Codziennie rano, jadąc autobusem, patrzę na ludzi. Najczęściej podmiotami mojej obserwacji są babcie jadące na targ lub cmentarz i młodzież, która, tak jak ja, jedzie do szkoły. Gdy wsiadam z koleżankami, w środku jest prawie pusto, więc możemy sobie wygodnie usiąść. Na kolejnym przystanku wchodzi kilka młodych osób z plecakami i kilka starszych pań. Młodzi kulturalnie czekają aż kobiety zajmą sobie miejsca, po czym sami siadają tam, gdzie jest jeszcze wolne.
Następny przystanek, to kolejne starsze osoby. Jest jeszcze kilka wolnych miejsc, wiec nie trzeba ustępować, bo przecież ktoś może usiąść obok, ale czy na pewno to był dobry pomysł? Patrzę, a jakaś niska kobieta, o siwych, krótkich włosach, z siatką w ręku, stoi nad moją koleżanką i wydaje z siebie dziwne odgłosy w stylu chrząkania. Agnieszka spojrzała na nią pytająco. „Chcę tu usiąść” – powiedziała starsza pani. Dziewczyna bardzo uprzejmym tonem odpowiedziała, wskazując na siedzenie obok – „Proszę bardzo, tutaj jest wolne miejsce”. Ja i moi znajomi zaskoczeni tą sytuacją, obawiając się oczekiwaliśmy tego, co zaraz nastąpi. „Ale ja chcę siedzieć tam”. Bez słowa i w lekkim szoku Agnieszka ustąpiła miejsca babci. Podeszła do nas i dalej nic nie mówiła.
Kolejny przystanek, to następne osoby wsiadające. Obecnie prawie cała młodzież już stała. Na jej miejsca usiadły inne osoby. Tym razem zrobiło się tak ciasno, że nie było już gdzie stać, a co dopiero gdzieś się ruszyć. Jedna kobieta próbowała przepchać się na ostatnie wolne miejsce. Łokcie i język poszły w ruch. „Przepuśćcie mnie. . . Ta młodzież. . . Oni nie mają w ogóle kultury!” – mówiła podniesionym tonem. Zapadła cisza. Nikt nie odważył się nic powiedzieć. Wszyscy, którzy byli obok niej, z bólem żeber, wpatrywali się w małego człowieczka próbującego przebić się przez tłum. Ostatecznie dotarła tam gdzie chciała. „Po trupach do celu!” – Ktoś ze środka autobusu krzyknął przypuszczalne motto przewodnie tej kobiety. Chyba moglibyśmy powiedzieć, że miał rację, ale cel chyba nie został osiągnięty. Otóż miejsce, na pozór wyglądające na wolne miejsce było już zajęte przez reklamówkę obok siedzącej starszej pani. Brunetka, z włosami spiętymi u góry wyglądała na zaskoczoną tym, że ktoś czeka, aż ona łaskawie zdejmie swoje zakupy i postawi na ziemi. Ale po co ma to robić, skoro cały autobus gniecie się jak sardynki w puszce? Nie zwracając więcej uwagi na spojrzenia innych, obróciła głowę i patrzyła przez okno.
Dosłownie parę sekund później słychać było głosy jakiegoś mężczyzny, mówiącego do jakiejś młodej dziewczyny: „Osiem lekcji dziennie. . . A tyłek cię nie boli od tego siedzenia w szkole i jeszcze na dodatek w autobusie?” Widać było jak blondynka wstaje i próbuje dostać się do wyjścia. Nareszcie. Nasz przystanek. Dużo osób wychodzi, bo jesteśmy przy targu i trzeba poczekać, aż przejdą ci, co są w gorącej wodzie kąpani i boją się, że nie zdążą wysiąść. Pora na nas. Jest pewien problem. Jak wyjść skoro drzwi zatarasowała następna grupka starszych kobiet, ale te, dla odmiany, boją się o to, że nie zdążą wejść i ktoś siądzie na ich ulubionym miejscu.
Udało się. Po refleksjach na temat tego, że młodzież jest taka niekulturalna, pora do szkoły. Po ośmiu godzinach nauki czas do domu. Szkoda tylko, że tym samym autobusem. Zmęczeni wsiadamy, myśląc o ciepłym obiadku w domku, chwili relaksu i rozluźnienia. Co za nieszczęście. Znowu się zaczyna. Dwie kobiety rozmawiają: „Ta dzisiejsza młodzież. . . Oni nie są w ogóle wychowani. Ciągle te komputery i telewizja. Tylko te filmy i seriale. Co ja bym dała, żeby moja wnuczka była taka, jak Kasia z „Plebani”. Kim jest Kasia? Kto tak naprawdę ogląda tylko seriale? Czy to my jesteśmy niewychowani? Z takimi rozmyślaniami wracamy do domu odpocząć, po to, żeby następnego dnia stawić czoła drodze do szkoły.
Codziennie rano, jadąc autobusem, patrzę na ludzi. Najczęściej podmiotami mojej obserwacji są babcie jadące na targ lub cmentarz i młodzież, która, tak jak ja, jedzie do szkoły. Gdy wsiadam z koleżankami, w środku jest prawie pusto, więc możemy sobie wygodnie usiąść.
Na kolejnym przystanku wchodzi kilka młodych osób z plecakami i kilka starszych pań. Młodzi kulturalnie czekają aż kobiety zajmą sobie miejsca, po czym sami siadają tam, gdzie jest jeszcze wolne.
Następny przystanek, to kolejne starsze osoby. Jest jeszcze kilka wolnych miejsc, wiec nie trzeba ustępować, bo przecież ktoś może usiąść obok, ale czy na pewno to był dobry pomysł? Patrzę, a jakaś niska kobieta, o siwych, krótkich włosach, z siatką w ręku, stoi nad moją koleżanką i wydaje z siebie dziwne odgłosy w stylu chrząkania. Agnieszka spojrzała na nią pytająco. „Chcę tu usiąść” – powiedziała starsza pani. Dziewczyna bardzo uprzejmym tonem odpowiedziała, wskazując na siedzenie obok – „Proszę bardzo, tutaj jest wolne miejsce”. Ja i moi znajomi zaskoczeni tą sytuacją, obawiając się oczekiwaliśmy tego, co zaraz nastąpi. „Ale ja chcę siedzieć tam”. Bez słowa i w lekkim szoku Agnieszka ustąpiła miejsca babci. Podeszła do nas i dalej nic nie mówiła.
Kolejny przystanek, to następne osoby wsiadające. Obecnie prawie cała młodzież już stała. Na jej miejsca usiadły inne osoby. Tym razem zrobiło się tak ciasno, że nie było już gdzie stać, a co dopiero gdzieś się ruszyć. Jedna kobieta próbowała przepchać się na ostatnie wolne miejsce. Łokcie i język poszły w ruch. „Przepuśćcie mnie. . . Ta młodzież. . . Oni nie mają w ogóle kultury!” – mówiła podniesionym tonem. Zapadła cisza. Nikt nie odważył się nic powiedzieć. Wszyscy, którzy byli obok niej, z bólem żeber, wpatrywali się w małego człowieczka próbującego przebić się przez tłum. Ostatecznie dotarła tam gdzie chciała. „Po trupach do celu!” – Ktoś ze środka autobusu krzyknął przypuszczalne motto przewodnie tej kobiety. Chyba moglibyśmy powiedzieć, że miał rację, ale cel chyba nie został osiągnięty. Otóż miejsce, na pozór wyglądające na wolne miejsce było już zajęte przez reklamówkę obok siedzącej starszej pani. Brunetka, z włosami spiętymi u góry wyglądała na zaskoczoną tym, że ktoś czeka, aż ona łaskawie zdejmie swoje zakupy i postawi na ziemi. Ale po co ma to robić, skoro cały autobus gniecie się jak sardynki w puszce? Nie zwracając więcej uwagi na spojrzenia innych, obróciła głowę i patrzyła przez okno.
Dosłownie parę sekund później słychać było głosy jakiegoś mężczyzny, mówiącego do jakiejś młodej dziewczyny: „Osiem lekcji dziennie. . . A tyłek cię nie boli od tego siedzenia w szkole i jeszcze na dodatek w autobusie?” Widać było jak blondynka wstaje i próbuje dostać się do wyjścia.
Nareszcie. Nasz przystanek. Dużo osób wychodzi, bo jesteśmy przy targu i trzeba poczekać, aż przejdą ci, co są w gorącej wodzie kąpani i boją się, że nie zdążą wysiąść. Pora na nas. Jest pewien problem. Jak wyjść skoro drzwi zatarasowała następna grupka starszych kobiet, ale te, dla odmiany, boją się o to, że nie zdążą wejść i ktoś siądzie na ich ulubionym miejscu.
Udało się. Po refleksjach na temat tego, że młodzież jest taka niekulturalna, pora do szkoły.
Po ośmiu godzinach nauki czas do domu. Szkoda tylko, że tym samym autobusem. Zmęczeni wsiadamy, myśląc o ciepłym obiadku w domku, chwili relaksu i rozluźnienia. Co za nieszczęście. Znowu się zaczyna. Dwie kobiety rozmawiają: „Ta dzisiejsza młodzież. . . Oni nie są w ogóle wychowani. Ciągle te komputery i telewizja. Tylko te filmy i seriale. Co ja bym dała, żeby moja wnuczka była taka, jak Kasia z „Plebani”.
Kim jest Kasia? Kto tak naprawdę ogląda tylko seriale? Czy to my jesteśmy niewychowani? Z takimi rozmyślaniami wracamy do domu odpocząć, po to, żeby następnego dnia stawić czoła drodze do szkoły.