March 2022 1 4 Report
Fakty z życia S. Żeromskiego Doświadczenia Marcina Borowicz I Andrzeja

Radka


Kilka wspomnień z lat dzieciństwa Stefana Żeromskiego w powieści „Syzyfowe prace”

1. Zapoznaj się z tekstem źródłowym, który jest fragmentem „Dzienników” Stefana

Żeromskiego. Przeczytaj go uważnie i ze zrozumieniem, a następnie zanotuj

podobieństwa faktów z życia pisarza z doświadczeniami bohaterów książki.

2. Tekst źródłowy I:

„Kilka wspomnień z lat mojego dzieciństwa” Oddano mię (...) do gimnazjum do klasy wstępnej.

Stałem na stancji u ciotki mej, p. Saskiej. (...) Jak ja zawsze lubiłem czytać książki! ... to ma

jedyna zabawa od dzieciństwa. Dostałem promocję do klasy pierwszej. Tu uwiązgłem: łacina i

matematyka wzięły mię silnie za bary i zasadziły powtórnie na ławy klasy pierwszej. Drugi rok

był szczęśliwszy: byłem trzecim uczniem w klasie – dostałem promocję do klasy drugiej, lecz tu

znowu stanąłem. Po przezimowaniu w klasie drugiej i promocji do trzeciej przyjeżdżam na

wakacje. Och! Bolesne, bolesne wspomnienia pozostały na całe życie z tych dwu miesięcy:

matka od czternastu lat słaba na piersi, zapadła już zupełnie – od sześciu miesięcy nie powstała

z łóżka – były to suchoty. Wakacje zbliżały się do końca i przyszedł dzień 15 sierpnia, dzień tak

przeze mnie lubiany, dzień prawdziwie szczęśliwy zawsze dla mnie i dzień dziś dla mnie

najsmutniejsze chowający w sobie wspomnienia... Matka umarła!... Święty cień jej znikł tak

cicho i spokojnie, jakby śmierć była dla niego nagrodą za cierpienia tu wycierpiane. Cicho

pojednana z Bogiem zasnęła bez bólu, bez skargi, jakby szczęśliwa, że duch jej z dotkliwie

gniotącego ciała uleciał do celu swojego... (...) Przyjechałem do gimnazjum; profesorem języka

polskiego naznaczony był wówczas p. A. G. Bem. Od pierwszej lekcji jego, od przeczytania przez

niego „Maratonu” Ujejskiego inna epoka, inna era zaczęła się w życiu moim. Odtąd to zacząłem

rachować godziny między jedną a drugą godziną jego lekcji, odtąd ulubionym moim

przedmiotem był mój ukochany język rodzinny. I przeszedł rok, dostałem promocję do klasy

czwartej, przepędziłem wakacje z ukochanym tatkiem moim i p. Karpińskim, sąsiadem,

przepędziłem z dubeltówką na ramieniu – o, bo szalenie prawie pokochałem polowanie! Gdzie

ja nie byłem z tą flintą ojcowską, ile razy przemierzyłem w najrozmaitszych kierunkach przyległe

wiosce mej lasy... Znów do gimnazjum. Znów mój ukochany profesor na katedrze, znów czyta...

ach! Czyta, czyta, porywa tym swoim głosem, za którym poszedłbym choć w piekło... Stałem na

stancji już drugi rok u p. Czaplickiej; w połowie roku stanął tamże kolega mój, Stefan

Wojtasiewicz. Dowcipny, wesoły, z pamięcią lokalną. – Od razu przypadł mi do serca... Razu

jednego siedzimy wieczorem. Mój Wojtek, jak go nazywano ogólnie, ni stąd ni zowąd proponuje

mi, bym napisał wiersz jaki. Przystaję. Będąc raz na Świętym Krzyżu, doznałem niezrównanego wzruszenia na widok odwiecznych murów starożytnej świątyni i rozburzonego klasztoru –

uczucia te odtwarzam w wierszydełku pt. „Na zwaliskach Św. Krzyża”. Wierszyk ten pokazano p.

Bemowi... Powstał tym sposobem pierwszy mój wierszyk, za nim poszedł drugi: „Na mogile

matki” itd. I odtąd zaczęła się ta szczęśliwa czy raczej nieszczęśliwa era życia mojego, w której

doznałem tyle szczęścia i radości i tyle nieraz rozpaczy i boleści... Przeszedłem do klasy piątej.

Porzuciłem wszystko, opuściłem się zupełnie w naukach, gdym usłyszał płody nieśmiertelnych

mistrzów naszych, deklamowane przez ukochanego mego profesora. Cały poświęciłem się tym

dwu godzinom tygodniowo, wyczekiwałem ich Bóg wie z jaką niecierpliwością – i cóż

powiedzieć o tym, czym było każde słowo dla mnie, wyrzeczone przez p. Bema?! On był moim

ideałem – wyrocznią. Z własnej już woli podałem mu raz kajet mych lichych wierszydeł...

Przeczytał je, zganił częstochowszczyznę, ale powiedział, że znać uczucie w wierszyku pt. „Do

rolników”. Jakże mię ucieszyły te słowa, słowa pochwały z ust tego, który sądził twory

nieśmiertelnych mistrzów naszych... (...) 13 października. Polski. Pan Bem, przesłuchawszy

kilkunastu moich kolegów, zwraca się do mnie i mówi: „Panu mogę postawić stopień bez pytań”

i stawia mi celujący. Boże mój, Boże! Jakże ja musze pracować, aby tej jego ufności położonej

we mnie nie zawieść. Tak i do grobowej deski trzeba tak żyć i tak pracować, aby nie zawieść

nadziei mego prototypu profesora. Dziś ośmielę się powiedzieć, niech kto chce i jak chce mnie

sądzi, że go kocham! (...) 14 października. Dziś skończyłem lat osiemnaście! Lat osiemnaście

przeżyłem i cóż dobrego zrobiłem na świecie? Szyller w osiemnastym roku napisał „Zbójców”, a

ja? Czy napisałem co, co by godnym było imienia utworu? Mój Boże, mam lat osiemnaście,

jestem w wieku, gdy wszyscy go zazdroszczą, w złotym wieku, w pełni sil marzeń, jestem

młodzieńcem i cóż mi zostanie ze spędzenia tych lat? Och! Oby tylko nie wspomnienia chwil na

próżno zmarnowanych, oby tylko nie pozostała mi przeszłość smutna! Wśród serc bijących

szczęściem, marzeniami niezaśmieconymi prozą życia, sam z sercem gwałtownie bijącym,

jakżem szczęśliwy! Ile ja przez lat ośmnaście przeżyłem! Najpierw dzieciństwo pod okiem matki,

potem wstąpienie do gimnazjum, potem śmierć matki, potem poznanie pana Bema, potem

zwrócenie się do poezji i literatury (...). 7 listopada. Po południu był mój najukochańszy Tatuś.

Tak już dawno go nie widziałem: coraz to mizerniejszy! Mój Boże! Już ani śladu tego

prześlicznego mężczyzny, za którym szalały kobiety! Ta twarz, tak podobna do wszystkich

portretów Jana Sobieskiego, dziś pożółkła już i zwiędła! Och, nie ten to już człowiek co dawniej!

Ani śladów dowcipu, wesołości, od której pamiętam, gdym był dzieckiem, całe się pokładały ze

śmiechu towarzystwa! Mój Boże, i jego losy przybiły do ziemi. I jego! Ale nad czyją głową tyle się

bólów i burz przeniosło, kto wycierpiał tyle co mój ojciec, tego twarz powiędnąć, a głowa

posiwieć musiała! (...) Mój Boże! Czy są jeszcze na świecie ludzie tacy jak on? Dobroć, dobroć,

która przyprawiła go o stratę majątku, dobroć zbytnia względem dzieci, względem służących,

względem sąsiadów, względem wszystkich – oto jego przymiot! 24 stycznia (środa). Kilka dni

temu panika ogarnęła nasze gimnazjum: w skórę biją! – Jezu Chryste! – za najmniejszą

łobuzerkę tryszczą do komory i nasz Teodor wali aż się kurzy. (...) 18 marca (niedziela – 1883 r.)

Dziwne, nieznane uczucie, szalona mrzonka ogarnęła serce. Wielkie turkusowe w śniadej

oprawie oczy – włosy długie blond. Helena. Śród smutku i bólu jak anioł mi się zjawiła. 13 maja.

(...) Jakże potrzebuję być kochanym, jakie to szczęście kochać i być kochanym, a jaka rozpacz, jaka śmieszność kochać – samemu kochać... O, kocham cię, kocham cię, aniele mój, choć może

ta miłość zaprowadzi mię na dno rozpaczy, do stóp śmierci... (...) 22 września (sobota). Dano mi

znać o godzinie trzy kwadranse na dwunastą, że ojciec umarł. Jadę. Gdym ja spał wczoraj o 12 –

On konał. Nie konał, bo tercji nie trwało jego konanie... Sam więc jestem na świecie... Sam, bez

Niego... 18 listopada. Cały dzień zeszedł mi na pracy. Korepetycje i korepetycje – aż nudno.

Jakaż to realnie mozolna praca! Pracuję mozolnie – mało tylko dla siebie. (...) 8 XII

(poniedziałek) Założyliśmy towarzystwo literackie (...). Zebrania odbywają się na górce u Kazia.

Wpis kwartalny r. 1 kop. 20. Fundusz ten obrócony ma być na prenumeratę „Ateneum” i

kupowanie studiów literackich. Zebrania odbywać się mają w każdą niedzielę i święto. Każdy z

członków obowiązany jest napisać raz na kwartał wypracowanie, traktujące o którymkolwiek z

autorów epoki, którą studiujem. Wypracowania te oceniać będziem in gremio. (...) Gdyby tak

władza gimnazjalna o związku się naszym dowiedziała – dostalibyśmy wszyscy niewątpliwie

dymisję. Toteż wchodzimy i wychodzimy po jednemu i ostrożnie, i drzwi zamykamy na klucz (...).

Postanowiono nikomu o związku tym, nawet Siemiradzkiemu ani Bemowi, nie mówić, by

najmniejszego nie robić rozgłosu. Ideą przewodnią jest patriotyzm (...). Będziem pielęgnować w

naszym kółeczku mowę przynajmniej ojczystą. A więc – ostatnie „zioła pachnące, czołem silące

się przebić piasków osłonę, burzą pędzących”, nie zwiędły jeszcze – nie, nie, nie! Ta górka, ten

pokoik Kazia będzie nam w życiu jedną z najprzyjemniejszych pamiątek.

MAM TO WYSŁAĆ DO 20. PROSZEEE O POMOC DAJE NAJJ ​

Life Enjoy

" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "

Get in touch

Social

© Copyright 2013 - 2025 KUDO.TIPS - All rights reserved.