nie udało się długo utrzymać w tajemnicy. Pewnego dnia wróciłam do domu na rauszu, a on już tam był. Wyszedł wcześniej z pracy bo chciał mnie sprawdzić. Dochodziły go słuchy o moich wyczynach, jednak nigdy nie chciał w to wierzyć. Teraz przekonał się na własne oczy. Wtedy pierwszy raz zobaczyłam jak płacze. Kazał mi się wynosić z domu i nie wracać chyba, że zgodzę się pójść na odwyk. Wolałam jednak tą pierwszą opcję. Chwyciłam za plecak i wybiegłam z domu. Całymi dniami włóczyłam się z moimi „przyjaciółmi” ćpając, pijąc i paląc. Czasami zapraszali mnie do siebie na noc, żebym się porządnie wyspała i umyła. Kiedy indziej spałam na dworcu albo na jakiejś ławce. Wspomagali mnie, ale tylko do czasu. Odwrócili się ode mnie ponieważ uznali, że tracą na mnie nie potrzebnie pieniądze za które mogliby kupić towar. Zaczęłam więc żebrać. Nie pozwalało mi to jednak przeżyć, więc postanowiłam wrócić do domu i pójść na odwyk. Jak syn marnotrawny zapukałam do drzwi domu ojca i prosiłam o przebaczenie. Pamiętam tylko, że wpadliśmy sobie w ramiona i zaczęliśmy płakać. Nie wiem ile to trwało, może kilka minut a może godzinę. Byłam strasznie wycieńczona. Trafiłam na odwyk, było trudno, ale wytrwałam, bo wiedziałam, że jest ktoś kto mnie kocha . Wiem, że mój tato dobrze postąpił. Gdyby tego nie zrobił, nie wiem co by się ze mną stało. Równie dobrze mogłabym już nie żyć. Sama na pewno nie poradziłabym sobie z rozwiązaniem tego problemu.
Pewnego październikowego popołudnia siedziałam sobie w parku i czytałam „Alchemika”, gdy nagle podszedł do mnie nieznajomy chłopak i spytał się czy może się przysiąść. Kiwnęłam twierdząco głową. Zaczął wypytywać mnie o książkę i tak od słowa do słowa rozwiązał się między nami zażarta konwersacja na wszystkie możliwe tematy. Jego elokwencja i inteligencja zaimponowały mi. On sam zaproponował mi spotkanie z nim i jego paczką jutro o tej samej porze i w tym samym miejscu. Zaczęło się ściemniać więc pożegnaliśmy się i poszliśmy każdy w swoją stronę. Wieczorem długo leżałam w łóżku myśląc o nowo poznanym koledze i jego przyjaciołach. Zastanawiałam się jacy oni są, czy podobni do niego, a może całkiem inni.
Dzień minął mi dość szybko, uwinęłam się z zdaniem, posprzątałam w domu i o umówionej porze czekałam w parku. Nagle zobaczyłam grupkę ludzi zmierzającą w moją stronę. Rozpoznałam, ze jest z nimi Łukasz, bo tak na imię miał mój nowy kolega. Po bliższym zapoznaniu okazali się bardzo miłymi ludźmi. Może nie byli tacy jak wszyscy, ale to mi się właśnie w nich podobało. Mieli swoje własne poglądy. Mieli w sobie to coś, co przyciąga ludzi. Po kilkugodzinnych rozmowach i wyczerpującym spacerze usiedliśmy na ławce. W pewnym monecie jeden z nich wyciągnął z plecaka małe zawiniątko. Okazało się, że jest to trawka. Każdy po kolei dostał po jednym skręcie i zapalił go. Gdy podsunęli mi do spróbowania, nie chciałam. Wiele czytałam o narkotykach i wiedziałam, że nie warto się w to pakować . Oni jednak mi zaczęli tłumaczyć, że od tego się nie uzależnię. Bałam się, że przestaną mnie lubić jeśli nie wezmę. Po chwili zawahania jednak się zgodziłam. Zaczęłam się krztusić gdyż nigdy wcześniej nie miałam w ustach nawet papierosów, ale to po chwili minęło. Po kilku zaciągnięciach się czułam, że mogę latać. To było wspaniałe. Więcej już się nie wahałam. Piłam, paliłam, ćpałam. Sięgałam po co raz to cięższe narkotyki. Jednym słowem zaczęłam się staczać. Opuszczałam się w nauce, wagarowałam. W domu co raz częściej z tych powodów dochodziło do kłótni między mną i moim ojcem. Co raz bardziej zaczęliśmy się od siebie odsuwać i tracić kontakt. Wtedy jeszcze nie wiedział, że ćpam. Ale tego nie udało się długo utrzymać w tajemnicy. Pewnego dnia wróciłam do domu na rauszu, a on już tam był. Wyszedł wcześniej z pracy bo chciał mnie sprawdzić. Dochodziły go słuchy o moich wyczynach, jednak nigdy nie chciał w to wierzyć. Teraz przekonał się na własne oczy. Wtedy pierwszy raz zobaczyłam jak płacze. Kazał mi się wynosić z domu i nie wracać chyba, że zgodzę się pójść na odwyk. Wolałam jednak tą pierwszą opcję. Chwyciłam za plecak i wybiegłam z domu. Całymi dniami włóczyłam się z moimi „przyjaciółmi” ćpając, pijąc i paląc. Czasami zapraszali mnie do siebie na noc, żebym się porządnie wyspała i umyła. Kiedy indziej spałam na dworcu albo na jakiejś ławce. Wspomagali mnie, ale tylko do czasu. Odwrócili się ode mnie ponieważ uznali, że tracą na mnie nie potrzebnie pieniądze za które mogliby kupić towar. Zaczęłam więc żebrać. Nie pozwalało mi to jednak przeżyć, więc postanowiłam wrócić do domu i pójść na odwyk. Jak syn marnotrawny zapukałam do drzwi domu ojca i prosiłam o przebaczenie. Pamiętam tylko, że wpadliśmy sobie w ramiona i zaczęliśmy płakać. Nie wiem ile to trwało, może kilka minut a może godzinę. Byłam strasznie wycieńczona. Trafiłam na odwyk, było trudno, ale wytrwałam, bo wiedziałam, że jest ktoś kto mnie kocha .
Wiem, że mój tato dobrze postąpił. Gdyby tego nie zrobił, nie wiem co by się ze mną stało. Równie dobrze mogłabym już nie żyć. Sama na pewno nie poradziłabym sobie z rozwiązaniem tego problemu.