lloovv
- Danuśka, Danuśka! chceszli mieć swego rycerza? A przetowłosa Danusia podskoczyła naprzód trzy razy do góry w swoich czerwonych trzewiczkach, a następnie, chwyciwszy księżnę za szyję, poczęła wołać z taką radością, jakby jej obiecywano jakąś zabawę, w którą się tylko starszym bawić wolno: - Chcę! chcę! chcę!... Księżnie ze śmiechu aż łzy napłynęły do oczu, a z nią śmiał się cały dwór; wreszcie jednak pani, uwolniwszy się z rąk Danusinych, rzekła do Zbyszka: - Aj! ślubuj! ślubuj! cóż zasię jej poprzysiężesz? Lecz Zbyszko, który wśród śmiechu zachował niezachwianą powagę, ozwał się równie poważnie, nie wstając z klęczek: - Ślubuję jej, iże stanąwszy w Krakowie, powieszę pawęż na gospodzie, a na niej kartę, którą mi uczony w piśmie kleryk foremnie napisze: jako panna Danuta Jurandówna najurodziwsza jest i najcnotliwsza między pannami, które we wszystkich królestwach bydlą. A kto by temu się przeciwił, z tym będę się potykał póty, póki sam nie zginę albo on nie zginie -chybaby w niewolę radziej poszedł. - Dobrze! Widać rycerski obyczaj znasz. A co więcej? - A potem - uznawszy od pana Mikołaja z Długolasu, jako mać panny Jurandówny za przyczyną Niemca z pawim grzebieniem na hełmie ostatni dech puściła, ślubuję kilka takich pawich czubów ze łbów niemieckich zedrzeć i pod nogi mojej pani położyć. Na to spoważniała księżna i spytała: - Nie dla śmiechu ślubujesz? A Zbyszko odrzekł: - Tak mi dopomóż Bóg i Święty Krzyż; któren ślub w kościele przed księdzem powtórzę. - Chwalebna jest z lutym nieprzyjacielem naszego plemienia walczyć, ale mi cię żal, boś młody i łatwo zginąć możesz. Wtem przysunął się Maćko z Bogdańca, który dotychczas, jako człowiek dawniejszych czasów, ramionami tylko wzruszał - teraz jednak uznał za stosowne przemówić: - Co do tego - nie frasujcie się, miłościwa pani. Śmierć w bitwie każdemu się może przygodzić, a szlachcicowi, stary-li czy młody, to nawet chwalebna jest. Ale nie cudna temu chłopcu wojna, bo chociaże mu roków nie dostaje, nieraz już trafiało mu się potykać z konia i piechtą, kopią i toporem, długim albo krótkim mieczem, z pawężą albo bez. Nowotny to jest obyczaj, że rycerz dziewce, którą rad widzi, ślubuje, ale że Zbyszko swojej pawie czuby obiecał, tego mu nie przygarnę. Wiskał już Niemców, niech jeszcze powiska, a że od tego wiskania parę łbów pęknie - to mu jeno sława z tego urośnie. - To, widzę, nie z byle otrokiem sprawa - rzekła księżna. A potem do Danusi: - Siadajże na moim miejscu jako pierwsza dzisiaj osoba; jeno się nie śmiej, bo nie idzie. Danusia siadła na miejscu pani; chciała przy tym udać powagę, ale modre jej oczka śmiały się do klęczącego Zbyszka i nie mogła się powstrzymać od przebierania z radości nóżkami - Daj mu rękawiczki - rzekła księżna. Danusia wyciągnęła rękawiczki i podała Zbyszkowi, który przyjął je ze czcią wielką i przycisnąwszy do ust, rzekł: - Przypnę je do hełmu, a kto po nie sięgnie - gorze mu! Po czym ucałował ręce Danusi, a po rękach nogi, i wstał. Ale wówczas opuściła go dotychczasowa powaga, a napełniła mu serce wielka radość, że odtąd za dojrzałego męża wobec całego tego dworu będzie uchodził, więc potrząsając Danusine rękawiczki, począł wołać na wpół wesoło, na wpół zapalczywie: - Bywajcie, psubraty z pawimi czubami! bywajcie! Jakoż, gdy stanął we drzwiach, widok jego mocne na wszystkich sprawił wrażenie. Księżna, widząc teraz, jak urodziwy rycerz ślubował miłej Danusi, uradowała się jeszcze bardziej. Danusia zaś skoczyła w pierwszej chwili ku niemu jak sama. Lecz czy to piękność młodzieńca, czy głosy podziwu dworzan wstrzymały ją, nim dobiegła, tak że zatrzymawszy się na krok przed nim, spuściła nagle oczka i splótłszy dłonie, poczęła wykręcać paluszki, zapłoniona i zmieszana. - Któż to jest? - zapytał jeden z zakonników. - To jest rycerzyk, bratanek tego oto ślachcica - odrzekła księżna, ukazując na Maćka -jen dopiero co Danusi ślubował. A zakonnicy nie okazali też zdziwienia, albowiem takie ślubowanie nie obowiązywało do niczego. Ślubowano częstokroć niewiastom zamężnym, a w rodach znamienitych, wśród których zachodni obyczaj był znany, każda prawie miała swego rycerza. Jeśli zaś rycerz ślubował pannie, to nie stawał się przez to jej narzeczonym: owszem, najczęściej ona brała innego męża, a on, o ile posiadał cnotę stałości, nie przestawał jej być wprawdzie wiernym, ale żenił się z inną.
0 votes Thanks 0
rodzynzso
W gospodzie pod Lutym Turem było gwarno. Ludzie siedzieli na drewnianych ławach i popijali piwo w wielkich kuflach, a w śród nich byli tam Zbyszko i Maćko z Bogdańca. Ludzie byli tak zajęci zabawą, że nawet nie zauważyli pięknej pełni księżyca. W pewnym momencie weszli rycerze i kazali się wszystkim uciszyć. Wieśniacy musieli opuścić lokal – mogli zostać tylko szlachcice. Przyjechała ważna dama. Kiedy już się trochę uspokoiło do pomieszczenia wkroczyła księżna Anna Danuta wraz ze swoją świtą. Usiadła za stołem i przez chwilę rozglądała się dookoła .Po chwili poprosiła jedną ze swych dwórek, aby zaśpiewała i zagrała na lutni. Dworzanie przygotowali ławę, na której dziewczyna mogła śpiewać. Danusia wstała od stołu, wzięła lutnię i stanęła po środku ławy. Po jej brzegach natomiast usiedli rybałci. Zbyszko od razu zwrócił uwagę na dziewczynę. Na głowie miała wianuszek, a włosy miała puszczone po ramionach na niebieską suknię. Na swoich pięknych nóżkach miała czerwone trzewiki. Wszyscy zachęcali ją do występu. Nie było widać po niej strachu i po chwili zaczęła pięknie śpiewać. Zbyszko zaczął wypytywać się o „Anielską” dziewczynę. Dowiedział się, że jest to córka Juranda ze Spychowa, której Krzyżacy zabili matkę, dlatego księżna mazowiecka przygarnęła ją na wychowanie. Podczas śpiewu jeden z rybałtów wstał. Ława się przechyliła, a Danusia potknęła i spadłaby na podłogę, gdyby Zbyszek nie rzucił się jej na pomoc. W ostatniej chwili wpadła w ramiona Zbyszka, który zaniósł ją przed oblicze księznej. Ona natomiast, widząc, że Danusia podoba się Zbyszkowi i zapytała się jej, czy chce mieć swojego rycerza. Córka Juranda z radością wykrzyczała: „Chcę, chcę, chcę...!” Wszyscy ucieszyli się z faktu iż młoda dwórka będzie już damą serca. Rycerz Zbyszko klękną przed Danusią. Z pełną powagą złożył jej ślubowanie i obiecał pomścić śmierć jej matki. Wszyscy spoważnieli i z uwagą przypatrywali się Zbyszkowi. Księżna upewniła się, czy młodzian nie dla śmiechu ślubował, on natomiast zapewnił ją, że jest gotów powtórzyć ślubowanie przed księdzem w kościele. Znowu stało się gwarno i co chwilę ktoś ogłaszał toast, za nową damę serca, wszyscy cieszyli się, że ulubienica księżnej została wybrana na damę serca Zbyszka z Bogdańca.
- Chcę! chcę! chcę!...
Księżnie ze śmiechu aż łzy napłynęły do oczu, a z nią śmiał się cały dwór; wreszcie jednak pani, uwolniwszy się z rąk Danusinych, rzekła do Zbyszka:
- Aj! ślubuj! ślubuj! cóż zasię jej poprzysiężesz? Lecz Zbyszko, który wśród śmiechu zachował niezachwianą powagę, ozwał się równie poważnie, nie wstając z klęczek:
- Ślubuję jej, iże stanąwszy w Krakowie, powieszę pawęż na gospodzie, a na niej kartę, którą mi uczony w piśmie kleryk foremnie napisze: jako panna Danuta Jurandówna najurodziwsza jest i najcnotliwsza między pannami, które we wszystkich królestwach bydlą. A kto by temu się przeciwił, z tym będę się potykał póty, póki sam nie zginę albo on nie zginie -chybaby w niewolę radziej poszedł.
- Dobrze! Widać rycerski obyczaj znasz. A co więcej?
- A potem - uznawszy od pana Mikołaja z Długolasu, jako mać panny Jurandówny za przyczyną Niemca z pawim grzebieniem na hełmie ostatni dech puściła, ślubuję kilka takich pawich czubów ze łbów niemieckich zedrzeć i pod nogi mojej pani położyć.
Na to spoważniała księżna i spytała:
- Nie dla śmiechu ślubujesz? A Zbyszko odrzekł:
- Tak mi dopomóż Bóg i Święty Krzyż; któren ślub w kościele przed księdzem powtórzę.
- Chwalebna jest z lutym nieprzyjacielem naszego plemienia walczyć, ale mi cię żal, boś młody i łatwo zginąć możesz.
Wtem przysunął się Maćko z Bogdańca, który dotychczas, jako człowiek dawniejszych czasów, ramionami tylko wzruszał - teraz jednak uznał za stosowne przemówić:
- Co do tego - nie frasujcie się, miłościwa pani. Śmierć w bitwie każdemu się może przygodzić, a szlachcicowi, stary-li czy młody, to nawet chwalebna jest. Ale nie cudna temu chłopcu wojna, bo chociaże mu roków nie dostaje, nieraz już trafiało mu się potykać z konia i piechtą, kopią i toporem, długim albo krótkim mieczem, z pawężą albo bez. Nowotny to jest obyczaj, że rycerz dziewce, którą rad widzi, ślubuje, ale że Zbyszko swojej pawie czuby obiecał, tego mu nie przygarnę. Wiskał już Niemców, niech jeszcze powiska, a że od tego wiskania parę łbów pęknie - to mu jeno sława z tego urośnie.
- To, widzę, nie z byle otrokiem sprawa - rzekła księżna. A potem do Danusi:
- Siadajże na moim miejscu jako pierwsza dzisiaj osoba; jeno się nie śmiej, bo nie idzie.
Danusia siadła na miejscu pani; chciała przy tym udać powagę, ale modre jej oczka śmiały się do klęczącego Zbyszka i nie mogła się powstrzymać od przebierania z radości nóżkami
- Daj mu rękawiczki - rzekła księżna. Danusia wyciągnęła rękawiczki i podała Zbyszkowi, który przyjął je ze czcią wielką i przycisnąwszy do ust, rzekł:
- Przypnę je do hełmu, a kto po nie sięgnie - gorze mu! Po czym ucałował ręce Danusi, a po rękach nogi, i wstał. Ale wówczas opuściła go dotychczasowa powaga, a napełniła mu serce wielka radość, że odtąd za dojrzałego męża wobec całego tego dworu będzie uchodził, więc potrząsając Danusine rękawiczki, począł wołać na wpół wesoło, na wpół zapalczywie:
- Bywajcie, psubraty z pawimi czubami! bywajcie!
Jakoż, gdy stanął we drzwiach, widok jego mocne na wszystkich sprawił wrażenie. Księżna, widząc teraz, jak urodziwy rycerz ślubował miłej Danusi, uradowała się jeszcze bardziej. Danusia zaś skoczyła w pierwszej chwili ku niemu jak sama. Lecz czy to piękność młodzieńca, czy głosy podziwu dworzan wstrzymały ją, nim dobiegła, tak że zatrzymawszy się na krok przed nim, spuściła nagle oczka i splótłszy dłonie, poczęła wykręcać paluszki, zapłoniona i zmieszana.
- Któż to jest? - zapytał jeden z zakonników.
- To jest rycerzyk, bratanek tego oto ślachcica - odrzekła księżna, ukazując na Maćka -jen dopiero co Danusi ślubował.
A zakonnicy nie okazali też zdziwienia, albowiem takie ślubowanie nie obowiązywało do niczego. Ślubowano częstokroć niewiastom zamężnym, a w rodach znamienitych, wśród których zachodni obyczaj był znany, każda prawie miała swego rycerza. Jeśli zaś rycerz ślubował pannie, to nie stawał się przez to jej narzeczonym: owszem, najczęściej ona brała innego męża, a on, o ile posiadał cnotę stałości, nie przestawał jej być wprawdzie wiernym, ale żenił się z inną.
W pewnym momencie weszli rycerze i kazali się wszystkim uciszyć. Wieśniacy musieli opuścić lokal – mogli zostać tylko szlachcice. Przyjechała ważna dama. Kiedy już się trochę uspokoiło do pomieszczenia wkroczyła księżna Anna Danuta wraz ze swoją świtą. Usiadła za stołem i przez chwilę rozglądała się dookoła .Po chwili poprosiła jedną ze swych dwórek, aby zaśpiewała i zagrała na lutni. Dworzanie przygotowali ławę, na której dziewczyna mogła śpiewać. Danusia wstała od stołu, wzięła lutnię i stanęła po środku ławy. Po jej brzegach natomiast usiedli rybałci. Zbyszko od razu zwrócił uwagę na dziewczynę. Na głowie miała wianuszek, a włosy miała puszczone po ramionach na niebieską suknię. Na swoich pięknych nóżkach miała czerwone trzewiki. Wszyscy zachęcali ją do występu. Nie było widać po niej strachu i po chwili zaczęła pięknie śpiewać.
Zbyszko zaczął wypytywać się o „Anielską” dziewczynę. Dowiedział się, że jest to córka Juranda ze Spychowa, której Krzyżacy zabili matkę, dlatego księżna mazowiecka przygarnęła ją na wychowanie. Podczas śpiewu jeden z rybałtów wstał. Ława się przechyliła, a Danusia potknęła i spadłaby na podłogę, gdyby Zbyszek nie rzucił się jej na pomoc. W ostatniej chwili wpadła w ramiona Zbyszka, który zaniósł ją przed oblicze księznej.
Ona natomiast, widząc, że Danusia podoba się Zbyszkowi i zapytała się jej, czy chce mieć swojego rycerza. Córka Juranda z radością wykrzyczała: „Chcę, chcę, chcę...!” Wszyscy ucieszyli się z faktu iż młoda dwórka będzie już damą serca. Rycerz Zbyszko klękną przed Danusią. Z pełną powagą złożył jej ślubowanie i obiecał pomścić śmierć jej matki. Wszyscy spoważnieli i z uwagą przypatrywali się Zbyszkowi. Księżna upewniła się, czy młodzian nie dla śmiechu ślubował, on natomiast zapewnił ją, że jest gotów powtórzyć ślubowanie przed księdzem w kościele.
Znowu stało się gwarno i co chwilę ktoś ogłaszał toast, za nową damę serca, wszyscy cieszyli się, że ulubienica księżnej została wybrana na damę serca Zbyszka z Bogdańca.