Gdybym była ministrem edukacji zmieniłabym przede wszystkim jej archaiczny model, który nam nie popłaca. Przede wszystkim wymiar lekcyjny zamieniłabym na bardziej praktyczny, niż teoretyczny, a nie są do tego potrzebne wielkie dofinansowania. Szkoły zresztą dostają dotacje, które są zazwyczaj niezbyt lukratywnie wykorzystywane. Należałoby również wyselekcjonować informacje mniej i bardziej potrzebne już na poziomie liceum, co wprawdzie się dzieje, ale nadal kładzie się nacisk na przerost treści nad jej życiowym zastosowaniem. Ponadto uważam, że szybki rozwój komunikacyjno-informacyjny powinien być coraz bardziej widoczny w naszych placówkach. Pozbyłabym się również zadań domowych, a także wszystkie najpotrzebniejsze informacje zapisywane byłyby w zeszytach. Dzień poza szkołą nie powinien polegać jedynie na nauce, co dodatkowo do niej zniechęca i nie napawa zbytnim optymizmem. Należałoby także na różne sposoby zaciekawiać nauką, przekonywać do niej i chwalić ją, bo to w istocie piękna sprawa, zniszczona przez nasz niezbyt miły dla ucznia system. Tak naprawdę sami nie wiemy kogo i jak chcemy wychować - trwać w zabobonach, czy w końcu zrobić milowy krok ku zmianom. Zarówno wśród nauczycieli, jak i uczniów pozostaje wiele do życzenia, ale nie ma niczego, czego by się nie dało zmienić.
Gdybym była ministrem edukacji zmieniłabym przede wszystkim jej archaiczny model, który nam nie popłaca. Przede wszystkim wymiar lekcyjny zamieniłabym na bardziej praktyczny, niż teoretyczny, a nie są do tego potrzebne wielkie dofinansowania. Szkoły zresztą dostają dotacje, które są zazwyczaj niezbyt lukratywnie wykorzystywane. Należałoby również wyselekcjonować informacje mniej i bardziej potrzebne już na poziomie liceum, co wprawdzie się dzieje, ale nadal kładzie się nacisk na przerost treści nad jej życiowym zastosowaniem. Ponadto uważam, że szybki rozwój komunikacyjno-informacyjny powinien być coraz bardziej widoczny w naszych placówkach. Pozbyłabym się również zadań domowych, a także wszystkie najpotrzebniejsze informacje zapisywane byłyby w zeszytach. Dzień poza szkołą nie powinien polegać jedynie na nauce, co dodatkowo do niej zniechęca i nie napawa zbytnim optymizmem. Należałoby także na różne sposoby zaciekawiać nauką, przekonywać do niej i chwalić ją, bo to w istocie piękna sprawa, zniszczona przez nasz niezbyt miły dla ucznia system. Tak naprawdę sami nie wiemy kogo i jak chcemy wychować - trwać w zabobonach, czy w końcu zrobić milowy krok ku zmianom. Zarówno wśród nauczycieli, jak i uczniów pozostaje wiele do życzenia, ale nie ma niczego, czego by się nie dało zmienić.